Niestety nikomu nie można powiedzieć, czym jest FluxBB – trzeba to zobaczyć na własne oczy.
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Tę książkę dedykuję wszystkim dziewczynom, które słuchając na swoim walkmanie
piosenek ulubionego zespołu, śpiewały i bujały w obłokach.
ROZDZIAŁ 1
– Do cholery, Heather! Przez ciebie jak zwykle się spóźnimy! – wrzeszczy Nicole przez
drzwi łazienki.
Przyjaźnimy się od szóstej klasy szkoły podstawowej. Jeśli zależało jej, żebyśmy wyszły
punktualnie, powinna była umówić się ze mną co najmniej z dwudziestominutowym
wyprzedzeniem.
– To napięcie jest nieznośne! – mówię, drocząc się z nią. Wiążę włosy.
– Doprowadzasz mnie do szału – stwierdza.
– Cóż zrobić.
Nicole odchodzi od drzwi, mamrocząc coś pod nosem. Nie mam pojęcia, dlaczego jest
taka wściekła. Mamy mnóstwo czasu. Nicole jest piratem drogowym, więc bez wątpienia
dociśnie gaz tak, że dowiezie nas na koncert na kwadrans przed rozpoczęciem.
A ja, to prawda, guzdrzę się niemiłosiernie. Moja motywacja, żeby się umalować i włożyć
spodnie, jest w tej chwili równa zeru.
Mamy odmienne zdanie na temat tego, jak powinien wyglądać prawdziwy dziewczyński
wieczór. Ja z radością zostałabym w domu z kieliszkiem martini. A moja przyjaciółka lubi dawać
czadu na mieście. Jestem za stara na takie akcje. Następnego dnia po imprezie śmierdzę, jakbym
spała na śmietniku, i zwykle mam kaca. Wolę mięciutką piżamkę niż dżinsy, które są tak ciasne,
że muszę je wkładać na leżąco. Wyobrażam sobie, jak wyglądam, gdy wciągam brzuch
i wyginam się do tyłu, żeby zapiąć ten pieprzony guzik. Robię najpierw piętnaście przysiadów,
żeby rozciągnąć spodnie. Modlę się, żeby tylko nie pękły w szwach. Nie ma to jak ostry trening,
żeby móc się ubrać.
Obiecuję sobie, że zadzwonię do znajomego trenera boksu.
Ponownie rozlega się pukanie do drzwi.
– Ja wychodzę – oznajmia Nicole.
Wcale nie.
Uchylam drzwi do łazienki.
– Ale to ja mam bilety. Szerokiej drogi! – Pokazuję jej język i zamykam się, przekręcając
klucz w zamku. Gdyby nie to, że w przeszłości już dwukrotnie zdarzyło jej się wyjść beze mnie,
nie musiałabym się tak wydurniać. Szybko się nauczyłam, że jeśli chodzi o moje trzy najlepsze
przyjaciółki, muszę być przebiegła. Ale gdybym pozwoliła Nicole wyjść, mogłabym zostać sobie
w domu i spokojnie oglądać Netflixa, zajadając się popcornem.
Nicole wykazała się niefrasobliwością, nie umawiając się ze mną odpowiednio wcześnie.
Wie, że potrafię być złośliwa, więc pozwala mi dokończyć przygotowania bez dalszych dyskusji.
Mogłabym się guzdrać tylko po to, żeby zrobić jej na złość, ale to by oznaczało konieczność
wpatrywania się w znienawidzone różowe kafelki.
Mój dom bynajmniej nie jest ruderą, ale to także nic specjalnego. Rodzice zostawili mi go
w spadku. Dom jest stary, a jego stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. A jednak nie
mam serca go sprzedać. To jedyna rzecz, która mi po nich pozostała, no i na nic innego mnie nie
stać.
Hipoteka została spłacona, więc po uregulowaniu comiesięcznych wydatków resztę
pieniędzy mogę przeznaczyć na leczenie mojej siostry.
Kończę makijaż i wychodzę z łazienki z chytrym uśmieszkiem.
Nicole na mój widok spogląda na zegarek i kręci głową z niedowierzaniem.
– Nie wytrzymam z tobą.
Najskuteczniejszym sposobem na poskromienie złości Nicole jest natychmiastowa
zmiana tematu.
– Pamiętaj, że złość piękności szkodzi. Jedziemy po Danni i Kristin?
– Na szczęście nie, bo przegapiłybyśmy początek koncertu.
Nicole i ja jesteśmy najbardziej sarkastycznymi i złośliwymi sukami z naszej paczki.
Ilekroć wdajemy się w kłótnie, sytuacja szybko eskaluje. Dlatego bez Danni i Kristin, które
odgrywają rolę mediatorek, lepiej jest z nami nie zaczynać.
– Jesteś tego pewna? – pytam, ignorując jej przytyk.
– Tak, jestem pewna. Umówiłyśmy się na miejscu.
Nicole i ja wreszcie wychodzimy i wsiadamy do jej samochodu. Chciałabym, żeby
w końcu kupiła furę o normalnych gabarytach. Mam metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, więc gdy
sadowię się na miejscu pasażera, jestem tak ściśnięta, że kolanami miażdżę sobie biust. Czuję, że
zaraz oszaleję w za ciasnych dżinsach i samochodzie wielkości puszki od sardynek.
– Błagam – zwracam się do Nicole melodramatycznym tonem. – Powiedz mi, że
dziewczyny nie zabierają ze sobą swoich mężów.
Nicole wybucha śmiechem.
– Kutas Numer Jeden i Dupek Numer Dwa nie przyjdą. Wychodzą na miasto. – Nicole
udaje, że wkłada sobie palec do gardła.
Dzięki Bogu. Ich mężowie są okropni, a zwłaszcza mąż Danielle.
– Może te dwa przegrywy zakochają się w sobie
nawzajem – zastanawiam się na głos, moszcząc się w fotelu.
Nicole spogląda na mnie z drwiącym uśmieszkiem.
– I wreszcie dotrze do nich, że nie zasługują na tak wspaniałe kobiety.
– A wtedy wybudujemy posiadłość, w której zamieszkamy we cztery.
– Nie. Będą nam potrzebne penisy. Nie ma mowy, żebym zamieszkała z wami bez kogoś,
z kim mogłabym się regularnie bzykać. Będę potrzebowała odtrutki, żeby z wami wytrzymać.
Codziennie.
– Wariatka.
– Mniszka.
Znowu to samo.
– Zamknij się. – Nicole rusza z takim impetem, że niewiele brakowało, a uderzyłabym
głową w szybę.
– Nicole! – wrzeszczę, bo wchodzi w zakręt z nogą na gazie. – Jezu! Zwolnij!
– Nie histeryzuj. Jestem z tobą, a ty masz odznakę. Nikt mi nie wlepi mandatu.
– Nie obchodzi mnie mandat. – Chwytam za brzeg siedzenia i prostuję się. – Zależy mi na
tym, żeby przeżyć.
– Jeśli już, to umrzesz z powodu braku seksu. – Nicole przewraca oczami i włącza stację
z przebojami z lat osiemdziesiątych. – Lepiej posłuchaj Four Blocks Down i przygotuj się na
rychły widok chłopaków wywijających swoimi słodkimi dupeczkami na scenie. A potem wyjmij
kij z tyłka, to może przestaniesz tak smęcić.
– Wcale nie smęcę. – Trącam ją w ramię.
– Jasne. – Wzrusza ramionami lekceważąco. To dla niej typowe.
Czy jestem smętna? Nie. Jestem szczęśliwa… zazwyczaj.
Mam świetną pracę, w której się spełniam. Bycie policjantką nie jest łatwe, ale kocham
to, co robię.
Jedynym minusem mojej pracy jest konieczność codziennego widywania mojego
eksmęża. Na szczęście nasze małżeństwo skończyło się w miarę ugodowo, ale musiałabym
skłamać, gdybym nie przyznała, jak bardzo jest mi to nie na rękę. Między mną i Mattem układa
się dziwnie. Czasami ludzie do siebie nie pasują albo okazuje się, że człowiek jest kimś innym,
niż się z początku wydawało. Gdyby nie moja siostra Stephanie i to, że do emerytury zostało mi
dwanaście lat, już dawno przeprowadziłabym się do innego miasta.
Nicole wyśpiewuje na cały głos.
– Heather, śpiewaj ze mną!
Nie mam ochoty na śpiewy, ale zalewa mnie fala wspomnień z czasów, gdy każda
z naszej czwórki nosiła natapirowaną grzywkę, ubrania w kolorach, których nikt nie powinien
nosić, i gdy bez cienia zażenowania śliniłyśmy się na widok chłopaków z zespołu Four Blocks
Down.
W końcu ulegam, bo i tak nie mam jak uciec z tej śmiertelnej pułapki, która udaje
samochód.
Śpiewamy razem teksty piosenek naszych pierwszych idoli.
– Chciałabym odzyskać moją powłoczkę na poduszkę ze zdjęciem Eliego. – Uśmiecham
się szeroko.
– Ja miałam ręcznik z podobizną Randy’ego. Żałuję, że nie mogę się nim otulić. – Nicole
wzdycha.
Serio, ta dziewczyna nie myśli o niczym innym poza seksem.
– Dajesz czasami odpocząć swojemu wibratorowi?
Nicole spogląda na mnie jak na idiotkę.
– Niebawem się przekonasz, skarbie, że jeśli zbyt długo czegoś się nie używa, łatwo
wyjść z wprawy.
– Ty za to tego nadużywasz – odpowiadam. Nicole jako jedyna z nas nigdy nie wyszła za
mąż. Mieszka na przedmieściach Tampy. Żeby mnie zabrać, musiała przyjechać na drugi koniec
miasta do Carrollwood, ale wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, na pewno nie wyjdę z domu.
Czasami zazdroszczę jej takiego życia. Ma wszystko, o czym marzyła. Łut szczęścia
sprawił, że gdy otworzyła studio projektowe Dupree Designs, od razu podpisała kontrakt
z jednym z najzamożniejszych deweloperów w mieście. Przespała się z nim, dostała kilka
kolejnych zleceń i niespodziewanie znalazła się na topie.
A potem faceta rzuciła.
Gdy parkujemy obok stadionu, Nicole zaczyna wiercić się w fotelu.
– Słuchaj, wiem, że uparłaś się, żeby być najbardziej odpowiedzialną z naszej czwórki,
ale dziś – chwyta mnie za ręce – błagam, wyluzuj. Musisz się rozerwać.
Wbijam w nią wzrok.
– Przecież jestem wyluzowana.
– Masz włosy spięte w kok. – Nicole marszczy brwi. – Jesteś uosobieniem spiny.
Dotykam włosów ze złością, bo wiem, że ma rację. Lubię przemyślane decyzje. No, może
z wyjątkiem wyjścia za mąż za Matta. Choć decyzja sama w sobie nie była całkiem chybiona,
podjęłam ją naprędce. Matt był jednak dupkiem. I okazał się beznadziejny w łóżku.
No dobra, może to nie była dobra decyzja.
Dość tych wspominków.
– Nic, wcale nie jestem spięta.
– Niech ci będzie. Ale rozpuść włosy. Danni będzie zazdrosna, bo nigdy nie uda jej się
uzyskać twojego odcienia blondu, niezależnie od tego, ile wyda na to u fryzjera. Może któregoś
dnia wreszcie da sobie spokój. – Nicole i Danni kochają się i nienawidzą. W tym tygodniu szala
przechyliła się w kierunku nienawiści. Chciałabym, żeby zakopały topór wojenny, ale obie się
zarzekają, że nie ma sprawy.
Z tego, co wiem, Nicole przespała się z narzeczonym Danni na trzy dni przed ich ślubem.
Nie wiem, czy to prawda, ale jeśli chodzi o Nicole, nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Gdy
usłyszałam o kulisach tej historii, postanowiłam zdystansować się do wszystkiego. Nie chcę się
mieszać w ich sprawy, ale prawdę mówiąc, od tamtej pory Nicole i Danni są wobec siebie
uszczypliwe.
Zatargi zatargami, ale Nicole ma rację. Nie wyściubiam nosa z domu. A gdy nie gniję na
kanapie przed telewizorem, odwiedzam siostrę.
Rozpuszczam włosy, pozwalając, żeby opadły mi na plecy. Na szczęście trochę się
zakręciły. Nicole sięga po torebkę z tylnego siedzenia i rzuca mi na kolana kosmetyczkę.
– Podmaluj się. Zrób się na bóstwo, wiesz, o co chodzi. Nie możesz wyglądać jak jakaś
zmarnowana rozwódka.
– Często zastanawiam się, dlaczego nie rzuciłam cię od razu po zakończeniu szkoły.
– Sięgam po kredkę i obrysowuję kontur moich brązowych oczu. Maluję usta błyszczykiem
i podkreślam kości policzkowe różem. – Lepiej?
– Zdecydowanie.
W drodze na koncert nie mogę powstrzymać śmiechu. Wszyscy są mniej więcej
w naszym wieku – i podobnie jak my, przyszli na koncert boys bandu.
Zespół, w którym kochałyśmy się jako nastolatki, postarzał się tak jak my, ale mimo to
stawiłyśmy się, żeby zedrzeć sobie gardło i omdlewać z zachwytu pod sceną.
Nie sposób zliczyć, ile razy przyśnił mi się Eli Walsh ani ile stron pamiętnika zapełniłam,
ćwicząc podpis: Pani Heather Walsh. Jestem pewna, że nie ja jedna. W tłumie pod sceną jest
pewnie kilkaset innych kobiet w średnim wieku, które robiły to samo, co ja.
Niektóre z nich są dość skąpo ubrane.
– Nie wytrzymam, co ona ma na sobie?
Nicole zerka za siebie i krzywi się z niesmakiem.
– Dobry Boże, ktoś powinien ją oświecić, że kusy top i miniówa to lekka przesada.
Prycham w odpowiedzi.
– Czuję się jak na spotkaniu licealnym – stwierdzam, rozglądając się za Danni i Kristin.
Wiem, że nie jesteśmy już podlotkami, ale kiedy zdążyłyśmy się zestarzeć, tak jak niektóre fanki
stojące razem z nami w kolejce? Jezu.
– Heather! – Kristin macha do nas i wraz z Danni zaczynają się przeciskać przez tłum.
Tęsknię za nimi, choć widujemy się przynajmniej raz na trzy miesiące. Po maturze
obiecałyśmy sobie, że będziemy się spotykać raz na kwartał, i do tej pory udało nam się
dotrzymać tej obietnicy. Na pewno pomaga to, że wszystkie mieszkamy w Tampie, ale jestem
pewna, że zawsze będziemy ze sobą blisko, niezależnie od szerokości geograficznej.
Niektóre przyjaźnie są na całe życie, nawet jeśli ktoś się prześpi z czyimś eks.
– Stęskniłam się za tobą – mówię do Kristin, gdy mnie przytula.
Całuje mnie w policzek.
– Ja tęskniłam bardziej.
Witamy się wylewnie, wymieniając uściski. Wyglądamy jak wariatki, ale nic mnie to nie
obchodzi. Poza siostrą mam tylko swoje przyjaciółki.
– Jak się miewa Steph? – pyta Danielle.
– Raczej dobrze. Właśnie czekam na jej telefon. – Danielle jest kochana, zawsze pamięta,
żeby zapytać o Stephanie.
– Cieszę się, że jest w dobrej formie. – Danielle się uśmiecha.
– Tak, ale miała do mnie zadzwonić. Powinnam sprawdzić, co u niej.
Danni łapię mnie za rękę, gdy sięgam po komórkę.
– Jestem pewna, że jej pielęgniarka skontaktowałaby się z tobą, gdyby coś się stało.
Danni ma rację, ale niepokój jest silniejszy ode mnie. Jak tylko sięgam pamięcią,
Stephanie zawsze była dla mnie najważniejsza. W jej przypadku nie mogę sobie pozwolić nawet
na najmniejsze zaniechanie.
– Sprawdzę tylko, czy wszystko u niej w porządku – mówię i wyciągam komórkę ze
stanika.
Danielle wybucha śmiechem.
– No tak, powinnam była się domyślić, że nic cię nie powstrzyma.
Nie mam żadnych nieodebranych połączeń ani
nieprzeczytanych esemesów.
Oddychaj. Na pewno wszystko jest w porządku, nie histeryzuj.
Wysyłam do niej esemesa, bo wiem, że cisza w eterze nie da mi spokoju.
JA: Hej, wszystko dobrze? Nie odezwałaś się dziś.
Po chwili Steph odpisuje.
STEPHANIE: Tak, mamo.
Co za bachor.
JA: Nie miałaś dziś napadu?
Moja siostra choruje na pląsawicę Huntingtona. Zdiagnozowano ją, gdy miała
dziewiętnaście lat, zanim zdążyła się nacieszyć niezależnością. Zrobiłam wszystko, co w mojej
mocy, żeby mogła ze mną zostać, ale gdy zaczęła mieć trudności z wysławianiem się, a napady
paraliżu stawały się coraz częstsze, wiedziałam, że sytuacja mnie przerosła.
Widok dwudziestosześcioletniej siostry cierpiącej na przedwczesną demencję był
rozdzierający. Jednak od kilku tygodni Steph czuje się znacznie lepiej. Jest przytomna, wręcz
wesoła. Jej objawy niekiedy są tak łagodne, że zapominam o tym, jak bardzo jest chora, ale
potem nadchodzi progresja i nie ma mowy o tym, żebym mogła o tym nie myśleć.
STEPHANIE: Nie. Nie miałaś się czasem spotkać z dziewczynami? Heather, rozerwij się.
Przekaż im, że je pozdrawiam!
– Wszystko w porządku u Steph? – pyta Nicole, widząc, że esemesuję.
– Tak. To znaczy, wiesz, jak jest… – Mój dobry nastrój pryska, gdy dociera do mnie, że
siostra nigdy nie doświadczy tego, co ja. Danielle dotyka mojego ramienia, a ja silę się na
uśmiech. – Steph przesyła pozdrowienia.
– Ucałuj ją od nas – prosi Kristin. Przekazuję pozdrowienia od dziewczyn, piszę siostrze,
że ją kocham, i chowam telefon.
– Okej! – wykrzykuje Nicole. – Chodźmy zobaczyć te zajebiste miejsca, które upolowała
dla nas superfanka Kristin.
Kristin spogląda na Nicole spode łba, ale tak naprawdę nie ma się o co boczyć, bo
faktycznie jest członkinią fanklubu zespołu. Dokładnie tak, moja trzydziestoośmioletnia
przyjaciółka należy do fanklubu Four Blocks Down. Jestem pewna, że już nieraz zdążyła gorzko
pożałować, że podzieliła się z nami tą informacją. Jednak to dzięki członkostwu w klubie udało
jej się załatwić dla nas miejsca w pierwszym rzędzie, więc byłyśmy dla niej wyrozumiałe. Do
czasu.
– A ty idź poszukać sobie miejsca w jednym z dalszych sektorów.
Nicole otacza Kristin ramieniem.
– Za bardzo mnie kochasz, żebyś chciała trzymać mnie z dala od Randy’ego. – Nicole
wzdycha z rozmarzeniem.
Wybucham śmiechem.
– Chyba śnisz, jeśli sądzisz, że uda ci się do niego zbliżyć. Poza tym jest żonaty!
Próbuję nie myśleć o Stephanie. Choroba mojej siostry łamie mi serce. Chciałabym jej
pomóc, ale czuję się kompletnie bezsilna.
Stephanie dorastała, obserwując, jak tańczę niczym wariatka w rytm ogłuszającej muzyki,
a teraz tkwi w domu opieki, podczas gdy ja cieszę się życiem. To nie fair. Powinna być tu ze
mną. Nie ma sprawiedliwości.
– Hej. – Danni mnie trąca. – Pięknie dziś wyglądasz.
Przesyłam jej wymuszony uśmiech.
– Dzięki. – Mój beztroski nastrój wyparował. Nie mogę przestać myśleć o tym, jak bardzo
bym chciała, żeby Steph była tu ze mną.
– Przepraszam. – Danni poważnieje.
– Za co?
Wzrusza ramionami.
– Zepsułam nasz beztroski wieczór pytaniami o twoją siostrę.
– Nie! Nie myśl tak. – Przytulam ją. – Nigdy nie przestaję o niej myśleć. Moja siostra
umiera. Taka jest prawda.
Danielle rzednie mina.
– Heather, tak mi przykro.
Wiem, że nie chciała mnie zdołować. Gdybym mogła być jak Nicole… Żyć beztrosko,
uprawiać seks z nieznajomymi, nie mieć żadnych zmartwień. Ale moje życie tak nie wygląda.
Oj, nie. To pasmo wiecznych nieszczęść. Gdy moje przyjaciółki imprezowały
w college’u, ja pracowałam na pełny etat. Wieczorami i w weekendy nie chadzałam
na imprezy ani na plażę, ale odrabiałam lekcje ze Steph. Nie jestem zgorzkniała. W zasadzie to za
wiele rzeczy jestem wdzięczna. Moja sytuacja sprawiła, że nauczyłam się doceniać życie i ludzi.
Każdy dzień ze Stephanie traktuję jak dar od losu.
Kręcę głową.
– Nie masz mnie za co przepraszać. Chodź, zrobimy z siebie idiotki, będziemy udawać,
że nie mamy żadnych problemów.
– Chcesz imprezować jak w dziewięćdziesiątym dziewiątym?
– Właśnie tak. Szkoda, że nie zabrałyśmy naszych figurek chłopaków z Four Blocks
Down.
– To nie są żadne figurki, tylko przedmioty kolekcjonerskie – poprawia mnie Kristin, po
czym robi się czerwona jak burak i mamrocze pod nosem, że musi pójść poszukać naszych
miejsc. Nicole, Danielle i ja wybuchamy histerycznym śmiechem i ruszamy za nią.
Macham do dwóch kolesi z mojego posterunku, którzy najwyraźniej dorabiają sobie po
godzinach, ochraniając koncert. Cholera. Nie sądziłam, że spotkam tu kogoś z pracy. Zwykle
Amfiteatr MidFlorida obsługuje kto inny. Koledzy wyglądają na głęboko zniesmaczonych.
Obiecuję sobie trzymać fason, żeby wieść o tym, że poszłam na koncert ulubionego boys bandu,
nie rozniosła się w mojej pracy. Choć znając moich kolegów, już pewnie zdążyli wszystkich
o tym poinformować. Serio, gliniarze są gorszymi plotkarzami niż nastolatki.
Z całą pewnością nie pozwolą mi o tym zapomnieć.
Koncert rozpoczyna się od występu dwóch zespołów supportujących. Śpiewam razem
z nimi, bo słuchałam tej muzyki jako nastolatka. Nastawiałam radio na cały regulator,
opuszczałam okna w samochodzie, darłam się najgłośniej, jak umiałam, i fałszując
niemiłosiernie, wyśpiewywałam, jacy to mężczyźni są podli. Wówczas moimi idolami byli
muzycy. Zawdzięczam im wiele z moich rozstań, bo to z ich piosenek dowiedziałam się, że nie
muszę się na wszystko godzić.
– Och! – Danielle piszczy, gdy drugi zespół schodzi ze sceny. – Następni są FBD!
Kochałam się w…
– Shaunie – wtrąca Nicole. – Pamiętamy, jak lizałaś jego plakat.
– O Boże! – Wybucham śmiechem. – Pamiętam to. Poszłaś z nim na całość. – Wypijam
duszkiem swoje piwo i potrząsam włosami.
– Chciałam przeżyć z nim swój pierwszy pocałunek – tłumaczy Danielle.
Wszystkie tego pragnęłyśmy. Do diabła! Choć większość moich fantazji seksualnych
krążyła wokół Eliego, to oczywiście żadnego z członków zespołu nie wykopałabym z łóżka. Dla
nas, nastolatek, byli wszystkim! Podejrzewam, że emocjonalnie zatrzymałyśmy się na tamtym
etapie.
– Chcesz jeszcze jedno piwo?! – krzyczy do mnie Kristin.
Wydudliłam już trzy. Jestem w połowie drogi do stanu upojenia alkoholowego. Potrząsam
głową.
– Tak, chce – odpowiada Nicole w moim imieniu. Rozdziawiam usta ze zdziwienia. – Ja
poprowadzę. Ty się rozerwij. – Odwraca się do Kristin. – Heather będzie piła do białego rana.
– Aha. – Danni się śmieje. – To będzie epicki wieczór.
– Zamknij się. Zawsze upijam się na wesoło.
Jasne.
– To prawda. Humor ci wtedy dopisuje – potwierdza Danni.
Gdy gasną światła, atmosfera na scenie ulega zmianie. Chwytamy się za ręce i zaczynamy
krzyczeć. Eli i Randy pochodzą z Tampy, więc zapowiada się, że dzisiejszy wieczór będzie
naprawdę wyjątkowy. Koncerty FBD w ich rodzinnym mieście są zawsze wyjątkowo głośne
i długie.
– Halo, Tampa! Czy jesteście gotowi? – rozbrzmiewa głos PJ-a.
Drzemy się jeszcze głośniej.
– Pytamy – tym razem w głośnikach rozlega się głos Shauna – czy jesteście gotowi?
Jestem tak podekscytowana, że zaczynam skakać razem z Nicole. Udziela mi się
atmosfera panująca na widowni. Drę się najgłośniej z całej naszej czwórki. I mam na to
wyjebane.
– Tak!
Kristin spogląda na mnie z szerokim uśmiechem. To kompletnie nie w moim stylu.
– To chcieliśmy usłyszeć! – Na bocznym ekranie wyświetla się twarz Randy’ego.
– Bracia Walsh wrócili do domu. I chcemy was usłyszeć!
Ach, ten Eli. Wzdycham.
– Tęskniliście?
– Kurwa, a jak! – krzyczę na cały głos.
– To dobrze. – Na ekranie wyświetlają się twarze Eliego i Randy’ego. – My za wami też.
Dziś nacieszycie się naszym widokiem. Wróciliśmy i damy takiego czadu, że szczęki wam
opadną.
Nagle zapada ciemność.
Powoli coś wyłania się ze sceny.
Stoję bez ruchu zafascynowana spektaklem, który rozgrywa się na moich oczach.
Rażą mnie światła, ale po chwili wzrok mi się wyostrza i mogłabym przysiąc, że
naprzeciw mnie stoi Eli Walsh i patrzy prosto na mnie.
Jego zielonkawe oczy przewiercają mnie na wskroś. Ma ciemnobrązowe włosy, krótko
przystrzyżone po bokach, a na czoło opada mu grzywka. Sycę się widokiem jego idealnego ciała.
Bicepsy prężą mu się pod koszulą, a spodnie opinają ciasno jego zgrabny tyłek. Ma szerokie
bary, ich widok sprawia, że chciałabym wdrapać się na niego jak na rosłe drzewo. Eli puszcza do
mnie oko i uśmiecha się szelmowsko.
Ja pierdolę…
Stoję nieruchomo, jakbym wrosła w ziemię, i gapię się na niego, wytrzeszczając oczy.
Szczęka mi opada. Eli odwraca wzrok, ale nie mam najmniejszych wątpliwości. To się
wydarzyło naprawdę. Eli Walsh uśmiechnął się i puścił do mnie oko. A ja omal nie umarłam
z wrażenia.
ROZDZIAŁ 2
– Chyba mam halucynacje – mówię do Nicole i opowiadam jej o tym, co się wydarzyło,
a w każdym razie o tym, co mi się wydaje, że się wydarzyło. – To niemożliwe, że patrzył prosto
na mnie, prawda? Chyba oszalałam. Upiłam się i coś mi się przywidziało.
Nicole wybucha śmiechem i kręci głową.
– Nie masz pojęcia, jaka jesteś ładna. Serio. Drobna blondynka o brązowych oczach
i dużych cyckach, nic dziwnego, że puścił do ciebie oko. Do diabła, sama bym cię przeleciała.
Nie wiem, czy Nicole mówi serio, czy ironizuje. Część mnie woli tego nie wiedzieć. Nie
mogę się oszukiwać, że Eli zwrócił na mnie uwagę. Z jakiej racji ten megagwiazdor, bóg seksu,
który mógłby mieć każdą dosłownie na jedno skinienie, miałby spojrzeć akurat na mnie?
Ech, kogo ja próbuję oszukać?
Gdy grają następny kawałek, Eli już ani razu na mnie nie patrzy.
No tak, ewidentnie jestem wariatką.
Wiedziałam, że coś mi się przyśniło. Czas wrócić do rzeczywistości.
Pijemy, śpiewamy i robię wszystko, żeby na niego nie patrzeć. Ale… to jest silniejsze ode
mnie. Jest taki piękny.
Widzę, jak jego klatka piersiowa napina się z wysiłku, gdy tańczy taniec synchroniczny
z resztą chłopaków z zespołu. Omiata wzrokiem tłum zebrany pod sceną, a i tak każda kobieta
jest przekonana, że patrzy tylko na nią. Jest niesamowicie charyzmatyczny. Eli Walsh jest wręcz
niemożliwie seksowny. Nawet po czterdziestce. Starzeje się tak godnie… Żałuję, że nie jestem
mężczyzną. Oni mają łatwiej niż my. Piętnaście lat temu moje cycki były bardziej sterczące.
Jedyne, co się nie zmieniło, to jego uśmiech. Nadal jest równie promienny, co kiedyś.
– Heather! – Danielle przekrzykuje muzykę. – Matt. – Wskazuje głową w lewo.
Ble. Po kiego diabła tu przylazł? Nie mogę się od niego uwolnić.
Jeden wieczór. Chciałam mieć jeden wieczór wolny od myśli o Matcie, Stephanie, moim
walącym się domu i innych kłopotach. Po raz kolejny czuję się wydymana, i to nie w sposób,
który mnie zaspokaja.
Sięgam po piwo Nicole i pociągam długi łyk.
– Ejże! – mówi i zabiera mi puszkę. – Zwolnij. Masz słabą głowę i nie pamiętam, żebyś
kiedykolwiek tak chlała. Powoli.
– Sama mówiłaś, że mam się rozerwać.
Uśmiecha się pod nosem.
– Touché.
Nie zwracam uwagi na Matta, który stoi z boku odziany w mundur, roztaczając wokół
aurę władzy. Kiedyś podniecało mnie, gdy patrzyłam, jak szykował się do pracy. Wkładał
kamizelkę i z namaszczeniem wygładzał wszystkie fałdki, dbając o to, by szwy układały się
w linii prostej. Gdy już uznał, że efekt spełnia jego oczekiwania, wkładał pas z bronią i wypinał
dumnie klatę. Teraz wygląda jak stary dziad, któremu wydaje się, że jego bamber to kaloryfer.
Przykro mi, chłopie, sprawiasz wrażenie napakowanego tylko dzięki kuloodpornej kamizelce,
a nie dlatego, że jesteś umięśniony.
Kristin łapie mnie oburącz w talii, usiłując odwrócić moją uwagę.
– Olej wszystkich kolesi, z wyjątkiem tych na scenie.
– Dlaczego Matt nie może po prostu zniknąć?
Kristin gładzi mnie po policzku.
– Spróbuj skupić się na muzyce.
Kiwam głową w takt naszej ukochanej ballady.
– Uwielbiam ten kawałek. – Wzdycham.
– Kochaj mnie do końca świata – śpiewamy.
– Kocham cię, Eli! – krzyczę.
Eli odwraca się i patrzy mi prosto w oczy, a ja natychmiast robię się czerwona jak burak.
Gdy kąciki jego ust unoszą się nieznacznie, zalewa mnie fala gorąca. Patrzy na mnie chwilę
dłużej niż poprzednio. Zastygam. Wstrzymuję oddech, ale nie spuszczam z niego wzroku.
W końcu Eli odwraca się, robiąc piruet.
Czuję, że zaraz umrę z zażenowania. Nie mogę uwierzyć ani w to, co wykrzyczałam,
ani w to, że mnie usłyszał.
Niech ktoś mnie zabije.
Kristin wybucha śmiechem i tak ją skręca, że prawie się przewraca.
– Chyba popuściłam w majtki.
– Zamknij się.
– Wrzasnęłaś, że go kochasz… a on… cię usłyszał! – duka. – Tylko ciebie.
Udaję, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Wiem jednak, że między mną a nim coś
się zadziało. Poczułam to i mogłabym przysiąc, że on też. Serce zabiło mi mocniej, i to nie tylko
dlatego, że mam do czynienia z Elim Walshem. Jestem przerażona, a zarazem ośmielona. Do
cholery, on na mnie spojrzał. Wiem, że tym razem nic mi się nie przywidziało.
– Może mnie nie usłyszał.
– Ależ usłyszał – zapewnia mnie Kristin i mocno kręci głową.
Dziewczyny zaczynają śpiewać i tańczyć, a ja czuję się jak kretynka. Nienawidzę być
w centrum uwagi i nie cierpię czuć się ośmieszona. To było równie przerażające, co
uskrzydlające.
Muszę się przewietrzyć. Odwracam wzrok od sceny. Jeśli on na mnie nie spojrzy
– a przecież nie spojrzy – będzie mi głupio. A jeżeli jednak na mnie zerknie (choć wiem, że to
niemożliwe), boję się, że dostanę udaru.
– Zaraz wracam! – krzyczę do dziewczyn.
– Wszystko w porządku?! – odkrzykuje Danielle.
– Muszę się napić.
Unosi puszkę z piwem, a ja ruszam w stronę schodów. Za plecami słyszę muzykę.
Docieram do kiosku i kupuje dwa kolejne piwa. Będą mi potrzebne. Obiecuję sobie, że
nie będę się zamartwiać. Mam prawo się czasem wyluzować. Poza tym jestem pewna, że dla
Eliego to żadna nowość. Wszyscy tutaj go kochają, więc dlaczego niby miałabym się
przejmować, że mnie usłyszał? Nie obchodzi mnie to.
To kłamstwo.
Ale zaraz, od jak dawna nigdzie nie wychodziłam? Zamierzam cieszyć się każdą chwilą.
Postanawiam olać wszystko, napić się piwa i wziąć pełną odpowiedzialność za moją niedojrzałą
fascynację Elim Walshem.
Gdy się odwracam, staję twarzą w twarz z Mattem.
– Hej – mówi.
– Cześć. – Daremnie usiłuję wykrzesać z siebie entuzjazm.
Matt rozgląda się na boki i spogląda na moje piwo. Dostrzegam w jego oczach naganę.
Niech Bóg broni, żebym cieszyła się życiem.
– Nie spodziewałem się, że cię tu spotkam.
– Ja też się nie spodziewałam, że spotkam ciebie.
Matt wypina klatę i opiera dłoń na rękojeści pistoletu.
– Pomyślałem, że wezmę nadgodziny.
– To dobrze.
Nie wiem, co powiedzieć.
– Jak życie? Jak Steph?
Akurat cię to obchodzi.
– Dobrze. Ostatnio o ciebie pytała.
Matt przeczesuje dłonią swoją krótką czuprynę. To nieoczekiwane spotkanie przywołuje
wspomnienia tego, że kiedyś było nam ze sobą dobrze. Teraz Matt znowu sprawia wrażenie
normalnego gościa, a nie dupka, który złamał mi serce.
– Cieszę się, że Steph dobrze się miewa. Four Blocks Down? Serio? Nie miałem cię za
psychofankę.
Jego zdziwienie mnie zdumiewa. Przecież tańczyliśmy do ich piosenek na naszym
weselu. Wie, że ich uwielbiam. Moje druhny zaśpiewały mi moją ulubioną balladę.
– Przyjście na koncert nie czyni ze mnie psychofanki, Matt. Po prostu chciałam się
rozerwać.
Matt muska dłonią moje ramię. Czekam, aż coś poczuję, cokolwiek, ale nie czuję zupełnie
nic. Kiedyś sama jego obecność sprawiała, że się rozpływałam. Niegdyś jego widok powodował,
że serce biło mi szybciej, ale teraz przyprawia mnie tylko o ból głowy.
Nie potrafię wskazać konkretnego momentu, kiedy to się wydarzyło, ale nasza miłość
zakończyła się równie szybko, jak się zaczęła. Sądzę, że płakałam raczej z powodu rozpadu
mojego małżeństwa niż za Mattem. Marzyłam o takiej miłości, która połączyła moich rodziców.
Zamiast tego zderzyłam się z apatią i mężczyzną, który był zazdrosny o moją chorą siostrę.
Matt gładzi mnie kciukiem po gołym ramieniu.
– Należy ci się – mówi.
Otwierają się drzwi i mój wzrok pada na Nicole. Uśmiecham się na widok jej skwaszonej
miny. Ci dwoje nie przepadają za sobą.
Gdy Nicole trąca mnie biodrem, piwo przelewa mi się przez brzeg plastikowego kubka.
– Kogo my tu mamy? Czy to nie posterunkowy Kutasina, a raczej Kapitan Kangur?
– pyta Nicole, sięgając po moje piwo.
O matko!
– Cześć, Nicole – cedzi Matt przez zaciśnięte zęby. – Mam stopień sierżanta, nie jestem
posterunkowym ani kapitanem.
– Ojej, sorry. – Nicole bije się w pierś. – Choć, szczerze, mam to w dupie…
– Niki – upominam ją, próbując załagodzić sytuację. Ale moja przyjaciółka jest
pamiętliwa i nadal żywi urazę do Matta za to, że mnie skrzywdził.
Na szczęście pociąga kolejny łyk piwa i nic już nie mówi. Bierze mnie pod ramię.
– I tym miłym akcentem zakończymy, bo porywam moją przyjaciółkę, żebyśmy mogły
spędzić miły wieczór bez towarzystwa mężczyzn pozbawionych kręgosłupa, którzy porzucają
żony, bo są totalnymi egoistami. Na razie.
Odciąga mnie od Matta.
– Cześć – rzucam mu na odchodne.
Nicole ściska moją rękę.
– Kocham cię, więc błagam, nie poświęcaj mu nawet chwili swojego czasu.
– Nic się nie stało. Był dla mnie bardzo miły.
Nie pierwszy raz. Na początku naszego małżeństwa też byłam szczęśliwa. A potem stan
Steph się pogorszył i nie mogłam poświęcać Mattowi tyle uwagi, co wcześniej. Musiałam się nią
zająć, co oznaczało, że Matt musiał się zaopiekować mną. Sęk w tym, że nie chciał lub nie
potrafił tego zrobić, i to był początek końca. Cały czas się kłóciliśmy i nie mieliśmy dla siebie
czasu. A potem, tuż przed tym, nim mnie zostawił, nieoczekiwanie zaczął być dla mnie
uprzedzająco miły. Nie uprawialiśmy dzikiego seksu ani nie żarliśmy się ze sobą. Wszystko było
bardzo cywilizowane.
– To dobrze. Chodź, pośpiewamy sobie i zobaczymy, czy znowu zrobisz z siebie
kretynkę.
O nie. Już zaczynam tego żałować.
Wracamy na nasze miejsca w chwili, gdy zespół szykuje się do wykonania jednej
z piosenek ze starego repertuaru. Nie wiem, dlaczego silą się na jakieś nowości. Serio, fanom na
tym nie zależy. Chcemy poudawać, że znowu mamy trzynaście lat i śpiewamy do szczotek
robiących za mikrofony.
– No dobrze, miłe panie – szczebiocze Randy. – Nadeszła wiekopomna chwila.
Zwolnijmy tempo. Może zaśpiewajmy Niezwykłą dziewczynę?
To moja ulubiona piosenka.
Eli chodzi wzdłuż sceny, z uśmiechem wskazując kobiety na widowni.
– Ran, czuję, że tym razem powinienem ją komuś dedykować.
Randy uśmiecha się pod nosem.
– Potrzebujesz inspiracji, bracie?
Eli nie przestaje przechadzać się po scenie i w zamyśleniu drapie się po brodzie.
– Potrzebuję dziewczyny, która będzie moja. Czy to ty? – rzuca pytanie do widowni.
Kobiety dookoła mnie zaczynają wrzeszczeć, podskakując i machając rękami. Na wszelki
wypadek chowam się za Nicole…Wolę dostać kulkę w łeb, niż znaleźć się na scenie.
Eli podchodzi bliżej i staje naprzeciw mnie. Jego zielone oczy iskrzą się figlarnie, gdy na
mnie spogląda.
Wskazuje na mnie.
– Ty. – Słyszę jego uwodzicielski głos.
Ja pierdolę.
Krew uderza mi do głowy. Nie. Nie ma mowy. Jak przez mgłę dociera do mnie wrzask
widowni, ale nie mam siły się poruszyć. Potrząsam głową.
Eli kiwa na mnie palcem, a zza jego pleców wyłania się ochroniarz.
– Chodź do mnie, skarbie.
– Nie – szepczę, gdy Nicole popycha mnie do przodu. – Nie mogę.
– Maszeruj na scenę. – Popycha mnie, a ochroniarz pomaga mi przejść przez barierkę.
Spoglądam w górę i widzę, że Eli wyciąga do mnie rękę.
– Czy będziesz moją jedyną? – zaczyna śpiewać.
Serce zaczyna mi szybciej bić, gdy moje palce dotykają jego dłoni. Modlę się o to, żeby
nie zemdleć. Jestem na scenie z Four Blocks Down.
Oddychaj Heather, napominam się w myślach, podczas gdy Eli obchodzi mnie wkoło,
śpiewając.
– Nie widzę nikogo poza tobą – śpiewa. Zaczyna się kołysać, nie puszczając mojej dłoni.
Ilekroć wyobrażałam sobie, że dla mnie śpiewa, myślałam o tej piosence. – Chcę się obudzić
obok ciebie.
Och, Eli, gdybyż tylko tak było. Czuję, że się czerwienię. Do diabła, co się ze mną dzieje?
Eli sadza mnie na krześle na środku sceny. Dziękuję Bogu, bo czuję, że zaraz upadnę.
W myślach składam modlitwę dziękczynną za światła, które mnie rażą i nie pozwalają zobaczyć
widowni. Przynajmniej nie widzę moich przyjaciółek, które wyczyniają Bóg wie co. Ani moich
kolegów z pracy. Eli klęka przede mną i trzyma mnie za rękę, jakby chciał mi się oświadczyć.
Nie czuję kończyn. Trzęsę się, choć nie jest mi zimno.
– Czy będziesz moją jedyną? – pyta ponownie.
Wiem, że to tylko gra.
Byłam na ich koncercie przynajmniej cztery razy, dwukrotnie w liceum i dwa razy
w college’u, ale przy nim zawsze tracę głowę. Choć na widowni jest co najmniej dwadzieścia
tysięcy fanek, w tym momencie czuję, jakbyśmy zostali sami. Dziewczyna ma prawo sobie
czasem pomarzyć.
Eli kończy zwrotkę i gładzi mnie po policzku. Pomaga mi wstać i przyciąga mnie do
siebie.
– Zostań po koncercie – szepcze mi do ucha.
Odsuwam się i spoglądam w jego zielone oczy, czekając, aż doda: żartowałem. Ale nic
takiego nie mówi.
O kurde. Czy on naprawdę poprosił mnie, żebym została? Najwyraźniej jestem w ukrytej
kamerze. Serio, gdzie jest ekipa filmowa?
Gdy rozlegają się dźwięki kolejnego utworu, ochroniarz pomaga mi przejść przez
barierkę.
Dziewczyny dopadają mnie, przekrzykując się i gestykulując. Nie mogę wydusić z siebie
ani słowa. Nawet nie wiem, czy jestem w stanie swobodnie oddychać.
Nicole łapie mnie za ramiona.
– Heather, wdech i wydech.
Skupiam się na wydechu i potrząsam głową.
– Co się stało, do cholery? – Rozdziawiam usta.
– No cóż… – Nicole szczerzy się i od razu dodaje: – Przed chwilą najseksowniejszy
mężczyzna na świecie dedykował ci piosenkę.
Dziewczyny zasypują mnie pytaniami. Pytają mnie, jak się czułam. Jedyne słowo, które
przychodzi mi do głowy, to: surrealnie. Bo to było surrealne. Gdyby nie to, że pokazują mi
nagranie na komórce, sama nie uwierzyłabym w to, co się wydarzyło. Każda cudowna sekunda
tego zdarzenia została udokumentowana. Na nagraniu widać, jak się czerwienię i wybałuszam
oczy. Doprawdy, cudownie. Spoglądam na scenę w nadziei, że Eli nie był świadkiem tego
widowiska, ale na szczęście śpiewa tyłem do nas.
Myślę o tym, co mi powiedział na ucho. Czy naprawdę poprosił mnie, żebym została po
koncercie? A jeśli tak, to dlaczego? Może chcę mi dać jakiś souvenir z dedykacją? To by się
trzymało kupy. Najpierw robi z jakiejś nieszczęśniczki pośmiewisko, a potem wręcza jej T-shirt
z autografem.
– Nicole! – wołam przyjaciółkę, bo muszę komuś o tym powiedzieć.
– Tak?
– Poprosił mnie, żebym została po koncercie! – krzyczę jej do ucha.
Rozpromienia się.
– No co ty!
– To jakieś nieporozumienie, prawda? – pytam.
– Albo cię pragnie.
– Nie! – Najwyraźniej Nicole się naćpała. Przecież to niemożliwe. Absurdalne.
– Przecież już wie, że go kochasz. – Nicole uśmiecha się złośliwie.
– Nieważne. Nie ma mowy, żebym została.
– Chyba cię pogięło! – Nicole krzyżuje ręce na piersi. – Zostajemy. Dowiemy się, czego
chce Eli Walsh, bo byłabyś idiotką, gdybyś tego nie zrobiła.
Rzeczywiście, jestem idiotką, i to nie dlatego, że nie chcę go poznać, ale dlatego, że chcę.
Bardzo.
Rozdział 3
– To był dobry koncert – oznajmia Adam, masując sobie kark. – Ale zaczynam być za
stary na te wygłupy.
– Jesteś stary.
– Jesteś starszy ode mnie – przypomina mi.
Choć mam czterdzieści dwa lata, nadal lubię adrenalinę, jaka towarzyszy występom.
Wolałbym tylko, żeby moje starzejące się ciało nie dostawało takich cięgów. Nie pamiętam,
żebym kilka lat temu musiał brać tyle środków przeciwbólowych, ale częste występy, podróże
i gówniane żarcie mocno dały mi w kość.
Choć polubiłem aktorstwo, bardziej niż się spodziewałem, moich fanów lubię jeszcze
bardziej. Praca na planie nie sprawia mi takiej frajdy jak koncerty.
Zerkam na brata.
– Randy jest starszy od nas wszystkich.
– Spierdalaj – odcina się Randy. – Mamy kilka tygodni przerwy przed kolejnym
koncertem. Pojadę do domu do Savannah. Powiedziała mi, że dzieciaki rozrabiają. Najwyższy
czas, żebym wrócił i pokazał im, kto tu rządzi.
– Jasne – mówię i wybucham śmiechem. Jego dzieci owinęły go sobie wokół palca.
– Obaj wiemy, że słuchają się Vannah, nie ciebie.
– Nie odbieraj mi tego.
– Czas na spotkanie z fanami. – Shaun klepie mnie po udzie. – Idziesz?
Poinstruowałem naszego menadżera, żeby po koncercie przyprowadził do mnie tamtą
dziewczynę. Prawie narysowałem mu mapę, żeby mógł ją znaleźć. Jeśli dał ciała, skopię mu
tyłek. Zachwyciło mnie
to, jak na mnie patrzyła, gdy jej zaśpiewałem. Wyglądała jak spłoszona sarna, a ja stawałem na
głowie, żeby ją uwieść. Gdy krzyknęła, że mnie kocha, prawie posikałem się ze szczęścia.
Wyglądała na strasznie zażenowaną.
Jest urocza.
A ja lubię urocze dziewczyny.
Poza tym od miesiąca z nikim się nie bzykałem, więc tym bardziej świetnie się składa.
Zwłaszcza jeśli dziewczyna jest dobra w łóżku. Do tego wszystkiego moja matka zaczęła mi
suszyć głowę, że spędzam z nią za mało czasu, więc postanowiłem zostać w Tampie kilka
tygodni dłużej, tym bardziej że nasze tournée dobiegło końca. Przyda mi się rozrywka przed
powrotem na plan kolejnego sezonu Cienkiej niebieskiej linii.
– Chodźmy się przywitać. – Wstaję i wyciągam ręce nad głową. Tak naprawdę to
chciałem powiedzieć: Chodźmy poznać tamtą blondynkę.
Nasz kontrakt zobowiązuje nas do spotkań z fanami po każdym koncercie. Kurwa, jak ja
tego nie cierpię. W kółko to samo gówno. Siedzimy na kanapie i pijemy, podczas gdy laski
ględzą te same bzdury. Cieszę się, że nas kochają. Miło mi, że słuchają nas nieprzerwanie od
trzynastego roku życia, ale tak naprawdę mam to w dupie. To mi tylko przypomina, ile mam lat.
Tym razem jednak, jeśli tylko ona tam będzie, będę się świetnie bawił. Zamierzam
doprowadzić ją do ekstazy i będę patrzył, jak jej brązowe oczy z rozkoszy zachodzą mgłą.
– Poprosiłeś Mitcha, żeby przyprowadził ci tę blondynkę? – pyta Randy, pakując się.
– Owszem.
Reszta chłopaków wychodzi z garderoby, a ja zostaję, żeby pogadać z Randym.
– Któregoś dnia jednej z nich zmajstrujesz bachora – mówi mój brat i chichocze.
Przewracam oczami.
– Chyba cię pojebało. Odrobiłem tę lekcję na naszym pierwszym światowym tournée.
Przez dwadzieścia lat udało mi się tego uniknąć. Nie będą mi tu biegać żadne małe Elisie.
– Chyba że o czymś nie wiesz – wypala Randy.
Jeszcze długo moglibyśmy się tak przekomarzać, ale prawda jest taka, że zawsze bardzo
uważałem. Nie ma mowy, nie pozwolę, żeby jakaś groupie zaszła ze mną w ciążę. Jestem na to
za sprytny. Ponadto Mitch jest groźnym skurwielem. Jesteśmy jego maszynką do robienia
pieniędzy. Nie pozwoliłby, żeby coś stanęło temu na przeszkodzie. Poza tym sam się
przekonałem, z jaką łatwością nasz menadżer potrafi sprawić, żeby kłopoty znikały.
– O mnie się nie martw.
Randy spogląda na mnie z powagą.
– Oczekujesz niemożliwego.
Randy jest ode mnie dwa lata starszy i odkąd nasz tata zmył się, gdy obaj byliśmy mali,
i zmarł dwa lata później, mój brat robi wszystko, by mnie chronić.
– Serio, Ran. Daj spokój. Choć raz zachowaj się jak mój pieprzony brat, a nie ojciec.
– Dobra. Eli, dorośnij – oburza się Randy. – Jesteś po czterdziestce, nigdy nie byłeś
żonaty, nie masz dzieci i nie miałeś dziewczyny, odkąd…
– Nie waż się wymawiać jej imienia. – Unoszę dłoń ostrzegawczo. – Nie chcę o niej
dzisiaj myśleć.
Randy powinien był się tego domyślić. Nigdy o niej nie mówię.
– Jasne, ale Vannah też się o ciebie martwi.
– Savannah nie obchodzi moje życie osobiste. Tak naprawdę miałeś na myśli naszą
matkę. Domyślam się, że zamęcza Savannah, więc twoja żona przyszła z tym do ciebie.
Moja matka jest mistrzynią wtrącania się w nie swoje sprawy. Przypomina papugę. „Eli
powinien się ożenić, Eli powinien się ożenić” – jazgocze całymi dniami.
– Nie, nie chodzi o mamę. Wszyscy to mówią. Przestań imprezować i sypiać z kim
popadnie. Znajdź sobie dziewczynę, która ma mózg. Nie wmówisz mi, że jesteś zadowolony ze
swojego życia.
– Powiem ci jedno: nie mam zamiaru dłużej tego słuchać. – Odsuwam się od niego
i krzyżuję ręce.
Dlaczego wszyscy upierają się, że małżeństwo jest gwarancją szczęścia? Od kiedy stało
się synonimem sukcesu i spełnienia?
Randy zarzuca torbę na ramię i uśmiecha się pod nosem. Doskonale wiem, co teraz myśli.
Sądzi, że mnie przekonał. Wie, jak powinienem żyć.
– Co zrobisz, gdy nadejdzie trudniejszy moment?
Tymi słowy dotknął mojego jedynego wrażliwego punktu.
– Dość. – Pokazuję mu środkowy palec i wychodzę z garderoby. Już w korytarzu słyszę
wrzaski fanek. Minęła mi ochota na spotkanie, ale muszę się na nim pojawić choćby na chwilę.
Macham do dziewczyn, którym nie udało się wejść do środka, i idę na spotkanie w nadziei, że ją
tam zastanę.
Są dni, gdy takie życie zaczyna mnie męczyć. Haruję tak ciężko, że poza pracą nie mam
czasu na nic innego. W mojej branży obowiązuje data ważności, którą dawno przekroczyłem,
dlatego zacząłem skupiać się na serialach i rolach filmowych. Na planie czuję się jak normalny
człowiek. Otaczają mnie ludzie, których nie obchodzi, kim kiedyś byłem. Jestem aktorem,
kolegą, pieprzoną istotą ludzką. Na tournée jest inaczej.
Poza tym aktorstwo gwarantuje mi o wiele większe poczucie wolności niż bycie
członkiem zespołu muzycznego. Mam więcej dni wolnych, nie muszę tłuc się nigdzie autokarem
i mogę się cieszyć rozkosznie długimi przerwami pomiędzy kolejnymi planami zdjęciowymi. Nie
mam pojęcia, jak inni muzycy radzą sobie z tym, że ciągle są w trasie.
Gdy skręcam za róg, do moich uszu dociera muzyka z afterparty. Didżej dokręcił basy,
przygaszono światło, co oznacza, że dziewczyny są już gotowe. Przyświeca mi jeden cel:
przekonać blondynkę, żeby spędziła ze mną noc. Nie potrafię przestać o niej myśleć, więc
przyspieszam kroku w nadziei, że ją tam spotkam. Od dawna żadna mnie tak nie podnieciła.
Życie prywatne artystów nie jest normalne. Która kobieta chciałaby się użerać
z tabloidami, psychofankami i ciągłą nieobecnością swojego partnera? Ja w każdym razie nigdy,
kurwa, bym się na to nie zdecydował.
– Eli… – mruczy nieznajoma dziewczyna. – Jesteś wreszcie.
Jest niezła, ale to nie jej szukam.
– Znajdę cię później – zbywam ją.
Rozglądam się po ciemnym pomieszczeniu, ale nigdzie jej nie widzę. Kilka dziewczyn
podchodzi do mnie. Wysyłam im wyćwiczony uśmiech, rozglądając się za tą, której szukam.
Powinna tu być. Co jak co, ale nasz menadżer jest dobry w tym, co robi.
Wreszcie tłum się rozstępuję i ją zauważam. Stoi w rogu z koleżanką. Długie blond włosy
odgarnęła na bok, odsłaniając gołe ramię. Pije piwo. Uwielbiam, gdy kobieta pije prosto
z butelki. To seksowne i świadczy o wyluzowaniu. Najwyraźniej nie jest pospinaną paniusią
i lubi towarzystwo mężczyzn.
Przeciskam się przez tłum i staję naprzeciw niej.
– Przyszłaś – mówię. Widzę, że ją trochę przestraszyłem.
– Och… – Odchrząkuje. – Ja… co powiedziałeś? To znaczy, poprosiłeś mnie, żebym
została, prawda?
– Pomyślałem, że skoro powiedziałaś mi „kocham cię”, a ja dedykowałem ci piosenkę,
powinniśmy się poznać.
Otwiera szeroko swoje brązowe oczy i uśmiecha się wstydliwie. Jest jeszcze ładniejsza,
niż zapamiętałem. Ma apetycznie zaokrąglone kształty.
Jej perfekcyjne krągłości są uosobieniem męskich fantazji i wyglądają, jakby zostały
przez kogoś pieczołowicie wyciosane. Wygląda na wysportowaną i nie mogę się doczekać, aż
zobaczę, jak wygląda bez ubrania.
– Nicole. – Jej koleżanka podaje mi rękę i przesyła mi jedno z tych znaczących spojrzeń,
które informują, że ma na mnie oko. Teraz rozumiem, dlaczego blondynka przyprowadziła ją ze
sobą. Sprytnie.
– Eli. – Witam się z nią z uśmiechem.
– A tak w ogóle, mam na imię Heather.
– Heather… – powtarzam powoli. – Masz ochotę na jeszcze jedno piwo? – Robi się
czerwona. – Powiedziałem coś nie tak?
– Nie – odpowiada i dotyka mojej ręki. – Przepraszam. Jestem trochę spięta.
Podoba mi się, że ją onieśmielam. Większość dziewczyn przychodzących za kulisy jest
wręcz zbyt pewna siebie. Zachowują się, jakbyśmy powinni być wdzięczni, że zaszczyciły nas
swoją obecnością. A potem szybko przechodzą do niejednoznacznych propozycji i seksualnych
obietnic. W większości przypadków z nich nie korzystam. Chyba z wiekiem zrobiłem się bardziej
wybredny.
To wina mojej bratanicy i mojego bratanka. Nie chcę przez to powiedzieć, że jestem
gotowy się ustatkować, bo to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję, ale byłoby miło mieć z kim
czasem pogadać. Zwykle otaczają mnie aktorki, więc mam już dość powierzchownych relacji.
– Nie masz powodu do niepokoju – zapewniam ją.
Heather uśmiecha się i przesuwa za ucho kosmyk włosów. Czy jest coś, co ta dziewczyna
mogłaby zrobić, co by mnie nie podnieciło? Chyba straciłem głowę.
– To był świetny koncert.
– Cieszę się, że ci się podobało – odpowiadam zgodnie z prawdą. Dałem z siebie
wszystko. Zawsze tak jest, gdy gramy koncert w naszym rodzinnym mieście. – Niektóre piosenki
lubię bardziej niż inne.
– Ja też. – Heather uśmiecha się promiennie.
– Może znajdziemy jakiś cichy kąt, żebyśmy mogli spokojnie pogadać? Za kulisami
zawsze jest straszny tłok, boję się, że prędzej czy później ktoś nam przeszkodzi.
Heather spogląda to na Nicole, to na mnie. Nicole popycha ją w moją stronę, a ja
dochodzę do wniosku, że jest moim prawdziwym sprzymierzeńcem. Oczywiście, moje plany
wykraczają dalece poza rozmowę, ale na początek chcę ją zabrać w jakieś zaciszne miejsce.
Ściągam wzrokiem mojego menadżera i wskazuję na Nicole. Zadba o to, by miała się
czym zająć.
– Sama nie wiem.
– Uwierz mi, niebawem będzie tu nie do wytrzymania. – Stawiam na szczerość w nadziei,
że zrozumie, co mam na myśli. – Chcę tylko porozmawiać, jeśli ty też masz na to ochotę. – Tym
razem trochę ściemniam.
Nicole uśmiecha się, szepcze jej coś na ucho i popycha ją w moją stronę. Wyciągam do
niej rękę, licząc na wsparcie jej przyjaciółki. Heather spuszcza wzrok i przyjmuje moją dłoń.
Kurwa, ależ to będzie udany wieczór.
Rozdział 4
O mój Boże, o mój Boże! Idę w zaciszne miejsce z Elim. Co ja, do diabła, sobie myślę?
Ewidentnie straciłam głowę. Czuję się, jakbym wyszła z siebie. To kompletnie nie w moim stylu.
A jednak biorę go za rękę i wychodzimy ze spotkania z fankami.
– Wszystko w porządku? – W jego niskim głosie pobrzmiewa troska.
– Świetnie – kłamię jak z nut.
Cała się trzęsę. Nie wiem, czy drżę z ekscytacji, ze strachu, czy dlatego, że mnie
całkowicie pojebało. Jestem prawie pewna, że mnie pojebało. Skupiam się na oddechu. Często
znajduję się w sytuacjach wysokiego ryzyka, więc to powinna być dla mnie bułka z masłem.
Nicole nazwałaby to szybkim numerkiem. Podobno ludzie robią to na okrągło i jest to coś
zupełnie normalnego. Potrafię być normalna. Potrafię skupić się na chwili i nie zwariować.
Niech się dzieje, co chce. Mam zamiar cieszyć się każdą sekundą.
Chrząkam i się uśmiecham.
– To mi się nigdy nie zdarza.
Eli wybucha śmiechem i zatrzymuje się przed wejściem do ich autokaru.
– Co masz na myśli?
– To – odpowiadam nieco piskliwie. – Zwykle nie piję, nie zaczepiam przypadkowych
ludzi, mężczyźni nie dedykują mi piosenek ani nie bywam zapraszana za kulisy i… – Urywam.
Nie ma mowy, żebym dokończyła zdanie, bo nie mam pojęcia, co się wydarzy. Może chce mnie
tylko zapytać o jakąś głupotę. Może wcale nie chce się ze mną przespać. Sama nie wiem, czy
mam ochotę na seks.
To kłamstwo.
Na maksa mam ochotę na seks. Chcę się wyluzować, tak jak kazała mi Nicole. Choć raz
nie myśleć o konsekwencjach. Zawsze zachowuję się odpowiedzialnie. Strzegę prawa, opiekuję
się siostrą, zarabiam na życie i na Steph, udzielam się w ramach wolontariatu w ośrodku kultury
dla młodzieży, ale nigdy nie jestem wyluzowana.
Mam zamiar się dobrze bawić. To znaczy, jeśli on tego chce.
Dzięki, Jezu, za piwo. Lub dzięki komukolwiek, kto tego piwa nawarzył.
– Na co miałabyś ochotę, Heather? – Eli przyciąga mnie do siebie i patrzy na mnie
wyzywająco.
O. Ja. Pierdolę.
– Ja… ja… – Zasycha mi w ustach.
Eli chwyta mnie za biodra i opiera o drzwi autokaru. Jest tak blisko. Jego dłonie błądzą po
moim ciele i zatrzymują się na szyi.
– No i? Możemy porozmawiać albo zająć się czymś innym.
Przypominają mi się słowa Nicole: „Wyluzuj choć raz”. Dziś mam zamiar spełnić moje
nastoletnie fantazje. Prześpię się z Elim Walshem… w jego autokarze… po koncercie FBD.
Prostuję się i usiłuję obudzić w sobie moją wewnętrzną Nicole. Przywieram do niego
całym ciałem i kładę mu dłoń na plecach.
– Myślę, że uda nam się coś wymyślić.
Dostrzegam błysk zaskoczenia w jego zielonych oczach, ale nie mija chwila, a Eli wpija
się w moje wargi. Każdy centymetr jego ciała przylega ciasno do mojego. Zaczynamy się
całować, on chwyta za klamkę. Drzwi się otwierają i wpadamy do środka. Eli prowadzi mnie po
schodkach i ciągnie na drugi koniec autokaru.
Zatracam się w jego pocałunkach. Nie ma w nich delikatności. O nie, on mnie pożera
w całości. Jego namiętność jest nieposkromiona. Nie bawimy się w żadne subtelności. Z Mattem
nigdy się tak nie całowałam. Nasze pocałunki były powolne, zimne, wręcz wymuszone. Były
pozbawione namiętności.
Pragnę tego. Potrzebuję się zatracić.
Eli popycha mnie, trzymając moją twarz w swoich dłoniach. Moje palce błądzą po jego
ciele. Otwiera drzwi do sypialni.
– Łóżko – mamrocze i ponownie mnie całuje.
Przerywam pocałunek i zdzieram z niego koszulę.
– Wow! – rzucam, spoglądając na jego tors. Palcami przesuwam powoli po jego
umięśnionej klacie i docieram do wyrzeźbionych mięśni brzucha, muskając każdy dołek
i wybrzuszenie. Nie ma ani grama tłuszczu, czuję, jak jego mięśnie prężą się pod moim
dotykiem.
– Jesteś piękna. – Patrzy na mnie zamglonym wzrokiem i odgarnia mi włosy z twarzy.
– Jestem przeciętna.
Jego spojrzenie ślizga się po moim ciele, po czym Eli patrzy mi prosto w oczy.
– Heather, w tobie nie ma za grosz przeciętności.
To właśnie chciałam usłyszeć. Chwytam go za szyję i przyciągam jego usta do swoich.
Nikt dotąd nie wywołał we mnie takich emocji. A jeszcze nawet nie zdążyłam się rozebrać.
Napiera na mnie całym ciałem, popychając mnie na łóżko. Rozkoszuję się jego ciężarem.
To przecież Eli pieprzony Walsh. Nim udaje mi się pomyśleć, ściąga ze mnie bluzkę, a ja
rozpinam mu pasek od spodni. Udało się, zanim Eli kładzie się na mnie.
Nasze wargi poruszają się w idealnej harmonii, a moje serce bije tak mocno, że zaraz
wyrwie mi się z piersi. W zakamarkach mojego umysłu kiełkuje myśl, że przecież to wszystko
jest kompletnie nie w moim stylu, ale nie zamierzam się zatrzymać. Chcę być szalona i dzika.
Myśl, że wkrótce mam się przespać z Elim Walshem, nieco mnie obezwładnia, ale z jakiegoś
powodu czuję, że tak ma być. Może dlatego, że marzyłam o nim od dziecka. A może dlatego, że
jestem taka pijana. Tak czy owak, to się wydarzy.
Siadam i rozpinam stanik. Moje blond włosy opadają mi na piersi, nieco mnie osłaniając.
Nasze spojrzenia spotykają się, gdy ściągam ramiączka.
Eli patrzy z uśmiechem, jak się rozbieram. Nie jestem całkowicie naga, ale to wystarczy,
żeby zobaczył to, co chciał.
– Masz idealne cycki – mówi tym swoim jedwabistym, głębokim głosem. – Odsuń włosy,
skarbie. Chcę zobaczyć cię całą. – Eli podpiera głowę rękami i patrzy na mnie wyczekująco.
Spełniam jego życzenie. To także jest kompletnie nie w moim stylu. Zwykle to ja
wszystkim dyryguję, ale jemu ulegam bez protestu i odgarniam włosy, nachylając się w jego
stronę. Moje piersi zwisają swobodnie, ocierając się o jego tors.
– Nigdy tego nie robię.
– Czego? – pyta i gładzi mnie kciukiem po policzku.
– Nie puszczam się.
– Wygląda na to, że przeze mnie łamiesz wiele swoich zasad.
Usiłuję opanować drżenie głosu.
– Na to wygląda.
– Chcesz, żebyśmy przestali? – Jego palce błądzą wzdłuż mojej szyi aż do piersi,
okrążając sutek.
– Nie.
Uśmiecha się.
– Podoba ci się to, jak cię dotykam? – pyta Eli i ściska mój sutek palcami.
Brak mi słów. Raz zostałam potraktowana paralizatorem, ale jego dotyk jest bardziej
elektryzujący. Cała drżę. Nie chcę, żeby przestał. Jednorazowe numerki wcale nie są takie złe.
Widzę, że wiele mnie ominęło.
Kładę się na nim i całuję go w usta.
– Heather? – Głos Eliego wyrywa mnie z zamyślenia. – Odpowiedz mi.
– A jak brzmiało pytanie?
Śmieje się.
– Chcesz, żebym cię zerżnął?
– Tak – jęczę.
Eli natychmiast przewraca mnie na plecy. Łapie mnie za piersi, ściskając je i masując.
Zamykam oczy i poddaję się jego dotykowi. Nagle czuję jego język na swojej skórze.
Klimatyzacja w połączeniu z jego gorącym oddechem sprawia, że po plecach przechodzą mi
ciarki.
Chcę więcej. Wypinam pierś, bezgłośnie błagając go o więcej. Eli przesuwa się w dół.
Unoszę głowę. Nie ma mowy, żeby mnie lizał. Nie wytrzymam tego. Pozwoliłam na to tylko
Mattowi i w ogóle mi się to nie podobało.
Gdy rozpina mi spodnie, które ledwo dopięłam, chwytam go za rękę.
– Nie musisz – rzucam.
– Chcę.
Chce? Matt mówił, że żaden mężczyzna nie lubi tego robić, że robią to tylko dlatego, że
muszą.
– Serio. – Zostawiam mu kolejną furtkę.
Eli unosi się do klęku i zahacza palcami o szlufki moich spodni.
– Ja też mówię zupełnie serio. Chcę cię posmakować. Chcę, żebyś wykrzyczała moje imię
tak głośno, żeby, kurwa, wszyscy usłyszeli, co ci robię. – Żar w jego oczach sprawia, że się
roztapiam.
– Wiem, że większość kolesi nie lubi tego robić… – Eli zamiera i spogląda na mnie
zdezorientowany, co sprawia, że czuję się jak naiwna gęś i robi mi się trochę głupio. – To znaczy,
powiedział mi to…
Eli ściąga mi dżinsy.
– Doszłaś kiedyś na języku mężczyzny?
– Nie.
– Na moim dojdziesz – stwierdza z przekonaniem w głosie. – Prawdziwy mężczyzna liże
cipkę. Tylko samolubne dupki nie chcą zaspokajać swoich kobiet.
Brak mi słów. Jednak nie mam czasu się nad tym zastanawiać, bo Eli właśnie zdziera ze
mnie majtki. Unosi moje nogi, rzuca moją bieliznę za siebie, a ja roztapiam się pod wpływem
jego spojrzenia. Nie odrywa ode mnie wzroku i powoli przysuwa się bliżej, przyprawiając mnie
o szybsze bicie serca.
Gdy tylko dotyka mnie językiem, jest już po mnie.
Ale to tylko przedsmak rozkoszy. Eli wie, co robi. Napiera językiem na moją łechtaczkę
i liże ją na zmianę kolistymi ruchami oraz w górę i w dół. Nigdy dotąd nie czułam czegoś
podobnego. Jestem bliska dojścia, a na czole mam krople potu. Eli nie żartował, gdy zarzekał się,
że doprowadzi mnie do orgazmu.
Palcami ściskam brzegi koca i próbuję powstrzymać nadciągającą falę rozkoszy. On
jednak nie przestaje i sprawia, że szybuję coraz wyżej i wyżej.
– O kurwa! O Boże! – bełkocę.
Zastyga na moment, wsuwa we mnie palec i zaczyna mnie ssać jeszcze mocniej. Do
drugiego palca dołącza kolejny i wsuwa je głębiej, zaginając je pod takim kątem, że natrafia na
magiczny punkt, którego do tej pory nie udało się odnaleźć żadnemu mężczyźnie. Rozpadam się
na kawałeczki.
Przeszywa mnie spazm rozkoszy i szczytuję. Wykrzykuję jego imię, dokładnie tak, jak mi
obiecał, i cała się rozpływam.
O kurwa. Umieram. Umarłam. Trafiłam do nieba. Stanęłam przed swoim stwórcą, bo ten
mężczyzna jest Bogiem.
Nie mogę złapać oddechu, a serce wali mi tak głośno, że słychać jego bicie, przysięgam.
– Wow.
– Mówiłem ci. – Eli przysuwa się bliżej mnie.
– Dotrzymałeś obietnicy. – Mój głos jest cichy i pełen uznania. – Eli, wydaje mi się, że
masz na sobie za dużo ubrań.
– I co zamierzasz z tym zrobić? – pyta wyzywająco.
Wciskam rękę w wąską szczelinę między nami i rozpinam mu rozporek do końca.
Następnie ściągam z niego spodnie i bokserki, uwalniając jego imponujący naprężony członek.
– To – odpowiadam i oplatam go palcami.
Syczy cicho, gdy ześlizguję dłoń od czubka do nasady. Z jego mimiki domyślam się,
który ruch sprawia, że zamyka oczy lub zaciska zęby. Gdy kciukiem drażnię koniuszek członka,
popycha mnie na łóżko.
– Chcę cię zerżnąć.
Nasze usta zderzają się, języki splatają, a dłonie błądzą po skórze.
– Pragnę cię – jęczę błagalnie, niemalże desperacko. – Pragnę cię, teraz. – Nigdy w życiu
nie błagałam ani nie odzywałam się w trakcie seksu. Nigdy.
Eli sięga po prezerwatywę, która leży na stoliku obok łóżka, i zakłada ją na członek.
– Ja też przez ciebie łamię swoje zasady – mówi Eli. Nie mam czasu dopytać, co ma na
myśli, bo wchodzi we mnie.
Zaciskam oczy, usiłuję go w sobie zmieścić. Jest duży. Większy niż każdego z mężczyzn,
z którymi do tej pory spałam. Ku mojemu zaskoczeniu Eli przestaje się ruszać i otwieram oczy.
– Wszystko w porządku? – pyta.
Bez słowa potakuję.
Eli delikatnie mnie całuje. Ten pocałunek różni się od poprzednich. Jest powolny,
zmysłowy, niemalże słodki. Zatapiam dłonie w jego gęstych włosach, a on zaczyna się delikatnie
poruszać. Wchodzi we mnie powoli, jęcząc cicho.
– Eli… – sapię. Czuję się obezwładniona. Wszystko w nim budzi mój zachwyt. Kciukiem
gładzi mnie po policzku, na zmianę wsuwając się i wysuwając.
– Jest mi z tobą tak dobrze.
– Mnie z tobą też. Co ty mi robisz? – Spoglądam na niego i widzę, że mi się przygląda.
– Chcę, żebyś znowu doszła.
No cóż, to byłoby miłe.
Przewraca się na plecy, sadzając mnie na sobie. W przeszłości rzadko kochałam się na
jeźdźca. Za każdym razem miałam orgazm. Jest mi tak dobrze, że wątpię, żebym znowu nie
doszła.
– Ujeżdżaj mnie, skarbie.
Tak robię. Ślizgam się po nim w górę i w dół, pozwalając, by wypełnił mnie do końca.
Wodzę paznokciami po jego klatce piersiowej, rozkoszując się jego jękami. Eli odleciał,
podobnie jak ja. Czuję nadciągający orgazm i przyspieszam tempo.
– Zaraz dojdę.
– To dobrze. Szybciej, kochanie. Jesteś taka ciasna, że długo nie wytrzymam. – Eli
zaciska zęby i wbija mi place w biodra, wchodząc we mnie i jednocześnie ciągnąc mnie w dół.
– Eli! – krzyczę. On nie przestaje się poruszać, póki oboje nie osiągniemy orgazmu.
Opadam na łóżko obok niego i próbuję złapać oddech. Milczymy, dochodząc do siebie.
Gdy tak leżę naga, dociera do mnie, co się właśnie wydarzyło. To nie jest sen, ale
rzeczywistość. Przespałam się z facetem z zespołu Four Blocks Down w ich autokarze. Bez
wątpienia Eli robił to już z niezliczoną liczbą dziewczyn. Nigdy nie poszłam do łóżka
z nieznajomym, a teraz leżę obok mężczyzny, który zapewne bzyka się na prawo i lewo. Nie
jestem wyjątkiem, a on pewnie nawet nie pamięta, jak mam na imię, skoro nie zwraca się do
mnie inaczej niż „skarbie”.
Eli wstaje.
– Masz na coś ochotę?
Na prysznic i lobotomię.
– Nie – odpowiadam szybko.
– Zaraz wracam.
Gdy znika w łazience, wyskakuję z łóżka. Nie mogę w to uwierzyć. Co się ze mną dzieje?
Co ja sobie myślałam? Najwyraźniej nie myślałam. To wszystko wina Nicole.
– Jak masz na nazwisko? – pyta Eli przez drzwi.
Szybko się ubieram. Muszę stąd natychmiast wyjść.
– Covey – odpowiadam, wciągając dżinsy. Cholera, gdzie się podziały moje majtki?
Rozglądam się wokół i nurkuję pod łóżko, ale nigdzie ich nie ma. Ja pierdolę.
Eli spuszcza wodę w toalecie, a ja wymykam się do wyjścia. Nie mogę znowu na niego
spojrzeć. Muszę zwiać, zanim wyjdzie z łazienki.
Sięgam po buty i telefon i wybiegam na zewnątrz. Muszę znaleźć Nicole i się zmyć.
Natychmiast.
Wpadam na nią od razu przy drzwiach do audytorium. Dzięki Bogu. Nicole migdali się
w korytarzu z jakimś kolesiem. Typowe. Chwytam ją za rękę i ciągnę za sobą.
– Musimy iść – oznajmiam.
Nicole zerka na gościa.
– Ja…
– Nie. Musimy iść w tej chwili.
– Heather! – Próbuje protestować.
– Teraz! – wrzeszczę na nią, a ona wybałusza oczy.
Rzadko krzyczę, ale gdy już to robię, to się nie cackam.
– Na razie. – Nicole żegna się z kolesiem, a ja ciągnę ją za sobą. – Heather, zwolnij.
Nie odpowiadam. Nie mogę przestać myśleć o tym, co się wydarzyło.
– Musimy iść. – Nie ma mowy, żebym jeszcze choć raz spojrzała mu w oczy.
– Już to mówiłaś – burczy. – Co się stało?
Potrząsam głową, przyspieszając kroku. Niedobrze mi. To było cudowne, wręcz
niesamowite, ale nie powinno było się wydarzyć. Nie jestem laską na jeden raz. Jestem
dziewczyną, z którą się chodzi, którą się poznaje. Moi faceci przynajmniej wiedzą, jak mam na
imię. Jestem dziwką. Gorzej. Jestem dziwką groupie.
– Nie każ mi się zatrzymywać – mówi Nicole. – Wiesz, że to zrobię.
– Niech ci będzie – mówię, stając przy wyjściu. – Uprawialiśmy seks. Było super.
Zadowolona?
Jej uśmiech mówi wszystko. Wygląda jak dumna matka na konkursie recytatorskim.
– Jasne, kurwa, że jestem zadowolona. Dlaczego uciekamy?
– Bo… – sapię. – Uprawialiśmy seks! Bzyknęłam się z nim! Musimy iść.
Przeciskam się przez drzwi, ciągnąc za sobą Nicole.
– To nie tłumaczy, dlaczego biegniesz boso przez stadion.
Nie mam zamiaru jej tego objaśniać.
– Bądź cicho i biegnij ze mną.
Gdy wreszcie wychodzimy na zewnątrz, zbiera mi się na płacz. Zamknęli już bramę
parkingową.
– Co teraz? – pyta Nicole, spoglądając na wysokie kute wrota zamknięte na wielką
kłódkę.
Mogłybyśmy pójść do wyjścia południowego, ale to by nam zajęło zbyt wiele czasu. Jest
tylko jedno rozwiązanie.
– Musimy przeleźć na drugą stronę.
– Chyba cię pogięło!
Wzdycham ciężko i wbijam w nią wzrok.
– Nicole, właśnie zrobiłam coś tak niepodobnego do mnie, że nawet nie wiem, czy to
byłam ja. Wdrapiemy się na tę bramę, dlatego że jesteś moją najlepszą przyjaciółką i dlatego że
muszę stąd spierdalać.
– Kochana. – Nicole spogląda na mnie ze smutkiem w oczach. – Nie zrobiłaś niczego
złego.
– Jestem dziwką groupie.
– Nie jesteś groupie. Ostatnią rzeczą, jaką można o tobie powiedzieć, to że jesteś dziwką.
Nie reaguję. Zamiast tego przerzucam buty przez bramę i zaczynam się wspinać.
Gdy miałam dwanaście lat, wspinałam się na ogrodzenia bez żadnego problemu.
Zwłaszcza w Tampie ta umiejętność była wyjątkowo przydatna, bo w ten sposób wchodziłyśmy
do naszych ogródków. Teraz jednak nawet nie zdążyłam pokonać połowy odległości, a już jestem
zdyszana, stopa omsknęła mi się kilkakrotnie i mogę się założyć, że z dołu wyglądam wyjątkowo
żałośnie.
– Cholera! – krzyczę, gdy nie trafiam stopą w siatkę. Nicole wybucha śmiechem.
– Zamknij się i zacznij się wspinać!
– To bezcenne! – woła i zanosi się śmiechem. – Zaczekaj. Muszę znaleźć aparat!
– Nicole! Zmywajmy się, zanim on zacznie mnie szukać.
– Dobra. Dobra. Ty tchórzu. – Jej buty przefruwają nad moją głową, a brama trzęsie się
w posadach. – Masz u mnie dług.
– Nie ruszaj się! – Usiłuję powstrzymać śmiech, ale nadaremnie. Jestem bliska histerii.
– Zaraz się posikam. – Łzy ciekną mi z oczu i kurczowo trzymam się siatki.
– Następnym razem zabieram ze sobą Go-Pro.
– Nienawidzę cię – wyduszam z siebie.
Nicole celowo odchyla się do tyłu i prawie spadam.
– Chciałabyś.
– Jeśli spadnę… – mówię ostrzegawczym tonem i wspinam się wyżej.
– Zasłużyłaś sobie na to, bo o pierwszej w nocy zmuszasz mnie do wspinaczki na
cholerne ogrodzenie!
Wiem, że przyjdzie mi jeszcze za to wszystko zapłacić na milion różnych sposobów.
Koledzy z pracy widzieli mój występ na scenie i jestem pewna, że przynajmniej jeden z nich
zauważył, że poszłam za kulisy. Będę miała odciski od wspinania się, a Nicole nigdy nie da mi
o tym zapomnieć.
Gdy docieram na szczyt, jedną nogę przerzucam przez ogrodzenie, a druga nadal
pozostaje w krainie Eliego. Nagle słyszę jego głos.
– Zmywasz się tak bez słowa? – pyta Eli z niedowierzaniem. – Tak po prostu?
Przechodzę na drugą stronę i schodzę na dół, żeby dzieliła nas siatka. Nicole jest już
prawie na szczycie i spogląda na to, co rozgrywa się na jej oczach.
– To był błąd. To nie powinno się nigdy wydarzyć.
– Dlatego postanowiłaś uciec? – Eli robi krok w moim kierunku, a ja w myślach dziękuję
Bogu za dzielącą nas siatkę.
– Nicole – szepczę teatralnie, ponaglając ją, żeby szybciej zeszła. Zerkam na Eliego, który
stoi naprzeciw mnie boso i bez koszuli. Jest zdyszany, jakby biegł. – Tak będzie lepiej – mówię
i modlę się, żeby Nicole się pośpieszyła.
– Dlaczego? Kto tak mówi? Nawet nie dałaś mi szansy! – Eli łapie się za głowę.
– Nic by z tego nie było. Serio. Nie ma nawet co próbować.
Nawet gdyby moje życie było bezproblemowe, a nie jest, nic by z tego nie wyszło.
Przespaliśmy się ze sobą, co nie znaczy, że chcę czegoś więcej, ale nawet gdybym chciała, to jest
to z góry skazane na porażkę. Zdążyłam się już przekonać, że mężczyźni są samolubni i skoro nie
potrafiłam utrzymać przy sobie zwykłego sierżanta, tym bardziej nie uda mi się ze światowej
sławy piosenkarzem i aktorem.
Eli robi kolejny krok w moją stronę i łapie za siatkę.
– Powiedziałaś, że to, co zrobiłaś, jest do ciebie niepodobne, cóż, ja także nie mam
zwyczaju gonić dziewczyn, które przede mną uciekają, więc oboje zachowaliśmy się
niestandardowo. Chciałem tylko porozmawiać… Heather, o nic więcej nie proszę.
Fakt, że pamięta, jak mam na imię, nieco poprawia mi nastrój.
Gdy Nicole wreszcie staje obok mnie, łzy napływają mi do oczu. Wiem, że to zauważył.
Nie jest mi smutno z jego powodu. Chodzi o mnie.
– Chodźmy.
Nicole zna mnie bardzo dobrze, wie, że na nas już czas. Powodem, dla którego nie sypiam
z kim popadnie, jest moja uczuciowość. Mam przyjaciółki, które znam od dziecka, jednego
chłopaka, za którego wyszłam, i siostrę, która mnie potrzebuje, impulsywność nie leży w mojej
naturze. Teraz, gdy już opadła adrenalina, czuję tylko pustkę.
Wzdycham ciężko i ukrywam swoje emocje.
– Posłuchaj, przepraszam cię, że uciekłam, ale muszę już iść. I tak tu nie pasuję. – Nie
wiem, jaki jest protokół pożegnania z mężczyzną, o którym marzyło się przez większą część
nastoletniego i dorosłego życia, a z którym potem wylądowało się w łóżku, ale ta forma wydaje
mi się właściwa. Sięgam po buty i ruszam przed siebie.
– Heather, zaczekaj. – Zerkam na niego przez ramię. – Ja tylko…
– Do widzenia, Eli.
Nie ma mowy, żebym ponownie na niego spojrzała, bo boję się, że nogi odmówiłyby mi
posłuszeństwa.
Gdy zaczynamy biec, dzwoni moja komórka. To dom opieki Stephanie.
Drżącymi palcami odbieram wiadomość głosową.
– Pani Covey, mówi Becca z Breezy Beaches. Stephanie miała… – Zawiesza głos, jakby
nie mogła znaleźć słów. – Przewieziono ją karetką do szpitala w Tampie. Proszę o telefon.
Łzy, które udało mi się wcześniej powstrzymać, napływają mi do oczu.
– Chodzi o Steph. Musimy się pośpieszyć.
Rozdział 5
– Nic mi nie jest – mówi Steph, odganiając się ode mnie. Leży w szpitalnym łóżku.
– Przestań się wiercić.
Ostatni atak był najgorszy ze wszystkich, jakie kiedykolwiek miała. Na szczęście nic nie
wskazuje, żeby wyrządził jakieś trwałe szkody, ale mimo to nie odstępuję jej nawet na sekundę.
Nienawidzę siebie za to, że poszłam na ten głupi koncert, zamiast z nią zostać. Jest całym moim
światem.
– Heather, idź do pracy. Nie da się z tobą wytrzymać. Jesteś jak jakiś pieprzony
helikopter, krążysz w kółko nade mną. Denerwujesz mnie.
W pląsawicy Huntingtona najgorsze są wahania nastroju. Jako dziecko Stephanie była
słodka, pogodna i wesoła. W wieku dziewiętnastu lat miała pierwszy napad drgawek. Już po
wszystkim całkiem zdrętwiała i nie była w stanie się poruszyć. Matt i ja zabraliśmy ją na
pogotowie, ale lekarze nie potrafili znaleźć przyczyny ataku.
Tuż potem jej nastrój diametralnie się zmienił. To było tak, jakby ktoś skradł tożsamość
mojej siostry i zastąpił ją tożsamością jakiejś wściekłej baby.
– Dzięki, idę dziś do pracy.
– I dobrze. Czy wrócę dzisiaj do Breezy?
– To zależy od lekarza.
Według neurologa powinnyśmy się przygotować na dalsze pogorszenie jej stanu i kolejne
napady, które mogą pociągnąć za sobą trwałe zmiany. Im wcześniej pojawiają się objawy, tym
szybciej stan chorych się pogarsza.
– Znowu nie mam nic do gadania. Tylko ty i ci pieprzeni lekarze. Kurwa, jestem dorosła!
– Steph przewraca oczami i odwraca się do mnie tyłem.
– Wiem, że jesteś dorosła, ale wrzaski nic tu nie pomogą.
Choć moja cierpliwość do Stephanie nie ma granic, czasami zdarza mi się wybuchnąć.
Wieczne wysłuchiwanie obelg pod moim adresem, jaka jestem wstrętna, bezwartościowa
i dołująca, w końcu mnie nadwyręża. Wiem, że to nie jej wina. Zachowuje się tak, bo cierpi i jest
sfrustrowana, ale mimo to sposób, w jaki mnie traktuje, niekiedy wyprowadza mnie
z równowagi.
Jednak to Stephanie podjęła decyzję o przeprowadzce do Breezy Beaches. Wiedziała, że
nie mogę odejść z pracy, żeby się nią opiekować. Musiałam zarabiać na życie i nie stać mnie było
na pielęgniarkę, a ubezpieczenie nie chciało pokryć tych kosztów. Nie mogłam już zapewnić jej
całodobowej opieki, której bardzo potrzebowała.
To był najgorszy dzień w moim życiu. Gdy zawiozłam ją do ośrodka, płakałam bardziej
niż po śmierci rodziców.
– Nienawidzę cię. Nienawidzę tej choroby. – Steph przewraca się na plecy, zrzuca kołdrę
i wbija wzrok w sufit. – Nienawidzę tego wszystkiego.
Dotykam ramienia siostry, ręce zaczynają się jej trząść. Gdy ją przyjęli do szpitala,
odstawili jej leki na padaczkę i nie minęło czterdzieści osiem godzin, a objawy powróciły.
– Steph – mówię ostrożnie. – Proszę, nie odtrącaj mnie.
– N-n-nie mogę. – W jej oczach widać frustrację i łzy. – N-n-nienawidzę tego.
Siadam przy łóżku i biorę ją za rękę, usiłuję się nie rozpłakać. Jej ciało przejmuje nad nią
kontrolę, a nasze dłonie zaczynają się poruszać wspólnym rytmem. Robię, co mogę, żeby ją
pocieszyć.
– Wiem, kochanie. I ja tego nienawidzę. A teraz po prostu tańczymy. To wszystko.
To samo mówiłam na początku jej choroby, gdy zaczęła tracić panowanie nad rękami
i nogami. To były nasze przerwy taneczne. Silę się na uśmiech i zaczynam śpiewać, a nasze ręce
poruszają się bezwolnie i nie do rytmu.
Serce mi pęka, gdy widzę, jak ta choroba odbiera mojej siostrze życie, na które zasługuje.
To niesprawiedliwe, że ona odziedziczyła wadliwy gen, a ja nie. Gdybym mogła, wzięłabym jej
chorobę na siebie. Widziałam ją w złym stanie już wiele razy i zawsze próbuję być silna, ale
nieraz brak mi sił. Czasami się załamuję. Nie zgubi mnie słabość, ale miłość. To miłość sprawia,
że pękam. Miłość nie pozwala mi wybaczyć Bogu tego, co nas spotkało. Stephanie powinna mieć
przyjaciół, chodzić do pracy i żyć. Zamiast tego tkwi w domu opieki, bo nigdy nie wiadomo,
kiedy nadejdzie kolejny atak.
Łzy, które tak starałam się powstrzymać, zaczynają płynąć ciurkiem.
Stephanie spogląda mi w oczy i obie wybuchamy płaczem.
– Czy twoja siostra lepiej się czuje? – pyta Matt po apelu.
– Tak – odpowiadam. – Wkrótce wróci do… – Urywam, powstrzymując się przed
powiedzeniem słowa „dom”, bo to nie jest dom. To pieprzony ośrodek opiekuńczy i boli mnie, że
Steph tam mieszka. – Do ośrodka. Dzięki za zastępstwo.
– Wiem, że to dla ciebie trudne – mówi wspierająco. – Przykro mi.
Jasne. Z pewnością.
– Nie byłoby mi tak trudno, gdybym mogła liczyć na swojego męża – wypalam.
Widzę, że zrobiło mu się przykro.
– Heather – szepcze Matt. – Wiesz, że to nie tak było.
Przewracam oczami. Stephanie wyżywa się na mnie, a ja na nim.
– Dokładnie tak było. Zostawiłeś mnie. Wyprowadziłeś się, bo nie chciałam oddać siostry
do domu opieki. Dałeś mi jasno do zrozumienia, że nie mam wyboru. Mieliśmy się wspierać, ale
ty…– Zawieszam głos, usiłując się uspokoić. – Odszedłeś.
– Nie zotawiłaś mi wyboru! – Matt podnosi głos. – Widziałem, jak żona się ode mnie
oddala. Nic nie mogłem na to poradzić. Nie potrafiłem sprawić, żebyś była szczęśliwa. Robisz ze
mnie łajdaka, ale to ja musiałem się bezczynnie przyglądać, jak się w tym wszystkim zatracasz.
Niewiarygodne.
– Nie chodziło o ciebie ani o mnie, tylko o nią.
– Heather, zastanów się chwilę i powiedz mi, kto kogo zostawił. Ty odeszłaś na długo
przede mną.
Matt odwraca się i wychodzi. Typowe. Zawsze to samo – on wychodzi pierwszy. Nieraz
kłóciliśmy się o to samo. Przypomniał mi, jakim jest samolubnym kutasem.
– Gotowa do drogi? – pyta mój partner Brody i klepie mnie po plecach. Odrywam
wściekłe spojrzenie od drzwi, przez które wyszedł Matt.
Wzdycham i się rozluźniam. Dzięki Bogu za Brody’ego. Jest zabawny, łapie mój sarkazm
i można na nim polegać. Wiem, że mogę na niego liczyć, podobnie jak on na mnie. Poza Nicole,
Kristin i Danielle Brody jest moim najlepszym przyjacielem. Pracujemy razem od siedmiu lat
i nikomu nie ufam tak jak jemu.
– Tak. Dziś potrzebuję hektolitrów kawy.
– Chcesz, żebym ci zaśpiewał? – pyta ze złośliwym uśmieszkiem. – Słyszałem, że to
lubisz. Czy musiałbym być także bogaty i znany?
Serce mi zamiera i z zażenowania zamykam oczy. Kompletnie zapomniałam o koncercie.
Czuję się jak po zderzeniu z tirem. Wszystko wraca: śpiewy, tańce i seks z Elim Walshem. Jak
mogłam zapomnieć, na pewno są jakieś nagrania i… O Boże!
Rozglądam się po kantynie i widzę, że do korkowej tablicy przypięte jest zdjęcie ze
sceny. Ja i Eli.
Cholera.
Kurde. Kurde. Kurde.
Podchodzę do tablicy i je zrywam, udając nonszalancję.
– Bardzo śmieszne, chłopaki.
– Jak to? – wyskakuje z pytaniem Whitman, jeden z debili z mojego oddziału. – Przecież
jesteś moją jedyną.
– Zamknij się! – Gniotę zdjęcie i wyrzucam do kosza. – Wszyscy jesteście kretynami.
– Wiemy, co lubisz, Covey. Może powinniśmy udawać gliniarzy z telewizji, żebyś
uznała, że jesteśmy seksowni.
– A ty przestań tyle żreć i schudnij, Whitman. Może wtedy ta niewidoma staruszka, która
mieszka na rogu, uzna, że jesteś seksowny.
Kilku kumpli poszturchuje go, wybuchają śmiechem.
– Ach, tak? Powiedz swojemu chłopakowi, że my nie jemy pączków! Ciężko pracowałem
na tę sylwetkę. Poza tym ściągasz majtki tylko dla członków boys bandów.
To się nigdy nie skończy. Jeśli dam się sprowokować, będzie jeszcze gorzej. Zabieram
Brody’emu kluczyki do wozu i wychodzę. Za plecami słyszę śpiewy i krzyki, ale się nie
zatrzymuję. Idioci. Pracuję z debilami.
Brody wskakuje na siedzenie pasażera i wybucha śmiechem.
– Heather, daj spokój. To tylko niewinne wygłupy.
– Jasne. Nie chodzi o to. – Odkładam czapkę na deskę rozdzielczą. – Stephanie miała
nawrót, dlatego mnie wczoraj nie było.
Brody wzdycha i patrzy na mnie ze współczuciem.
– Przykro mi. Myślałem, że leczysz kaca. Lepiej się czuje?
– Teraz już lepiej, to znaczy, o ile można się czuć dobrze w jej stanie.
To Brody pomógł mi przeprowadzić Stephanie do Breezy Beaches. Wspierał mnie jak
prawdziwy mąż, którym Matt nigdy nie potrafił być. Jego żona Rachel również bardzo mi
pomogła. Cieszę się, że udało nam się zbudować tak bliską relację. Partnerów z patrolu łączy
bardzo specyficzna więź, która może budzić podejrzliwość, więc niejeden raz byłam świadkiem
sytuacji, w których żony oskarżały mężów o niewierność. Zdarzyło się, że się nie myliły.
Kocham Brody’ego, łączy nas jednak braterski rodzaj miłości. Zasłoniłabym go własnym
ciałem, ale jego „gnat” niech lepiej zostanie w kaburze.
– Gdybyś zadzwoniła, przyjechalibyśmy z Rachel do szpitala.
– Nie. – Potrząsam głową. – Nie było takiej potrzeby.
– Niech zgadnę. Wszystko ogarnęłaś sama? – pyta cierpko.
Przekręcam kluczyk w stacyjce i ruszam. Nie dam się sprowokować. Zwykle mu się
udaje.
Jedziemy w rejon, który mamy patrolować. Matt jest dupkiem, ale trzeba mu przyznać, że
zawsze przydziela mi okolice szpitala miejskiego, za co pewnie powinnam mu dziękować.
Przynajmniej będę blisko, gdyby stan Steph nagle się pogorszył.
Brody opowiada mi o jakiejś nowej wykręconej diecie Rachel. Jest taka śliczna i chuda,
że naprawdę nie rozumiem, co jej strzeliło do głowy.
– Cóż, gdy w końcu dorobicie się dzieci, przestanie jej tak zależeć na sylwetce.
Mój przyjaciel spogląda na mnie spode łba i burczy pod nosem.
– Nie wiem, czy będziemy mieli dzieci.
– Brody. – Dotykam jego ramienia. – Musisz zapomnieć o tym, co było.
Dwa lata temu Brody miał straszliwy wypadek. Mijał skrzyżowanie, gdy inny kierowca
przejechał na czerwonym i zderzył się z jego radiowozem, całkowicie go kasując. Brody cudem
przeżył. To była jedna z tych nocy, gdy z powodu braków kadrowych jeździliśmy osobno. Nigdy
w życiu tak się nie bałam, podobnie jak Rachel. Była tak zestresowana, że poroniła. Brody nigdy
się z tym nie pogodził.
– I kto to mówi? Dziewczyna, która nie chodzi na randki, bo wyszła za idiotę. Do diabła,
pamiętasz chociaż, kiedy ostatnio poszłaś z kimś do łóżka?
Czerwienię się i mam nadzieję, że tego nie zauważył.
– Znam to spojrzenie, Heather. – Brody poprawia się w fotelu i wybucha śmiechem.
– Z kim byłaś?
– Nie twój interes.
Cholera. Będzie drążył tak długo, dopóki mu nie powiem, to jedyna możliwość, żeby się
w końcu zamknął.
Skupiam uwagę na drodze, gdy nagle odzywa się centrala, za co w myślach składam
dziękczynne modły.
– Przyjęliśmy zgłoszenie, zakłóceniu miru domowego w Hyde Park.
Brody poważnieje i chwyta za nadajnik.
– Tu jeden osiem sześć, jedziemy.
– Potwierdzam, wysyłam wam dokładny adres. – Dyżurny rozłącza się, a ja uruchamiam
syrenę.
Brody wskazuje mi trasę, skupiam się na drodze. Kierujemy się na przedmieścia, do
ekskluzywnej dzielnicy, i zatrzymujemy się przed domem jednorodzinnym.
Ostrożnie podchodzimy do drzwi wejściowych, pukamy dwukrotnie, otwiera nam
uśmiechnięta kobieta.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry pani. Przyjęliśmy zgłoszenie o zakłóceniu miru domowego. Czy wszystko
w porządku? – pytam.
Kobieta uśmiecha się ciepło i otwiera szerzej drzwi.
– Tak, mój syn jest autystykiem i czasami dość głośno krzyczy. Sąsiadka zza płotu
wydzwania na policję. Wielokrotnie próbowałam jej wytłumaczyć, że nic na to nie poradzę, że
trzeba to po prostu przeczekać, ale ona nie przestaje tego zgłaszać.
– Czy możemy wejść? – pyta Brody.
Zbyt wiele razy byliśmy świadkami sytuacji, gdy ze strachu żona kryła męża.
– Oczywiście. – Kobieta odsuwa się, wpuszczając nas do środka. – Zapraszam.
– Dziękuję, pani…?
– Harmon. Delia Harmon.
Gdy przekraczamy próg, podchodzi do nas chłopiec w wieku około czternastu lat.
– Cześć. – Uśmiecham się.
Chłopiec patrzy w bok i charczy.
– Sloane nie mówi, ale uwielbia światełka – tłumaczy pani Harmon. – Ostatnie miesiące
były dla nas trudne. Jego ojciec wyprowadził się jakiś czas temu, więc zostaliśmy sami, ale
dajemy sobie radę. Prawda, Sloane? – Spogląda z miłością na syna.
Uśmiecham się i myślę, że chłopiec jest farciarzem, mając taką matkę. Sposób, w jaki na
niego patrzy, przypomina mi miłość, jaką widziałam w oczach mojej mamy. Ja i Stephanie
byłyśmy dla niej wszystkim.
– Cześć, Sloane. – Klękam obok chłopca, ale on odwraca wzrok i spogląda przez okno.
– Przywitasz się z policjantami? – zachęca go Delia.
Sloane milczy i wskazuje palcem zaparkowany na zewnątrz radiowóz. Patrzy na niego
z zachwytem. Zaczyna ciągnąć matkę za rękę, a ona próbuje go przytrzymać.
– Czy Sloane chciałby zobaczyć policyjnego koguta? – pyta Brody, przerywając ciszę.
– Och, na pewno.
Następnych kilkanaście minut spędzamy z panią Harmon i ze Sloanem. Gdy włączamy
koguta, na jego twarzy maluje się zachwyt. Wydaje się o wiele spokojniejszy i żałuję, że nie
możemy więcej dla niego zrobić. Szybko jednak dostajemy kolejne zgłoszenie i musimy jechać.
Sloane zaczyna marudzić i wiem, że będzie tylko gorzej. Chłopiec nie chce, żebyśmy już poszli,
ale my musimy zostawić panią Harmon samą, na pastwę jego złości.
Wracamy do pracy, dalsza cześć dnia obfituje w dość banalne interwencje. Zostajemy
wezwani do dwóch kolizji drogowych, przyjmujemy zgłoszenie o kradzieży w sklepie, za którą
odpowiedzialna jest córka właściciela, a na koniec spisujemy raport o kradzieży samochodu. Nie
cierpię papierkowej roboty.
– Masz coś przeciwko temu, żebyśmy zajrzeli do Steph?
– Jasne, że nie.
Gdy dojeżdżamy do szpitala, błyszczący czarny bentley wyjeżdża zza rogu i w ostatniej
chwili wymija dwa samochody, prawie się z nimi zderzając.
– Co to, to nie – mówię i włączam syrenę oraz koguta. – Nienawidzę zamożnych dupków
z tej części wyspy. Wydaje im się, że mogą robić, co im się żywnie podoba.
Pieniądze nie oznaczają, że stoi się ponad prawem.
Gdy Brody i ja podchodzimy do samochodu, kierowca opuszcza przyciemnioną szybę.
– Prawo jazdy, dowód rejestracyjny i dowód ubezpieczenia – mówię.
– Przepraszam, pani władzo. – Unoszę wzrok na dźwięk znajomego głosu. Spoglądam
w zielone oczy, których zapewne nigdy nie uda mi się zapomnieć. Słońce pada na pokrytą
jednodniowym zarostem twarz Eliego. Uśmiecha się promiennie, a serce zaczyna mi mocniej bić.
– Jechałem na spotkanie z pewną dziewczyną. Ale wygląda na to, że to ona przyszła do mnie.
Rozdział 6
Moje życie to pieprzona komedia omyłek.
Niczym sobie nie zasłużyłam na to pasmo złej karmy. Byłam dobrą przyjaciółką, siostrą
i córką, jestem stróżem prawa i większość osób uznałaby mnie za dobrego człowieka.
Czym, do cholery, zawiniłam?
Wzdycham głęboko i przybieram oficjalny ton.
– Czy wie pan, dlaczego pana zatrzymaliśmy?
– Udajesz, że się nie znamy? – Eli marszczy brwi.
– Panie Walsh, wszyscy wiemy, kim pan jest. Co
nie znaczy, że ujdzie panu na sucho to, że o mały włos nie doprowadził pan do kolizji.
Eli zerka na Brody’ego.
– Stary, co z nią? Zawsze jest taka skwaszona?
– Znacie się? – pyta Brody.
Odchrząkuję.
– Prawo jazdy, dowód rejestracyjny i dowód ubezpieczenia… proszę.
Jakimś cudem udaje mi się wydusić z siebie słowa bez pisku i drżenia głosu. Brody
wybucha śmiechem, a ja z całej siły powstrzymuję się, żeby na niego nie spojrzeć. Nienawidzę
go.
– Oczywiście, pani oficer Covey.
– Nie ruszaj się – mówię ostrzegawczo i biorę od niego dokumenty.
– Nie bój się, będę tu na ciebie czekał, Heather. Tylko nie uciekaj.
Odchodzę, czując na sobie wzrok Brody’ego. Nie mam wątpliwości, że gdy tylko
wrócimy do radiowozu, da mi ostro popalić.
Brody jednak milczy, a ja zabieram się do wypisywania mandatu. W samochodzie zapada
krępująca cisza.
– No już, ulżyj sobie – mamroczę i zerkam na niego.
– Przecież nic nie mówię. – Brody unosi dłonie. – Najwyraźniej znacie się, i to nie
z dzieciństwa. Zwykle zwierzasz mi się ze wszystkiego, więc na pewno powiedziałabyś mi, że się
znacie. – Brody zawiesza głos i odchyla się na oparcie fotela. – Nawet się nie odezwałem na
temat tego, z kim ostatnio spałaś lub z kim nie spałaś. Choć to dość oczywiste.
– Podobno miałeś nic nie mówić.
– Przecież nie było tak, że pięć lat od rozwodu to całkowita posucha. I na pewno nie
przespałaś się z piosenkarzem i aktorem. Skąd. Nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia.
Zupełnie nic.
Jęczę.
– Czy mógłbyś wreszcie się zamknąć? Mówię serio.
– Jasne, szefie. Jak tylko piekło zamarznie.
Wiem, że może być jedynie gorzej. Z dwojga złego wolałabym, żeby zasypał mnie
pytaniami. Przecież to Brody Webber. Mój partner, przyjaciel i jedyny człowiek, na którego mam
dość haków, żeby, jeśli się komuś wygada, uczynić z jego życia piekło.
– No dobra, niech ci będzie. Tak, przespałam się z Elim Walshem. To było głupie
i szalone. Poza tym wypiłam jakieś sześć piw, czyli dwa ponad mój limit, bo raz w życiu
chciałam się zapomnieć. Pieprzona Nicole i jej życiowe mądrości.
Brody potrząsa głową i wybucha śmiechem.
– Nie chcę nic mówić, ale bzyknęłaś się z jednym z najsławniejszych światowych
wokalistów. Heather, jesteś dla mnie zbyt cool. Chyba już nie możemy się kumplować.
Z pewnością ty i twój chłopak będziecie bardzo szczęśliwi beze mnie.
Burczę coś pod nosem i sięgam po dokumenty.
– Składam wniosek o przydzielenie mi nowego partnera.
Wysiadam z radiowozu i udaję się do samochodu Eliego, modląc się, żeby za bardzo nie
bolało.
– Tym razem nie wlepię ci mandatu – oznajmiam.
– Bo to byłoby niezręczne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że widziałem cię nago?
O Jezu!
Ignoruję jego uwagę i kontynuuję, jak gdyby nigdy nic.
– Proszę jeździć wolniej, panie Walsh.
– Ellington. – Chwyta mnie za rękę, gdy oddaję mu dokumenty. – Pomyślałem, że skoro,
no wiesz, uprawialiśmy seks i tak dalej… – Zawiesza głos i przesyła mi promienny uśmiech.
– Powinnaś mi przynajmniej mówić Ellington.
Dzięki mojej obsesji na jego punkcie wiem o nim prawie wszystko, ale nie miałam
pojęcia, że tak brzmi jego pełne imię. Kiedyś wyszukiwarka Google nie działała tak sprawnie jak
dziś. Czuję się dziwnie wyróżniona, jakby zdradził mi jakąś wielką tajemnicę.
– Okej, Ellington, proszę, jedź ostrożnie.
– Powinniśmy porozmawiać o tym, co się wydarzyło.
– To nie jest konieczne.
Gdy się odsuwam, Eli chwyta mnie za rękę.
– Kolacja.
– Co? – pytam zaskoczona.
– Zjedz ze mną kolację.
Czy on oszalał? Chce zjeść ze mną kolację, po tym jak uciekłam? Albo on zwariował,
albo ja śnię.
– Dziękuję za zaproszenie, ale jestem bardzo zajęta. – Wyszarpuję dłoń i wygładzam
koszulę. – Postaraj się nie zepchnąć nikogo z drogi.
– Dla ciebie, Heather, będę oburącz trzymać kierownicę i przestrzegać ograniczeń
prędkości.
– Och, czyżbyś jednak przestrzegał prawa? – Uśmiecham się odruchowo. Niech go diabli.
Eli wychyla się przez okno.
– Mam przeczucie, że wkrótce znowu się spotkamy.
– Śmiem w to wątpić.
Tak naprawdę jestem przekonana, że więcej już go nie zobaczę. Nie zatrzymam go już na
drodze, a poza tym on nie wie o mnie nic, poza tym, że jestem policjantką i jak mam na
nazwisko. Okej, może wie o mnie nieco więcej, niżbym sobie życzyła, ale to jeszcze nie powód,
żebyśmy mieli się spotkać. Kiedykolwiek.
– Uważajcie na siebie. Zawsze martwię się o bezpieczeństwo kolegów po fachu.
Odwracam się.
– Nie jesteś gliną. Grasz glinę tylko w serialu telewizyjnym – mówię drwiąco.
– Mam odznakę.
– To rekwizyt.
Eli sięga za fotel i kładzie „odznakę” na kolanach.
– To mi nie wygląda na rekwizyt.
Przewracam oczami.
– Oboje wiemy, że nie jest prawdziwa. Ponadto podawanie się za policjanta jest
przestępstwem ściganym z urzędu.
– Aresztujesz mnie? – pyta Eli z przewrotnym uśmiechem.
– Nie jesteś wart papierkowej roboty, która by temu towarzyszyła.
Odwracam się na pięcie i odchodzę. Po chwili słyszę za plecami jego głos.
– Do zobaczenia wkrótce, Heather.
Brody, oparty o radiowóz, uśmiecha się radośnie. Grożę mu palcem.
– Ani słowa – mówię ostrzegawczym tonem.
– Módl się, żeby na posterunku nikt się o tym nie dowiedział. – Śmieje się i wsiada do
samochodu.
– Nikt nie potrafi skomplikować sobie życia tak jak ja – jęczę i opieram głowę
o kierownicę.
– To prawda.
Drogę do szpitala pokonujemy w milczeniu. Idziemy do pokoju Stephanie, bez dalszych
dywagacji na temat moich wyborów życiowych. Największą zaletą mojego zawodu jest to, że
pracuję z mężczyznami, którzy nie mają w zwyczaju wszystkiego roztrząsać. Brody wysłuchał
tego, co mi leży na sercu, podzielił się swoimi obserwacjami i uznał temat za zamknięty. Nie
muszę prowadzić z nim wielogodzinnych debat o istocie rzeczy. Nicole, która, jak się domyślam,
nie może się doczekać, żeby wypytać mnie o wszystkie szczegóły, jest jego całkowitym
przeciwieństwem.
Obiecuję sobie, że jej także będę unikać.
Jedno spojrzenie na Steph wystarczy, żebym wiedziała, że lepiej się czuje. Siedzi w fotelu
i patrzy przez okno na morze. Ręce jej nie drżą, a atmosfera w pokoju uległa wyraźnej poprawie.
Moje przypuszczenia potwierdza jej radosny uśmiech, który przesyła nam na powitanie.
– Brody! – piszczy z radości.
Steph podkochuje się w nim, odkąd pamiętam. Gdybym nie wiedziała, że cierpi na
chroniczne wzdęcia, pewnie też uznałabym, że jest seksowny. Jest wysoki, ma ciemnogranatowe
oczy, wydatną szczękę i dużo pewności siebie.
– Steph! – Uśmiecha się i przytula ją. – Zajebiście wyglądasz.
Odpycham go od niej, ale wiem, że chce jej tylko zrobić przyjemność. Steph ma do niego
słabość i jestem mu wdzięczna, że jej nie wyśmiewa.
Rachel też uważa, że to urocze.
Moim zdaniem to idiotyczne.
– Daj spokój – mówi Steph, rumieniąc się. – Jak praca?
Brody opowiada jej o naszej ostatniej interwencji, a ona chwyta się za serce. Mogłabym
wyjść, stanąć na rękach albo zacząć żonglować, ale i tak by tego nie zauważyła. Brody jest
jedynym mężczyzną w jej życiu, który nie traktuje jej jak śmiertelnie chorej osoby.
– Ale słuchaj tego! – Gdy Brody nachyla się do Steph, wytrzeszczam oczy ze strachu.
– Twoja siostra zatrzymała znanego aktora!
– Brody… – próbuję go uciszyć, ale Stephanie macha ręką, żebym się zamknęła.
– Gotowa? To był Eli Walsh.
– O Boże! – wykrzykuje Stephanie. – Eli! To ten sam koleś, na którego koncercie byłaś?
– pyta, zerkając to na mnie, to na Brody’ego.
– Ten sam. – Brody uśmiecha się szeroko. – Czy Heather mówiła ci, że się znają?
– Już po tobie – oznajmiam.
Dłonie zaczynają mi się pocić i aż mnie skręca ze wstydu. Nie chciałam nikomu o tym
mówić, ale wypaplałam wszystko Brody’emu. Choć, w pewnym sensie, sam się wszystkiego
domyślił. Ostatnią osobą, której chcę o tym opowiadać, jest moja siostra.
Czuję się jak ktoś kompletnie nieodpowiedzialny. Mam ochotę zapaść się pod ziemię.
– Heather! – Stephanie skupia teraz uwagę na mnie. – Dlaczego, do cholery, nic o tym nie
wiem?
– Nie ma o czym mówić. Zajmij się sobą.
– Co? – Wygląda na urażoną. – Co to niby miało znaczyć?
Podchodzę do niej.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Ale Brody’emu powiedziałaś.
Jej dobry humor wyparował bez śladu.
– Bo Brody jest wścibski i sam się wszystkiego domyślił. Ciebie to nie powinno
interesować.
Jej twarz wykrzywia się z wściekłości.
– Heather, nie jesteś moją matką. Jesteś moją siostrą. Traktujesz mnie jak małe dziecko.
Mam dwadzieścia sześć lat i mnie to wkurza.
Nie znoszę tego aspektu naszej relacji. Stephanie nie rozumie, że choć formalnie jest
dorosła, dla mnie nadal pozostaje dzieckiem. Jestem od niej dwanaście lat starsza i w zasadzie to
ja ją wychowałam, bo nasi rodzice umarli, gdy była nieletnia. A ja nie.
Po śmierci rodziców przestałyśmy przymierzać swoje ciuchy i skończyły się nasze
wielogodzinne maratony filmowe. Musiałam się skupić na odrabianiu z nią lekcji, rachunkach,
praniu i pilnowaniu, żeby nie wagarowała. Co nie znaczy, że ta zmiana była mi na rękę.
– Wiem, że nie jestem twoją mamą. Uwierz mi, wiem to aż za dobrze.
Steph nie przepuszcza żadnej okazji, żeby mi o tym przypomnieć. Za każdym razem jej
słowa ranią mnie głęboko.
– To przestań mnie traktować jak dziecko, a zacznij jak siostrę. Nie wiem, ile życia mi
zostało, a chciałabym, żeby nasza relacja się zmieniła.
Gdy Steph przypomina mi o nieubłaganym upływie czasu, łzy napływają mi do oczu.
Brody chrząka i dotyka jej ramienia.
– Pójdę po kawę. Na razie, mała.
Steph ze złością odwraca głowę, jest wyraźnie niezadowolona.
Biorę ją za rękę.
– Przykro mi, że tak się czujesz.
– Wszystko psuję! – wyrzuca z siebie i zasłania twarz.
– Dlaczego tak mówisz?
– Bo to prawda! – Steph odwraca się i zaczyna płakać. – Wiem, że Matt odszedł przeze
mnie.
– Steph…
– Nie, tak właśnie było. – Ociera łzy i wzdycha głęboko. – Przykro mi, że cierpisz
z powodu mojej choroby. Nie zasłużyłaś na to.
Serce wali mi jak młot, ale próbuję być silna. To niepojęte, że Stephanie czuje się
odpowiedzialna za błędy Matta. To nie jej wina, że nie potrafił się zachować jak mężczyzna.
Otwieram usta, żeby zaprzeczyć, ale przykłada mi do nich palec.
– Jeszcze nie skończyłam. Nie mogę patrzeć, jak liczysz każdy grosz, bo nie mogę iść do
pracy. Nie ma takiej rzeczy, której byś dla mnie nie zrobiła, i bardzo cię kocham. Co nie znaczy,
że nie masz korzystać z życia tylko dlatego, że ja nie mogę. Heather, żyj, na litość boską. – Głos
więźnie Stephanie w gardle. Nie potrafię już powstrzymać łez. Przytulam mocno swoją młodszą
siostrę. – Ja nie mogę żyć, ale ty powinnaś – dodaje i obie się rozklejamy.
Łapię ją pod brodę i przysuwam twarz tak blisko, że patrzymy sobie w oczy.
– Steph, teraz żyjesz.
– Co to za życie. Czekam na śmierć.
Wszystko, co chcę powiedzieć, wydaje się kompletnie nieadekwatne. Steph ma prawo do
złości, smutku, wszystkich emocji, z którymi się teraz zmaga. Gdy straciła szansę na normalne
życie, nasz świat zatrząsł się w posadach i już nic nigdy nie było takie samo. Ta choroba przyszła
znienacka.
Zamiast stonować jej uczucia, przytulam ją mocniej i daję jej się wypłakać.
Po kilku minutach Steph się uspokaja.
– W porządku? – pytam.
– Nie, ale już mi lepiej.
– Nie musisz ukrywać przede mną swojego cierpienia – przypominam jej. – Zawsze będę
przy tobie.
Stephanie potakuje.
– Wiem, ale tęsknię za moją siostrą. Chcę wiedzieć, gdy zrobisz coś głupiego, a już
z pewnością chcę wiedzieć, gdy poznasz kogoś znanego.
Z jękiem odchylam głowę na oparcie fotela.
– Dobra. Opowiem ci o wszystkim, ale wiedz, że chodzi o coś więcej niż tylko
przypadkowe spotkanie.
– O. Mój. Boże. Przespałaś się z nim!
Nie mam mowy, żebym się z tego wywinęła. Jest tak podekscytowana, że postanawiam
schować do kieszeni zażenowanie.
Moszczę się w fotelu, usiłując znaleźć wygodną pozycję do tej jakże niewygodnej
spowiedzi.
– Zgadza się. A teraz słuchaj uważnie, bo zachowałam się kompletnie
nieodpowiedzialnie.
– Wreszcie!
Rozdział 7
– Chcesz mi powiedzieć, że się z nią przespałeś i ona uciekła, a potem spotkałeś ją
ponownie i zrobiła to samo? – pyta mnie Randy z uśmiechem. – Stary, ewidentnie znasz się na
rzeczy.
Zaczynam żałować, że tu przyszedłem. Po spotkaniu z Heather pojechałem na wyspę
Sanibel, do domu Randy’ego. Nie wiem, dlaczego pomyślałem, że mi to dobrze zrobi.
Powinienem był wiedzieć, że mój brat i moja szwagierka będą mieli z tego zdarzenia niezły
ubaw.
Na pewno uda mi się ją w końcu dorwać. Wystarczy tylko nieco finezji i cierpliwości.
Poza tym mam jeszcze asa w rękawie.
– Tak. To było, kurwa, niewiarygodne.
– Wyszedłeś z łazienki, a jej już nie było? – Randy nie odpuszcza, zanosząc się
śmiechem.
– Kompletny absurd. Nie mogłem jej znaleźć, a po chwili dotarło do mnie, że uciekła.
Kurwa, kto się tak zachowuje?
Savannah chichocze.
– Yyy, ty?
Dokładnie tak. To moja zagrywka. Zwykle to ja uciekam albo deleguję kogoś do
wyprowadzenie namolnej fanki z autokaru. Nie mam zwyczaju za nikim ganiać, a już na pewno
nie za dziewczyną, która mnie zbywa, i to dwukrotnie.
– Nie sądziłam, że tego dożyję. – Vannah odchyla się na oparcie fotela.
– Czego mianowicie?
– Nie sądziłam, że oszalejesz na czyimś punkcie. Wreszcie masz szansę zobaczyć, jak to
jest.
Potrząsam głową. Nie ma pojęcia, o czym mówi. Moja szwagierka nie rozumie, w czym
rzecz. Nie chodzi o dziewczynę, chodzi o to, że jej na mnie nie zależy. Ja też mam uczucia.
Byłem już zakochany, ale oni zdają się o tym nie pamiętać.
– Nie oszalałem. Raczej nic z tego nie rozumiem. Dlaczego mnie odtrąca?
– Eli, daj spokój. Nie jesteś bogiem. Jesteś rozpuszczonym dupkiem, który dostaje
wszystko na srebrnej tacy.
– Pierdolisz.
Tym razem Vannah mierzy mnie spojrzeniem, które nawet dorosłego mężczyznę
mogłoby doprowadzić do płaczu. Rozgląda się i upewnia, że w pobliżu nie ma dzieciaków.
Spogląda na mnie łagodniej.
– Nie wyrażaj się. Adriel niedawno powiedział nauczycielce, żeby pocałowała go w dupę,
więc wyhamuj.
Savannah jest wspaniałą kobietą. Ma dużo na głowie, a mój siedmioletni bratanek jest
małym skurwielem. Adriel jest najstarszy z gromadki i strasznie rozpuszczony. Gdy dzieciak był
mały, Randy często wyjeżdżał w trasę, więc kiedy wracał do domu, próbował mu wynagrodzić
swoją nieobecność. Żal mi Savannah, bo to ona ponosi tego konsekwencje.
Uśmiecham się i unoszę dłonie w obronnym geście.
– Przepraszam. Będę bardziej uważał.
– To dobrze.
– Chciałem powiedzieć, że wcale nie mieliśmy tak lekko. W dzieciństwie nie było
żadnych srebrnych tac.
Randy wybucha śmiechem.
– Miałeś osiemnaście lat, gdy podpisaliśmy kontrakt. Czy od tamtego czasu spotkało cię
coś złego?
– A ciebie? – Rozglądam się po ich domu. Gada tak, jakby było im ciężko. A ta ich
chałupa warta dziewięć milionów dolarów dowodzi czegoś zupełnie przeciwnego.
– Pamiętam, że mama musiała się zatrudnić na drugi etat, żeby nas wyżywić i zapłacić za
nasze lekcje muzyki, a ty pamiętasz?
Znowu to samo. Oczywiście, że pamiętam. Gdy umarł ojciec, nasze życie zmieniło się w
okamgnieniu. To prawda, byłem mały, co nie znaczy, że nic nie pamiętam. Moja matka była
mistrzynią stwarzania pozorów, ale nie wszystko da się ukryć. Gdy skończyły się alimenty,
musieliśmy z wielu rzeczy zrezygnować.
– A jak sądzisz, dlaczego się nią zająłem, gdy zaczęliśmy zarabiać?
– Bo zawsze chciałeś być jej ulubieńcem – wypala mój brat i dopija duszkiem piwo.
– I tak byłem jej pupilem, nie musiałem jej kupować domu.
– Jasne. – Randy kręci głową i wybucha śmiechem.
– Spokojnie, chłopcy. Wracając do sedna. Eli, masz całkiem przyjemne życie.
Dziewczyny się za tobą uganiają, zespół osiągnął niespodziewany sukces i dostałeś rolę
w Cienkiej niebieskiej linii, mimo że nie masz żadnego doświadczenia aktorskiego. Przywykłeś
do tego, że wszystko idzie ci jak z płatka, a tu nagle klops.
Vannah się nie myli, co nie znaczy, że na to wszystko ciężko nie zapracowałem. To
prawda, bez castingu zaproszono mnie do obsady serialu, ale od razu zacząłem pobierać lekcję
aktorstwa. Zatrudniłem najlepszych nauczycieli, żeby mieć pewność, że dobrze wykonam swoją
pracę. Ale jeśli chodzi o sukces Four Blocks Down, jestem zmuszony się z nią zgodzić. Przyszedł
do nas koleś, który obiecał nam, że zarobimy krocie, jeżeli wydamy u niego płytę. Tak też się
stało. To był łut szczęścia.
Z Heather jest inaczej. Po raz pierwszy w moim życiu kobieta nie ugania się za mną ze
względu na mój status. Wręcz przeciwnie, ona, kurwa, przede mną uciekła.
Chcę się dowiedzieć, dlaczego tak postąpiła. Chcę odkryć, co skrywa pod maską
twardzielki. Na żadnym z moich koncertów nie poznałem takiej dziewczyny. Musiałem
zmobilizować wszystkie siły, żeby się na nią nie gapić. Między nami jest chemia i wiem, że ona
także ją poczuła.
W duchu ganię samego siebie. To nie do pomyślenia, żeby jakaś dziewczyna tak na mnie
działała. Mimo to jestem nią dziwnie zafascynowany, co dowodzi niezbicie jej wyjątkowości.
Dlaczego nie mogę przestać o niej myśleć? Prawda jest taka, że tamtej nocy nie miałem zamiaru
wyrzucić jej z łóżka. Chciałem trzymać ją w ramionach, wdychać jej zapach i rozkoszować się jej
dotykiem. A zamiast tego ona się po prostu zmyła. Najgorsze, kurwa, jest to, że goniłem za nią
i rozważam zrobienie tego po raz kolejny.
Savannah macha mi ręką przed nosem.
– No i?
– Vannah, mylisz się. Nie chodzi o przyjemność płynącą ze zdobywania. Chodzi o nią.
– Serio? – pyta ze zdziwieniem w głosie. Cholera, powiedziałem to na głos. – Co masz na
myśli? – Vannah nie ustępuje.
– Nie wiem – odpowiadam uczciwie i pociągam łyk piwa. – Ma coś w oczach. Wiem, że
brzmię jak cipa, ale mówię poważnie. Coś się między nami zadziało i… chcę sprawdzić, co to
było.
Savannah daremnie usiłuje skryć uśmiech. Jest niepoprawną marzycielką. Gdy tylko
zobaczyła Randy’ego, natychmiast wiedziała, że wyjdzie za niego za mąż. Słyszałem tę historię
milion razy i za każdym razem zwalczam odruch wymiotny. Vannah zarzeka się, że człowiek,
którego razi piorun, przepada z kretesem.
– Nie zakochałem się w niej, przysięgam.
Randy sprzedaje mi kuksańca.
– To samo twierdziłem, gdy poznałem Savannah.
– Byłeś idiotą. Nadal nim jesteś.
– Podobnie jak każdy zakochany mężczyzna.
– Do kurwy nędzy! – Macham ręką i wstaję.
– Wyrażaj się! – wrzeszczy Savannah.
– Przepraszam! Ale nie jestem w nikim zakochany.
Są nieznośni. Od kiedy to rozmyślanie o jakiejś dziewczynie jest równoznaczne
z miłością. Nie jest. Świadczy jedynie o tym, że muszę ją lepiej poznać, żeby udowodnić sobie,
że coś mi się przywidziało.
Tyle.
Sięgam po portfel i kluczyki i kieruję się do wyjścia, mamrocząc pod nosem. Mylą się,
ale ja nie mam zamiaru ich do niczego przekonywać. Znam tylko jej nazwisko, wiem, gdzie
pracuje i gdzie mieszka. Jakim cudem miałbym się zakochać w czyimś nazwisku? To absurdalne,
a zresztą nie mam zamiaru w kimkolwiek się znowu zakochiwać. Już raz to przeżyłem
i wolałbym zostać bankrutem, niż po raz kolejny dać komuś taką władzę nad sobą.
Ta suka mnie zniszczyła, przez nią byłem bliski utraty wszystkiego, na co pracowałem
całe swoje życie.
– Hej! – Randy zrywa się na równe nogi. – Nie bądź taki.
– Mam zamiar udowodnić wam, że się mylicie.
Mój brat się uśmiecha i unosi brew.
– Eli, przestań się wygłupiać.
– Wujku Eli! – Bratanica podbiega do mnie i rzuca mi się w ramiona. – Stęskniłam się za
tobą!
– Cześć, piękna! – Daria to jedyna dziewczyna, którą kocham. Ma dopiero trzy lata, a już
zdobyła moje serce. Żal mi gnojka, który będzie próbował się do niej zbliżyć. Skopię mu tyłek,
nawet jeśli będę już na wózku.
– Ja stęskniłem się bardziej.
– Zaśpiewajcie mi z tatusiem piosenkę!
Zerkam na brata i widzę zachwyt, z jakim spogląda na córkę. Adriel jest rozpuszczony,
ale Daria… Owinęła go sobie wokół palca. Randy zrobiłby dla niej wszystko.
– Muszę wracać do domu, śliczna dziewczynko – próbuję tłumaczyć, ale ona krzyżuje
ręce na piersi i wydyma usta.
– Wujku Eli, nie kochasz mnie.
– Wiesz, że to nieprawda.
– Ploszę – jęczy błagalnie i chwyta mnie za policzki. – Kocham cię.
Wiem już, że nie mam wyjścia, bo uwielbiam ją nie mniej niż Randy.
– Ja też cię kocham. Dobrze, jedną piosenkę.
– Hura! – Daria klaszcze w dłonie i wyrywa się z moich objęć. Ma trzy lata, ale już
zdążyła opanować do perfekcji sztukę dominacji nad światem i chytrej manipulacji.
Jedenaście piosenek później wreszcie idziemy z bratem do samochodu.
– Posłuchaj, wiem, że nieźle się po tobie przejechaliśmy, ale nie jesteś typem gościa,
któremu kiedykolwiek jakaś dupa zawróciła w głowie – mówi Randy.
Z każdym jego słowem ciśnienie mi rośnie. W końcu zaciskam pięści. Heather nie jest
żadną dupą.
Kurwa.
Co się ze mną dzieje?
Przecież nią jest.
Randy uśmiecha się pod nosem, jakby doskonale wiedział, o czym myślę.
Klepie mnie po plecach i chichocze.
– Pogadaj z nią. Jeśli uznasz, że nie ma o czym mówić, powiemy Savannah, że się myliła.
Będziesz wiedział, na czym stoisz.
– Wiesz, że nie mam zamiaru znowu się w to pakować.
– Z powodu Penelope?
Na sam dźwięk jej imienia mam ochotę w coś walnąć.
– Tak.
– Stary, to smutne. Wasza historia to przeszłość, jesteś już starszy i mądrzejszy. Nie ma
mowy, żebyś znowu zabujał się w kolejnej chciwej suce.
– To i tak bez znaczenia. W nikim się nie zakochałem.
– To dobrze – stwierdza Randy. – A zatem tym bardziej nic nie stoi na przeszkodzie,
żebyś się z nią spotkał – dodaje na koniec i odchodzi.
Na pożegnanie pokazuję mu środkowy palec. Szkoda, że nie jestem jedynakiem. Życie
byłoby łatwiejsze.
Włączam silnik i skupiam się na Heather.
Gdy mój wzrok zatrzymuje się na plastikowej karcie w kubku po kawie, już wiem, co
powinienem zrobić.
Rozdział 8
Gdy wyszliśmy od Stephanie, odebraliśmy kolejne zgłoszenie i do końca dnia jeździliśmy
na interwencje. Jestem wykończona. Dzięki temu, że pracuję na zmiany, następne trzy dni mam
wolne i nie posiadam się ze szczęścia. Tym lepiej, bo czeka mnie trudna rozmowa telefoniczna
i przyda mi się pozytywna energia.
Muszę oddzwonić do Nicole.
– Hej – mówię, osuwając się na kanapę.
– Hej. Gdzie ty się, do diabła, podziewałaś? Cztery razy do ciebie dzwoniłam.
Relacjonuję jej przebieg mojego dnia, celowo pomijając spotkanie z Elim, i opieram
głowę na poduszce.
– Jestem wykończona.
– Co u Stephanie?
– Wygląda na to, że czuje się dobrze. Udało nam się porozmawiać. – Opowiadam jej
o wizycie w szpitalu. Cieszę się, że wszystko sobie wygarnęłyśmy. Wiem, że często unikamy
trudnych tematów. Stephanie rzadziej niż ja. Gdy choruje, rozwiązuje się jej język.
– To dobrze. A teraz, skoro wszystko już wiem, możemy zamknąć ten temat i pogadać
o tamtej nocy.
– Niki… – jęczę.
– Nie. Zmusiłaś mnie, żebym wspięła się na pieprzoną bramę. Nie wywiniesz się od tej
rozmowy. Dałam ci odsapnąć, ale dziś mi o tym opowiesz.
Mogę sobie wyobrazić, jak ją to zżerało, ale teraz nie mam siły o tym gadać. Może nigdy
jej z siebie nie wykrzesam.
Na szczęście rozlega się dzwonek do drzwi.
– Cholera, przywieźli moją pizzę. Poczekaj, Nicole.
Odkładam telefon na stolik, sięgam po portfel i idę otworzyć drzwi.
– Miło cię widzieć, Heather. – Ian, dostawca pizzy, uśmiecha się radośnie. Fakt, że
dostawca pizzy zwraca się do mnie po imieniu, bo zna mnie aż tak dobrze, totalnie mnie dołuje,
ale próbuję o tym nie myśleć. Po dwunastogodzinnych zmianach pizza zwykle ratuje mi życie.
– Ciebie też. – Uśmiecham się do niego, a on mi się przygląda. To miły dzieciak, ale za
bardzo się na mnie gapi.
Ian podaje mi pizzę, a ja wracam do Nicole i jej przesłuchania.
– Już jestem. – Przykładam słuchawkę do ucha.
– Miałaś mi opowiedzieć o seksie z Elim.
Wgryzam się w pizzę i jęczę z rozkoszy. Pyszny, ciągnący się ser rozpływa mi się
w ustach, pieszcząc moje kubki smakowe.
– Heather! – krzyczy Nicole, gdy przełykam kolejny kęs.
– Jem – mówię, przeżuwając.
– Pizza nie jest ważniejsza ode mnie i mojej ciekawości.
Ponownie rozlega się dzwonek do drzwi, a ja dziękuję Bogu za drobne cuda.
– Poczekaj chwilę – mówię i przykładam słuchawkę do ramienia.
Z uśmiechem idę do drzwi, bo wiem, że Nicole musi teraz odchodzić od zmysłów.
– Czy o czymś…
– Cześć, pani oficer Covey – mówi Eli z uśmiechem, opierając się o framugę. – Miałem
nadzieję, że zastanę cię w domu. Nie zdążyliśmy dokończyć naszej rozmowy.
Bez zastanowienia zamykam drzwi i zamieram.
O kurde. Co się dzieje, do cholery?
– Heather? – bzyczy Nicole w słuchawce. A może to nie głos Nicole, tylko głuchy odgłos
mojego rozszalałego pulsu?
– Hm? – Głos zamiera mi w gardle. Eli Walsh stoi przed moimi pieprzonymi drzwiami.
– Czy słuch mnie myli, czy u ciebie jest wiadomo kto?
Staję na palcach i zerkam przez wizjer. Tak jak myślałam, Eli stoi pod drzwiami
z beztroskim uśmiechem na ustach.
– Aha.
– Czy ty, kurwa, jaja sobie robisz? – wścieka się Nicole.
– Nic, ja pierdolę. Co ja mam zrobić? – Serce bije mi jak szalone i czuję, że zaraz
zemdleję.
Nicole chichocze.
– Otwórz te cholerne drzwi! – krzyczy wkurzona.
Zerkam do lustra i jęczę z rozpaczy. Mam na sobie szorty i za dużą bluzę z wielką plamą
od sosu na samym przodzie. Potargane włosy zebrałam w niedbały kok, nie mam makijażu
i soczewek, tylko okulary. Nie wierzę w to, co się dzieje.
Eli ponownie puka do drzwi.
– Heather, przez drzwi słyszę twój oddech.
Opieram dłoń o framugę i zamykam oczy.
– Eli, czego chcesz?
– Heather! Natychmiast masz otworzyć te pieprzone drzwi! – wrzeszczy mi do ucha
Nicole.
– Zamknij się! – krzyczę do swojej skretyniałej przyjaciółki.
– Nic nie powiedziałem – odzywa się Eli.
Wzdycham i z łoskotem uderzam czołem o drzwi.
– Wiem, ja tylko…
– Przysięgam, że jeśli natychmiast mu nie otworzysz, przyjadę do ciebie i wręczę mu twój
zapasowy klucz – warczy Nicole.
Nie mam wątpliwości, że byłaby do tego zdolna.
– Zgoda. Na razie – odpowiadam i się rozłączam.
Nie pozostaje mi nic innego, jak poprawić włosy i otworzyć drzwi. Eli nadal stoi oparty
o framugę i spogląda na mnie z uśmiechem.
– Cześć – mówi. Na dźwięk jego niskiego, aksamitnego głosu przechodzi mnie dreszcz.
– Co tu robisz i skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – pytam, modląc się, żeby nie usłyszał
łomotu mojego serca.
Jest niesamowicie seksowny. Bardziej niż gdy spotkałam go rano. Choć wiem, że mam do
czynienia z łamaczem serc, każda komórka mojego ciała pragnie się do niego zbliżyć.
Eli świdruje mnie spojrzeniem na wylot.
– Wpuścisz mnie do środka?
– A odpowiesz na moje pytania? – wypalam w odpowiedzi.
– Jeśli pozwolisz mi wejść.
To nie może się dobrze skończyć. Nie miałam w planach dopuszczać go do siebie. Nie
mogę się wikłać w relację z jakimś playboyem, piosenkarzem i aktorem o wielce
skomplikowanym życiorysie. Mam dość własnych problemów. Niepotrzebne mi kolejne.
Jednak Eli nie wygląda mi na mężczyznę, który łatwo się poddaje. Jeżeli wyproszę go
dziś, wróci jutro. Nie jest łatwo odmówić komuś, kto prawdopodobnie nigdy wcześniej nie
spotkał się z odmową. Lepiej będzie od razu mieć to z głowy.
– Dobra, ale masz pięć minut. – Uchylam szerzej drzwi, a on staje w progu naprzeciw
mnie.
Nie odrywając ode mnie wzroku, delikatnie dotyka mojego policzka.
– Zobaczymy.
Walczę z chęcią, żeby natychmiast wpić mu się w usta. Z potrzebą ponownego
posmakowania jego pocałunku i dotyku jego szorstkich dłoni na skórze. Zrobiłam wszystko, żeby
przestać o nim myśleć, ale poniosłam sromotną porażkę.
Nie pamiętam, czy ostatnio jakiś mężczyzna doprowadził mnie do szaleństwa, ale Eliemu
udało się to bez najmniejszego problemu.
Potrząsam głową i strącam jego dłoń.
– Mów albo pójdę po paralizator.
– Wolałbym kajdanki. – Eli puszcza do mnie oko i wchodzi do salonu.
Po raz pierwszy w życiu rozglądam się po swoim mieszkaniu i jest mi wstyd. Żyję
skromnie, nie stać mnie na bieżące naprawy i od zaręczyn z Mattem dziewięć lat temu nie
kupiłam żadnych nowych mebli. Przede mną stoi zaś mężczyzna, którego byłoby stać na
wykupienie całego katalogu „Pottery Barn”, a ja nie mogę uciułać nawet na dywan.
– Eli? – zagaduję, chcąc odwrócić jego uwagę od wystroju wnętrza. – Skąd wiedziałeś,
gdzie mieszkam?
– Spokojnie. – Uśmiecha się ciepło. – Znalazłem coś, co należy do ciebie, i pomyślałem,
że będziesz chciała to odzyskać.
– Jak to? Co?
Gdy z kieszeni spodni wyciąga moje prawo jazdy, szczęka mi opada.
– Przyda ci się?
– O szlag! Nawet nie wiedziałam, że je zgubiłam! – Podchodzę i odbieram je. – Dziękuję.
Miałabym kłopoty, gdyby sprawdzili moje dokumenty przed kolejną zmianą.
– Pomyślałem, że to ważne, skoro jesteś obywatelką, która przykłada wagę do
przestrzegania prawa.
Poczucie ulgi szybko ustępuje zdziwieniu.
– Ale czekaj, przecież już raz się dzisiaj spotkaliśmy.
– Owszem, ale z racji tego, że znalazłem się w dość trudnym położeniu, bo pewna
policjantka chciała mi dać popalić, nie zdążyłem ci tego oddać.
Krzyżuję ręce na piersi i wbijam w niego wzrok.
– Miałeś dość czasu.
Wzrusza ramionami i siada na kanapie.
– Uznałem, że lepiej będzie oddać ci je teraz. Poza tym nie chciałem od razu wyciągać
asa z rękawa.
– Jak mam to rozumieć?
– Jako próbę zadzierzgnięcia przyjaźni.
– Przyjaźni?
Uśmiecha się leniwie.
– Tak. Dziś zdecydowałem, że zostaniemy przyjaciółmi.
– A dlaczego?
Sama nie wiem, dlaczego go o to pytam, ale z jakiegoś powodu chciałabym zrozumieć,
skąd się bierze jego niezachwiane poczucie pewności siebie. Bo to się nie wydarzy. Nie
potrzebuję kolejnych przyjaciół, a już zwłaszcza nie mam zamiaru się zaprzyjaźniać z jakimś
bogiem seksu, który za wszelką cenę próbuje skomplikować moje i tak już dość zagmatwane
życie.
– Bo tak robią ludzie, gdy już pójdą ze sobą do łóżka. A poza tym dobry ze mnie
przyjaciel.
Prycham ze złością i podchodzę bliżej.
– Nie potrzebuję więcej… – zaczynam. Eli otwiera pudełko od pizzy i odrywa sobie
kawałek. – Hej! To moja pizza.
– Umieram z głodu. – Uśmiecha się i odgryza kęs. – Mmmm. – Eli jęczy z rozkoszy, a ja
czuję, że dałabym wszystko, żeby to mnie zjadał.
Wybałuszam oczy, policzki zaczynają mi płonąć, a w myślach ganię się za to, że coś
podobnego w ogóle przyszło mi do głowy. Co się ze mną dzieje? Dlaczego przy nim zachowuję
się jak jakaś otumaniona nastolatka? Nie jestem przecież seksmaniaczką. Od rozstania z Mattem
przespałam się tylko z jednym gościem.
Jednym.
I był beznadziejny w łóżku.
A teraz stoję jak kołek i rozmyślam o Elim oraz o tym wszystkim, co ze mną wyczyniał.
– Posłuchaj mnie, nowy przyjacielu, o którego nie prosiłam. Jestem ci wdzięczna, że
przyniosłeś moje prawo jazdy. – Wskazuję mu drzwi, ale on rozsiada się wygodnie i zakłada
nogę na nogę. – Naprawdę, bardzo ci dziękuję, ale…
Eli przerywa w pół słowa.
– Nie będziesz jadła?
– Owszem, będę jadła, ale ty musisz już iść.
– Nie możesz podzielić się ze mną swoją pizzą? Czy to nie byłoby zachowanie godne
prawdziwego przyjaciela? Przecież przyjaciele biesiadują razem, wygłupiają się i czasami ze
sobą sypiają, czyż nie? – Eli unosi brew i znowu pogodnie się uśmiecha.
Potrząsam głową i wzdycham.
– Nie ma mowy o łóżku i choć raduję się z powodu nowo nabytej przyjaźni, wybacz, ale
to był długi dzień. Właśnie miałam zamiar się położyć.
– Ależ nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy się położyli. – Eli z nonszalancją wgryza się
w pizzę, zupełnie jakby przed sekundą nie zaproponował mi pójścia do łóżka.
– Co takiego? Nie! Nic takiego nie sugerowałam!
Eli wybucha śmiechem i odkłada pizzę, strzepując okruchy z kolan.
– Jezu, Heather, wyluzuj. Żartowałem. Przyszedłem, bo chciałem porozmawiać o tym, co
się między nami wydarzyło. Uciekłaś bez słowa, więc gdy znalazłem na ziemi twoje prawo
jazdy, uznałem, że to znak.
– Znak?
– Tak. – Wstaje i podchodzi do mnie. – Znak, że powinniśmy załatwić niedokończone
sprawy. Wiesz, większość dziewczyn zwykle coś u mnie zostawia po to, żebym musiał im to
oddać. Czy o to ci chodziło? Ukartowałaś to, żebyśmy się spotkali ponownie?
Z każdym krokiem, który Eli robi w moim kierunku, mój puls jest coraz szybszy. Nie
wiem, co ma na myśli, mówiąc o niedokończonych sprawach, ani z jakimi kobietami ma zwykle
do czynienia. Tamtej nocy, gdy od niego uciekłam, jasno dałam mu do zrozumienia, że to koniec.
Byłam pijana, nierozważna, a moja walnięta przyjaciółka przymusiła mnie do czegoś, co
wykraczało poza moją sferę komfortu.
– Nie czas teraz na gierki. Nie miałam w planach spotykać się z tobą ponownie.
Upuściłam coś, a ty przypadkiem to znalazłeś, to wszystko.
Eli staje przede mną tak blisko, że muszę odchylić głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Nie
spuszcza ze mnie wzroku, jedną ręką chwyta mnie w pasie.
– Oboje wiemy, że to nieprawda. Ty też to czujesz. Zauważyłem twój przyspieszony
oddech i to, jak spoglądasz na moje usta. Możesz z tym walczyć, ale wiem, że mnie pragniesz.
Potrząsam głową, chcąc mu udowodnić, że się myli, ale gdy jego język dotyka moich ust,
wiem, że słyszy moje głośne westchnienie. W ciszy, która nas otacza, brzmi głośno, niczym
wybuch.
– Eli… – Próbuję się odsunąć, ale on mnie nie puszcza.
– Nic ci nie zrobię, chcę tylko porozmawiać.
– To jakieś szaleństwo – mówię, żałując, że pragnę tego szaleństwa każdą komórką
mojego ciała.
Eli łapie mnie mocniej w pasie, drugą dłoń opiera na moich plecach.
– Szaleństwem byłoby, gdybym wyszedł, nie sprawdziwszy, czy to wszystko jest tylko
wytworem naszej wyobraźni.
– Co jest wytworem naszej wyobraźni?
– To, co sprawiło, że nachodzę cię w domu, a ty wybiegłaś ode mnie w środku nocy bez
pożegnania. Coś jest na rzeczy i chcę się dowiedzieć co. A ty?
Nie spuszczam z niego wzroku, poruszona do głębi jego szczerością i zdecydowaniem.
Jeśli każę mu wyjść, będę tego żałować. Będę myśleć o tej chwili do końca moich dni. Poza tym
Nicole wie, że on tu jest, więc jeżeli go wyproszę, ona nigdy mi tego nie wybaczy.
Nie mogę się powstrzymać i się zgadzam.
– Okej, zjemy pizzę i porozmawiamy, ale nic więcej.
Eli uśmiecha się i lekko mnie przytula.
– Pizza, rozmowa i kto wie, co jeszcze – odpowiada bez zastanowienia.
Nic więcej się nie wydarzy, postanawiam, ale tę myśl zachowuję dla siebie. Kłótnia z nim
jest bezcelowa. A kończy się i tak wspólnym spędzaniem czasu, jedzeniem pizzy i przekonaniem,
że będziemy najlepszymi kumplami.
Siadamy na kanapie. Eli podaje mi kawałek pizzy, a sam sięga po ten, który zdążył
napocząć. Podwijam nogi i staram się na niego nie gapić. Ale przecież w salonie mojego
zaniedbanego domu siedzi Eli Walsh. Wiem, że nie mieszkam w ruderze, jestem jednak pewna,
że on żyje w zgoła innych wnętrzach.
Mój tata miał wiele różnych projektów. Zaczynał je, ale nigdy ich nie kończył. Matt
trochę mi pomagał przy drobnych poprawkach, ale Bobem Villą to on nie był, przypominał
raczej Tima Allena z serialu Home Improvement, któremu częściej zdarza się coś zepsuć, niż
naprawić.
Gdy Matt odszedł, robiłam, co mogłam, żeby zaszpachlować dziury w ścianach i w sercu.
– A więc jesteś policjantką? – pyta Eli po kilku minutach ciszy.
Uśmiecham się i wycieram usta.
– Od zawsze chciałam wstąpić do policji. Gdy miałam dwadzieścia jeden lat, moi rodzice
zginęli w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę. Po tym, co się stało, chciałam
pomóc uniknąć innym podobnej tragedii.
– Bardzo mi przykro – mówi Eli i dotyka mojego ramienia.
– To było dawno temu.
– Mimo wszystko musiało ci być ciężko.
Wzdycham i wzruszam ramionami.
– Tak, ale myślę, że dzięki temu stałam się tym, kim jestem.
– Rozumiem. Mój ojciec również zmarł, gdy byłem mały.
– Przykro mi.
Śmierć rodziców nigdy nie jest łatwa, a już zwłaszcza w młodym wieku, przed
osiągnięciem emocjonalnej dojrzałości. Trudno zliczyć, ile razy żałowałam, że nie ma ich przy
mnie. Gdyby żyli, byłoby mi łatwiej.
– Niepotrzebnie, nie był wzorowym ojcem – mówi Eli w odpowiedzi na moje
kondolencje. – Powiedz mi, Heather, kim jesteś?
– Jestem sobą.
Nie ma mowy, żebym mu wyjawiła moje najskrytsze tajemnice. Dziś Eli wyjdzie
z mojego mieszkania i nigdy już tu nie wróci. Na tym powinno mi zależeć najbardziej. Czyż nie?
Dlaczego zatem nie chcę się przed nim odsłonić? Bo wygląda na to, że dla niego jestem tylko
kolejną zdobyczą. Dziewczyną, która uciekła od mężczyzny, chociaż pragną go wszystkie
kobiety. Nicole nazywa to reakcją na odrzucenie. Gdybym została i do niego wzdychała,
wrzuciłby mnie do tego samego worka, co całą resztę bezimiennych dziewczyn, z którymi się
przespał.
Eli wyjmuje z kieszeni spodni kluczyki do samochodu i portfel i kładzie je na stoliku.
Jasne, rozgość się. Wygląda na to, że postanowił zostać dłużej.
– Serio, chciałbym się dowiedzieć o tobie czegoś więcej – nalega.
– Dlaczego? – pytam z cieniem frustracji w głosie. – Oboje wiemy, jak to się skończy.
Eli ciężko wzdycha.
– Niby jak?
– Wrócisz do swojego bajecznego życia, a ja zostanę tutaj… – Wskazuję ręką pokój.
– No cóż, może rzeczywiście tak będzie, ale tylko dlatego, że się uparłaś, żeby mnie
wyprosić za drzwi.
Choć Eli ma rację, jego uwaga powoduje ukłucie w sercu.
– Chronię samą siebie.
Eli odzyskuje rezon i sięga po kolejny kawałek pizzy.
– Rozumiem, ale będziesz musiała nieźle się natrudzić, żebym zniknął. W sumie też
jestem policjantem.
Wybucham śmiechem i przewracam oczami.
– Już ustaliliśmy, że grasz policjanta w serialu telewizyjnym. To ma niewiele wspólnego
z prawdziwą pracą w policji.
– Oglądałaś serial? – pyta nonszalancko. Gdybym nie była policjantką, mogłabym nie
usłyszeć pychy, która zabrzmiała w jego głosie.
– Raz, bo nic innego nie było w telewizji – kłamię jak z nut. Co tydzień oglądam ten jego
durny serial. Z początku chciałam zobaczyć, jak bardzo przeinaczą pracę w policji, ale szybko się
wciągnęłam. To moja grzeszna przyjemność. Po pięciu sezonach muszę przyznać, że jestem od
niego uzależniona.
Ale on nigdy się o tym nie dowie.
Nie mam zamiaru dawać mu kolejnego argumentu, który będzie mógł wykorzystać
przeciwko mnie.
– Moja serialowa partnerka, Tina, jest do ciebie bardzo podobna.
– Naprawdę?
W ogóle nie jest do mnie podobna. Tina to twardzielka, która stroni od mężczyzn, odkąd
mąż zostawił ją dla innej kobiety.
A ja pragnę być z mężczyzną, a nie z jakimś lamusem, który podkuli ogon pod siebie
i pryśnie, gdy tylko pojawią się problemy. Matt odszedł, bo jest dupkiem.
– Tak, mieszka sama i odpycha każdego mężczyznę, który próbuje się do niej zbliżyć.
Pieprzyć go. On mnie nie zna. Co z tego, że jestem sama i nie chcę się wiązać z kolesiem,
którego życie tak diametralnie różni się od mojego? Mam trzydzieści osiem lat i nie muszę grać
w tę grę na jego zasadach.
– Nie odtrącam cię, tylko jestem realistką.
Eli nachyla się do mnie, a ja powstrzymuję odruch odsunięcia się od niego.
– To my tworzymy naszą rzeczywistość.
Cóż, moja rzeczywistość nie ma nic wspólnego z gwiazdami ekranu i odgrywaniem roli
policjanta w serialu telewizyjnym. Ja jestem policjantką. Gdy robi się gorąco, nikt nie krzyczy
„cięcie”. Ludzie strzelają do siebie prawdziwymi nabojami, umierają w wypadkach
samochodowych, do tego dochodzą góra papierkowej roboty i kiepska płaca. Ostrożność w tym
fachu nie jest wyborem, lecz koniecznością.
– Może w twoim świecie, ale w moim ciągle musimy się z czymś użerać.
Eli wzdycha ciężko i odkłada pizzę.
– Wiesz, ja też żyję w prawdziwym świecie.
– Cóż, skoro jesteśmy przyjaciółmi, możesz mi o tym opowiedzieć. – Odbijam piłeczkę.
Wiem, że zachowuję się jak wredna suka. Miałam jednak powód, żeby uciec, po tym jak
uprawialiśmy seks. Nawet najdrobniejsze zmiany budzą we mnie przerażenie. Wiele w życiu
straciłam, dlatego nie mam w planach nowego związku. Nie stać mnie na kolejną stratę.
Gdy jednak spoglądam na Eliego, żałuję, że nie jestem kimś innym.
Chciałabym, żebyśmy byli przyjaciółmi. Może nawet kimś więcej, ale moje życie
wygląda inaczej.
Miło sobie czasem pomarzyć.
Eli wierci się i chrząka.
– Nazywam się Ellington Walsh, mam czterdzieści dwa lata, nigdy nie byłem żonaty.
Wychowałem się w Tampie. Mam jednego brata, Randy’ego, jest dwa lata starszy ode mnie. Gdy
miałem osiemnaście lat, zacząłem śpiewać w Four Blocks Down, a teraz jestem aktorem. Chcę
zagrać w filmie, ale czekam na odpowiednią rolę. Zapomniałbym o najważniejszym – podobają
mi się blondynki, które wyznają mi miłość.
Wybucham śmiechem.
– Powiedz mi o czymś, czego nie znajdę w Wikipedii.
Gdy dostrzegam w jego oczach cień satysfakcji, mam ochotę kopnąć się w kostkę.
– Czytałaś o mnie, co?
– Jasne – prycham, siląc się na nonszalancję. – Ale gdy dorastałam, obserwowałam cię
z daleka. Dlatego znam najważniejsze fakty z twojego życiorysu. Lepiej powiedz mi coś, o czym
wiedzą tylko twoi bliscy.
Zobaczymy, ile Eli ma zamiar mi wyjawić. Wątpię, żeby naprawdę chciał się ze mną
zaprzyjaźnić. Zresztą jak niby miałaby wyglądać przyjaźń z celebrytą? Czy zwykle otacza go
wianuszek jakichś osób? Czy ma ochronę? Ludzi, którym płaci? Moi ludzie to wąskie grono
przyjaciół i siostra.
– No dobra. Przyszedłbym wcześniej, gdyby nie to, że pewna dziewczyna wzięła mnie na
zakładnika.
Wybałuszam oczy. Czy on właśnie przyznał się do relacji z inną?
– Wow.
– Źle mnie zrozumiałaś! – Eli unosi dłonie. – Kurde. Nie jestem w tym dobry. Miałem na
myśli moją bratanicę Darię.
– Masz bratanicę?
Gdy Randy się ożenił, przestałam się interesować jego życiem prywatnym. Uznałam, że
to byłoby niestosowne. Wiem, że poznał swoją żonę, gdy powołano do życia Four Blocks Down,
więc zawsze był niedostępny. To Eli odgrywał rolę dyżurnego amanta.
– Tak, ma trzy lata i już potrafi manipulować mężczyznami. Moja szwagierka nauczyła ją
terroryzować mnie i mojego brata. Mała do perfekcji opanowała sztukę robienia wielkich oczu
i trzepotania rzęsami.
Uśmiecham się, bo dobrze wiem, że dzieciaki z łatwością potrafią zmuszać dorosłych do
spełniania ich zachcianek.
– Czyli robi z tobą, co tylko chce?
Eli przytakuje.
– Obiecałem, że zaśpiewam jej jedną piosenkę. Wsiadłem do samochodu po jedenastu,
pięćdziesiąt minut później. To najlepiej ilustruje, jaką siłę rażenia ma jedno miłe słowo, które
pada z jej ust. Daria dostaje wszystko, czego chce. Nawet bawiłem się z nią lalkami, tylko
dlatego, że mnie o to poprosiła. – Eli otrząsa się z obrzydzeniem.
Choć trudno mi sobie wyobrazić, że bawi się z małą dziewczynką, rozmarzam się na
samą myśl. Tabloidy przypięły mu łatkę podrywacza bez cienia uczuć.
– To słodkie.
– Uważasz, że jestem słodki? – pyta z nadzieją w głosie.
– Nie, to jest słodkie.
Eli puszcza moją uwagę mimo uszu.
– Traktuję twój komentarz jako dowód sympatii. Rozumiem cię, potrafię być uroczy.
Parskam śmiechem.
– Wikipedia o tym nie wspomina.
Muska palcem moje odsłonięte udo i po chwili opiera na nim dłoń. Czuję mrowienie
w miejscu jego dotyku.
– Wszystko, co dobre, zachowałem dla ciebie.
– Szczęściara ze mnie.
Wybucha śmiechem.
– Cóż, większość dziewczyn by się z tobą zgodziła.
– Tym lepiej, że nie jestem jak większość dziewczyn – odpowiadam.
– Jak to? – pyta Eli.
– Bo z nimi nie próbujesz się zaprzyjaźnić.
W pokoju rozlega się jego głośny śmiech.
– Touché.
Kończymy pizzę, a Eli opowiada mi o swojej bratanicy i swoim bratanku. Podoba mi się,
że mówi o nich z taką miłością. Przyjemnie jest zobaczyć jego ludzką twarz. Gdy siedzi ze mną
na kanapie, nie robi wrażenie wyjątkowego. Jest zwyczajnym kolesiem. Mężczyzną, który zajada
się pizzą i opowiada o miłości do swojej irytującej szwagierki.
Rozmawiamy jeszcze o mojej pracy, jego serialu i jaką radość sprawia mu pobyt
w Tampie.
Ziewam i zerkam na zegarek. O rany! Minęły prawie trzy godziny od jego przyjścia.
Niebywałe.
Było miło, lekko i beztrosko.
– Zrobiło się późno. – Eli wstaje z kanapy i wkłada płaszcz.
– Dzięki za prawo jazdy.
Odprowadzam go do wyjścia. Przy drzwiach Eli odwraca się do mnie.
– Zobaczymy się jeszcze?
– Eli… – Przytrzymuję drzwi i usiłuję znaleźć odpowiednie słowa. Było miło, ale to
skomplikowane. – Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Przysuwa się do mnie, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Chciałem ci pokazać, że nie jestem jakimś palantem, któremu wszystko zwisa.
Sądziłem, że poczyniliśmy postępy, że zaczęliśmy się zaprzyjaźniać. Najwyraźniej się myliłem.
– Ależ nie! – odpowiadam szybko i łapię go za rękę. – Wiem, że świruję, i przepraszam.
Prawda jest taka, że… – Wzdycham i decyduję się na szczerość. – Boję się ciebie. Nie jestem
typem dziewczyny, która sypia z kim popadnie. Mam dużo na głowie, naprawdę. Brakuje mi
miejsca na więcej. – Wzdycham głęboko i po chwili dodaję: – Choć dziś naprawdę świetnie się
z tobą bawiłam. Serio, było miło z tobą pogadać i rzeczywiście, jest coś między nami…
Eli uśmiecha się i nachyla do mnie.
– Posłuchaj, za kilka tygodni wracam do Nowego Jorku, ale do tego czasu będę
w Tampie. Chcę się z tobą spotkać.
– Dlaczego? – pytam ze zdziwieniem.
– Ponieważ niezależnie od tego, jak bardzo próbujesz mnie zbyć, chcę cię lepiej poznać.
Nic na to nie poradzę. Dziś było miło, poza moim bratem z nikim nie spędza mi się tak dobrze
czasu jak z tobą. Nie traktujesz mnie, jakbym był inny. – Eli puszcza do mnie oko. – Pomyśl
o tym.
Nachyla się i całuje mnie w policzek, po czym odwraca się i zbiega po schodach. Stoję
nieruchomo jak posąg, czuję, że zaniemówiłam. Odprowadzam go wzrokiem do samochodu, nie
oczekując, że się odwróci. On jednak się odwraca, przesyła mi uśmiech i dodaje:
– Poza tym wiem, gdzie mieszkasz i gdzie pracujesz. Jestem pewien, że i tak w końcu na
siebie wpadniemy. Wikipedia powinna wspomnieć o tym, że potrafię być nieugięty, gdy mi na
czymś zależy.
Otwieram usta, ale on wsiada do samochodu, zanim zdążę cokolwiek powiedzieć.
Cholera. To nie tak miało być.
Rozdział 9
– Zalewasz! – woła Nicole i prawie upuszcza kieliszek z winem. – Muszę się otrzeć
o każdy kawałek twojej kanapy.
– To do ciebie podobne.
Siedzimy w jej luksusowym apartamencie w centrum Tampy i rozpijamy drugą butelkę
wina. Cały dzień spędziłam w szpitalu u Stephanie, a potem nie chciało mi się wracać do domu.
Zamiast odpisywać na jej dwadzieścia esemesów, postanowiłam ją odwiedzić.
– Co jest z tobą nie tak? – pyta mnie Nicole po raz dziesiąty.
– Niki! Jestem realistką. Jeśli Matt, lokalny gliniarz, którego znam nieomal od dziecka,
zostawił mnie z powodu Stephanie, to jak myślisz, jak zachowa się taki celebryta i gwiazdor?
Co? Zastanawiałaś się nad tym?
– Jesteś bezdennie głupia.
– Od dawna mi to powtarzasz – odburkuję i wypijam łyk wina. Rozumiem, że Nicole
uważa mnie za wariatkę, ale nie mogę po raz kolejny się przed kimś otworzyć. Prosiłabym się
tym samym o złamanie mi serca. Nie, dziękuję.
– Eli z pewnością nie zostanie na dłużej w Tampie, a ja nigdy nie opuszczę Steph.
Nicole zabiera mi kieliszek i stawia go na stolik. Spogląda na mnie łagodnym wzrokiem,
ale już czuję, że coś knuje. Niechybnie zaraz da mi popalić.
– Wielokrotnie obserwowałam, jak popełniasz błąd za błędem, ale za każdym razem
gryzłam się w język i siedziałam cicho. Nie tym razem. Otóż zrozum, że jeśli teraz nie dasz temu
szansy, będziesz żałować do końca życia. Nie powiesz mi, że nic do niego nie czujesz.
– Nie wiem, co czuję.
– Owszem, wiesz. Przeżyłaś z nim szaloną noc i trochę się pogubiłaś. Rozumiem cię.
Z nas wszystkich jesteś najporządniejsza. Trzymasz się w ryzach i nie ryzykujesz. Wiele się
w życiu nacierpiałaś. Wiem. Wszyscy cierpimy, ale, kurwa, Heather, musisz zacząć żyć! Nie ma
żadnego powodu, żebyś nie żyła pełną piersią.
Łzy napływają mi do oczu, a w sercu czuję bolesne ukłucie. Wiem, że Nicole mnie kocha
i że ma rację, ale nienawidzę jej za to. Robię, co mogę, i nie wiem, ile bólu jestem w stanie
znieść, zanim powiem sobie dość.
Śmierć mojej siostry mnie zabije. Zostanę sama jak palec i nie mogę zmarnować żadnej
chwili z tych, które nam jeszcze zostały. Ta prawda jest tak bolesna, że nie mam siły
wypowiedzieć jej na głos.
A już na pewno nie mogę się uganiać za kolesiem, który może wywrócić moje życie do
góry nogami. To głupie, ale ja nie mam zamiaru popełnić błędu. Nie wtedy, gdy moja siostra tak
bardzo mnie potrzebuje. Gazety pełne są jego zdjęć z podróży i z ekskluzywnych restauracji,
w których nie stać by mnie było nawet na sałatkę.
– Jezu, czy ty i Steph zmówiłyście się przeciwko mnie?
– Nie, ale jeśli powiedziała ci to samo co ja, ma pieprzoną rację.
– Wiesz, dlaczego taka jestem. – Ocieram łzę z policzka.
– Wiem. – Nicole bierze mnie za rękę. – Nie chcę cię zranić, ale nie mogę się temu dłużej
bezczynnie przyglądać. Steph nie chce, żebyś nadal tak żyła, a twoi rodzice na pewno by się z nią
zgodzili. Ryzyko i zawód są nieuchronną częścią życia. Wzloty i upadki są czymś zupełnie
normalnym, czego nie można powiedzieć o bezczynnej wegetacji.
– A jeśli on jest taki sam jak Matt?
Nicole się uśmiecha.
– To wtedy go rzucisz, a ja nakarmię cię lodami i napoję winem.
Z jękiem opieram głowę o kanapę.
– Nie cierpię, gdy masz rację.
Nicole wybucha śmiechem.
– Domyślam się. Ale bądź spokojna, to raczej rzadkość.
– Tęsknię za czasami, gdy naszym największym zmartwieniem było to, czy wybierzemy
się na bal maturalny z naszymi chłopakami.
– Zawsze wiedziałam, że pójdę sama. Chłopaki są głupie. Najlepiej bawiłam się jako
singielka w waszym towarzystwie.
Kurde. Będziemy musiały opowiedzieć o wszystkim Danni i Kristin. Do tej pory
unikałam ich telefonów, bo w kłamaniu jestem najgorsza na świecie. Na pewno od razu
przejrzałyby mnie na wylot.
– Powinnam im powiedzieć, prawda?
– E tam. Powiem im, że go nie spotkałyśmy. – Spoglądam na nią i mocno ją przytulam.
– Na razie nikomu o tym nie mów. Musisz podjąć tę decyzję samodzielnie.
– Chcesz przez to powiedzieć, że mam się ciebie słuchać?
– Dokładnie.
Śmieję się pod nosem, ale nic już nie mówię. Pamięcią wracam do poprzedniego
wieczoru. Nie mogę przestać myśleć o tym, jaki Eli wydawał się normalny. Nie zachowywał się
pretensjonalnie i zjadł pizzę prosto z pudełka, wylegując się na mojej wysłużonej kanapie.
Niczego nie oczekiwał. Byliśmy sami. Było nam dobrze, czuliśmy się wręcz swobodnie.
Tak jak za pierwszym razem.
Może przesadzam i niepotrzebnie to analizuję. Ale jest w nim coś takiego, co nie pozwala
mi o nim zapomnieć. Gdy się uśmiecha, mam motylki w brzuchu. Jego śmiech porusza czułe
struny w moim sercu. Choć od rana usiłuję przekonać samą siebie, że nie powinnam o nim
myśleć, nie potrafię zająć głowy niczym innym.
Mam przejebane.
– A jeśli nigdy już nie wróci? – pytam Nicole.
– To będzie oznaczało, że jest kompletnym idiotą. Jesteś wyjątkowa.
Niezależnie od opinii, jaką cieszy się na mieście, Nicole jest najlepszym człowiekiem,
jakiego znam. Jasne, czasami doprowadza mnie do szału, ale kocham ją. Zawsze mogłam na nią
liczyć i nie mogę sobie wyobrazić życia bez niej.
Wjeżdżam przez kutą metalową bramę do jedynego miejsca, w którym czuję, że jestem
blisko swoich rodziców. Parkuję, sięgam po bukiet kwiatów i idę na ich grób. Długo mnie tu nie
było, ale nie miałam powodu, żeby z nimi rozmawiać.
Jeśli mam być szczera, to już od dawna czuję do nich złość.
Droga jest prosta i szybko staję przed grobem.
– Cześć, mamo, cześć, tato. – Oczyszczam grób z chwastów i wycieram pył, który osadził
się na płycie. Palcami wodzę po chłodnym granicie. Gdy zamykam oczy, ogarnia mnie smutek.
Wokół unosi się zapach świeżo skoszonej trawy. – Przepraszam, wiem, że dawno mnie tu nie
było. – Zatykam za ucho kosmyk włosów. – Bywa, że trudno mi się wyrwać, zwłaszcza ostatnio.
Wczoraj urwał mi się film na kanapie Nicole, ale kiedy się obudziłam, przyjechałam
prosto na cmentarz. Mam im wiele do powiedzenia, a poza tym każda kobieta czasami potrzebuje
swojej matki.
Oto nadeszła jedna z takich chwil.
– Wiele się wydarzyło od mojej ostatniej wizyty. Matt i ja wzięliśmy rozwód, ale to już
stare dzieje. A poza tym nadal pracuję z Brodym. Jest strasznie irytujący, ale nie wyobrażam
sobie pracy z nikim innym. Stephanie mieszka na stałe w Breezy Beaches. Teraz jest mi bez niej
bardzo ciężko, ale sytuacja zaczęła mnie przerastać. Mamo, wszystko jest takie skomplikowane.
Popełniłam głupstwo i nie wiem, co mam robić.
Kładę kwiaty na ziemi.
– Poznałam pewnego mężczyznę, na pewno pamiętacie moją obsesję na punkcie Four
Blocks Down i ich wokalisty Eliego. Cóż, poznałam go na jego koncercie i… – Czuję się
dziwnie, opowiadając mamie o moim szybkim numerku. Co prawda, nie może mi odpowiedzieć
ani mnie zganić, ale i tak jest mi łyso. – Wczoraj przyszedł do mnie do domu i przegadaliśmy
kilka godzin. Podoba mi się, ale to skomplikowane. Nie jestem wyjątkowa. Boję się, że on złamie
mi serce, które i tak jest już dość pokiereszowane.
Obok potrzeby podzielenia się z mamą tą historią jest jeszcze jeden powód, dla którego
w końcu zdecydowałam się ją odwiedzić. Wewnętrzny konflikt dotyczy nie tylko kwestii Eliego,
lecz także całego mojego życia. Jestem zmęczona poczuciem braku kontroli.
Gdy wodzę palcami po literach jej nazwiska wygrawerowanych na nagrobku,
przypominam sobie, że otacza mnie śmierć.
– Mam nadzieję, że rozumiesz, dlaczego cię nie odwiedzałam. Widok waszych imion na
płycie jest bardzo bolesny. Tak naprawdę, to nigdy nie przestało mnie to boleć. I wkrótce dołączy
do was Steph. – Odsuwam dłoń i usiłuję powstrzymać łzy. – Nie wiem, co zrobię, gdy to się
wydarzy. Z całych sił próbowałam się z tym pogodzić, ale nie potrafię. Choć robię, co mogę, ona
jest coraz bardziej chora. To mnie wykańcza. Tak bardzo ją kocham. – Już nie mam siły dłużej
powstrzymywać łez. Pozwalam sobie na płacz, bo wiem, że tego potrzebuję. Chcę, żeby moja
mama mnie usłyszała. – Wiem, że Steph nie jest moją córką, ale to ja ją wychowałam, a ona
umrze. Tak jak ty i tatuś. Jak wszyscy, których kocham. Odebrano mi was.
Chwytam krawędź nagrobka, opieram czoło na dłoni i kompletnie się rozklejam. Lęki,
które dusiłam całymi latami, teraz mnie dopadają. Śmierć mojej siostry będzie dla mnie
gwoździem do mojej własnej trumny. Gdy Steph umrze, stracę wszystkich członków mojej
rodziny.
– Moją rolą jest pomagać innym. Mamusiu, co dzień ratuję ludzi, ale jej nie mogę
uratować. Nie mogę jej pomóc. Nie mogę dać jej życia, na jakie zasługuje. Przepraszam. Wiem,
że zaufałaś mi, wierzyłaś, że o nią zadbam. – Daję upust emocjom, które zazwyczaj duszę
w sobie. Mój płacz jest głośny i rozdzierający, lecz potrzebny. Tak długo byłam silna, ale już nie
potrafię. – Jak możesz pozwolić Bogu, żeby ją również mi odebrał? Zostanę sama ze
świadomością, że wszystkich was zawiodłam. Proszę, wybacz mi… – Krztuszę się i zginam
wpół, zanoszę się płaczem, staram się nabrać nieco powietrza do ściśniętych płuc.
Wreszcie, gdy już nie widzę na oczy, bo są tak zaczerwienione i opuchnięte, a ból jest już
wypłakany, wstaję, dotykam ust i odciskam pocałunek na płycie nagrobnej.
– Kocham was. Tęsknię za wami bardziej, niż wam się zdaje. Mam nadzieję, że nieprędko
się spotkamy.
Bo następny razem zjawię się tutaj z okazji pogrzebu Steph.
Wracam do samochodu, biorę kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić, i otwieram
lusterko. Wyglądam jak siedem nieszczęść. Wycieram resztki makijażu.
Dlatego właśnie rzadko tu zaglądam – to dla mnie zbyt trudne.
Rozlega się dźwięk esemesa.
STEPHANIE: Wpadniesz do mnie dziś?
JA: Oczywiście.
STEPHANIE: Do zobaczenia wkrótce?
JA: Jestem już w drodze. Właśnie wyszłam z cmentarza.
STEPHANIE: Powiedz rodzicom, że za nimi tęsknię.
Zamykam oczy i próbuję nie myśleć o histerii, w którą wpadam na myśl o jej
nieuchronnej śmierci.
JA: Przekazałam im. Kochają Cię i tęsknią za Tobą.
STEPHANIE: Miło, że Ci powiedzieli… LOL.
Uśmiecham się i chichoczę pod nosem. Wyobrażam sobie, jak Steph przewraca oczami.
Droga do szpitala zajmuje mi niecałe dziesięć minut, w tym czasie zbieram się w garść
i na powrót wkładam swoją maskę. Jeśli Steph zobaczy, że płakałam, zacznie mnie przekonywać,
że jest pogodzona z losem. To ostatnia rzecz, jaką chcę od niej usłyszeć.
Czasami myślę, że może wolałaby umrzeć wcześniej, żeby uniknąć dalszego cierpienia.
Jednak mój egoizm by jej na to nie pozwolił. Chcę wykorzystać każdą chwilę, która nam
pozostała. Zniosę sto gorszych dni, pod warunkiem że będę mogła jej dotknąć, porozmawiać
z nią i być blisko niej.
Wchodzę do sali szpitalnej i zastygam w pół kroku. Stephanie flirtuje z pielęgniarzem.
Mężczyzna siedzi na jej łóżku, a ona uśmiecha się i spuszcza wzrok. Patrzę, jak trzepocze
rzęsami i zatyka za ucho kosmyk włosów, podobnie jak ja, gdy jestem zdenerwowana.
Stephanie odwraca wzrok i spogląda na mnie.
– Heather! – Podskakuje na łóżku, a mężczyzna zrywa się na równe nogi. – Hej! Nie
zauważyłam cię!
Uśmiecham się szeroko.
– Najwyraźniej.
– To jest Anthony – mówi Steph z westchnieniem. – Zaprzyjaźniliśmy się, jest moim
opiekunem w ciągu dnia.
Kurczę, już widziałam to spojrzenie. Teraz rozumiem, dlaczego przestała się upierać,
żeby ją szybko wypisali.
– Cześć, Anthony. – Podchodzę bliżej. – Miło cię poznać.
– Właśnie skończyłem dyżur i przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku
– tłumaczy.
– To bardzo miło z twojej strony. – Zerkam na uśmiechniętą Steph.
Siostra posyła mi wymowne spojrzenie, dając do zrozumienia, że mam się ugryźć
w język. Od czasu postawienia diagnozy nie widziałam, żeby zainteresowała się jakimkolwiek
mężczyzną.
– Steph jest fanką komiksów i obiecałem, że pokażę jej kolekcjonerskie wydanie
Supermana, które wczoraj kupiłem.
– Tak – wtrąca Steph i dotyka jego ramienia. – Kupił komiks, który znalazłam online.
– Naprawdę? – pytam, usiłując ukryć powątpiewanie. Stephanie nigdy w życiu nie
przeczytała żadnego komiksu.
– Tak, Heather. – Steph mruży oczy i wydyma wargi. – Anthony jutro ma mi go pokazać.
Ach, teraz rozumiem.
– Dobra, Stephy, zostawiam cię z siostrą, zobaczymy się jutro. – Anthony ściska jej dłoń
i podchodzi do mnie. – Miło cię poznać. Wiele o tobie słyszałem.
– Wzajemnie – rzucam na pożegnanie.
Gdy znika za drzwiami, podbiegam do niej i obie wybuchamy śmiechem.
– Komiksy? Stephy? Nie znosisz tego zdrobnienia! Chyba się zabujałaś!
– Zamknij się! – Steph uderza mnie w ramię. – Wcale nie. Robię to samo, co wszystkie
normalne dziewczyny, gdy podoba im się jakiś chłopak. Jest milutki. Zaglądał do mnie
podejrzanie często i sama nie wiem… Chciałam z kimś pogadać.
– Moim zdaniem to super – zapewniam ją. – A ja jestem zbyt normalna.
– Jasne, raczej nienormalna – odpyskuje Steph.
Ma rację. Normalna to ja nie jestem.
– W każdym razie cieszę się, że trochę się otwierasz.
To wspaniale, że ma kontakt z kimś innym niż tylko ze mną i z Brodym. Nicole wpada do
niej co jakiś czas, ale najczęściej Steph widuje jedynie mnie i swoich opiekunów. Po dawnych
znajomościach nie ma już śladu, to smutne, ale mało zaskakujące. Większość ludzi znika, gdy
wydarza się jakieś nieszczęście. Bynajmniej nie kierują nimi okrucieństwo ani obojętność.
Zwykle po prostu nie wiedzą, jak się zachować. Rozumiem to, ale bardzo mi jej żal.
Niestety, z tego powodu moja siostra zmaga się z dotkliwą samotnością. Potrafię
zrozumieć jej złość, bo wiem, że przemawia przez nią choroba. Trudno mi się pogodzić z tym, że
jest samotna. Zrobiłabym wszystko, żeby temu zapobiec i jakoś jej zadośćuczynić.
– Wiem, że to nie ma przyszłości – stwierdza markotnie i wyraźnie smutnieje.
– Przestań. – Potrząsam jej ręką. – Masz prawo mieć przyjaciół, a jeśli oboje lubicie
komiksy, tym lepiej.
Wybucha śmiechem.
– Możesz mi kupić jakiś komiks, żebym zobaczyła, jak to wygląda?
– Jasne – opowiadam ze śmiechem.
Stephanie odwraca wzrok, po jej wcześniejszym entuzjazmie nie ma już śladu.
– Nie chcę się do nikogo przywiązywać.
– Skarbie, on jest pielęgniarzem, wie, w co się pakuje.
Cieszę się, że spośród wielu osób, na które mogła trafić, poznała właśnie jego. Anthony
na pewno lepiej niż ktokolwiek inny będzie potrafił przewidzieć, jak ma wyglądać jej przyszłość.
– Czy… – Steph próbuje coś powiedzieć, ale przerywa jej nagły atak kaszlu. Zaczynam
panikować, bo kaszel jest mokry i gwałtowny.
Głaszczę ją po ramieniu, gdy udaje się jej wreszcie go zdusić.
– Pójdę po lekarza – mówię, ale chwyta mnie za rękę.
– Nie, już mi przeszło. To od klimatyzacji. Poprosiłam, żeby ją przykręcili.
– Jesteś pewna? – pytam.
– Tak, wszystko w porządku. Widzisz? Nic mi nie jest.
Steph krzyżuje ręce na piersi i czeka, aż wyluzuję. Wiem, że jestem nadopiekuńcza, ale to
silniejsze ode mnie. Czuję, że tylko to ją trzyma przy życiu. Nie mam zamiaru teraz odpuścić.
– Dobrze, ale jeśli znowu zaczniesz tak kasłać… – Nie muszę kończyć zdania, bo wiem,
że dobrze rozumie moje intencje.
– Jesteś nienormalna. – Przewraca oczami i kręci głową. – Byłaś na cmentarzu?
– Tak. – Zawieszam głos, myśląc o tym, co mnie tam przywiodło. – Miałam ciekawy
wieczór i potrzebowałam porozmawiać z mamą.
– Ciekawy w jakim sensie? – W głosie Steph pobrzmiewa zainteresowanie.
Wzdycham, kładę się na łóżku obok niej i opowiadam siostrze o wieczorze, który
spędziłam z Elim Walshem.
Rozdział 10
– Eli, nie powinieneś mieć żadnych obiekcji. Nasza propozycja jest bardzo atrakcyjna
– mówi Paula.
Gdyby była rzeczywiście taka atrakcyjna, nie musiałbym się tu fatygować samolotem,
chcąc się upewnić, czy mój agent zadbał o to, żeby studio nie zrobiło mnie w chuja. Mógłbym
siedzieć w Tampie i pracować nad Heather.
Nie mam pojęcia, co mnie w niej tak urzekło. Doprowadza mnie do białej gorączki, ale ja
lubię wyzwania.
Przestałem już być młodym muzykiem. Jestem starszy, mądrzejszy i wiem, że między
mną i Heather narodziło się coś, czego nie sposób ignorować. Chcę ją poznać. Chcę się z nią
widywać, dotykać jej, a to ewidentnie o czymś świadczy.
– Nie mam zamiaru tego podpisywać, dobrze wiesz dlaczego.
Nie chodzi o moje ego, ale raczej o poczucie własnej wartości. Jeśli nie zapłacą mi tyle,
ile jestem wart, nie będą mieli powodu, żeby walczyć o kontynuację serialu. Nie jestem w ciemię
bity. Mniejsza kwota na kontrakcie jest równoznaczna z gasnącym zainteresowaniem
producentów projektu.
Nie angażuję się w projekty bez przyszłości. To jedyne motto, którym się kieruję,
pracując w tej branży. Odkąd dostałem rolę w Cienkiej niebieskiej linii, zagrałem w kilku
filmach. To były role drugoplanowe, ale włożyłem w nie całe serce. Choć uwielbiam zarówno
swoją rolę, jak i scenariusz serialu, nie mam zamiaru pracować za niższą gażę niż pięć lat temu.
– Serial jest bardzo dochodowy, ale chcą wprowadzić kilka nowych postaci – tłumaczy
mi Paula. Widzę jej frustrację, ale to nie mój cholerny problem. – Muszą skądś wziąć pieniądze,
a ty jesteś najlepiej opłacanym aktorem z całej obsady.
– Nic mnie to nie obchodzi. – Wyciągam się w fotelu i drapię się po głowie. – To nie jest
mój problem.
Paula krzyżuje ręce na piersi i milknie. Dlatego właśnie uwielbiam moją agentkę.
Przypomina rekina. Gdy wyczuje woń krwi, krąży wokół ofiary tak długo, aż nadejdzie sposobny
moment na atak. Czuję na sobie jej drapieżne spojrzenie. Co prawda, pracuje dla mnie, ale
zarabia na prowizji.
Agenci są wspaniali, dopóki generujesz zyski. Gdy przestajesz… Cóż. Tym niemniej nie
pozwolę, żeby zjadła mnie na podwieczorek.
– Wiesz, słyszałam, że myślą o wprowadzeniu nowego wątku miłosnego do scenariusza.
Podobno Penelope Ashcroft rozgląda się za nową rolą. Czy ona nie jest przypadkiem twoją
przyjaciółką?
Przyjaźń to ostatnia rzecz, która nas łączy. Paula najwyraźniej próbuje mnie wybadać.
Ja jednak nie połykam tego haczyka. Penelope jest, kurwa, ostatnią osobą, o której mam
ochotę myśleć. Od lat nie słyszałem jej imienia, a teraz co? Wspomniano o niej dwukrotnie
w ciągu jednego tygodnia.
– To też mnie nie interesuje – ściemniam, bo wiem, że jeśli odsłonię przed Paulą swój
wrażliwy punkt, nie zawaha się tego wykorzystać.
– Ma wziąć udział w kilku castingach. – Paula skubie skórki i milknie. Znam tę grę, więc
milczę razem z nią. – Nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby Michael nie wspomniał, że szef
castingu ma jej teczkę.
– Michael? Masz na myśli mojego reżysera?
A obiecywałem sobie, że zachowam zimną krew.
– Wspomniał o tym w przelocie. – Paula wzrusza ramionami.
Za to ta kobieta niczego nie robi w przelocie. Nie mam wątpliwości, że jeśli Michael
rzeczywiście mówił coś o Penelope, zrobił to celowo. Wiedział, że nie będę chciał podpisać tego
kontraktu. Dwadzieścia lat temu poszczęściło mi się, bo spotkałem na swojej drodze mentora.
Powiedział mi, że kariera aktora jest krótka, więc jeśli zależy mi na sukcesie, powinienem się
skupić na zarabianiu szmalu. Tak szybko jak tylko się da. Nie mam zamiaru przystać na głodową
gażę, tylko dlatego że wspomnieli imię tej suki.
Wstaję, opieram dłonie o blat biurka i wbijam w nią wzrok.
– Nie podpiszę tej umowy, dopóki nie załatwisz mi gaży, o którą prosiłem. Z mojej
perspektywy wygląda to następująco: oni i ty potrzebujecie mnie. Nie jestem jakimś, pożal się
Boże, statystą, więc jeśli nie doprowadzisz do podpisania umowy, nie dostaniesz ode mnie swojej
działki. Dlatego masz ich przycisnąć. A jeżeli wezmą pod uwagę Penelope, ja odchodzę.
– Co ta dziewczyna ci zrobiła? – pyta Paula, puszczając mimo uszu moją wcześniejszą
tyradę.
– Jest kłamliwą, chciwą suką. Złamała mi serce, gdy jej najbardziej potrzebowałem. Ta
suka ma się do mnie nie zbliżać, kumasz?
W życiu pewne kwestie nie podlegają negocjacji, a ta jest jedną z nich.
Paula wstaje, a ja się prostuję.
– Eli, zrobię, co w mojej mocy. Mam jednak nadzieję, że jesteś gotowy na odejście
z serialu, który tak bardzo kochasz. Nie wiem, czy uda mi się zmusić ich do podniesienia twojej
stawki.
– A co z Penelope?
Paula uśmiecha się radośnie.
– Na twoim miejscu tym bym się nie martwiła. Zajmę się nią. To nie jest żaden problem.
– Świetnie. I więcej nie wypowiadaj w mojej obecności jej imienia.
– Stary, ty to masz jaja. – Noah wybucha śmiechem i wypija piwo do dna. – Ja właśnie
podpisałem kontrakt.
Po trzech dniach renegocjowania mojej umowy wreszcie pozwoliłem sobie na chwilę
oddechu. Zwykle to w Nowym Jorku czuję się jak w domu, choć nie jest moim rodzinnym
miastem. Uwielbiam Nowy Jork. Światła, ludzie, zapachy i jedzenie sprawiają, że mógłbym
zostać tu na zawsze. Myślę, że przyczyniła się do tego także nadzwyczajna umiejętność
nowojorczyków do ignorowania znanych osób. Dzięki temu mogę sobie przesiadywać w barze
w towarzystwie Noaha bez lęku, że zacznie nas nagabywać jakiś namolny fan. Choć dziś
wolałbym siedzieć na plaży albo w salonie pewnej pięknej kobiety i jeść pizzę.
– To nie jest kwestia jaj, tylko zdolności negocjacyjnych.
– Jak było w Tampie?
Myślami wracam do Heather. To zabawne, że zaledwie po kilku dniach to ona kojarzy mi
się z moim rodzinnym miastem. Nie mama ani Randy, ani setki rozmaitych atutów Florydy. Nie,
jedyną osobą, która zaprząta moje myśli, jest piękna blondynka.
– Ciekawiej niż tutaj.
Choć Noah gra w serialu mojego brata, nie mam zamiaru mu o niej mówić. Gdy tylko
świat się dowie o jej istnieniu, osaczą ją reporterzy, a ja stracę u niej wszelkie szanse. Mój świat
rządzi się swoimi prawami, ale tym razem to ja chciałbym dostosować się do niej.
Wracam myślami do tamtego wieczoru. Pełnego śmiechu i swobodnych rozmów. Nie
pamiętam, kiedy ostatnio spędziłem w ten sposób czas z jakąś dziewczyną. Zwykle zabieram je
do ekskluzywnych restauracji i klubów, w których zazwyczaj karmią mnie gadką o tym, jak
byłoby nam razem dobrze, gdybym tylko dał im szansę.
Z Heather było inaczej.
Nawet nie wiem, czy mnie lubi.
– Tak? – pyta Noah z porozumiewawczym uśmieszkiem. – Jak ma na imię?
Przywołuję barmankę. Muszę szybko zmienić temat, bo nie chcę okłamywać swojego
najlepszego kumpla.
Nie mam wątpliwości, że dziewczyna nas rozpoznała, ale nie daje tego po sobie poznać.
Kolejny punkt dla nowojorczyków.
– Chłopaki, co mogę wam podać? – Barmanka uśmiecha się do mnie uwodzicielsko.
Omiatam ją wzrokiem. Jest niezła, ale myślę tylko o tym, że nie ma brązowych oczu i że dziwnie
się uśmiecha. Uśmiech Heather przyprawia mnie o szybsze bicie serca.
– Poproszę dwa piwa.
– Już się robi. – Jej błękitne oczy zatrzymują się na moich ustach, a po chwili przesyła mi
powłóczyste spojrzenie. Znam takie spojrzenia bardzo dobrze. To jasne, chce, żebym ją
przeleciał. Widziałem to nieraz, ale odwracam się, bo ktoś inny zaprząta moje myśli.
Noah chichocze, gdy na niego zerkam.
– Imponujące.
– Jestem tu służbowo. Nie mam czasu na kobiety – próbuję się tłumaczyć. Moje słowa
brzmią wiarygodnie. Przyjechałem, żeby skopać tyłek swojej agentce i szefom stacji. Nie jestem
tutaj po to, żeby przelecieć jakąś barmankę. Mam cel i misję i nie mogę zboczyć z kursu.
Zamierzam trzymać się tej wersji.
Noah kręci głową z niedowierzaniem.
– Bo niby nigdy nie mieszałeś przyjemności z pracą?
Wbrew powszechnej opinii nie jestem typem playboya. To prawda, nie jestem
długodystansowcem, o co obwiniam tamtą sukę, ale mój wizerunek publiczny to jedno, a koleś,
z którym przyjaźnią się Randy, Shaun, Noah i Adam, to ktoś zgoła inny. Przed obiektywem czy
na scenie zamieniam się w kogoś innego. Gram rolę, którą mi przydzielono – niegrzecznego
chłopca, z kobietą w każdym mieście. Tak mogłoby być, ale to nieprawda. Jestem
przyzwyczajony do ciągłej gry, ale tamtego wieczoru, u jej boku, poczułem się prawie normalnie.
– Nie od czasu Pe… – Gryzę się w język, bo prawie wypowiedziałem na głos jej wstrętne
imię. – Jej. Odebrałem cenną lekcję na temat trzeźwości umysłu.
– Kogo masz na myśli? Penelope? – pyta Noah.
To Penelope pchnęła mnie w kierunku aktorstwa. Zachęcała mnie, żebym zadbał
o kontynuację swojej kariery, bo nasz zespół robił się coraz starszy i szybko tracił popularność.
Kochałem ją i chciałem, żeby była szczęśliwa. Moje serce należało do niej, sądziłem, że ona
także mnie kocha, ale okazało się, że nie kocha nikogo poza sobą.
– Tak.
Noah mierzy mnie wzrokiem i pociąga łyk piwa prosto z butelki. W milczeniu zaczyna
skubać naklejkę.
– Znam cię od dawna i uważam cię za mojego przyjaciela – mówi po chwili.
– Tak jest.
– Wiem, że masz swoje tajemnice. Nie naciskam, bo ja także mam własne sekrety, ale to,
co wydarzyło się między tobą a Penelope Ashcroft, miało miejsce wiele lat temu. Ona wyszła za
mąż i nie wraca do tego, co było, a ty cały czas przeżywasz, że zrobiła ci świństwo.
Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy tak szczerze jak teraz. Na co dzień strzegę swojej
prywatności, w moim świecie to konieczność, ale Noah jest bardzo przenikliwy. Penelope wyszła
za aktora, bardziej znanego niż ja, i żyje u jego boku swoim idealnym życiem wraz ze swoimi
idealnymi kłamstwami. A ja nie mogę się do nikogo zbliżyć, bo nie stać mnie na kolejne
rozczarowanie.
– Pracuję nad tym – odpowiadam.
– Tak?
Potrzebuję dziewczyny, na którą będę mógł liczyć.
Kogoś, kto będzie mi towarzyszył w trudnych chwilach, bo życie w nie obfituje.
Aktorki są równie fałszywe, co role, które odgrywają, a ja chcę kobiety z krwi i kości.
Uśmiecham się na myśl o blondynce, która zawładnęła moim umysłem. Dziewczynie,
która bez mrugnięcia okiem potrafi zatrzasnąć mi drzwi przed nosem, która każe mi wyjść, która
nie przestaje mnie odtrącać, sprawiając, że pragnę przy niej zostać.
Dopijam piwo do końca i klepię Noaha po plecach.
– Mam kogoś na oku.
Potrząsa głową.
– Musi być wyjątkowa, skoro zwróciłeś na nią uwagę.
Jest więcej niż wyjątkowa. Heather jest całkowitym przeciwieństwem wszystkich kobiet,
które do tej pory znałem. Jest silna, seksowna, zdeterminowana, ale ja mam w nosie jej obiekcje.
Niestety, różnimy się diametralnie w ocenie sytuacji. Wkrótce przekona się, jak skuteczny potrafi
być zwykły upór.
Rozdział 11
Po tygodniu katuszy wreszcie przestałam wyczekiwać, że Eli w jakiś magiczny sposób
pojawi się na moim progu. Bez żadnych wątpliwości fascynacja, którą rzekomo do mnie czuł,
zdążyła już wyparować. Nie jestem zaskoczona. Eli raczej nie wyglądał mi na cierpliwego faceta.
Przyjaciele, jasne.
Nic się nie stało. Nie potrzebuję kolejnych przyjaciół. Do tej pory świetnie radziłam sobie
sama, bez zbędnych komplikacji w postaci Eliego Walsha.
Gdy o powiedziałam Stephanie o katastrofalnym stanie mojego domu, zachęciła mnie do
niewielkiego remontu. Lista niezbędnych napraw jest nieskończona, ale w pierwszej kolejności
postanowiłam skupić się na odświeżeniu salonu. Zaszpachlowałam dziury po gwoździach,
pomalowałam szafki i ściany i wymieniłam lampy na nowe. Nicole powiedziała, że zostało jej
trochę mebli po przygotowaniu nieruchomości, którą miała w ofercie do sprzedaży. I tak chciała
się ich pozbyć, więc z radością zgodziła się mi je oddać. Na szczęście moje przyjaciółki
zaproponowały, że przyprowadzą swoich mężów i mi pomogą.
Co prawda, nie znoszę zarówno Scotta, jak i Petera, ale znają się na majsterkowaniu, więc
przez jedno popołudnie postaram się być dla nich miła.
Gdy rozlega się dzwonek do drzwi, biegnę otworzyć, podekscytowana, że zobaczę moje
dziewczyny.
– Hej! – wołam i się uśmiecham. Wymieniamy uściski.
– Dzień dobry, Heather – mówi Peter i zwyczajowo całuje mnie w policzek.
– Z góry dziękuję za pomoc – zwracam się do wszystkich. – Bardzo to doceniam.
Scott mruczy coś pod nosem i przeciska się przez drzwi.
– Bierzmy się do roboty, muszę zdążyć na mecz.
Dlatego go nie znoszę. Peter przynajmniej udaje miłego, ale mąż Kristin zawsze
zachowuje się jak skończony kutas.
– Nie przejmuj się nim, jest zły, bo Gatorsi przegrali mecz – mówi Kristin, wskazując na
męża, który poszedł się boczyć do kąta.
Głaszczę ją po ramieniu i kręcę głową.
– Nic się nie stało. Doceniam każdą parę rąk, a poza tym już dawno nauczyłam się nie
zwracać na niego uwagi.
Nicole wchodzi w towarzystwie dwóch nieznajomych mężczyzn.
– Przyprowadziłam posiłki! – Mam nadzieję, że to robotnicy, którzy dla niej pracują, choć
z nią nigdy nie wiadomo. – To Jake i Declan, pracowali ze mną przy ostatnim remoncie
i wspaniałomyślnie zaoferowali nam swoją pomoc.
Nie wierzę, że sami się zgłosili na ochotnika, na pewno ich do tego zmusiła. Nie mam
jednak zamiaru tego komentować, wszak darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Lista
koniecznych napraw w domu jest nieskończona, w przeciwieństwie do moich zasobów
finansowych.
– Super! – Uśmiecham się.
– W ciężarówce jest parę sztuk mebli, o których ci wspominałam. Myślę, że stoliki bardzo
ci się przydadzą, a poza tym mam dla ciebie dywan.
– Jesteś nieoceniona – mówię i całuję ją w policzek. – Dziękuję.
– Nie ma za co. Szkoda, że wcześniej nic mi nie powiedziałaś, mam wszystko, czego ci
trzeba. – Nicole wchodzi do salonu i przegania mężczyzn. – Zaczekajcie. Potrzebuję chwili, by
nasycić się boską aurą – oświadcza. Siada na kanapie i zaczyna się ocierać o tapicerkę.
– Nicole! – krzyczę i łapię ją za rękę.
– A daj mi spokój! Uprzedzałam cię, że to zrobię.
Jest kompletnie walnięta.
– Co ci jest? Dlaczego ocierasz się o kanapę Heather? – pyta Danielle.
Nicole przewraca oczami i wybucha śmiechem.
– Eli Walsh posadził na niej swój zadek, więc teraz mogę się pochwalić, że go dotknęłam.
Danielle i Kristin wbijają we mnie wzrok i wybałuszają oczy.
– Co takiego?! – woła Danielle histerycznie.
Kurwa. Nic im nie powiedziałam. Zabiję Nicole. Moje przyjaciółki są cudowne, ale
chciałam to zachować dla siebie tak długo, jak to możliwe. Nie ma mowy, żebym się z tego
wykpiła i nie musiała wyjaśnić, jak to się stało, że Eli wylądował u mnie w mieszkaniu.
Mogłabym skłamać, ale one i tak by mi nie uwierzyły, bo nie potrafię ściemniać.
– To długa historia – zaczynam się tłumaczyć i posyłam Nicole nienawistne spojrzenie.
– Obiecuję, że o wszystkim wam opowiem, ale innym razem.
Kristin podchodzi do mnie.
– Wszystko w porządku? Dlaczego, do diabła, był u ciebie w domu? Co się stało?
Przespałaś się z nim? – pyta ściszonym głosem.
Pytania zadaje z prędkością karabinu maszynowego, więc nawet gdybym chciała, nie
mogłabym na wszystkie odpowiedzieć.
– Czuję się świetnie. Przyrzekam. Po koncercie dużo się wydarzyło, a potem Eli
przyszedł do mnie oddać mi moją zgubę.
Wygląda na to, że to wcale nie była długa historia.
– O czymś nam nie mówisz – stwierdza Danni, spoglądając na mnie z ukosa. – Skąd
wiedział, gdzie mieszkasz?
Posyłam Nicole błagalne spojrzenie. Musi mi pomóc, jest mi to winna.
– A może zabierzemy się do pracy? W końcu po to tu jesteśmy – mówi Nicole głośno.
– Dwóch panów obiecało mi rozrywkowy wieczór w zamian za pracę tutaj. Do roboty. Nie mogę
się doczekać zabawy w trójkącie.
Ona to wie, jak zmienić temat.
Danielle stęka i otrząsa się z obrzydzeniem.
– Fuj.
– Przemawia przez ciebie zazdrość.
– Danielle! – woła ją Peter z kuchni. – Potrzebuję twojej pomocy.
Dzięki Bogu za tę interwencję, bo jestem pewna, że prędzej czy później zaczęłabym
gadać.
Przez następnych kilka godzin skupiamy się na remoncie. Danielle i Kristin malują szafki.
Okazuje się, że na jednej ze ścian jest wilgoć, więc pomocnicy Nicole zrywają tynk, kładą gładź
i pomagają w odmalowaniu salonu. Dom zmienia się nie do poznania, jestem bardzo
zadowolona, że tyle udało się nam osiągnąć.
Dopóki Eli nie wkroczył na mój teren, nie miałam motywacji, żeby cokolwiek zmieniać.
Żegnamy się wylewnie, obiecując sobie, że wkrótce się usłyszymy, a wymowne
spojrzenia Danni i Kristin nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do tematu naszych rozmów.
Wychodzę na ganek ze szklanką mrożonej herbaty i siadam na huśtawce, którą zawiesił
mój ojciec na tydzień przed śmiercią. Ilekroć tu przesiaduję, ogarnia mnie głęboki spokój, jakby
wiatr przywiewał na ganek jego ducha. Mój tata był mądry, ale małomówny. Kochał moją matkę
ponad wszystko. Choć trudno mi to zaakceptować, prawda jest taka, że gdyby tamtej nocy
zginęła tylko mama, znalazłby sposób, żeby szybko do niej dołączyć. Nie przeżyłby bez niej.
Takiej miłości pragnę dla siebie.
Sądziłam, że znalazłam ją, gdy poznałam Matta. Ludzie kochani, ależ się myliłam!
Odchylam głowę i zamykam oczy w nadziei, że znowu ogarnie mnie spokój.
Zamiast tego słyszę donośne chrząknięcie.
Otwieram oczy i widzę mężczyznę, którego miałam już nigdy nie zobaczyć.
– Eli – mówię i prawie wypuszczam z dłoni szklankę.
– Hej – odpowiada, wchodząc po schodach. – Cieszę się, że zastałem cię w domu.
– Co ty tu robisz?
– Mówiłem ci, że jeszcze się spotkamy – tłumaczy Eli, jakby to było coś oczywistego.
To jakiś obłęd. Myślałam, że przestanie mnie nachodzić. Zniknął, a ja nie miałam jak się
z nim skontaktować. Nie o to chodzi, że tego bym chciała. Podjęłam decyzję, że nic więcej się
między nami nie wydarzy, więc nie rozumiem, dlaczego nagle serce zaczyna mi bić jak szalone.
Równie niezrozumiałe jest to, że na widok jego muskularnej sylwetki w opiętym T-shircie
i dżinsach aż się cała trzęsę.
Tak naprawdę nie robi na mnie żadnego wrażenia. Najmniejszego. To na pewno wszystko
wina mojego zmęczenia.
Odganiam myśl o tym, jak bardzo chciałabym go częściej widywać, i biorę łyk herbaty.
– To prawda, ale to było… – Udaję, że muszę sobie przypomnieć. – Dziesięć dni temu?
– Tak naprawdę minęło osiem, ale nie mam zamiaru przyznawać się do tego, że je liczyłam.
Eli uśmiecha się i siada obok mnie.
– Mniej więcej.
Odsuwam się nieco w nadziei, że większa odległość uspokoi moje rozszalałe tętno.
– Byłeś w mieście i pomyślałeś, że do mnie zajrzysz?
Czy ja naprawdę go o to zapytałam? O mój Boże, tak.
– Nie. – Uśmiecha się. – Właśnie wróciłem z Nowego Jorku. Moja agentka chciała
sfinalizować pewne formalności przed rozpoczęciem zdjęć do następnego sezonu.
– Aha. – Biorę łyk herbaty, a on przysuwa się bliżej mnie. Serce zaczyna mi szybciej bić,
gdy czuję jego dotyk. – Nigdy nie byłam w Nowym Jorku – przyznaję się. Od śmieci rodziców
nigdzie nie podróżowałam.
Eli zaczyna nas huśtać.
– Pojedziemy tam razem.
– Ja z tobą?
– Tak – mówi Eli z uśmiechem.
– Jesteś trochę zarozumiały.
– Dlaczego? Przecież możemy wyjechać gdzieś razem.
– Skąd wiesz, że chcę z tobą gdzieś wyjechać? Ledwo się znamy. Do diabła, nawet nie
jesteśmy przyjaciółmi.
– Ostatnio chyba ustaliliśmy, że jest inaczej.
I tak w jego oczach zawsze będę miała status puszczalskiej psychofanki. Nie łączy nas
przyjaźń, tylko jednorazowy numerek i pizza. To jeszcze o niczym nie świadczy. Poza tym nie
potrzebuję nowych przyjaciół. Wystarczą mi moje dziewczyny, Brody i Stephanie.
– Posłuchaj, nie znasz mnie, a ja z całą pewnością nie znam ciebie.
Eli kładzie rękę na oparciu huśtawki i dotyka mojej szyi.
– Sądzę, że znam cię całkiem nieźle.
– Doprawdy? – powątpiewam.
– Wiem, że jesteś piękna, że lubisz pizzę, że na twoich barkach spoczywa ciężar tego
świata i że robisz, co w twojej mocy, żeby mnie nie polubić, i to ci się nie udaje.
Z uśmiechem zaczynam się bawić pierścionkiem na kciuku.
– Niech ci będzie. Ale wcale o tobie nie myślę.
Jestem okropną kłamczuchą. Myślę o nim cały czas, a wczoraj śnił mi się po raz kolejny.
Choć wmawiałam sobie, jak to dobrze, że mnie nie odwiedził, tak naprawdę było mi smutno. Jest
w nim coś, co sprawia, że coraz bardziej łaknę jego obecności, a to jest bezbrzeżnie głupie.
Eli bierze mnie pod brodę, zmuszając, żebym spojrzała mu w oczy.
– Nie żartuję. Od momentu, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy, cały czas o tobie myślę.
– Eli… – mówię w nadziei, że przestanie. Nie chcę o tym myśleć.
– Jak sądzisz, dlaczego zaprosiłem cię na scenę? Dlaczego chciałem, żebyś przyszła za
kulisy?
– Bo chciałeś się ze mną przespać! – wypalam i próbuję mu się wyrwać.
Eli bierze w dłonie moją twarz i wbija we mnie wzrok.
– Nie, bo pierwszy raz poznałem kogoś, komu udało się zbić mnie z pantałyku.
Zrozumiałem to dopiero w Nowym Jorku. Nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. A po
koncercie nie mogłem się doczekać, aż znowu cię zobaczę. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie
doświadczyłem.
Chcę uwierzyć mu na słowo, ale to trudne.
– Proszę, nie sprzedawaj mi kitu.
– To żaden kit. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale cały czas o tobie myślę. O tym, jak
skrywasz twarz za włosami, gdy jesteś zawstydzona. O twoim uśmiechu, który sprawia, że
zamiera mi serce, i o tym, że twój widok, nawet jeśli masz farbę na twarzy, zapiera mi dech
w piersiach. Nie widzisz tego? Próbowałem trzymać się od ciebie z daleka, ale nogi same mnie tu
przyniosły.
Robi mi się duszno i mam wrażenie, że śnię. Jak to możliwe, że jeden
z najseksowniejszych mężczyzn świata ma mnie za kogoś wyjątkowego? Przecież w najlepszym
razie jestem przeciętna. A on jest po prostu niesamowity. To jakieś szaleństwo.
– Nie wiesz, co mówisz.
– Ręczę za każde swoje słowo. Nigdy za żadną dziewczyną nie biegałem tak, jak za tobą.
Nigdy nikogo nie nachodziłem w domu, i to po wielokroć. Od dawna tak się nie czułem.
Po raz pierwszy w życiu ktoś powiedział mi coś takiego i nagle wszystkie argumenty
przemawiające za tym, żeby go przegonić, znikają. Nawet gdybym chciała się z nim nie zgodzić,
nic nie przychodzi mi do głowy. Poza tym naprawdę siedzi obok mnie, a ja zawsze
przedkładałam czyny ponad słowa. Przyszedł, choć nie zrobiłam nic, żeby go do tego zachęcić.
Zaczynam się wiercić, chcąc się od niego odsunąć, bo ewidentnie coś do niego czuję.
Jego dotyk sprawia, że tracę zdolność logicznego myślenia. Przy Elim zapominam o tym, jak
bardzo jestem poraniona. Nie chcę tracić głowy.
– No dobra – mówi Eli, zabierając rękę. – Co powinnaś o mnie wiedzieć? Nie chcę, żebyś
zasłaniała się tym, że mnie nie znasz.
– Okej – odpowiadam niepewnie. – Kiedy wróciłeś?
– Wylądowałem godzinę temu i od razu chciałem się z tobą zobaczyć.
– Przyjechałeś do mnie prosto z lotniska? – Potrząsam głową z niedowierzaniem. – To
niemożliwe, że coś do mnie czujesz. Nie masz pojęcia, jak pogmatwane jest moje życie. Nie
mam czasu na gierki.
Eli zaczyna masować sobie kark.
– To nie są żadne gierki. Heather, nie jesteśmy już dziećmi. Oboje jesteśmy na to za
starzy. Jeśli chcesz, żebym sobie poszedł, wystarczy powiedzieć – mówi i wstaje, a ja
natychmiast wpadam w panikę.
– Nie! – wykrzykuję i od razu zakrywam usta dłonią. Dlaczego to powiedziałam? To
okropne, że wysyłam mu tak sprzeczne sygnały.
Eli sadowi się z powrotem obok mnie, a jego zielone oczy poważnieją.
– Nie?
– Nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Wiem, że zachowuję się jak wariatka, ale musisz
zrozumieć moją ostrożność.
Wzdycham i przeszywa mnie dreszcz. Eli staje naprzeciw mnie.
– Myślę, że się boisz, bo dobrze wiesz, że mam rację, i ty także poczułaś to, co ja.
– Mylisz się – odpowiadam twardo. Ale on ma rację. Kiedy zagroził, że wyjdzie,
wiedziałam, że nie żartuje, a przecież chcę, żeby ze mną został. Eli to od rozstania z Mattem
pierwszy mężczyzna, do którego coś poczułam. Patrzy na mnie bez politowania czy smutku. Nie
wie, z czym się borykam, w jego oczach nie jestem wrakiem człowieka.
Widzi mnie taką, jaką byłam kiedyś, a ja bardzo tego potrzebuję.
– Powiedz mi, że w ogóle o mnie nie myślisz – rzuca wyzywającym tonem. – Powiedz, że
odkąd się widzieliśmy, nie zapragnęłaś, żebym wrócił. Heather, przekonaj mnie, że to wszystko
jest tylko moim urojeniem. Jeśli tak, zniknę z twojego życia bez słowa i już nigdy mnie nie
zobaczysz.
Eli gładzi dłonią mój policzek, a ja zatracam się w spojrzeniu jego oczu. Patrzy na mnie
z pożądaniem, które sprawia, że zapominam, dlaczego chciałam go odtrącić.
– Nie mogę. – Te słowa zaskakują mnie samą. – Nie mogę, bo to byłoby kłamstwo.
Gdy zbliża swoje usta do moich, serce zaczyna mi szybciej bić. Zaraz mnie pocałuje.
Chcę, żeby mnie pocałował. Dziś nie mogę zasłonić się pijaństwem. Nie będę mogła udawać, że
popełniłam jakiś pijacki wybryk. Jestem trzeźwa. Pragnę dzięki niemu wyjść z odrętwienia,
w którym tkwiłam tak długo.
– Tak myślałem – mówi i mnie całuje.
W jednej chwili znikają wszystkie moje troski, liczymy się tylko on i ja. Eli całuje mnie,
trzymając moją twarz w swoich dłoniach. Przyciąga mnie do siebie, nie odrywając swoich warg
od moich. Jest mi tak dobrze, lepiej niż zapamiętałam. Chwytam go za koszulę i przyciągam do
siebie równie łapczywie. Choć wiem, że to szaleństwo, bo tacy jak on zawsze w końcu odchodzą,
to jest silniejsze ode mnie.
Teraz jest tu, ze mną.
Teraz jest namacalny.
Teraz mnie całuje.
W tej chwili niczego więcej mi nie potrzeba.
Eli wsuwa język do moich ust. Nikt nigdy tak mnie nie całował. Wiem, że żaden inny
pocałunek już nie będzie mógł się z tym równać. Eli całuje mnie z desperacką wręcz
łapczywością.
Nagle, wcześniej niżbym sobie tego życzyła, odsuwa się i spogląda na mnie pożądliwie.
Wargi ma zaczerwienione od pocałunków. Czy jeśli się uszczypnę, przekonam się, że to był tylko
sen?
– Jutro – mówi ochryple. – Jutro po ciebie przyjadę.
– Nie – odpowiadam, kręcąc głową.
Tylu rzeczy nie mogę z nim robić. Nie mogę stać się bohaterką tabloidowego skandalu.
Nie mogę dokonać przewrotu w swoim życiu tylko ze względu na niego. Nie mogę spotykać się
z celebrytą, który złamie mi serce. Mimo to z jakiegoś powodu nie mam siły go odtrącić.
– Idziesz do pracy? – pyta.
– Nie, chodziło mi o to, że nie możemy się spotykać. To wszystko mnie przerasta. Eli, nie
mogę sobie pozwolić na to, żeby ktoś mnie znowu zranił. Nie żartowałam, gdy powiedziałam ci,
że jestem w rozsypce.
Widzę, że zrobiłam mu przykrość, ale od razu maskuje ją uśmiechem.
– Czy powiedziałem coś o randkowaniu? Obiecuję ci, że nikt nie zobaczy nas razem.
Pogadamy o tym, w jakiej rozsypce jesteś, i zastanowimy się wspólnie, jak sprawić, żebyś
poradziła sobie z moją obecnością w swoim życiu.
– Nie mam zamiaru iść z tobą do łóżka.
Eli wybucha śmiechem i całuje mnie.
– Jak sobie życzysz. Pamiętaj, włóż trampki i kostium kąpielowy.
Eli zbiega po schodach, nie dając mi szansy na ripostę.
– Dlaczego tak ci zależy na tym, żeby się ze mną spotkać? Przecież cię odtrącam.
Dlaczego wracasz?! – wołam za nim.
Eli zatrzymuje się, wbiega z powrotem na ganek i przytula mnie.
– Bo jesteś inna niż wszystkie. Jesteś pierwszą osobą od niepamiętnych czasów, która nic
ode mnie nie chce. – Odgarnia mi z twarzy kosmyk włosów. – Widzisz we mnie mężczyznę,
a nie portfel. Jesteś piękna, uparta i jest w tobie coś, czego nie potrafię nazwać. Nie mogę ci
obiecać, że coś z tego będzie, ale chcę dać temu szansę, a ty?
Powiedział dokładnie to, co chciałam usłyszeć. Niczego od niego nie chcę. Może nic
z tego nie będzie, ale nie mam siły mu odmówić.
– Bez zobowiązań? – pytam.
– Bez. Chodzi tylko o danie temu czemuś szansy.
Nie jestem spontaniczna, lubię mieć wszystko zaplanowane. Cenię sobie porządek
w życiu, bo gdziekolwiek spojrzę, widzę chaos. Nie mam wpływu na chorobę siostry, ale mogę
zaplanować sobie tydzień. Tylko w ten sposób odzyskuję poczucie kontroli nad swoim życiem.
Nie mogłam być przygotowana na śmierć rodziców w wieku dwudziestu jeden lat, ale mogę
zadbać o to, aby w każdy czwartek prowadzić zajęcia z samoobrony w Ośrodku Pomocy
Młodzieży. Eli za to jest nieprzewidywalny. Nie mogę go zaszufladkować, dlatego nie pozwolę,
żeby zadomowił się na stałe w moim życiu.
Nie mam złudzeń, że niechybnie doprowadzi do mojego upadku.
Rozdział 12
Z jękiem spoglądam na budzik, który wskazuje czwartą nad ranem. Nie ma mowy, żebym
zasnęła, jeśli nie przestanę się głowić nad tym, co Eli dla nas zaplanował. Zapomniałam go
zapytać, o której po mnie przyjdzie. Domyślam się, że zjawi się późnym rankiem, więc czeka
mnie jeszcze co najmniej kilka godzin nerwówki.
Postanawiam się przygotować na każdą ewentualność. Nie mam zamiaru znowu wyjść na
debilkę ani dopuścić do tego, żeby ponownie mnie zaskoczył.
Nie, dziś zrobię się na bóstwo. Wyskakuję z łóżka i wstawiam kawę.
Dwie godziny później wychodzę spod prysznica i wkładam fioletowe bikini, biały top na
jedno ramię oraz czarne koronkowe szorty. Chciałam wyglądać naturalnie, a nie tak, jakbym
spędziła wiele godzin przed lustrem. Zakręciłam włosy w luźne loki i zrobiłam sobie delikatny
makijaż. Nicole byłaby ze mnie dumna.
Sięgam po telefon i wykręcam jej numer. Jest dopiero szósta, ale nic mnie to nie
obchodzi. To ona przekonała mnie, że mam się wyluzować, więc jej obowiązkiem jest znosić
moje neurozy.
– Halo? Słucham? – skrzeczy w słuchawkę zaspanym głosem.
– Wstawaj! – wrzeszczę.
– Co się stało? – pyta tym razem przytomniej. – Wszystko w porządku?
– Mam randkę z Elim! Oto co się stało.
Nicole jęczy głośno, w tle słyszę jakiś szelest.
– Serio? I po to dzwonisz do mnie o świcie?
– No cóż – sapię. – To był twój genialny pomysł, żebym się z nim przespała, a teraz on
nachodzi mnie, całuje i siłą wyciąga na randki.
Nicole parska śmiechem.
– Jasne, siłą cię wyciąga. Wyobrażam sobie, jak trudno jest się spotykać z jednym
z najseksowniejszych mężczyzn świata według magazynu „People”. To istna tortura.
Może rzeczywiście przesadziłam z tym „na siłę”, ale ta randka to nie był mój pomysł. Nie
mam pojęcia, dokąd mnie zabierze. Poza tym kazał mi włożyć kostium, co oznacza, że
niepotrzebnie malowałam oczy. Jestem kompletnie nieprzygotowana. O wiele lepiej sobie radzę,
gdy mam nad wszystkim kontrolę.
Na przykład w pracy.
– Nie o to chodzi. A ten ranking opublikowali trzy lata temu. Zaraz zemdleję z nerwów.
– Myślałam, że ci się nie podoba – stwierdza Nicole.
– Bo to prawda!
To wierutne kłamstwo.
Wszystko mi się w nim podoba. Moje wątpliwości wzbudzają tylko jego sława
i bogactwo. Eli mieszka na wyspie Harbour, która dla mnie pozostaje jedynie w sferze marzeń.
Owszem, byłam tam raz, na interwencji.
Zaczynam panikować, nie mogę oddychać.
– Heather?
– Ja… – krztuszę się. – Nie mogę…
– Okej. – Głos Nicole jest cichy i spokojny. – Oddychaj. Rozluźnij się. Pomyśl o tym, że
to on za tobą gania. Jesteś śliczna, zabawna i masz pozwolenie na broń. Jeśli cię wkurzy,
będziesz mogła odstrzelić mu jaja.
Wybucham śmiechem i powoli się uspokajam.
– Co ja wyprawiam?
– Skarbie, myślisz o sobie. To dobrze. Zasługujesz na szczęście i odrobinę rozrywki.
Niepotrzebnie to analizujesz.
Najbardziej obawiam się tego, że zatracę się w tej bajce, a gdy się w końcu obudzę, już
nigdy się nie pozbieram.
Życie to nie tęcza i słońce. To deszczowe chmury i tornada, które porywają wszystko, co
kocham.
– A co będzie, gdy on się wreszcie zorientuje, jak porąbane jest moje życie, i odejdzie?
– A jeśli zostanie i będzie dla ciebie wsparciem?
Wybucham śmiechem.
– Jasne, bo każdy mężczyzna uwielbia, gdy kobieta nie ma dla niego czasu.
– Czas się znajdzie! Zamartwiasz się jakimiś bzdurami, które najpewniej okażą się
kompletnie nieistotne. Jeżeli Eli nie zrozumie twojej sytuacji, nie zasługuje na ciebie.
– Masz rację.
Nicole wzdycha.
– Wiem o tym. Posłuchaj mnie, jesteś moją najlepszą przyjaciółką i bardzo cię kocham,
ale, kurwa, nie dzwoń do mnie więcej przed wschodem słońca.
– Przepraszam. – Kładę się na kanapie, nienawidząc się za własną słabość. Brak pewności
siebie to straszne gówno.
– Heather, nie przepraszaj. Bądź nieustraszona, pewna siebie i swojej atrakcyjności. Bo
taka właśnie jesteś. Nie jesteś tą kobietą, w którą się zmieniłaś po odejściu Matta.
To kolejny powód, żeby go nienawidzić. Gdy odszedł, zaczęłam kwestionować swoją
wartość. Racjonalna część mnie wiedziała, że to on jest idiotą, ale naprawdę zaczęłam w siebie
wątpić. Oddałam mu serce, a on je odrzucił, jakby nic dla niego nie znaczyło.
Zrobił to tylko dlatego, że moja siostra potrzebowała mnie bardziej niż on.
Długo usiłowałam przekonać samą siebie, że jego odejście było wyrazem jego
problemów, ale tak naprawdę nadal się zastanawiam, co jest ze mną nie tak.
– Chciałabym wiedzieć, co się stało z tamtą dziewczyną – przyznaję.
– Odnajdziesz ją. O której Eli ma po ciebie przyjść?
– Nie mam pojęcia. Zapomniałam go zapytać.
Nicole wybucha śmiechem.
– Cóż, zapowiada się nieźle.
Rozmowa z Nicole uspokoiła mnie, ale w momencie, gdy Eli puka do drzwi
wejściowych, dopada mnie kolejny atak paniki.
Biorę trzy głębokie wdechy i otwieram drzwi.
W progu stoi Eli w lustrzanych awiatorach, białym T-shircie i granatowych spodenkach.
Ciemne włosy zaczesał na bok i wygląda nawet lepiej niż poprzednim razem, jak totalne ciacho.
Przede mną stoi mężczyzna, na którego widok mdleją wszystkie kobiety. Ocieka seksapilem.
Ale dziś to ja idę z nim na randkę.
– Dzień dobry. – Na dźwięk jego ochrypłego głosu miękną mi kolana i z całych sił
próbuję zachować spokój.
– Dzień dobry.
– Tak się cieszę, że już nie śpisz.
Uśmiecham się.
– Nie powiedziałeś, o której będziesz, ale ja, nawet wtedy, gdy mam wolne, zrywam się
o świcie.
Rzeczywiście zdarza mi się wcześnie wstawać, ale nigdy w życiu nie zerwałabym się
o czwartej.
Eli zakłada okulary przeciwsłoneczne i uśmiecha się szeroko.
– Gotowa?
Dobre pytanie. Jestem ubrana i umalowana, ale czy jestem gotowa iść z nim na randkę?
Nie, wcale. Na nic nie jestem gotowa. Z przerażeniem myślę o tym, jak to się może skończyć.
Jednak jeszcze bardziej boję się tego, że mogłabym żałować, gdybym nie skorzystała
z jego zaproszenia.
Moje przemyślenia zachowuję dla siebie i odpowiadam krótko:
– Tak.
– To dobrze.
– Powiesz mi, dokąd jedziemy? – pytam, bo nadal nie wtajemniczył mnie w swój plan.
– Nie – odpowiada Eli i spogląda na mnie z figlarnym uśmiechem.
– Okej – mówię, przeciągając ostatnią sylabę. – Co mam ze sobą zabrać?
– Nic.
Nie cierpię niespodzianek, ale skoro już zdecydowałam się z nim wyjść, postanawiam
odpuścić i zdać się całkowicie na niego. Sięgam po torebkę, broń zostawiam w sejfie i staram się
nie rozpłynąć na widok jego uśmiechu.
Gdy Eli wyciąga do mnie rękę, przyjmuję ją, bo wiem, że dziś to on prowadzi.
Przed domem nie ma śladu po jego czarnym bentleyu. Dziś prowadzi mnie do szarego
audi Q5, które zaparkował pod moim domem. Otwiera mi drzwi i wdrapuję się do środka. Gdy
siada obok mnie, nie mogę się powstrzymać, żeby się na niego nie gapić.
Ma kilkudniowy zarost, który dodaje mu drapieżności. Podoba mi się jeszcze bardziej, niż
gdy się poznaliśmy.
Kiedy Eli spogląda na mnie, szybko odwracam wzrok. Po chwili zerkam na niego i nasze
spojrzenia się spotykają.
– Ile masz samochodów? – zagajam, przerywając niezręczną ciszę.
– Kilka.
– Kilka to znaczy bliżej trzech czy trzydziestu?
Eli uśmiecha się, nie odrywając wzroku od drogi.
– Pewnie kilkanaście.
To robi na mnie wrażenie, choć nie powinno dziwić, bo informacje o jego majątku są
powszechnie dostępne w Wikipedii. Trudno mi pojąć, że w tydzień zarabia tyle, co ja przez cały
rok.
Postanawiam zmienić temat na bardziej neutralny.
– Co robiłeś w Nowym Jorku?
– Musiałem podpisać nowy kontrakt. Będziemy kręcić kolejny sezon Cienkiej niebieskiej
linii.
– Och, to wspaniale! – Wcześniej trafiłam na wzmiankę w prasie, że serial nie będzie
kontynuowany. – Mam nadzieję, że przydzielą ci nowego partnera. Tina nie pasuje do
Jimmy’ego. Brody i ja pracujemy ze sobą od siedmiu lat i prędzej bym zdechła, niż go
pocałowała. Powinni wprowadzić do scenariusza kobietę, którą Jimmy by uratował albo coś
w tym guście. To byłoby ciekawe. A poza tym twój serialowy brat musi przestać sypiać z tą
modelką. Twitter oszalał, gdy do niej wrócił. Straszna z niej suka.
Eli zerka na mnie i śmieje się pod nosem.
– Myślałem, że nie oglądasz mojego serialu.
Cholera. To prawda, tak mu powiedziałam. Wzruszam ramionami i zaczynam nerwowo
gryźć kciuk.
– No dobra, szczerze? Obejrzałam kilka sezonów. – Ostatnie słowa wypowiadam pod
nosem w nadziei, że mnie nie usłyszy.
– Sezonów?
A to pech.
– Zgadza się. Chciałam zobaczyć, jak dalece przeinaczycie fakty dotyczące pracy policji.
Eli potrząsa głową i łapie mnie za rękę. Wplata palce w moje i delikatnie je ściska.
– Na moje ucho nieźle się wkręciłaś.
– No dobra – przyznaję. – Nie przegapiłam ani jednego odcinka.
Eli całuję mnie w rękę.
– Wiedziałem, że mnie lubisz.
Wybucham śmiechem i trącam go w ramię.
– Chciałbyś. Lubię ten serial, ale serio, przekaż scenarzyście, że powinien dopracować
tamten wątek.
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że ty i twój partner nigdy nie…
– Fuj! – Krzywię się. – Nigdy. Po pierwsze, jest żonaty, po drugie, ja byłam żoną naszego
dowódcy, a Matt nigdy by na to nie pozwolił…
– Byłaś żoną swojego szefa? – dopytuje.
Wygląda na to, że rzeczywiście mało mu o sobie powiedziałam. Nie było zresztą ku temu
okazji. Wspomniałam mu o byłym mężu, ale bez szczegółów.
– Byłam, rozwiedliśmy się prawie pięć lat temu. Można powiedzieć, że rozstaliśmy się
w zgodzie. Rozwód zawsze jest trudny, ale widujemy się z Mattem codziennie, więc dbamy
o poprawne stosunki.
– Nadal widujecie się codziennie?
– Tak, jest moim szefem. Co oznacza przykrą konieczność częstych kontaktów. Miałam
nadzieję, że któreś z nas przeniosą do innego wydziału, ale Matt ma mocne plecy.
Eli sztywnieje, chociaż próbuje nie dać po sobie nic poznać. Musiał się liczyć z tym, że
podobnie jak on, mam jakąś przeszłość. Postanawiam grać w otwarte karty.
Poza tym chciałabym wiedzieć, z kim mam do czynienia, zanim się zaangażuję. Matt nie
mógł się pogodzić z obecnością Stephanie w moim życiu, a to stanowi warunek, który nie
podlega żadnym negocjacjom. Jeśli Eli weźmie na klatę historię z Mattem, opowiem mu o mojej
siostrze.
– Nie mógłbym widywać się ze swoja byłą. A już zwłaszcza, gdybym miał dostęp do
broni.
– Skłamałabym, mówiąc, że na początku nie miałam morderczych myśli, ale Matt jest
samolubnym kutasem. Nie jest wart odsiadki – mówię ze śmiechem.
Eli gładzi mnie kciukiem po dłoni. Od jego dotyku mam gęsią skórkę. Po chwili
zatrzymujemy się przed bramą osiedla na wyspie Harbour. Okazałe ogrodzenie uświadamia mi,
jak dalece jego życie różni się od mojego. Eli otwiera bramę pilotem.
Przypominam sobie wszystkie powody, dla których nie powinnam była przyjmować jego
zaproszenia, i zaczynam panikować. Siedzę w jednym z jego niezliczonych samochodów
i przekraczam bramę wiodącą do willi, w której nie stać by mnie było nawet na wynajęcie
łazienki. Czuję się strasznie niezręcznie.
Pomysł, że mogłoby coś z tego wyjść, był iście absurdalny. Nie pasuję do tego świata.
Gdy wjeżdżamy w jedną z osiedlowych dróg, domy stają się coraz okazalsze, a ja czuję
się coraz gorzej.
Eli zatrzymuje samochód i spogląda na mnie.
– Wszystko w porządku?
– Tak. Nie. Sama nie wiem – odpowiadam.
Puszcza moją dłoń i patrzy mi prosto w oczy.
– Możesz rozwinąć tę myśl? – pyta beztroskim tonem, ale wyraźnie widzę niepokój
w jego oczach.
Z bijącym sercem spoglądam na dom, przed którym zaparkowaliśmy. Wskazuję na
okazałą willę.
– Chodzi o ten dom. Mieszkam w ruderze, która z powodzeniem zmieściłaby się na
twoim podjeździe. To tylko jeden z powodów, dla których próbowałam cię do siebie zniechęcić.
Pochodzimy z różnych środowisk, a to mnie przeraża.
Eli wzdycha, wysiada z samochodu i obchodzi go, stając przy drzwiach od strony
pasażera.
No cóż, nie tego się spodziewałam. Czy każe mi wysiąść? Czy mam od razu zamówić
sobie taksówkę? Czy on zamierza mnie tu zostawić?
Eli otwiera drzwi i pomaga mi wysiąść. Wzdycha ciężko.
– Nie przywiozłem cię tutaj, żeby udowodnić ci, że się różnimy. Tak naprawdę
wychowałem się w najgorszej dzielnicy Tampy, ale to już wiesz. To nie pieniądze definiują naszą
wartość, ale to, kim jesteśmy – mówi.
– Nie to miałam na myśli. – Jestem sobą skrajnie zażenowana. Eli zachowuje się
wzorowo, a ja się kompromituję z powodu moich kompleksów.
– Chcę, żebyśmy spędzili razem dzień, żebyśmy porozmawiali, tutaj nikt nam nie
przeszkodzi. Heather, jestem zwykłym facetem. Niezależnie od tego, co o mnie myślisz, jestem
tylko mężczyzną.
– Bardzo cię przepraszam – odpowiadam natychmiast. – Nie chciałam urządzać scen.
Stoimy tak blisko siebie, że nasze ciała prawie się stykają. Wyswobadzam dłoń z jego
uścisku i gładzę go po policzku.
– Dla mnie jesteś kimś więcej. Jesteś mężczyzną, który przypomniał mi, że jestem
kobietą. Patrzysz na mnie jak na kogoś wyjątkowego, a to dla mnie trudne. Ponadto jesteś
mężczyzną, o którym fantazjowałam całe życie, a teraz przestałeś być tylko fantazją.
Eli przytula mnie mocniej.
– Dziś chcę być Ellingtonem. Nie aktorem ani członkiem zespołu. Możemy się tak
umówić? Możemy po prostu być sobą?
Co za wspaniały pomysł, żeby zdjąć maski i poznać się tak zwyczajnie, po ludzku.
Niczego bardziej nie pragnę, niż dowiedzieć się, jaki jest naprawdę.
– Tylko ty i ja? – pytam.
– Nikt nie będzie nam dziś przeszkadzał – odpowiada Eli i muska wargami moje usta.
– A zatem miło mi cię poznać, Ellington.
Gdy wymawia moje imię, wzdycham głęboko.
– Mnie ciebie też, Heather.
Nachylam się i całuję go delikatnie w usta. Czuję ciepło bijące z jego warg. Eli odsuwa
się, bierze mnie za rękę i prowadzi w kierunku domu.
Gdy otwiera drzwi, opada mi szczęka. Brakuje mi słów. Wchodzimy do środka, a ja
rozglądam się oszołomiona. Monumentalne schody po przeciwległych stronach holu prowadzą
do okazałej loggii. Na parterze w lewym i prawym skrzydle domu znajdują się po dwa pokoje,
z których jeden pełni funkcję biblioteki. Nie chodzi bynajmniej o kilka regałów. Całe
powierzchnie ścian są zabudowane półkami pełnymi książek. Gdy zapuszczamy się głębiej,
docieramy do reprezentacyjnego salonu.
– Wow – mówię z podziwem.
– Kupiłem ten dom kilka lat temu. Często odwiedzam mamę w Tampie, a Randy mieszka
na wyspie Sanibel, więc dom jest idealnie położony.
– Eli, ten dom jest niesamowity, naprawdę ogromny – mówię i łamie mi się głos. Eli
prowadzi mnie w głąb korytarza.
Przestaję liczyć kolejne pokoje, bo willa jest o wiele większa, niż myślałam. Przynajmniej
trzykrotnie większa. Mijamy kolejne pomieszczenia, aż docieramy do pokoju, z którego
rozpościera się widok na wodę.
– Potrzebujesz czegoś, zanim wyjdziemy? – pyta Eli.
– Wyjdziemy?
– Tak. – Wybucha śmiechem i wskazuje na zatokę. – To jest moja łódź. Spędzimy dzień
na wodzie.
Spoglądam na niego z uśmiechem. Uwielbiam żeglować. Najlepsze wspomnienia
związane z moim ojcem dotyczą chwil, gdy zabierał mnie na łódkę. Choć jego łódź w niczym nie
przypominała ogromnego jachtu, który stoi zacumowany przy pomoście.
Eli nachyla się do mnie i odgarnia mi włosy z twarzy.
– Zgadzasz się?
Przytakuję.
– Jak najbardziej.
Wskazuje mi drogę do łazienki, w której smaruję się kremem przeciwsłonecznym,
poprawiam makijaż i modlę się w duchu, żeby nie nabawić się choroby morskiej. Od dawna nie
byłam na otwartym morzu, a poza tym w życiu prześladuje mnie pech.
Wchodzimy na pokład jachtu, który ma dwie sypialnie, kuchnię, łazienkę i salon.
Przypomina luksusową willę. Eli oprowadza mnie, po czym chwyta za stery i wyprowadza jacht
na otwartą wodę.
Przyglądam się, jak nawiguje, i wzdycham. Wszystko, co robi, jest takie seksowne.
Sposób, w jaki napina mięśnie, gdy obraca sterem. To, jak marszczy brwi w skupieniu. Mam
ochotę patrzeć na niego w nieskończoność, więc tym właśnie się zajmuję. Jestem tak
skoncentrowana, że nie zauważam, że wypłynęliśmy z zatoki.
– Chcesz posterować? – pyta mnie Eli, wytrącając mnie z zamyślenia.
– Nigdy tego nie robiłam.
– Pomogę ci. – Uśmiecha się zachęcająco i odsuwa się, żebym mogła stanąć za sterem.
Jestem zbyt podekscytowana, żeby odmówić, więc zrywam się z miejsca i chwytam koło
sterowe. Zerkam na niego przez ramię.
– Bardzo dobrze, trzymaj je mocno i obróć nieznacznie, jeśli chcesz zmienić kierunek.
– Eli stoi tuż za mną, a ja opieram się o niego plecami. – Świetnie ci idzie – szepcze mi do ucha.
– Nie do końca wiem, co robię – przyznaję.
– Skręć w prawo. Znam dobre miejsce do wędkowania.
Eli otacza mnie ramionami. Oplata moje dłonie, ale nie przejmuje steru. Jest mi tak
dobrze, że mogłabym zamknąć oczy i odlecieć. Jego silne ramiona sprawiają, że czuję się
bezpiecznie.
Stoimy tak przez jakiś czas, nie tyle sterując, ile dryfując. Eli zwalnia i sadowi mnie na
swoich kolanach, przytrzymując ster.
– Czuję się tak, jakbyśmy zostali kompletnie sami – mówię, spoglądając w dal.
Eli całuje mnie w ramię.
– Bo tak jest.
Spoglądam na niego z uśmiechem.
– Pozwól, że uściślę, jesteś żeglarzem, piosenkarzem, aktorem i wędkarzem?
– Jestem człowiekiem wielu talentów.
Wybucham głośnym, nieskrępowanym śmiechem.
– Niewątpliwie.
– Chodź, sprawdzimy, czy uda nam się złowić coś na obiad.
Przechodzimy na dziób łodzi, gdzie czekają na nas dwie wędki. Nabijamy przynętę na
haczyk, zarzucamy i wstawiamy wędki do uchwytów. Siadam na ławce i spoglądam w dal. Woda
mieni się granatowo i zielono, odbijając słońce. Na niebie jest niewiele chmur, są duże i puchate.
Wskazuję na chmurę w kształcie dinozaura, ale słowa grzęzną mi w gardle. Przede mną staje Eli
bez koszulki, a mnie robi się słabo.
Dobry. Boże.
Wygląda dokładnie tak, jak zapamiętałam z naszej wspólnej nocy. Tym razem jednak
widzę go w świetle dnia. Słońce pada na jego idealną skórę, oświetlając go w całej jego krasie.
Przyglądam się, jak krząta się po pokładzie, i podziwiam jego wspaniały tors. Tatuaże zdobiące
jego ręce, ramiona i biodro tylko dodają mu seksapilu. Nigdy nie wydawały mi się równie
seksowne, co teraz. Ręce mnie świerzbią, żeby dotknąć dziar na jego skórze, poczuć sprężystość
jego mięśni i ciepło jego ciała, chcę się zatracić w jego dotyku.
– Chodź do mnie. – Eli wyciąga rękę, a ja z żalem odrywam wzrok od jego ciała. Eli
prowadzi mnie do kanapy pod składaną markizą, siada w rogu i przyciąga mnie do siebie. Bez
oporów składam głowę na jego piersi i zaciągam się słonym, rześkim powietrzem.
– Cieszę się, że tu jesteś. – Jego głęboki głos przeszywa mnie na wskroś.
– Ja też.
– Powiedz mi coś.
– Co chcesz wiedzieć?
– Coś prawdziwego. Ludzie rzadko są ze mną szczerzy.
Jego słowa mnie zasmucają. Wyobrażam sobie, że musi mu być ciężko. Cały czas musi
się liczyć z tym, że ludzie będą chcieli go wykorzystać. Domyślam się, że rzadko są
bezinteresowni czy zwyczajnie szczerzy. Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Na pewno czuje
się ogromnie samotny.
Siadam i patrzę mu głęboko w oczy.
– Nigdy cię nie okłamię. Możesz mnie zapytać o wszystko, co chcesz.
Eli uśmiecha się i przysuwa się bliżej mnie.
– Dlaczego ciągle powtarzasz, że jesteś pogmatwana?
Wzdycham i odwracam wzrok.
– Moje życie jest skomplikowane.
– Chodzi o twojego eks?
Śmieję się gorzko.
– Niestety nie.
– Heather – mówi Eli łagodnie. – Chcę cię poznać. Naprawdę. Na pewno czytałaś, co
piszą o mnie w brukowcach, ale ja taki nie jestem.
– A kim jesteś? – Wolę słuchać jego, niż dzielić się szczegółami własnego życia.
– Jestem bratem, stryjkiem i synem. Mój ojciec umarł kilka lat po tym, jak odszedł od
naszej mamy. Byliśmy biedni jak myszy kościelne i zrobiłem, co w mojej mocy, żeby nie musieć
tak żyć. Wolę aktorstwo od śpiewu, ale nie wyobrażam sobie życia bez Four Blocks Down.
Jestem stary jak świat, zmęczony złością na wszystko, na co nie mam wpływu, i po raz pierwszy
w życiu uganiam się za dziewczyną. Wcześniej nie musiałem tego robić, zwłaszcza po seksie.
Szturcham go, gdy wybucha śmiechem.
– Nie żartowałam, kiedy powiedziałam ci, że to kompletnie nie w moim stylu. Nie chodzę
na randki. Nie mam czasu na mężczyzn. Po odejściu mojego męża pogodziłam się z tym, że będę
sama.
– Ja też – wtóruje mi Eli. – Wszyscy mamy jakieś problemy, Heather.
Przypominam sobie, że kilka lat temu przeczytałam wzmiankę o jego rychłym ślubie, ale
nie dałam temu wiary. Eli budzi moją ciekawość, ale nie chcę mu urządzać przesłuchania.
– Spotykałeś się z kimś, prawda?
Eli zaczyna się wiercić, a ja zamieniam się w słuch.
– Nie lubię do tego wracać. Pogrywała ze mną. Penelope była niezłą intrygantką. Kiedyś
wróciłem wcześniej z podróży z zamiarem zrobienia jej niespodzianki i okazało się, że sypia
z moim byłym agentem. Mieliśmy kłopoty, ale ona zamiast stawić czoło kryzysowi, poszła do
innego. Kurewsko mnie skrzywdziła.
– To okropne. Tak mi przykro. – Biorę go za rękę.
Eli wzdycha głęboko.
– Szczerze mówiąc, nie miałem zamiaru z nikim wiązać się na dłużej i stąd pewnie wzięły
się plotki o tym, że jestem playboyem. Nie kłamię i nie bawię się w gierki, ale nie jestem też
mistrzem długoterminowych związków. Łatwiej mi zachowywać dystans. Ale zawsze jestem
szczery co do moich intencji.
To wszystko już słyszałam, tym bardziej dziwię się, co ja tu robię. Nie zależy mi na
obietnicach, ale nie chcę faceta z dziewczyną w każdym porcie.
Gdy zadaję mu następne pytanie, serce zaczyna mi mocniej bić.
– A zatem czego chcesz ode mnie?
Eli otwiera szeroko oczy i wbija we mnie wzrok.
– Więcej. Chcę więcej.
– A jeżeli uznasz, że nie jestem tego warta?
Kręci głową.
– A jeżeli jesteś warta wszystkiego?
– Eli, spędziłeś ze mną zaledwie kilka godzin. Nie możesz…
– Jestem z tobą szczery – przerywa mi. – O to samo proszę ciebie.
Naprawdę boję się w nim zabujać. Moi rodzice mnie opuścili, mój mąż mnie zostawił,
moja siostra wkrótce odejdzie, więc ostatnie, czego chcę, to kolejnego człowieka, który postąpi
ze mną tak samo. Eli na razie nic o mnie nie wie. Nic poza banałami. Jeśli mu opowiem, oddam
mu część siebie.
Pieprzyć to. Przecież nie ucieknie z łodzi zacumowanej na środku oceanu. Poza tym jeżeli
mam dać temu szansę, jeśli on też tego chce, powinien wszystko o mnie wiedzieć.
– Moja siostra umiera. Ma dwadzieścia sześć lat, choruje na pląsawicę Huntingtona, to
rzadka choroba zwyrodnieniowa.
Eli wzdycha ciężko.
– Nie wiem, co powiedzieć. Czy nie można jej pomóc?
Kręcę głową.
– Nie, to śmiertelna choroba. Przejęła kontrolę nad moim życiem. A moja siostra jest dla
mnie wszystkim.
Eli bierze mnie za rękę.
– Tak mi przykro. Na pewno jest ci bardzo ciężko.
– Ha! – mówię z goryczą. – To rozdziera mi serce. Zdiagnozowano ją w wieku
dziewiętnastu lat i od tamtego czasu jest coraz gorzej. Mój mąż odszedł, ponieważ Stephanie
potrzebowała całodobowej opieki. Chyba uznał, że nie nadaję się na żonę, bo jestem zbyt zajęta
opieką nad umierającą siostrą.
– Dlatego odszedł? – pyta Eli z obrzydzeniem.
Patrzę w jego szmaragdowe oczy i wzdycham.
– Sytuacja go przerosła.
– Wygląda mi na strasznego dupka.
Sama użyłabym mocniejszych słów.
– Mówię ci o tym dlatego, że to, co jest między nami, nie może się dziać kosztem mojej
siostry.
Eli chwyta mnie mocniej i odchyla głowę.
– Kosztem?
– Tak, nie będę mogła pojechać z tobą do Nowego Jorku i nie mogę zostawiać jej samej.
Nie mogę się zaangażować w relację z tobą i tracić chwile, które mi z nią zostały. Tego się boję.
Jak i tego, że ty i ja tak bardzo się różnimy. Nie mogę sobie pozwolić na błąd, jeśli chodzi
o Stephanie.
– Nigdy bym tego od ciebie nie oczekiwał. Nie proszę, żebyś z czegokolwiek
rezygnowała. A jeżeli chodzi o twojego eks, jest dupkiem, że kazał ci wybierać pomiędzy nim
a siostrą. To idiotyczne. Mam brata i gdyby to o niego chodziło, nie odstąpiłbym go na krok.
Słysząc jego słowa, czuję, że jakaś niewielka cząstka mojego poranionego serca zaczyna
się goić. Spoglądam na niego i czekam na sprostowanie. Na cokolwiek, co zada kłam jego
słowom. Daremnie.
– Eli, to niemożliwe, że jesteś aż takim ideałem.
Eli wybucha śmiechem.
– Skarbie, daleko mi do ideału.
– Masz dobre serce, jesteś dowcipny i niesamowicie seksowny.
– Nie zapominaj, że jestem także bogiem seksu.
Potrząsam głową.
– I megalomanem.
– Skup się lepiej na moich zaletach – zachęca mnie.
Bez słów nachylam się do niego i całuję go w usta.
– Nie pozwól, bym uwierzyła, że jesteś cudowny, tylko po to, żeby złamać mi serce.
Eli przeczesuje palcami moje włosy.
– Nie każ mi tak o ciebie walczyć.
Gdy mnie przyciąga, cały mój opór topnieje w jednej chwil.
– Co ty ze mną robisz?
Eli się uśmiecha.
– Dokładnie to samo, co ty ze mną, sprawiam, że czujesz się bezbronna.
Rozdział 13
Doznania, które towarzyszą całowaniu się z Heather, są dla mnie czymś zupełnie nowym.
Całowałem się z wieloma dziewczynami, ale ona sprawia, że zapominam o bożym świecie. Gdy
jest przy mnie, czas staje w miejscu. Za pierwszym razem, kiedy się ze sobą przespaliśmy, moją
euforię złożyłem na karb pokoncertowego wyzwolenia endorfin.
Sądziłem, że jeśli pójdę z nią do łóżka, szybko mi przejdzie.
Nic z tego, przepadłem z kretesem.
Gdy Heather zaczęła się przede mną otwierać, wprawiła mnie w pieprzony zachwyt. Jej
urok mnie obezwładnia. Nie mieści mi się w głowie, że ktokolwiek mógłby przejść obok niej
obojętnie. Świadomość, że jej skretyniały mąż ją zostawił, wprawia mnie w osłupienie. Jak to
możliwe, że ktoś chciał zostawić to cudowne stworzenie? Nie chodzi tylko o jej urodę. Jest
mądra, zabawna, silna – niekiedy zbyt silna, przy niej wstępuje we mnie nadzieja, której od tak
dawna byłem pozbawiony.
– Boże, jak ty wspaniale całujesz. – Heather wzdycha i ponownie wpija mi się w usta.
Chwytam ją za złote loki i wsuwam język głębiej do jej ust. Czuję smak miętowej gumy,
którą żuła wcześniej. Heather gładzi mnie po klatce piersiowej i delikatnie ujmuje mnie za brodę.
Kładę się, pociągając ją za sobą. Czuję na sobie jej słodki ciężar.
Nasze języki splatają się, walcząc o przewagę. Heather nie ustępuje. Walczę o dominację.
Chcę sprawić, by straciła nad sobą kontrolę i uległa. Prawdę mówiąc, im bardziej mi się opiera,
tym bardziej się nakręcam.
Chwytam ją mocniej za włosy, rozkoszując się jękiem, który wydobywa się z jej ust.
Dźwięki, które z siebie wydaje, podniecają mnie do tego stopnia, że boję się, że dojdę od samych
pocałunków. Już widzę te nagłówki: „Gwiazda pop ejakuluje od lizania”. Na szczęście udaję mi
się nad sobą zapanować, bo zamierzam dojść tylko w niej. Boję się, że umrę, jeśli szybko tego
nie zrobię.
Całuję jej szyję i obojczyk.
– Jesteś taka piękna – mamroczę. – Każdy centymetr twojego ciała jest idealny. Gdy
zamykam oczy, widzę cię nagą, jak tamtej nocy.
Kiedy dotykam jej ślicznej piersi, Heather jęczy cicho. Pozwalam, by pierś wypełniła
moją dłoń całym swoim ciężarem, i muskam delikatnie sutek.
Uwielbiam cycki, zawsze tak było. Są jak prezent od Pana Boga. Nie bez powodu
mężczyźni ich nie mają, bo bawiliby się nimi całymi dniami. Macałbym się nawet na kiblu.
Wiem, że brzmię jak wariat, ale taka jest prawda.
– Powiedz mi, że nie śnię – prosi Heather.
– Zapewniam cię, że nie śnisz – mówię i rozwiązuję górę jej bikini. Nie robię nic więcej,
bo chcę, żeby to ona podjęła decyzję. Jeśli chce znowu pójść ze mną do łóżka i uciec, będzie
musiała popłynąć do brzegu, bo stąd nie ma ucieczki.
Heather bierze mnie za rękę i pociąga za sznurki od kostiumu, dając mi to, czego tak
bardzo pragnę.
Widok jej piersi przyprawia mnie o szaleństwo. Nie mogę się doczekać, aż znowu
poczuję jej smak. Sadowię ją sobie na kolanach i napieram kutasem na jej ciepłą cipkę. Marzę
tylko o tym, żeby w nią wejść. Ustami chwytam jej sutek, przysysając się do niego, a ona
naprowadza mnie, przytrzymując mnie za głowę. Silny dotyk jej dłoni sprawia, że zaczynam ssać
jej pierś jeszcze mocniej.
Gdy odchyla głowę, jej długie włosy muskają moje uda. Napiera na mnie całym swoim
ciężarem.
– Pragnę cię – wyznaje.
Pragnę Heather bardziej niż powietrza, ale nie chcę jej wystraszyć. Wczorajszy dzień był
dla nas przełomowy. Nie wyprosiła mnie i przestała mi się tak opierać. Odniosłem wrażenie, że
wreszcie wyraziła zgodę na to, żeby coś się między nami zaczęło.
Nie chcę tego zepsuć. Nie mam też zamiaru jej odmawiać. Mój kutas by mi na to nie
pozwolił.
– Kotku, spójrz na mnie.
Gdy na mnie spogląda, dostrzegam w jej oczach ogień pożądania. Towarzyszy mu jednak
cień niepewności.
Sposób, w jaki na mnie patrzy, łamie mi serce i czuję się jak skończony dupek. Pewnie
będę tego żałował, ale nie mogę jej tego zrobić. Jeśli chcę, żeby przestała mi się opierać, muszę
sobie na to zapracować. Musi zaufać mi na tyle, żebym widział w jej oczach tylko pożądanie. To
jedyna słuszna droga.
Słowa grzęzną mi w gardle, choć wiem, że powinienem je wypowiedzieć. To nie jest
żadna ściema, ale najszczersza prawda.
– Pragnę cię. Pragnę cię tak bardzo, że mam ochotę się zabić za to, co ci powiem, ale nie
chcę cię tak po prostu zerżnąć.
– Co? – Heather wytrzeszcza oczy i szybko zasłania piersi.
Nie mam wątpliwości, że będę tego żałował.
– Czuję, że zrobiliśmy postępy, ale obiecałem ci, że nie pójdziemy do łóżka. Zaprosiłem
cię na randkę.
Heather spogląda na mnie z zaciekawieniem, najpewniej poddając w wątpliwość moją
męskość. Doskonale ją rozumiem, bo sam też zaczynam w nią wątpić, ale nagle dostrzegam w jej
spojrzeniu coś jeszcze.
Może wahanie?
A może niepewność?
I odrobinę szacunku.
Po raz pierwszy od dawna ktoś spojrzał na mnie z szacunkiem.
Heather wstaje z moich kolan i siada obok. Patrzę, jak zawiązuje bikini, czym prawie
doprowadza mnie do płaczu. Czekam, aż coś powie. W końcu spogląda na mnie z uśmiechem.
– Dziękuję.
– Nie dziękuj, bardzo tego żałuję. – Uśmiecham się. Choć mnie skręca z żalu, wolę
obrócić to w żart.
Heather zanosi się nerwowym śmiechem i podkula nogi pod siebie.
– Ellington, nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. – Na sam dźwięk jej głosu kutas ociera mi
się o spodenki. – Nie… – Odwraca wzrok i spogląda w dal. – Nie powstrzymałabym cię i pewnie
znienawidziłabym samą siebie za to, że nie potrafię ci się oprzeć.
– Uwierz mi, z nas dwojga to ja jestem tym słabym.
Nic nie jest bliższe prawdy. To ja jestem głupcem, który ugania się za nią jak oszalały. To
nie Heather zjawiła się w moim domu, i to po wielokroć, to nie ona zmusiła mnie do pójścia na
randkę i nie ona spędziła tydzień na negocjowaniu kontraktu, żeby w końcu przystać na gorsze
warunki, ale móc jak najszybciej wrócić do Tampy. Mógłbym skłamać i zarzekać się, że nie
chodziło o nią, ale tego nie zrobię. Czułem się, jakby jakaś magnetyczna siła przyciągała mnie
z powrotem do niej. Heather może tego nie dostrzegać, ale ja naprawdę jestem wobec niej
bezbronny.
– Czekam, aż się obudzę z tego snu. Przecież to niemożliwe, żeby taki mężczyzna jak ty
zwrócił na mnie uwagę. Co więcej, chcę być blisko ciebie, nawet wtedy, gdy nie powinnam.
– Heather wzdycha i wstaje. – Niech cię nie zmyli to, że cię odtrącam. Tak naprawdę mam do
ciebie słabość.
Staję obok niej i przytulam ją.
– Wiem. Chcesz tego równie mocno jak ja. Walczysz ze mną, ale tak naprawdę zmagasz
się ze sobą. Wiedz, że nie zniechęca mnie to, co mi o sobie powiedziałaś. Nigdzie się nie
wybieram.
Heather opiera dłonie na mojej piersi i unosi głowę, żeby móc na mnie spojrzeć.
– Mam nadzieję, że to prawda, bo chciałabym, żebyś został.
– Och! – Przytulam ją mocniej. – Wiedziałem, że wreszcie cię zmiękczę.
– Wygląda na to, że mam słabość do aktorów, którzy kiedyś występowali w zajebistym
zespole.
– Kiedyś?
Wzrusza ramionami. Już ja jej dam „kiedyś”.
– Otóż wiedz, że mam kilka platynowych płyt. Jestem więcej niż zajebisty.
– Skoro tak twierdzisz… – Heather uśmiecha się pod nosem.
Zapłaci mi za to.
– Doigrałaś się. – Schylam się i biorę ją na ręce. Podchodzę do krawędzi burty.
– Przeproś!
– Nie odważysz się! – wrzeszczy Heather.
– Co ty powiesz?
Nie wyrzuciłbym jej za burtę, ale wskoczyłbym do wody razem z nią.
– Eli!
– Heather, powiedz to. Powiedz: „Eli jest najlepszym wokalistą na świecie i wszyscy
artyści powinni złożyć hołd jego talentowi”.
Przesadzam, ale chcę usłyszeć, jak to mówi.
– Oszalałeś! – Wybucha śmiechem, gdy przesuwam się bliżej burty. – Eli! Przestań!
Proszę!
– Przestanę, gdy tylko to powiesz – upominam ją w żartach.
Heather trzyma mnie za gumkę od szortów.
– Proszę, nie umiem pływać! – krzyczy.
Od razu stawiam ją na pokładzie i chwytam za ramiona.
– Przepraszam. Gdybym wiedział, nie żartowałbym w ten sposób.
Heather wybucha śmiechem i łapie się za brzuch.
– Znasz kogoś, kto mieszka na Florydzie i nie potrafi pływać? Jesteś taki naiwny!
Robię krok w jej kierunku, ale ona odskakuje. Gonię ją przez kilka minut i wreszcie udaje
mi się ją złapać. Gdy jej usta stykają się z moimi, dociera do mnie, że dziewczyna, o której nie
mogę przestać myśleć, na stałe rozgościła się w moim sercu.
– Dzień dobry. – Uśmiecham się do recepcjonistki. – Przyszedłem odwiedzić kilku
pacjentów, wśród nich jest Stephanie Covey – mówię w nadziei, że Steph ma na nazwisko tak
samo, jak Heather.
Kobieta wytrzeszcza oczy i rozdziawia usta. Stoję, czekając, aż dojdzie do siebie. Po
chwili wyrzuca z siebie potok słów.
– Och. Och, wow. Yyyy. Eli, to znaczy panie Walsh, oczywiście, chwileczkę.
– Recepcjonistka stuka w klawiaturę komputera, usiłując włosami zakryć rumieniec.
– Proszę się nie spieszyć. – Dziewczyna zerka na mnie, a ja obdarzam ją rozbrajającym
uśmiechem, który serwuję fankom na koncertach i sesjach zdjęciowych.
Recepcjonistka przygryza wargę i chichocze nerwowo.
– Stephanie Covey, zgadza się. Pokój trzysta trzydzieści cztery.
Sława wiąże się z rozmaitymi profitami. Chociażby takimi, że w jej obliczu ludzie
zapominają o tajemnicy lekarskiej. Dlatego zamierzam korzystać z prywatnej opieki zdrowotnej.
– Dziękuję, skarbie. – Kładę na recepcji jeden z kwiatów z bukietu dla Stephanie
i puszczam oko do dziewczyny. To sztuczny i dość teatralny gest, ale kobiety to uwielbiają.
Pielęgniarka przyciska kwiat do piersi i wybałusza oczy. To moja stała sztuczka, która
działa za każdym razem.
Gdy odwiozłem Heather do domu, przystąpiłem do obmyślania dalszego planu działania.
Wkrótce wybieram się na duży event i chciałbym zabrać ją ze sobą. Heather jest altruistką.
Poświęca wszystko dla tych, których kocha.
Jej były mąż jest pieprzonym kretynem, ale tym lepiej dla mnie, bo dzięki temu mogłem
ją poznać. Na błędzie jednego mężczyzny korzysta drugi, a Heather to prawdziwy skarb.
Sięgam po komórkę i wysyłam do niej esemesa.
JA: Myślisz o mnie?
HEATHER: O Boże! Zapisałeś swój numer jako Dar Boga dla Kobiet!
Byłem zmuszony wpisać mój pieprzony numer do jej komórki, bo sama nie chciała tego
zrobić, utrzymując, że lubi, jak wpadam do niej bez zapowiedzi.
JA: Bo nim jestem. A Ty nie odpowiedziałaś mi, czy o mnie myślisz.
HEATHER: Nie, ani razu. A z kim rozmawiam?
Wybucham śmiechem.
JA: Kłamczucha. Skarbie, dobrze wiesz, kim jestem. Swędziały mnie dziś uszy… To znak,
że ktoś o mnie pomyślał. Uznałem, że muszę coś z tym zrobić.
HEATHER: Powinieneś pójść do lekarza. Jesteś chory, to może być zaraźliwe.
JA: Łamiesz mi serce.
Uwielbiam, że Heather się ze mną nie cacka. Większość dziewczyn na jej miejscu już
dawno straciłaby dla mnie głowę.
HEATHER: Rzeczywiście, myślałam o Tobie wcześniej. Byłam na interwencji
u dziewczyny, która nawijała o tym, że uwielbia Four Blocks Down. Znam ją, ma złote serce.
JA: No widzisz, gdybyś wzięła ode mnie numer bez tego całego cyrku, mogłabyś do mnie
zadzwonić. A ja uszczęśliwiłbym moją fankę.
HEATHER: Dobrze wiedzieć. Na przyszłość nie omieszkam zadzwonić, gdy spotkam
kogoś, kto uważa, że jesteś Bogiem.
Wyobrażam sobie, jak to mówi, i słyszę sarkazm w jej głosie. Uwielbiam tę dziewczynę.
JA: Przyjadę po Ciebie w czwartek o siódmej rano.
HEATHER: Co Ty powiesz?
JA: Tak. Chcę Ci coś pokazać.
HEATHER: No cóż, może uda mi się wygospodarować dla Ciebie chwilę.
JA: Jestem zaszczycony.
HEATHER: Tak na poważnie, muszę się wcześniej zorientować, czy akurat nie będą
wypisywać Stephanie, okej?
Nigdy nie stanę na drodze jej relacji z siostrą. Czyny są ważniejsze od słów. Może mi
zaufać, co mam nadzieję jej teraz udowodnić.
JA: Oczywiście, odezwę się.
HEATHER: Dzięki, Eli. Myślałam o Tobie. (Niech ci woda sodowa nie uderzy do głowy).
*Uśmieszek*
Ruszam korytarzem z uśmiechem od ucha do ucha. Gdy dochodzę do drzwi Stephanie,
zaczynam się denerwować, co jest kompletnie nie w moim stylu. A jeśli Stephanie nie wie, że jej
siostra i ja się spotykamy? Czy Heather będzie na mnie wściekła?
Pieprzyć to. Zamiast zamartwiać się na zapas, przystępuję do działania. Pukam do drzwi
i wchodzę do środka w nadziei, że jakoś to będzie.
– Czego? – Złowrogi głos dochodzi spod kołdry. – Śpię.
– Przepraszam – mówię.
Stephanie wyłania się nagle, spogląda na mnie i wydaje się z siebie głośny pisk.
– Ja pierdolę!
– Cześć, Stephanie. Mogę wejść? – pytam.
– O. Mój. Boże! – wydziera się młodsza wersja Heather o ciemnych włosach. – Eli
Walsh! Ten, z którym przespała się moja siostra! – krzyczy Steph, rozwiewając wszelkie
wątpliwości, czy Heather jej o mnie wspomniała. – Kurde! – Stephanie zatyka dłonią buzię,
w geście, który bardzo przypomina gest jej siostry.
– To ja, chyba że sypia z innymi kolesiami o imieniu Eli Walsh?
Steph kręci głową, nadal zasłaniając usta.
– Chciałem cię poznać, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
To jasne, że siostra Heather jest dla niej najważniejsza, i chcę, żeby zobaczyła, że to
rozumiem. W przeciwieństwie do tego dupka, jej eksmęża.
Steph odgarnia włosy i siada na łóżku.
– Oczywiście! To znaczy, tak. Nie wierzę, że tu jesteś, w moim pokoju w szpitalu.
I wiesz, jak mam na imię.
– Twoja siostra często o tobie mówi – tłumaczę jej.
– Powinna zająć się sobą.
Puszczam jej komentarz mimo uszu, bo nie czuję się uprawniony do zajmowania
stanowiska w tej sprawie. Wiem, że łatwo jest mądrzyć się na temat życia innych.
– Powiedz mi lepiej, jak się czujesz?
– Hm – odpowiada z wahaniem i się krzywi. – Ja? Całkiem nieźle. Jutro wracam do
domu.
– To dobrze. Heather wspominała, że mieli cię dziś wypisać.
Stephanie przygryza wargę i spogląda przez okno.
– Chcą, żebym została dzień dłużej, bo miałam ciężką noc.
Cholera. To się może jednak nie udać.
– Bardzo przykro mi to słyszeć.
– Nic się nie stało. Lekarstwa, które przyjmuję, podniosły mi tętno, ale od dwunastu
godzin wszystko już jest w normie. Proszę, nie mów nic mojej siostrze. Jeśli się dowie, że coś
było nie tak, przedstawi mi litanię powodów, dla których powinnam była natychmiast do niej
zadzwonić. Tak jakby moje życie nie składało się z ciągłych problemów zdrowotnych. Może po
prostu lubi wisieć na telefonie. – Stephanie wyrzuca z siebie słowa z prędkością karabinu
maszynowego.
Powstrzymuję wybuch śmiechu. Nie mam żadnych wątpliwości, że Heather jest gotowa
stawić się na każde zawołanie swojej siostry. Ma dobre serce i czuje się w obowiązku chronić
Stephanie. Mój brat jest do niej podobny. Randy niekiedy zachowuje się jak dupek, ale wiem, że
mogę na niego liczyć.
– Obiecuję, że dochowam tajemnicy. – Podchodzę do jej łóżka i wręczam jej bukiet
kwiatów. – Proszę, to dla ciebie.
– Nie wierzę, że przyniosłeś mi kwiaty. Moja siostra musiała ci się spodobać.
– To prawda. Bardzo mi się podoba.
Dotąd nie rozumiałem powiedzenia: „Wiesz, gdy wiesz”. Sądziłem, że to jakiś bełkot.
Jednak z biegiem lat coraz lepiej je rozumiem. Zawsze czułem, że kobiety, z którymi się
spotykałem, nie były tego warte. Wiedziałem, że żadnej z nich nie przedstawię swojej matce.
A może po prostu się starzeję.
A może chodzi o nią.
Tak czy inaczej, ja już wiem.
Stephanie uśmiecha się od ucha do ucha, promieniejąc radością.
– Heather potrzebuje kogoś, kto by się nią zaopiekował. Wiem, że zgrywa twardzielkę,
ale tak nie jest.
Nie mam wątpliwości, że obie siostry bardzo o siebie dbają. Stephanie martwi się
o Heather, która robi wszystko, żeby jej pomóc.
– Każdy z nas tak robi.
Steph przytakuje.
– Bardzo mi schlebia, że przyszedłeś mnie odwiedzić, ale wiem, że to nie może być
jedyny powód twojej wizyty.
Uśmiecham się i siadam przy jej łóżku. Mam nadzieję, że niespodzianka, którą chcę
zaskoczyć Heather, pokaże jej, że moje życie nie kręci się tylko wokół aktorstwa i muzyki.
Chciałbym, żeby jej siostra przy tym była.
Nie mogę się doczekać jej miny.
– Jak myślisz, potrafiłabyś okłamać swoją siostrę w szczytnym celu?
Rozdział 14
– To znaczy, że nie chciałaś, żebym do ciebie wpadła? – pytam Stephanie, porządkując jej
pokój. Wróciła do Breezy Beaches poprzedniego dnia, ale nie zgodziła się, żebym przyszła jej
pomóc. Oznajmiła, że chce być sama, i wyrzuciła mnie za drzwi. Dziś jednak postanowiłam
zignorować jej protesty, choć jest w wyjątkowo podłym nastroju.
Siedzi na łóżku i spogląda na mnie z jawną niechęcią.
– Nigdy, kurwa, nie słuchasz tego, co do ciebie mówię! Prosiłam, żebyś nie przychodziła!
Jestem zmęczona, wreszcie wróciłam do domu i chciałam tylko… – przerywa, jęcząc głośno.
Dziś ma słaby dzień. Nie może znaleźć słów i jej frustracja rośnie z każdą chwilą.
Czekam, aż dokończy.
– Chciałam tylko się na nowo tu zadomowić. Chcę pobyć sama w tej norze.
– Słyszę, co mówisz. Ostatnio rzadko się widujemy. – Próbuję załagodzić sytuację.
– Kocham cię, Steph.
Steph zaczyna kasłać i odpycha moją rękę.
– Przychodziłaś do szpitala codziennie. Proszę cię o dzień dla siebie. Dlaczego to dla
ciebie takie trudne? Dlaczego nie możesz zostawić mnie samej?
Siadam na brzegu łóżka i wzdycham.
– Przepraszam. Staram się, jak mogę.
Serce mi pęka, gdy widzę ją w takim stanie. Nigdy nie wiem, czego się spodziewać,
i nienawidzę się z nią kłócić. Gdybym dziś miała umrzeć, nie chcę, żeby nasza ostatnia rozmowa
tak wyglądała. Ilekroć nasze rozmowy zbaczają na podobne tory, przełykam swój ból i złość.
Ukrywam wściekłość i próbuję załagodzić sytuację. Znam smak żalu i za wszelką cenę chcę nas
przed nim uchronić.
Stephanie milknie, a po kilku chwilach dotyka mojego ramienia i wzdycha ciężko.
– Nienawidzę t-e-j p-p-pieprzonej choroby! – Łzy napływają jej do oczu, a ja przytulam ją
mocno. – Nie powinnaś być zmuszona do ciągłego przebywania ze mną. Straszna ze mnie zołza!
Kołyszę ją w ramionach, co pozwala mi powstrzymać własne łzy. To nie jej wina, że ma
zły dzień. Tak po prostu jest. Jej objawy się nasiliły i obie o tym wiemy. W ciągu ostatnich kilku
miesięcy jej wybuchy stały się coraz częstsze, mowa uległa pogorszeniu, a lekarstwa przestały
pomagać na drgawki. Wczoraj lekarz powiedział mi bez ogródek, że to początek końca.
– Nie jesteś zołzą, starasz się, jak możesz. – Wiem, że to nie jej wina.
– Nie chciałam tu wracać. Chciałam zostać dłużej w szpitalu.
– Dlaczego? – pytam i biorę ją za rękę. – Przecież nie znosisz szpitala.
– Tęsknię za Anthonym. Cieszyłam się, że mogę go codziennie widywać. Zaglądał do
mnie każdego dnia i nie traktował mnie, jakbym była na łożu śmierci. Dostrzegł we mnie
dziewczynę, kobietę… Heather, on zobaczył mnie. A nie tylko drgawki, chore stawy czy
problemy z pamięcią…
To straszne, że ktokolwiek mógłby ją w ten sposób postrzegać.
– Dzwoniłaś do niego? – pytam.
Anthony był dla niej bardzo dobry. Po każdym dyżurze zaglądał do niej z kwiatami
i komiksami. Bukiet fioletowych i różowych róż wymieszanych z hortensjami, który jej
przyniósł, był zachwycający.
Nie dałam tego po sobie poznać, ale ten jego gest bardzo mnie wzruszył.
– Nie, nie chcę, żeby patrzył, jak umieram. – Stephanie jest uparta. Zawsze taka była,
więc boję się, że go odtrąci, a wraz z nim szansę na szczęście. Z drugiej strony nie mogę sobie
wyobrazić, jak trudna musi być dla niej świadomość, że jej bliscy będą zmuszeni patrzeć, jak
umiera.
Jak mam z tym dyskutować? Steph ma prawo do własnych wyborów i muszę to
uszanować. Nawet jeśli moim zdaniem popełnia błąd.
– Chciałabym, żebyś powiedziała mu, co czujesz. Przyniósł ci kwiaty, najwyraźniej mu
na tobie zależy.
Wiem, że Stephanie mierzy się z problemami, których natura jest bardzo złożona, ale to
nie oznacza, że ma się poddawać.
Steph parska.
– Okej. Po pierwsze, kwiaty nie są od niego, mówiłam ci o tym trzykrotnie. Powiedziałam
ci, że nie wiem, kto mi je przyniósł. Po drugie, a ty jak traktujesz Eliego? Powiedziałaś mu, że
chcesz z nim spędzać czas? Dałaś mu w jakikolwiek sposób do zrozumienia, jak bardzo ci się
spodobał? Nie? No właśnie, tak myślałam. – W jej głosie nie słychać już złości, tylko
prowokację.
Przyganiał kocioł garnkowi. Ale moja sytuacja jest wyjątkowa. On jest skomplikowany,
bajecznie bogaty, sławny i nie mieszka w Tampie. Po co miałabym się wikłać w taką kabałę? To
bez sensu.
A czy mi się podoba? Bardzo.
Czy wolałabym, żeby było inaczej? Oj, tak.
Czy Eli bierze sobie do serca moje obiekcje? Absolutnie nie. Jakimś sposobem udało mu
się postawić na swoim i nie mam żadnych wątpliwości, że nie zamierza się wycofywać.
– To nie to samo. Eli jest jedną wielką niewiadomą.
– Masz prawo znów się zakochać. Mnie kochasz, choć jestem nieprzewidywalna.
Miłość do Stephanie nigdy nie była wyborem, była zawsze absolutną oczywistością.
Nigdy nie postąpiłabym inaczej, chociaż znam zakończenie naszej historii. Z Elim to co innego.
W każdej chwili mogę się jeszcze wycofać. Gdy się kogoś kocha, daje mu się władzę nad sobą.
To może być piękne, satysfakcjonujące i równie naturalne, co oddychanie, ale wiem, że kolejny
zawód miłosny mnie zniszczy.
Pociągam za rąbek bluzki, czując, jak splot tkaniny rozchodzi mi się w palcach.
Dostrzegam w tym analogię do własnego życia. Ilekroć wydaje mi się, że jestem już bezpieczna
i osiągnęłam pewną równowagę, coś ją narusza i zaczynam się rozpadać.
– Steph, nie zamierzam się w nim zakochiwać. To prawda, Eli podoba mi się, ale wkrótce
stąd wyjedzie. Nie mieszka na stałe w Tampie. A ja nie zamierzam się przeprowadzać. Nie
zostawię cię samej.
– Heather, to ja cię opuszczę. Nie mam pojęcia, kiedy i jak, ale obie wiemy, że to tylko
kwestia czasu. – Łza płynie jej po policzku, a po niej kolejna.
– Nie mów tak – proszę błagalnym tonem.
Mnie także łzy napływają do oczu. Nie chcę stracić siostry. Nie wyobrażam sobie życia
bez niej. Doświadczyłam już tylu niewyobrażalnych strat, a los szykuje mi kolejną. Stephanie jest
moja. Troszczyłam się o nią, patrzyłam, jak dorasta, robiłam jej kanapki do szkoły, kupiłam
sukienkę na bal maturalny, więc myśl, że mogłoby jej zabraknąć, jest ponad moje siły.
Czasami to wszystko mnie przerasta.
– Mamy czas – mówię. Zaklinam rzeczywistość.
– Chcę wiedzieć, że poradzisz sobie, gdy odejdę. Kocham cię bardziej niż ty mnie.
Heather, jesteś moim sercem i nie masz pojęcia, ile czuję w sobie złości na tę chorobę. To ona
pozbawiła cię wszystkiego. Pieniędzy, męża, własnego życia! Muszę być pewna, że ktoś przy
tobie jest!
– Przestań! Natychmiast! – krzyczę, ocierając łzy. – Nie chcę już o tym rozmawiać.
– Ależ musimy o tym rozmawiać.
Nie chcę o tym mówić. Chcę o wszystkim zapomnieć i cieszyć się tym, co jest. Wstaję
i zaczynam się krzątać po pokoju, usiłując powstrzymać łzy. Odwracam się od niej i wyglądam
przez okno. Głos łamie mi się z bólu.
– Heather, spójrz na mnie. – Odwracam się i spoglądam w jej błękitne oczy, iskrzące się
od niewylanych łez. – Nigdy mnie nie stracisz. Mama i tata nie odeszli, po prostu stali się
niewidzialni.
Trzęsą mi się ręce. Podchodzę do niej i gładzę ją po twarzy.
– Tak bardzo cię kocham.
– Wiem – szepcze.
– Nienawidzę tego.
– Ja też.
– Wybaczysz mi? Za to, że podniosłam głos?
Stephanie uśmiecha się i bierze mnie za rękę.
– Jeśli zależy ci na moim spokoju, musisz mi obiecać, że przestaniesz wszystkich od
siebie odpychać. Obiecaj mi, że otworzysz swoje serce. Możesz to dla mnie zrobić?
Nigdy nie okłamałam Stephanie. Zawsze byłam z tego dumna. Mówię jej prawdę,
niezależnie od konsekwencji. Słowa mają swoją wagę, a obietnice są po to, by ich dotrzymywać.
– Obiecuję ci, że spróbuję.
Stephanie mruży oczy.
– Spróbujesz?
– Tak, spróbuję być otwarta. Otworzę się na Eliego, a jeśli z nim mi nie wyjdzie,
dopuszczę do siebie innego dupka, który zrobi mi wodę z mózgu.
Cóż począć, mężczyźni to kłamcy. Nie przykładają wagi do słów. Matt twierdził, że mnie
kocha, obiecywał mi wierność i opiekę, a gdy tylko pojawiły się przeszkody, natychmiast się
zmył. Wierność? Wolne żarty…
– Serio, z wiekiem robisz się coraz bardziej melodramatyczna. Moim zdaniem ten koleś
jest inny.
– Mówisz tak, bo dobrze go znasz? – pytam z kpiną w głosie. Nawet go nie poznała, więc
nie wiem, dlaczego staje w jego obronie. Może dlatego, że to pierwszy mężczyzna, który o mnie
zabiega, odkąd rozstałam się z Mattem.
– Nie, ale widzę, jak się rozpromieniasz, gdy o nim mówisz.
Rozpromieniam się? Nie. Nie sądzę.
Steph wybucha śmiechem i wskazuje na mnie palcem.
– Owszem, nawet kiedy o nim myślisz.
– Niech ci będzie. – Będę musiała uważać. Mam nadzieję, że tego nie dostrzegł. I tak już
pogrywa ze mną, jak chce, a jeśli dowie się, co czuję, będzie po mnie. Wracam myślami do
naszej ostatniej randki i do tego, jaki był dla mnie dobry. Niewielu kolesi na jego miejscu
zrezygnowałoby z seksu. W tamtej chwili poczułam, że się w nim zakochuję.
Po raz pierwszy od dawna ktoś postawił moje potrzeby ponad własnymi. Zwykle to mnie
przypada taka rola, więc tym bardziej potrafię to docenić.
– Ziemia do Heather! – Steph macha mi rękami przed nosem.
– Przepraszam, zamyśliłam się.
– Pomożesz mi? – pyta.
Biorę ją pod ramię i pomagam wstać z łóżka. Od kilku tygodni fizjoterapeuta Stephanie
motywuje ją do większego wysiłku. Była przykuta do wózka przez cztery miesiące, ale po
intensywnych ćwiczeniach zaczęła się poruszać za pomocą chodzika. Niestety, jej stan znowu się
pogorszył. Stephanie siada na łóżku i zaczyna się rozciągać.
Moja siostrzyczka zagryza zęby i przezwyciężając ból, staje na drżących nogach.
Podtrzymuję ją, żeby nie upadła. Jej oczy wyrażają wszystko, czego nie potrafi powiedzieć na
głos. Wdzięczność za moją pomoc i smutek, że jej potrzebuje, biją z jej oczu niczym blask
księżyca, który świeci za oknem. Robimy razem kilka kroków i sięgamy po chodzik. Powoli
spacerujemy korytarzem, a Steph opowiada mi o Anthonym.
Po godzinie widzę, że na jej twarzy maluje się zmęczenie.
– Pójdę już do domu. Mogę jutro wpaść? – Wiem, że umówiłam się z Elim, ale muszę się
z nią zobaczyć, choćby na chwilę. Nasza wcześniejsza rozmowa uzmysłowiła mi, że obie
pogodziłyśmy się z tym, co nieuchronne. Mama powtarzała nam, że w życiu należy przyjąć to, że
na pewne rzeczy nie mamy żadnego wpływu, dlatego musimy pielęgnować to, co posiadamy.
Twierdziła, że nie wolno marnować czasu. Nie myliła się. Nie mam wpływu na chorobę Steph,
ale mogę zadbać o wspólne chwile, które nam pozostały. Będę się nimi cieszyć w nadziei, że nie
rozpadnę się na milion kawałków, gdy nasz czas dobiegnie końca.
Steph uśmiecha się i dotyka mojej ręki.
– Myślę, że uda mi się znaleźć dla ciebie chwilę.
– Czy następnym razem możemy się spotkać po południu? – pytam Eliego, który czeka
w salonie, aż przyniosę mu dolewkę kawy. Miałam kiepską noc. Nie mogłam zasnąć do drugiej
nad ranem, więc zerwałam się wcześnie, żeby nałożyć makijaż na moją opuchniętą od płaczu
buzię.
– Och, chcesz powiedzieć, że pójdziemy na kolejną randkę? – Jego głos ocieka
sarkazmem. – Myślałem, że ci się nie podobam. Że traktujesz mnie jak kumpla. Wiedziałem, że
mi się nie oprzesz.
Wychodzę z kuchni i przewracam oczami. Niech się goni z tą swoją arogancją.
– Przecież to ty uparcie nazywasz nasze spotkania randkami i nachodzisz mnie w moim
własnym domu. To ty się we mnie zabujałeś, a nie na odwrót.
Dokładnie tak. To nie ja się za nim uganiam, o czym nie omieszkam mu przypomnieć.
Eli wzrusza ramionami i przytula mnie.
– Nigdy nie ukrywałem, że mi się podobasz.
Kładę mu dłonie na ramionach i uśmiecham się do niego.
– Czasami wydaję mi się, że śnię.
– Uwierzyłabyś mi, gdybym ci powiedział, że czuję to samo?
Potrząsam głową, bo nie chce mi się w to wierzyć. To Eli jest ucieleśnieniem marzeń. To
o nim śnią nocami wszystkie dziewczyny. A jednak jakimś cudem znalazł się w moim salonie.
Trudno zliczyć, ile razy marzyłam o takim scenariuszu.
– No cóż, czekam, aż coś mnie w tobie zniechęci, ale gdy mnie od siebie odpychasz,
czego zwykle nie toleruję, tym mocniej cię pragnę. Cieszę się, że choć trochę mi uległaś.
– Kto powiedział, że ci uległam? – droczę się z nim. Lubię nasze słowne przepychanki.
– Randka na jachcie ukoiła moje obawy, na szczęście nasza znajomość nie zmierza
w kierunku koleżeństwa.
– Możemy wrócić do bycia kumplami, jeśli chcesz.
Wiem, że nie łączy nas nic poważnego. Byliśmy tylko na dwóch randkach i spędziliśmy
ze sobą niesamowity wieczór. Mam jednak świadomość, że nie traktuję go jak kolegi. Brody jest
moim kumplem i nie przyszłoby mi do głowy, żeby ściągać z niego ubranie. Byliśmy razem na
rybach, ale ani razu się o niego nie otarłam.
Eli przytula mnie mocniej.
– Moim zdaniem między nami nigdy nie chodziło o koleżeństwo. Koleżance bym tego nie
zrobił.
Gdy wpija mi się w usta, natychmiast czuję motylki w brzuchu. Owiewa mnie zapach
jego wody kolońskiej, który zapisuję w pamięci. Chcę zapamiętać każdy szczegół tej chwili.
Dotyk jego warg, odcisk na jego kciuku, którym gładzi mnie po policzku, jego smak. W ustach
czuję cynamon i pastę do zębów. Jeśli nam nie wyjdzie, będę miała co wspominać.
Jego język wślizguje się do moich ust, a ja ochoczo je rozchylam. Przestaję udawać, że
się mu opieram. Chcę tego. Gdy mnie dotyka, pragnę go całą sobą. Do znudzenia usiłuję
przekonać siebie i innych, że nic nas nie łączy, ale gdy jest blisko mnie, nie mam siły udawać. Eli
na powrót tchnął życie w moje złamane serce. Choć sądziłam, że nigdy już nie zacznie normalnie
bić, znowu słyszę jego miarowy rytm.
Eli całuje mnie namiętnie i przyciąga do siebie. Przyciska mnie do ściany. Jestem
uwięziona pomiędzy chłodem drewnianej boazerii a jego rozgrzanym ciałem.
Jestem rozdarta między pragnieniem a chęcią ucieczki, zanim będzie za późno.
Chcę, żeby wyszedł, a zarazem pragnę, żeby został.
Upieram się, że nic nas nie łączy, ale na samą myśl, że mógłby zniknąć, mam ochotę wyć
z rozpaczy.
Upuszczam filiżankę, nie bacząc na to, że może się stłuc. Oplatam palcami jego szyję,
przyciągając jego usta do moich.
Zatracam się w jego pocałunku.
Umieram z rozkoszy.
Jego dotyk przywraca mnie do życia.
Eli odsuwa się i spogląda na mnie wyzywająco.
– Czy twoi koledzy też cię tak całują?
Zamiast powiedzieć mu prawdę, że nikt nigdy mnie tak nie całował, wzdycham głęboko.
– Cóż, nie wiem, czy nazwałabym to pocałunkiem. Był kiepski.
– Kiepski?
– Szczerze mówiąc, nie masz się czym chwalić.
– Doprawdy? – Eli napiera na mnie biodrami, żebym poczuła, że na nim nasz pocałunek
zrobił całkiem spore wrażenie. Głowa opada mi do tyłu i z całych sił staram się podtrzymać
pozory swojej zuchwałości. – Naprawdę tak myślisz?
– Mówię ci, jak jest.
Igram z ogniem, ale nie boję się sparzyć. Widzę żar w jego oczach i jestem gotowa
wskoczyć w płomienie.
Eli patrzy na mnie jak lew na zwierzynę łowną. Każdy jego ruch jest przemyślany
i obliczony na schwytanie gazeli. Omiata mnie jego ciepły oddech. Nie wychodzę z roli i patrzę
mu prosto w oczy. Jego spojrzenie sprawia, że serce zaczyna mi szybciej bić.
Eli wodzi palcami wzdłuż mojej szyi, ramienia i ręki.
– Skarbie, wiem, że łżesz. Demaskuje cię sposób, w jaki mnie całujesz. – Muska ustami
moje wargi, a gdy się odsuwa, duszę w sobie jęk żalu. – Wiem, bo czuję, jaka jesteś rozgrzana.
Widzę, że twoje ciało mnie pragnie, choć twierdzisz, że jest inaczej. Heather, gdybym cię
dotknął, doszłabyś od razu?
Czuję, że zaraz dojdę od samych jego słów.
– Może powinieneś to sprawdzić? – pytam prowokacyjnie.
Eli uśmiecha się i odsuwa ode mnie. Bierzę moją twarz w swoje dłonie i opiera się
o ścianę.
– Kotku, dzień mamy już zaplanowany, ale dziś wieczór zamierzam sprawdzić to i owo.
Nachylam się i całuję go w usta.
– Zobaczymy.
Rozdział 15
– Busch Gardens? – jęczę. Uwielbiam to miejsce, ale Eli nie jest zwykłym mężczyzną. To
pieprzony Eli Walsh. Jest osobą publiczną, więc miałam nadzieję, że dzisiejszy dzień również
spędzimy gdzieś na osobności. Byłam pewna, że nie wystawi nas na widok tysięcy ludzi,
z których każdy może zrobić nam zdjęcie.
– Wyluzuj. – Eli bierze mnie za rękę.
– Eli, nie jestem na to gotowa.
Przechyla głowę.
– Na co?
Wzdycham, bo nie chce mi się tłumaczyć tego, co oczywiste.
– Nie jestem gotowa na publiczne wyjście z tobą, bo nawet my nie wiemy jeszcze, co nas
łączy.
– Nie wyciągaj pochopnych wniosków.
Mierzę go wzrokiem, bo nie mam pojęcia, o co mu chodzi.
– To wesołe miasteczko, w którym zawsze jest mnóstwo ludzi, czego niby nie rozumiem?
Nie jestem gotowa na pokazywanie się z tobą w miejscach publicznych. Nie masz pojęcia, jakie
to dla mnie trudne. Mam na myśli afiszowanie się ze związkiem, w którym nie zdążyłam jeszcze
się odnaleźć. Jeśli pokażemy się razem, ludzie zaczną plotkować. Wiodę inne życie niż ty. Jestem
ubogą policjantką, mieszkam w domu, który wymaga remontu, a moja siostra jest umierająca.
Nie obracam się w świecie bogactwa, sesji zdjęciowych i luksusu. Powinieneś był mnie
uprzedzić o swoich planach.
Eli gładzi mnie po dłoni, po czym wysiada z samochodu.
Nie cierpię, gdy to robi. Lubię przewidywalność, ale Eli uwielbia trzymać mnie
w niepewności. Będę musiała z nim o tym porozmawiać.
Daję sobie kilka chwil na zebranie myśli i wysiadam z auta. Eli stoi oparty o bagażnik
i spogląda w kierunku bramy wejściowej.
– Eli?
– Zdaję sobie sprawę, że moje życie jest pojebane. Ty żyjesz normalnie, masz rodzinę,
przyjaciół i pracę, w której nie napastują cię paparazzi. – W jego głosie pobrzmiewa smutek.
– Długo myślałem o dzisiejszym dniu. Zapewniam cię, że ta decyzja nie była dla mnie łatwa i nie
mam zamiaru naruszać twojego prawa do prywatności. – Gdy robię krok w jego stronę, on się
odsuwa. – Heather, mam wiele twarzy. Chcę, żebyś je poznała, chcę zaprosić cię do swojego
życia. Nie mam na myśli jachtów, samochodów i rezydencji.
Tym razem, gdy podchodzę do niego, nie odsuwa się, a mnie ogarnia poczucie winy. Nie
przyszło mi do głowy, że może poczuć się oceniany. Nie taki był mój zamiar. Nie mam prawa
ferować wyroków, tym bardziej że Eli nawet na moment nie sprawił, że poczułam się gorsza od
niego.
– Przepraszam – mówię i dotykam jego ramienia. – Nie powinnam była tego mówić.
Wiem, że twoje życie to coś więcej niż luksusy i zbytek, i przepraszam, jeśli tak to odebrałeś.
Eli spogląda mi w oczy.
– Heather, chcę, żebyś mnie poznała. Mam na myśli wszystko to, co stanowi o tym, kim
jestem. Moja sława mnie nie definiuje.
– Eli, nigdy w ten sposób o tobie nie myślałam.
Eli wyciąga do mnie rękę, a ja bez wahania ją przyjmuję. Ma rację – nie ma znaczenia, co
pomyślą sobie inni, jedyne, co się liczy, to Ellington i ja. Liczy się tylko ten tak zdeterminowany
mężczyzna, który sprawia, że się uśmiecham i czuję się wyjątkowa.
Eli całuje mnie w policzek i wzdycha głęboko.
– Chodźmy.
Rozglądam się na boki zaskoczona widokiem pustego parkingu. Gdzie się podziały
wszystkie samochody? Doliczyłam się góra dwunastu. Dwanaście samochodów w środę w Busch
Gardens? Wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale tu zawsze panuje tłok.
– Dlaczego tu tak pusto?
– Powiedziałem ci, żebyś nie wyciągała pochopnych wniosków.
Czy on wynajął dla nas całe wesołe miasteczko? Serce bije mi jak szalone, a myśli wirują
w głowie. Co on kombinuje?
– Eli – mówię z wahaniem w głosie. – Dlaczego nikogo tu nie ma?
Eli uśmiecha się i ściska moją dłoń.
– Wiem, że jesteś bardzo podejrzliwa, to pewnie skrzywienie zawodowe, ale proszę,
zaufaj mi choć raz i wyluzuj.
Podejrzliwa? Hm… Może rzeczywiście ma rację. Jestem z natury nieufna i zawsze muszę
o wszystkim wiedzieć. W mojej pracy to podstawa, która gwarantuje mi bezpieczeństwo.
Gdybym pojechała na interwencję, nie zasięgając wcześniej informacji o przyczynie wezwania,
mogłabym zginąć.
– Postaram się. – Robię wszystko, żeby mój głos zabrzmiał przekonująco.
Eli śmieje się pod nosem, ale puszczam to mimo uszu. Nie wie, że poza podejrzliwością
cechuje mnie silny instynkt rywalizacji. Jeśli poda coś w wątpliwość, zrobię wszystko, żeby
udowodnić mu, że się myli. Chcesz, żebym się wyluzowała? Proszę bardzo.
Wchodzimy na teren parku rozrywki. Otwieram usta, żeby zadać mu kolejne pytanie, ale
skwapliwie je zamykam.
Po chwili jakiś mężczyzna wychodzi nam na spotkanie.
– Dzień dobry, panie Walsh. Mam na nazwisko Shea, zajmę się dzisiaj państwem. Pański
rzecznik zadzwonił dziś i przekazał mi nazwiska gości. Dodałem ich do listy. Timothy powinien
tu być za dziesięć minut.
– Super – odpowiada Eli. – To jest pani Covey, będzie mi dzisiaj towarzyszyć. Proszę, by
zadbano o jej komfort.
– Oczywiście – zapewnia go pan Shea.
– Rzecz jasna, najważniejszy dziś jest Timothy. Chcę, żeby wybawił się za wszystkie
czasy. Czy dokonano zakupu szelek, o które prosiłem? – pyta go Eli. Domyślam się, że muszę
wyglądać dziwnie, bo mój wzrok bez przerwy skacze pomiędzy panem Shea a Elim.
– Tak, kupiliśmy wszystko z listy.
– Timothy? – pytam na głos. Czy Eli ma dziecko? Czy poznam jego syna? Dopada mnie
strach, ale Eli łapie mnie za rękę.
– To jedenastoletni chłopiec, podopieczny fundacji Mam Marzenie. Timothy ma
nieoperacyjnego guza i jednym z jego życzeń było pójście ze mną do parku rozrywki. Dlatego
wynająłem całość, żeby wybawił się do woli. Czeka go moc atrakcji.
Serce mi rośnie, bo nie tego się spodziewałam. Zalewają mnie emocje. Smutno mi
z powodu choroby Timothy’ego, ale zachwyca mnie altruizm Eliego. Poświęcił swój czas i Bóg
wie ile pieniędzy, by sprawić radość choremu chłopcu.
Tak bardzo się co do niego myliłam.
Jest zupełnie inny, niż sądziłam. Jest po prostu nadzwyczajny.
Niewiele myśląc, staję przed nim, biorę jego twarz w dłonie i całuję go. Pocałunek nie
jest długi ani namiętny, ale wyraża wszystko to, co czuję. Musiałam to zrobić, bo słowa uwięzły
mi w gardle.
Eli spogląda na mnie z uwielbieniem i uśmiecha się tak, że miękną mi kolana.
– Mówiłem ci, że będziesz zaskoczona. – Stuka mnie w czubek nosa.
Pan Shea prowadzi nas na spotkanie z Timothym. Chłopiec nie wie, że pozna Eliego, nie
wie też, co go czeka. Poinformowano go jedynie, że spędzi dzień w parku rozrywki. Eli zaprosił
także jego rodzinę i dziesięciu chłopców ze szkolnej drużyny baseballowej, w której Timothy
grał, zanim zachorował.
Stoimy w ukryciu, żeby nas nie zobaczył.
– Dziękuję, że mnie zaprosiłeś – mówię do Eliego, gdy zostajemy sami.
– Zobaczymy, czy będziesz mi tak dziękować, kiedy wsiądziemy na rollercoaster
– odpowiada Eli.
– Nie byłam w parku rozrywki od czasu, gdy Stephanie była mała.
– Naprawdę?
Przytakuję.
– Zachorowała na pierwszym roku college’u. Ciężko jest zorganizować wypad do
wesołego miasteczka, kiedy się w kółko biega po lekarzach. Poza tym Steph czasami traci czucie
w nogach i rękach.
Eli odwraca wzrok i wzdycha.
– Wszystko w porządku? – pytam.
Spogląda na mnie ze smutnym uśmiechem.
– Tak, zamyśliłem się tylko…
– Timothy już tu jest. – Pan Shea podchodzi do nas, nim zdążyłam zapytać Eliego,
o czym myślał. – Chodźmy.
Eli zerka na mnie. Czuję radość na myśl, jak bardzo uszczęśliwi tego dzieciaka.
– Idź. – Uśmiecham się do niego. – Będę tuż obok.
Eli podąża za panem Shea, a ja ruszam za nim. Nie mogę się doczekać, aż to zobaczę.
Zwykle takie sceny można obejrzeć w telewizji, a nie na żywo.
Krewni chłopca rozpromieniają się na widok Eliego. Staję z boku, nie chcę niczego
przegapić. Timothy jest tyłem do nas, a Eli zakrada się do niego na palcach. Kilku chłopców go
zauważa. Na jego widok wytrzeszczają oczy, pokazując go sobie palcami. Timothy obraca się na
wózku i zatyka usta. Z jego twarzy biją radość i zaskoczenie.
Eli podbiega do niego i kuca obok. Timothy przytula go i wybucha płaczem. Potrząsa
głową, co i rusz zerkając na niego z niedowierzaniem. Łzy kapią mi z oczu. Myślę o swojej
siostrze i o tym, co czuje rodzina chłopca. O chwili radości, którą podarował im Eli, w życiu
wypełnionym bólem. To wszystko sprawia, że topnieją resztki mojego oporu.
Eli wita się ze wszystkimi i przytula każdego z chłopców. Dzieciaki podskakują
z ekscytacji i robią mu zdjęcia z Timothym.
Gdy nasze spojrzenia się spotykają, ocieram twarz, modląc się w duchu, żeby nie
rozmazał mi się tusz do rzęs. Eli przywołuje mnie, a ja przyklejam uśmiech
do twarzy.
– Timothy, to jest moja przyjaciółka Heather. Ona też uwielbia rollercoastery.
Przykucam i ściskam mu dłoń na powitanie.
– Miło mi cię poznać. Choć prawdę mówiąc, mam lęk wysokości – wyznaję. – Myślisz,
że są dla mnie zbyt strome?
Chłopiec się uśmiecha.
– Nie, stromizny są najlepsze, bo jak zjeżdża się z wysoka, można puścić pawia.
– Dobrze wiedzieć – odpowiadam z przekąsem.
Timothy spogląda na Eliego z zachwytem.
– Eli, ale ty się nie boisz, prawda?
– Skąd. Myślę, że powinniśmy przestraszyć Heather. Co powiesz na to, żebyśmy jeździli
tak długo, aż w końcu puści pawia? – pyta konspiracyjnym szeptem.
Timothy się rozpromienia.
– Byłoby super!
Świetnie. Nie tylko Eli, lecz także Timothy z kolegami będą się starać, żebym
zwymiotowała.
– Czas na zabawę, ziomek! Cały park jest do naszej dyspozycji, więc nigdzie nie będzie
kolejek!
– Super!
To jest naprawdę imponujące. Gdybym była dzieckiem, czułabym się, jakbym dostała
świąteczny prezent. Nie posiadałabym się ze szczęścia, mając do dyspozycji cały park rozrywki
tylko dla siebie i najbliższych przyjaciół. Timothy obmyśla z kolegami plan zabawy.
Mama chłopca, Cindy, podchodzi i przytula Eliego, śmiejąc się przez łzy.
– Nie wiem, jak mam ci dziękować. Jesteś jego idolem, a poza tym normalnie byłoby tu
dla niego za tłoczno.
– Cała przyjemność po mojej stronie. To wspaniały dzieciak.
– Ogląda twój serial co tydzień. Może wyrecytować z pamięci wszystkie twoje serialowe
perypetie.
Eli wybucha śmiechem.
– Gdy byłem mały, oglądałem z ojcem seriale o gliniarzach.
– Zawsze chciał zostać policjantem. – Spogląda ze smutkiem na syna. – Serce mi pęka na
myśl, że to niemożliwe.
Eli klepie ją po ramieniu.
– Gdybym mógł wam jakoś pomóc…
Cindy potrząsa głową.
– Nie wiesz, ile to dla niego znaczy. Dziś jest tylko beztroskim dzieckiem, nie musi
myśleć o swojej chorobie, a do tego poznał ciebie.
Na każdym kroku dostrzegam podobieństwa między jego matką a mną. Bardzo dobrze
rozumiem jej strach, wściekłość i bezradność. Wiem, że wspomnienie tego dnia i uśmiechu syna
pozwoli jej przetrwać gorsze dni, które nieuchronnie nadejdą. Eli nie zdaje sobie sprawy, ile jego
gest znaczy nie tylko dla Timothy’ego, lecz także dla jego bliskich.
Eli bierze mnie za rękę.
– Moja dziew… – przerywa w pół słowa. – Heather jest policjantką. Jestem pewien, że
Timothy chciałby z nią porozmawiać o jej pracy.
– Jeśli się o tym dowie, nie będziesz się mogła od niego opędzić.
Wybucham śmiechem.
– Jeżeli mój szef się zgodzi, z radością zabiorę go na przejażdżkę wozem policyjnym.
Cindy uśmiecha się szeroko i przytula mnie.
– Niech Bóg was błogosławi.
– Mamo! – krzyczy Timothy, przerywając naszą rozmowę. – Mamo, musisz to zobaczyć!
Eli, idziesz z nami?
– Zaraz przyjdę. Muszę tylko czegoś dopilnować.
Timothy macha do nas i znika gdzieś z kolegami, śmiejąc się i pokrzykując.
Eli spogląda na mnie z uśmiechem.
– Pasuje ci taka randka?
– Boże, jasne! Dziękuję, że mnie zabrałeś ze sobą.
Dotyka mojego policzka, a ja ocieram się o jego dłoń. Eli spogląda na mnie.
– Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
– Naprawdę?
Eli odwraca się, a ja podążam za jego wzrokiem.
To, co widzę, przekracza moje najśmielsze wyobrażenia. Nigdy bym na to nie wpadła.
Na widok mojej roześmianej siostry dosłownie mnie zatyka. Anthony, jej pielęgniarz,
popycha wózek.
Stephanie wyciąga do mnie ręce, a ja puszczam się biegiem w jej kierunku.
– Mówiłam ci, że się dziś zobaczymy! – Śmieje się.
Ogarnia mnie wzruszenie i mocno ją przytulam.
– Jak to się stało? – pytam. – Jakim sposobem się tu znalazłaś?
Steph uśmiecha się i wskazuje na Eliego.
– Przyszedł do szpitala i zaprosił mnie.
Spoglądam na niego przez łzy.
– Poznałeś Stephanie?
– Zaraz po naszej randce na jachcie – wyznaje.
– Pofatygowałeś się do szpitala, żeby poznać moją siostrę?
– Jest dla ciebie ważna, a poza tym świetna z niej dziewczyna.
Podbiegam do niego i rzucam mu się w ramiona, oplatając go nogami. Łapie mnie
i wybucha śmiechem. Całuję go prosto w usta. Nie wie, że to najwspanialszy prezent, jaki
mógłby mi podarować. Nie potrzebuję luksusowych błyskotek. Chcę być z kimś, komu będzie na
mnie zależało. Chcę móc na kimś polegać, bo od osiemnastego roku życia jestem zdana tylko na
siebie.
Eli zadał sobie trud, żeby pójść do szpitala i poznać Stephanie.
– Wynajmijcie sobie pokój – żartuje z nas Steph.
Staję na ziemi i ponownie go całuję.
– Dziękuję.
– Cała przyjemność po mojej stronie, kotku.
Wchodzimy na teren parku, a pan Shea kontaktuje się z obsługą, żeby zlokalizować
Timothy’ego. Śmieję się od ucha do ucha, aż zaczyna mnie boleć żuchwa. Nie dość, że moja
siostra jest przy mnie, to jeszcze przed nami cały dzień atrakcji. Eli okazał mi serce, więc chcę
mu się zrewanżować tym samym.
Gdy dochodzimy do pierwszej karuzeli, chwytam go za rękę. Czuję, że powinnam mu
powiedzieć, jak bardzo jestem mu wdzięczna za to, co dla mnie zrobił.
– Wcześniej nie udało mi się wystarczająco okazać ci mojej wdzięczności.
Eli uśmiecha się do mnie.
– Rzuciłaś mi się w ramiona, to było całkowicie jasne.
– Nie – mówię i kręcę głową. – Chyba nie rozumiesz, ile to dla mnie znaczy. Nie tylko
odwiedziłeś moją siostrę, lecz także przywiozłeś ją tutaj, mimo że cię o to nie prosiłam…
Eli odwraca się, bierze moją twarz w swoje dłonie, dotykając czołem mojej skroni. Gdy
spogląda na mnie, w jego oczach dostrzegam coś graniczącego z miłością.
– Jest dla ciebie ważna, co oznacza, że jeśli ma się nam udać, dla mnie też musi stać się
ważna. Chciałem ją poznać i pokazać jej, że traktuję cię poważnie. Nie jestem jakimś pieprzonym
krętaczem. Od początku byłem z tobą szczery i miałem dobre intencje. Zależy mi na twojej
miłości i zaufaniu.
– Myślę, że masz to jak w banku – odpowiadam szczerze i bez ogródek.
Uśmiecha się szeroko.
– Taki mam plan.
Nie wątpię.
Wierzę mu na słowo. Determinacja, która bije z jego oczu, wprawia mnie w osłupienie
i przyprawia o mocniejsze bicie serca. Nie mam pojęcia, dlaczego temu oszałamiającemu
mężczyźnie tak na mnie zależy. Nie rozumiem tego, ale postanawiam dłużej tego nie
kwestionować.
Moje serce jest bezbronne wobec jego delikatności, troskliwości i wspaniałomyślności.
– Eli! No chodź! Musimy zabrać Heather na ten rollercoaster! – krzyczy Timothy. Eli
wybucha śmiechem i rusza w jego stronę.
– Już idziemy – odpowiada i bierze mnie za rękę.
Nagle Eli staje i łapie się z łydkę, masując ją.
– Wszystko w porządku? – pytam.
– Tak, to tylko starość.
Wybucham śmiechem i klepię go po plecach.
– O nie! Czy nasza gwiazda rocka musi odpocząć?
Eli prostuje się i odpowiada z uśmiechem:
– Później pokażę ci, do czego jestem zdolny.
Na samą myśl o tym, co czeka mnie dziś wieczór, robię się wilgotna. Chcę coś
odpowiedzieć, ale przerywa mi Timothy.
– Chodźcie! Heather na pewno się rozpłacze, jak zobaczy tę kolejkę!
Eli śmieje się i spogląda na rollercoaster.
– Ziomek, założę się, że tak. Ciekawe, czy nasza groźna policjantka stchórzy i ucieknie
– drwi ze mnie Eli.
Przyjmuję wyzwanie.
– Założę się o dwadzieścia dolarów, że obaj będziecie łkać ze strachu jak małe
dziewczynki!
– Zakład przyjęty.
Przez resztę dnia jeżdżę kolejką więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć, a wszystko po
to, by sprawić przyjemność Timothy’emu. Największą radość sprawia mu widok mojej pobladłej
twarzy, gdy wagonik wspina się na sam szczyt torowiska. Ilekroć wysiadam z kolejki na
miękkich nogach, wybucha histerycznym śmiechem. Mimo to Timothy głęboko wierzy, że skoro
jestem policjantką, niczego się nie boję. Namawia mnie na kolejne przejażdżki, a ponieważ jest
uroczy, nie mam serca mu odmówić.
Dzień jest wprost idealny. Całujemy się ukradkiem z Elim i zaśmiewamy ze Stephanie,
gdy wymiotuje po przejażdżce rollercoasterem o nazwie Scrambler.
Stephanie i Timothy odłączają się od grupy i prowadzą długie rozmowy o pobytach
w szpitalu i niechęci do igieł. Po raz pierwszy od długiego czasu patrzę na nią oczami starszej
siostry. Jak na młodszą siostrę przystało, namawia Timothy’ego, żeby nakłonił Eliego do małego
występu.
– Eli, proszę – jęczy Timothy. – Nie byłem na twoim ostatnim koncercie, bo nie chcieli
mnie wypuścić ze szpitala.
– No weź – dołącza do niego Stephanie. – Timothy bardzo chciał zobaczyć twój występ
na żywo. Chyba mu nie odmówisz?
Eli śmieje się nerwowo i wstaje.
– Nie mam akompaniamentu ani zespołu.
– To nieważne! – zapewnia go Timothy. – Mam przecież komórkę! – Sięga po telefon
i włącza podkład piosenki, którą Eli zaśpiewał mi na koncercie.
Uśmiecham się na wspomnienie tamtej nocy. Wydaje się tak odległa, choć od koncertu
minęły zaledwie trzy tygodnie. To niesamowite, jak szybko zmieniły się moje uczucia do niego.
Chichoczę, patrząc, jak Eli robi piruet, dając z siebie wszystko na tym zaimprowizowanym
kameralnym koncercie.
Najwyraźniej jednak nie wystarczy mu, że sam znalazł się w centrum uwagi, i postanawia
mnie zawstydzić, wyciągając mnie na środek. Po raz kolejny dedykuje mi piosenkę. Tym razem
jednak znajdujemy się w niewielkim gronie, a ja jestem trzeźwa. Klęka przede mną, a gdy
zaczyna śpiewać, robię się czerwona jak burak. Cała sztywnieję, ale ilekroć próbuję się odsunąć,
przyciąga mnie do siebie.
Gdy piosenka dobiega końca, rozlega się głośny aplauz. Timothy klaszcze najgłośniej ze
wszystkich, a ja nurkuję w ramionach Eliego, zakrywając twarz.
Po koncercie wracamy do zabawy. Słońce chowa się za horyzontem, a ja żałuję, że nie
mogę zatrzymać czasu. Gdyby dzisiejszy dzień trwał wiecznie, byłabym szczęśliwa. To było
istne święto życia, które pozwoliło mi zapomnieć o chorobie siostry.
Stephanie podjeżdża do Timothy’ego, który jest tak zmęczony, że wygląda, jakby za
chwilę miał zasnąć.
– Dobrze się bawiłeś? – pyta.
Timothy otwiera szeroko oczy i uśmiecha się do niej.
– Było wspaniale.
– Zgadzam się, mały.
– Przez tego raka szybko się męczę, teraz mam go w kościach. – Chłopiec masuje rękę
i krzywi się z bólu.
Stephanie dotyka jego dłoni.
– Rozumiem cię. Jutro też będę spała cały dzień.
– Było warto. – Timothy ziewa. – To był najfajniejszy dzień w całym moim życiu.
Stephanie uśmiecha się do mnie i do Eliego.
– Anthony i ja musimy już iść. Jestem zmęczona i muszę odpocząć. Bolą mnie głowa
i mięśnie.
– Chcesz, żebym z tobą pojechała? – pytam.
– Nie! – Steph prawie krzyczy i wybucha śmiechem. – Heather, dzięki, ale nie trzeba.
Zostań z Elim, możesz do mnie wpaść jutro albo pojutrze.
Eli całuje ją w policzek, a ona dotyka miejsca, które musnął ustami.
– Dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Eli się uśmiecha.
– Taki mam zamiar.
– Kocham cię – mówi Steph do mnie.
Całuję ją w czoło i także się uśmiecham.
– Ja ciebie bardziej.
Anthony troskliwie popycha wózek Stephanie, a gdy odchodzą, Eli bierze mnie za rękę
i prowadzi do Timothy’ego.
– Cieszę się, że mogłam spędzić ten dzień z tobą – mówię.
– Ja też – odpowiada Timothy i spogląda na Eliego. – Było super.
Eli bierze w ramiona jego wątłe ciało i przytula go mocno.
– Timothy, dziękuję ci za dzisiaj. Nigdy tego nie zapomnę.
Timothy spogląda na mnie ze łzami w oczach.
– Gdy pójdę do nieba, opowiem Bogu o dzisiejszym dniu. Powiem mu, że to był
najlepszy dzień w moim życiu.
Zasłaniam usta i próbuję się nie rozpłakać. Eli się rozkleja. Ponownie przytula
Timothy’ego do piersi i potrząsa głową.
– Mam nadzieję, że ten dzień szybko nie nastąpi.
Cindy, która przysłuchiwała się naszej wymianie zdań, zanosi się płaczem w ramionach
bliskich. Wszyscy wiemy, że Timothy opuści ten świat prędzej, niż na to zasługuje.
Stoimy nieruchomo, trzymając się za ręce, i patrzymy, jak odjeżdżają.
Po chwili spoglądam na Eliego. Otacza mnie ramieniem.
– Dzisiejszy dzień był… – zaczynam i choć brakuje mi słów, żeby wyrazić wszystko to,
co czuję, zamierzam spróbować. – Nadzwyczajny. Nie ze względu na to, co dla mnie zrobiłeś.
Nie masz pojęcia, jak cenię sobie to, że mogłam zobaczyć ciebie z Timothym i jego rodziną.
W spojrzeniu Eliego dostrzegam coś, co sprawia, że czuję się onieśmielona. Z jego oczu
biją otwartość i oddanie. Otworzył przede mną swoją duszę, nie ma nic piękniejszego niż to.
– Gdy powiedziałem, że chcę, żebyś mnie poznała, mówiłem poważnie. Zanim wyjadę
z Tampy, chcę spędzić z tobą każdy dzień. Heather, chcę zdobyć twoje serce. – Łapie mnie
w talii. – Mam czterdzieści dwa lata i po raz pierwszy w życiu mam ochotę się przed kimś
otworzyć. Randy wielokrotnie mi powtarzał, że marnuję czas, nie wiążąc się z kimś na stałe.
Teraz myślę, że czekałem, aż poznam kogoś wartościowego.
Gładzę go po policzku, podejrzewając, że w każdej chwili może zniknąć jak jakiś miraż.
Bo przecież mężczyźni tacy jak on nie istnieją, prawda?
– Chcesz powiedzieć, że czekałeś na mnie? – pytam.
– Przy nikim nigdy nie czułem się tak jak przy tobie. Wiem, że chcę dać ci to, czego nie
ofiarowałem nikomu innemu, chcę, abyś była dumna, że mnie znasz. To dziwne uczucie.
– Nie tylko ty czujesz się nieswojo – tłumaczę. – Po rozstaniu z mężem obiecałam sobie,
że nigdy już nie dopuszczę do siebie żadnego mężczyzny. Tracę wszystkich, na których mi
zależy. Dopóki ciebie nie poznałam, dotrzymywałam danej sobie obietnicy. Wcześniej udawało
mi się w porę wycofać, zanim zdążyłam się zaangażować, ale z tobą jest inaczej.
Eli sprawił, że zapomniałam o trzymaniu go na dystans. Wkrótce wyjeżdża. Jest znany.
Ma opinię playboya. A jednak pragnę go. To wszystko budzi mój niepokój, ale może jest mi to
potrzebne. Być może pojawił się po to, by przypomnieć mi, że powinnam ten lęk przezwyciężyć
i choć raz w życiu zaryzykować.
Eli muska kciukiem moje wargi.
– Cieszę się, że się nie wycofałaś.
– Ja też się cieszę.
Rozdział 16
Gdy Eli staje w moim progu, doskonale wiem, czego chcę. Chcę z nim być. W każdy
możliwy sposób.
– W przyszłym tygodniu wybieram się do brata, chciałbym, żebyś ze mną poszła – mówi,
podczas gdy ja mocuję się z zamkiem.
Nasz powrót do domu był przyjemny, choć przebiegł w ciszy. Myślałam o dzisiejszym
dniu. O tym, jak o wszystko zadbał i dołożył starań, żeby zrobić mi niespodziankę. Nadal czuję
się oszołomiona.
– Bardzo chętnie. Skoro ja mam poznać twojego brata, ty musisz się spotkać z moimi
przyjaciółkami.
– Doprawdy? – Przechyla głowę.
– Tak będzie sprawiedliwie.
– Fakt, sprawiedliwość jest ważna.
Ależ on łapie mnie za słówka.
– Moja przyjaciółka Danielle wyprawia w ten weekend doroczne barbecue. Bardzo bym
chciała, żebyś ze mną poszedł.
Nie mam rodziny, którą mogłabym mu przedstawić, ale moje dziewczyny są dla mnie
równie ważne. Jesteśmy nierozłączne, więc zależy mi, żeby je poznał. Najwyższy czas, powinny
się dowiedzieć o naszej relacji.
– Naprawdę mnie gdzieś zapraszasz?
– Na to wygląda.
– Na imprezę za kilka dni?
To niesamowite, jaką przyjemność czerpie z droczenia się ze mną.
– Tak, Eli, na imprezę z moimi przyjaciółkami za kilka dni.
– Wiedziałem, że mnie polubiłaś.
Kręcę głową z uśmiechem.
– Wygląda na to, że chcę cię przy sobie zatrzymać.
Eli gładzi mnie po plecach i przytrzymuje mnie za ramiona. Drżącymi dłońmi przekręcam
klucz w zamku.
– Heather… – mruczy Eli uwodzicielskim głosem. – Dlaczego jesteś taka zdenerwowana?
Spoglądam mu w oczy.
– Bo chcę, żebyś został na noc – wypalam szybko, zanim stracę rezon. – Chcę, żebyś
u mnie przenocował.
– Jesteś pewna?
– Tak.
Bo to prawda. Nigdy nie byłam niczego tak pewna. Nie chodzi tylko o dzisiejszy dzień,
lecz także o niego. Wszystko w tym mężczyźnie mnie zachwyca. Eli chciał, żebym go poznała.
Tak się stało, a teraz pragnę go bardziej niż kiedykolwiek.
Eli jednym ruchem bierze mnie na ręce i przenosi przez próg. Całuję go, a on kopniakiem
zamyka za nami drzwi. Zatapiam dłonie w jego gęstych włosach.
– Sypialnia? – pyta Eli i syczy, gdy wpadamy na stół.
Chichoczę i wskazuję mu kierunek. Uśmiechamy się do siebie, a Eli niesie mnie do
sypialni. Gdy jego usta ponownie odnajdują moje, z impetem wpada na ścianę.
– Aua! – wołam ze śmiechem.
– Przepraszam. Wynagrodzę ci to, gdy tylko znajdziemy twoje cholerne łóżko.
– Obiecanki cacanki – droczę się z nim.
– Wiesz, że zawsze dotrzymuję słowa.
Oj, wiem, i to bardzo dobrze.
Bez dalszych przygód docieramy do sypialni. Eli kładzie mnie na łóżku. Blask księżyca
wpada przez okno, oświetlając jego twarz. Gładzę zarost na jego policzkach. Palcami wodzę po
twarzy, ucząc się na pamięć jego rysów. Opuszką dotykam pieprzyka pod jego lewym okiem,
dołeczka w prawym kąciku ust i jego warg.
Gdy zaglądam mu w oczy, czuję, że możemy porozumieć się bez słów. Choć atmosfera
w sypialni jest gęsta od niewypowiedzianych na głos pytań, obietnic i wątpliwości, przytulam go
w nadziei, że bliskość przyniesie nam odpowiedzi, na które czekamy.
– Heather, wiem, że zostałaś skrzywdzona, ale ja ci tego nie zrobię. Chcę, żebyś to czuła
– zawsze możesz na mnie polegać. Nie wiem, czy nam się uda, ale nie pozwolę ci odejść. Nie
poddam się bez walki.
– Martwię się tym, co przyniesie jutro – przyznaję.
Eli odgarnia mi włosy z twarzy i całuje w usta.
– Nie możemy się martwić o jutrzejszy dzień, musimy się cieszyć tym, co jest. A dziś
mam zamiar zadbać o to, żebyś nigdy nie zapomniała, jak nam jest ze sobą dobrze. Ilekroć
będziesz chciała uciec, przypomnij sobie tę noc.
Wiem, że na zawsze zachowam w pamięci jego słowa. Mam kilka wspomnień, które
pielęgnuję, a to stanie się jednym z najcenniejszych. Sposób, w jaki na mnie patrzy, sprawia, że
wszystkie moje obawy znikają. Jego czuły dotyk uśmierza mój lęk przed przyszłością.
Nawet gdyby ta noc miała się okazać ostatnią, którą spędzimy wspólnie, nigdy nie będę
jej żałować.
– Nie chcę już uciekać – przyznaję otwarcie.
– Nie pozwolę ci na to.
Ujmuję jego twarz w dłonie i całuję go w usta. Eli przejmuje inicjatywę i wsuwa mi język
do ust. Dyszymy ciężko, spijając sobie z ust pocałunki. Nikt nie potrafi całować tak jak on.
Gdy Eli przewraca mnie na plecy, serce zaczyna mi bić jak szalone. Wodzi dłońmi po
moich biodrach i piersiach, ściąga ze mnie bluzkę.
– Jesteś najpiękniejszą istotą na tym świecie – mówi, patrząc na mnie.
Moje skrępowanie szybko ustępuje. Szczerość, która bije z jego oczu, zapiera mi dech
w piersi bardziej niż jego niekłamane pożądanie.
– Jak ty na mnie patrzysz… – szepczę.
– Bo tak na mnie działasz – odpowiada Eli.
Jestem oszołomiona i skołowana. Wiem tylko, że go pragnę. Chcę go dotknąć, chcę, żeby
czuł to samo, co ja.
– Pocałuj mnie – proszę go.
Nie każe mi czekać i przywiera ustami do moich warg. Dotyka czule mojego policzka,
równoważąc gwałtowność pocałunku. Bezskutecznie próbuję ściągnąć z niego koszulę, żeby
dotknąć jego nagiej skóry.
Eli typowo męskim gestem sięga za plecy i jednym ruchem ściąga koszulę przez głowę.
Boże, ależ on jest seksowny. Uwielbiam patrzeć, jak jego mięśnie napinają się pod moim
dotykiem.
Spoglądam na jego tatuaże, które zdążyłam już pokochać. Strzały na jego bicepsie,
kaligrafię na jego biodrach i rękach oraz krzyż na ramieniu. Chcę zobaczyć ptaki zdobiące jego
plecy. Muskam tatuaż, który biegnie od jego żeber po biodra.
– Opowiesz mi o tym tatuażu? – pytam cicho.
– Zrobiłem go, bo chcę pamiętać, że nie mam prawa nikogo oceniać.
– A te ptaki?
Eli odgarnia mi kosmyk z czoła.
– Ten ma mi przypominać, że choć czuję się zniewolony, tak naprawdę jestem wolny
– odpowiada z wahaniem.
Serce mi pęka, gdy słyszę smutek w jego głosie.
– Czujesz się zniewolony?
– Nie przy tobie.
– Cieszę się. – Nie przestaję wodzić palcami po jego ciele, rozkoszując się tym, że bez
oporów pozwala mi się dotykać. – A ten? – Dotykam krzyża na jego ramieniu.
– Ten przywraca mi właściwą perspektywę.
Spoglądam na niego ze zdziwieniem. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi i nie mam
pojęcia, co ma na myśli.
Eli zdaje się wyczuwać moje pogubienie i delikatnie muska mnie czubkiem nosa.
– Gdy w życiu napotykamy jakieś przeszkody, często pierwszą reakcją jest złość,
obwiniamy wtedy innych o naszą niedolę i zapominamy o tym, co dobre. Ilekroć spoglądam na
ten tatuaż, przypominam sobie o mojej sile, pokorze i celach, które sobie wyznaczyłem.
– Dlaczego jesteś taki idealny?
Gładzi mnie po szyi i całuje lekko w usta.
– Bo jesteśmy sobie przeznaczeni. Skarbie, nie jestem idealny, po prostu pasujemy do
siebie jak ulał.
Całuje mnie tak namiętnie, że dreszcz przeszywa mnie od stóp do głów. Jego dotyk
wstrząsa mną do głębi. Jesteśmy sobie o wiele bliżsi niż w noc koncertu. Dziś nie chodzi o szybki
numerek z Elim Walshem. Ten wieczór należy do Ellingtona, mężczyzny, któremu bez trudu
udało się skraść moje serce. Mężczyzny, w którym się zakochuję.
Powoli zdejmuje mi stanik, całując delikatnie moją szyję. Nasze usta ponownie się
odnajdują, a on kładzie mi dłoń na piersi. Gdy ściska i ciągnie za sutek, zaczynam skamleć.
– Uwielbiam, jak jęczysz – oznajmia.
– Kocham, jak mnie dotykasz.
Eli także jęczy i spogląda na mnie, liżąc moją skórę.
– Uwielbiam twój smak. Będę cię kosztował całą długą noc.
Tym razem jego głos jest pozbawiony delikatności, pobrzmiewa w nim tylko czysta chuć.
– Eli… – szepczę, gdy zaczyna lizać i ssać mój sutek. Łapię go za włosy i przyciągam do
piersi, a on wsuwa mi rękę w spodenki. Jednym ruchem ściąga je ze mnie.
Zaczyna mnie całować, a jego dłonie doprowadzają mnie do ekstazy. Gdy znajduje moją
łechtaczkę i zaczyna ją drażnić kolistymi ruchami, z moich ust wydobywa się jęk. Moje ciało
natychmiast reaguje na jego dotyk, czuję ciepło pulsujące w żyłach. Wszystko, co robi, sprawia
mi rozkosz. Ocieram się o niego, pragnąc więcej, choć nie chcę, żeby się za bardzo spieszył.
– Jesteś tak kurewsko seksowna – szepcze mi do ucha. – Uwielbiam cię dotykać, kotku.
Eli zwiększa nacisk i wsuwa we mnie palec. Głowa opada mi bezwładnie, czuję
narastające podniecenie.
– Proszę – mówię błagalnym tonem.
– O co prosisz? – pyta, przygryzając mój sutek.
Nie odpowiadam, bo tak naprawdę nie wiem, o co mi chodzi. Po prostu go pragnę. Ciągnę
go za włosy, a on nie przestaje drażnić mnie palcami i pobudzać mojej łechtaczki.
Gdy jestem już blisko, rozchylam usta, a po chwili dochodzę. Wykrzykuję jego imię, a on
jęczy cicho, całując moją szyję.
Ogarnia mnie nagła potrzeba rewanżu. Pragnę go doprowadzić do szaleństwa.
Gładzę go po piersi, a następnie rozpinam mu szorty i uwalniam jego kutasa. Nie stawia
oporu, gdy popycham go na plecy.
– Kurwa – syczy, kiedy biorę do ręki jego członek.
– Skarbie, tym razem to ja chcę usłyszeć twoje krzyki.
Odgarniam włosy i pocałunkami wytyczam ścieżkę wzdłuż jego brzucha, schodząc coraz
niżej. Wysuwam język i liżę jego łono.
Eli opiera się na łokciach, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Chcę patrzeć, jak mi obciągasz. – W jego głosie pobrzmiewa pożądanie.
– Cóż… – Całuję jego kaloryfer. – Wygląda na to, że twoje życzenie się spełni.
Eli dostaje to, czego chciał, i przygląda się, jak całuję koniuszek jego członka. Zamierzam
doprowadzić go do szaleństwa. Ja również chcę, żeby zapamiętał tę noc. Przed nami wiele
wyzwań, które uda nam się pokonać albo które pokonają nas. Wiem, że w życiu nic nie jest
pewne, mogę mu jednak ofiarować tę noc. Jemu i sobie.
Obejmuję wargami jego członek i biorę głęboko do ust, liżąc go u nasady. Dźwięki, które
z siebie wydaje, sprawiają mi satysfakcję. Eli jęczy i mamrocze, gdy połykam go całego.
Kiedy wsuwam go sobie do gardła, Eli łapie mnie za włosy, wpychając się we mnie
jeszcze głębiej. Uwielbiam patrzeć, jak traci nad sobą kontrolę. Rozkoszuję się faktem, że to
moje ciało i moje usta sprawiły, że odlatuje.
– Heather! Kurwa. Kotku! Musisz przestać – jęczy. – Chcę w ciebie wejść.
Nie zamierzam z nim dyskutować.
Jednym ruchem odwraca mnie na plecy. Opiera moje nogi na swoich ramionach i tym
razem to mnie przypada w udziale rola widza.
– Najpierw mam zamiar cię posmakować. A gdy wbiję się w twoją cipkę, będziesz na
cały głos wykrzykiwać moje imię.
Dobry Boże!
Eli dotrzymuje obietnicy. Gdy językiem drażni moją łechtaczkę, z całej siły ściskam
brzegi prześcieradła. Na zmianę zwalnia i przyspiesza, doprowadzając mnie na skraj kolejnego
orgazmu.
– O mój Boże – szepczę zdyszana.
Nie chcę od razu dojść. Próbuję powstrzymać orgazm, bo chciałabym, żeby ta noc trwała
wiecznie. Chciałabym się kochać do rana, ale Eli nie zamierza niczego odkładać na później. Liże
mnie i ssie, aż zaczynam dyszeć. Dochodzę, gdy wsuwa we mnie zgięty palec.
– Eli!
Jestem spocona i zdyszana. Mój orgazm zdaje się nie mieć końca. Słyszę, jak Eli rozrywa
opakowanie prezerwatyw, a gdy otwieram oczy, widzę, że klęczy przy mnie.
Gładzę go po policzku, a on całuje mnie w nos.
Eli ustawia się pomiędzy moimi nogami.
– Muszę w ciebie wejść. Nie wytrzymam ani sekundy dłużej. Powiedz, że też tego
pragniesz.
To coś więcej niż pragnienie. Wiem, że tym razem będzie inaczej niż ostatnio.
Ofiarowuję mu coś więcej aniżeli jednorazowy seks. Dziś na zawsze oddam mu część siebie, to
coś wyjątkowego i bardzo znaczącego. Tego nie da się zlekceważyć, zresztą nie mam takich
intencji. Niezależnie od tego, co przyniesie jutro, dziś moje serce należy do niego.
– Chcę ciebie. Chcę tego. Chcę nas.
Eli całkowicie mnie wypełnia. Pochłania moje ciało, moje serce i umysł. Z każdym jego
pchnięciem umacnia się niewidzialna więź, która połączyła nas od pierwszego wejrzenia.
Kochamy się, nie odrywając od siebie wzroku. Nigdy dotąd przed nikim się tak nie
otworzyłam. Między nami nie ma już żadnych barier. Odsłoniłam przed nim wszystkie emocje,
a on zrewanżował mi się tym samym.
Unoszę biodra, pozwalając, by zanurzył się we mnie jeszcze głębiej. Eli zaciska zęby
i przyspiesza tempo.
– Skarbie – jęczy. – Kurwa. Nie wytrzymam dłużej.
To wręcz nieprawdopodobne, ale czuję, że znowu zaczynam dochodzić.
– Nie przestawaj – proszę go, a moje ciało pulsuje od rozkoszy.
Eli wbija się we mnie mocniej i dotyka palcem mojej łechtaczki. Pot skapuje mu z czoła.
Gdy dochodzę, zamykam oczy i wykrzykuję jego imię. W tym samym momencie jego ciałem
wstrząsa orgazm.
– Heather! – krzyczy Eli i opada na mnie.
Po chwili wyślizguje się z łóżka, ale nie mam nawet siły otworzyć oczu. Szybko wraca
i się przytula. Oplata mnie nogami i zaczyna gładzić po plecach, a ja opieram głowę na jego
piersi. Leżymy w milczeniu, oswajając się z tym, co się wydarzyło.
Choć mam już trzydzieści osiem lat, nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Z nikim nie
doświadczyłam takiego połączenia dusz. Nasze serca i oddechy zjednoczyły się i przez chwilę
nie istniało nic poza nami.
– Wszystko w porządku? – pyta Eli.
– W absolutnym. A jak ty się czujesz?
Eli mruczy z zadowolenia. Obracam głowę, żeby móc na niego spojrzeć.
– Aż tak dobrze?
Eli mruży oczy.
– Wykończyłaś mnie.
Wybucham śmiechem.
– A ty mnie.
To absolutna prawda. Czuję, że jutro nie będę mogła wstać.
– Jesteś głodny? – pytam, bo burczy mu w brzuchu.
– Nie mam siły się ruszyć – oznajmia Eli.
Tym lepiej dla mnie.
Gładzę go po ramieniu.
– Dobrze mi.
– Lubisz się przytulać?
– Lubię się przytulać do ciebie.
– Tak mogło być już za pierwszym razem, ale uciekłaś. – Eli się śmieje.
Czerwienię się na wspomnienie tego, z jakim pośpiechem się ubrałam i wybiegłam
z autokaru.
– Bo uprawiałam z tobą seks.
– Teraz też uprawialiśmy seks – przypomina mi Eli, jakbym mogła o tym zapomnieć.
– To nie to samo.
– Tym razem nie da się tego odkręcić.
Muskam palcem jego dolną wargę.
– Proszę, nie przywiązuj mnie do siebie, jeśli masz zamiar odejść.
Oto sedno wszystkich moich lęków. Ci, na których mi zależy, zawsze niechybnie
odchodzą. Jeśli się w nim zakocham, a on zniknie, nie wiem, czy to przeżyję.
– Nigdzie się nie wybieram.
– To dobrze.
– Czy dziś było ci lepiej niż ostatnio? A może powinienem spróbować raz jeszcze, żeby
się upewnić? – Eli unosi brew, a ja uderzam go w ramię.
– Tak, Eli, spisałeś się na medal.
– Naprawdę zasłużyłem na medal?
Próbuję wstać, ale on popycha mnie na plecy.
– Typowy mężczyzna z ciebie.
– Mam nadzieję. Nareszcie dowiodłem swojej męskości. Ile miałaś orgazmów? Dwa?
Trzy, ale nie mam zamiaru mu o tym mówić. Już i tak ma wystarczająco rozbuchane ego.
– Powinieneś wiedzieć, w końcu to ty mi je podarowałeś.
– Jestem jak pieprzony Święty Mikołaj, zakradam się nocą z workiem prezentów.
Wybucham śmiechem i kładę się obok niego. Eli kładzie się na mnie i przesyła mi
promienny uśmiech.
– Masz szczęście, że jesteś taki seksowny. Jak będziesz się tak chełpił, żadna kobieta
z tobą nie wytrzyma.
Szmaragdowe oczy Eliego przeszywają mnie na wskroś.
– Aktualnie zależy mi tylko na jednej.
Uśmiecham się, przytulam go i całuję w usta.
– Dobra odpowiedź.
Znowu burczy mu brzuchu, tym razem głośniej. Odsuwa się i patrzy na mnie
wygłodniałym wzrokiem. Tym razem jednak nie chodzi o seks.
– Co masz do jedzenia?
– Lubisz śmieciowe żarcie? – pytam.
Wkładam jego T-shirt i wyskakuję z łóżka. Uwielbiam słodycze i zajadam się nimi
w tajemnicy przed wszystkimi. W ciasteczkach jest coś takiego, co sprawia, że nie potrafię z nich
zrezygnować, niezależnie od tego, ile czasu muszę spędzić na siłowni, żeby je potem spalić.
Idziemy oboje do kuchni, plądrujemy szafki i sadowimy się z naszymi łupami na kanapie.
– Nie oceniaj mnie. – Grożę mu palcem. – Lubię jeść.
Eli unosi ręce.
– Nie mam takiego zamiaru.
Wyjmuję z paczki podwójne oreo i przekręcam je, oddzielając dwa herbatniki zlepione
nadzieniem. Zwykle w pierwszej kolejności zlizuje się nadzienie, ale ja mam inną technikę.
Sięgam po ciasteczko Chips Ahoy i wkładam je pomiędzy dwie połowy oreo, uzyskując coś na
kształt kanapki. Uwielbiam czekoladowe ciasteczka i nadzienie z oreo, więc razem tworzą wprost
idealne połączenie.
Eli patrzy, jak wgryzam się w ciastko. Ciszę przerywa mój jęk rozkoszy. Smak jest
wprost niebiański.
– Czy to orgazm? – pyta mnie ze śmiechem.
– Chciałbyś wiedzieć.
Bez cienia wstydu w ten sam sposób pożeram dwa kolejne ciastka. Eli mnie nie upomina,
że niezdrowo się odżywiam. Matt zawsze zrzędził, że nie jestem już w liceum i że powinnam
pilnować wagi. Tym też się różnią.
– Twoja siostra dobrze wyglądała – mówi Eli, połykając chipsa.
Przytakuję mu.
– Miała dobry dzień, bo wczoraj czuła się gorzej.
– Ma więcej dobrych dni niż złych?
Z westchnieniem odkładam kolejne ciasteczko. Chciałabym móc się z nim zgodzić, ale
w ciągu ostatnich kilku miesięcy jej stan uległ znacznemu pogorszeniu.
– Pacjenci z huntingtonem zwykle nie zdrowieją. Wręcz przeciwnie. Steph zachorowała
w bardzo młodym wieku, więc uprzedzono nas, że jej stan drastycznie się pogorszy.
Eli bierze mnie za rękę, słysząc ból w moim głosie.
– Co to znaczy?
– To znaczy, że postęp choroby będzie nagły. Na szczęście nie będzie cierpiała
miesiącami. To jedyne światełko w tym morzu goryczy. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Przez
kilka lat symptomy jej choroby były dość łagodne, ale potem stan się pogorszył. Nie wiem, jak to
wszystko zniosłam. Nasi rodzice zginęli nagle. Nie miałyśmy czasu, żeby się bać tego, co będzie.
Ze Stephanie jest odwrotnie, widzę, jak umiera, i jestem z tym zupełnie sama.
Eli puszcza moją dłoń i splata palce.
– Żałuję, że nie mogę nic powiedzieć, żeby cię pocieszyć.
Wzruszam ramionami, choć serce mi pęka.
– Eli, powiedz, że mnie nie zostawisz. Nie mogę się angażować, jeśli zamierzasz się
zmyć.
– Chodź do mnie – mówi i bierze mnie w ramiona. Nie opieram się i pozwalam mu się
przytulić. – Nie zostawię cię.
Bardzo się boję przyznać otwarcie do mojego najsilniejszego lęku, zwłaszcza przed Elim.
Od dawna jestem sama i nauczyłam się z tym żyć. Eli zjawił się w moim życiu jak grom
z jasnego nieba i kompletnie wytrącił mnie z równowagi. Wystarczyła chwila, żebym się od
niego uzależniła. Im więcej czasu spędzamy razem, tym bardziej jestem go spragniona.
– Niebawem wyjeżdżasz.
Wypowiadam na głos to, czego nie da się zignorować. Możemy udawać, ile wlezie, że Eli
nie jest tym, kim jest, ale prędzej czy później oboje będziemy musieli spojrzeć prawdzie w oczy.
Za niecałe dwa tygodnie będzie musiał wrócić do Nowego Jorku. Nasz czas zbliża się ku
końcowi. Wiem, że taką ma pracę, i nie przyszłoby mi do głowy prosić, by został, ale będzie mi
go brakowało. Trzy tygodnie temu mogłam jeszcze pożegnać go bez żalu, ale teraz jest to
trudniejsze, bo zdążyłam się zaangażować. Dlaczego nie mogłam zakochać się w kimś
normalnym? Dlaczego wybrałam mężczyznę, który podsyca wszystkie moje lęki i kompleksy?
Bo jestem głupia, oto dlaczego.
Eli sztywnieje.
– Wiem, że to beznadziejne, ale nie wyjeżdżam na długo. Mamy przerwy pomiędzy
zdjęciami, będę mógł cię odwiedzać albo ty będziesz mogła przylecieć do Nowego Jorku.
Heather, coś wymyślimy, zobaczysz.
– Mam pracę. I Steph.
– Wiem, nie proszę cię, żebyś z czegoś zrezygnowała, tylko żebyś zrobiła dla mnie
miejsce.
W jego ustach wszystko brzmi tak prosto.
Rozdział 17
– Nicole, Kristin i Denise? – pytam, żeby nie pomylić imion jej przyjaciółek. Są dla niej
jak rodzina, więc nie chciałbym się przed nimi wygłupić.
– Danielle albo Danni. To jej dom – poprawia mnie Heather i parkuje przed domem
w West Chase. Skromny dwupiętrowy domek położony przy cichej uliczce otacza drewniany
płot.
Umiem się przystosować, bo moje życie nigdy nie było normalne. Nie wiem, co mi
strzeliło do głowy, że zgodziłem się tu przyjechać.
Czuję na sobie wzrok Heather i wtedy sobie przypominam, że zgodziłem się ze względu
na nią. Chciała, żebym poznał jej przyjaciółki, więc mam zamiar spełnić jej prośbę.
– Wszystko w porządku? – pyta mnie.
– Tak, skarbie, będzie świetnie. Czy twoje przyjaciółki wiedzą, że przyjdę?
Powinienem był zapytać ją o to wcześniej.
– Hm, cóż, nie do końca.
Nie wiem, czy nie uprzedziła ich dlatego, że nie była pewna, czy nasza relacja przetrwa
do weekendu, czy raczej nie chciała, żeby jej przyjaciółki zemdlały z wrażenia. Cóż, co zrobić,
jest, jak jest.
– A zatem chodźmy je zaskoczyć – mówię z uśmiechem i chwytam jej drobną dłoń.
Zapamiętałem jedną z jej przyjaciółek. Tę, która towarzyszyła jej za kulisami, to ona
namówiła Heather, żeby ze mną wyszła. Muszę jej za to podziękować.
Kilku mężczyzn stoi przed domem, a w powietrzu unosi się zapach grilla. Na
przedmieściach zawsze czuję się bardzo nieswojo.
Gdy wysiadamy z samochodu, dwóch kolesi spogląda na nas.
– Heather! – woła jeden z nich.
– Cześć, Peter – odpowiada Heather i macha do niego.
Obaj wychodzą nam na powitanie, a Peter wyciąga do mnie rękę.
– Cześć, Peter Bergen.
– Eli Walsh – odpowiadam, witając się z nim.
Po jego minie orientuję się, że mnie rozpoznał.
– Ach, tak, jasne. – Spogląda na swojego towarzysza. – Eli, poznaj Scotta McGee.
Wymieniamy uściski dłoni, a Peter lustruje mnie wzrokiem. O co mu, kurwa, chodzi?
– Miło was poznać – mówię, skrywając odruchową niechęć.
Otaczam Heather ramieniem. Nie spodobali mi się ci kolesie, a już zwłaszcza ten drugi.
– Nam ciebie też. Dziewczyny są w ogródku.
– Dzięki. – Heather uśmiecha się chłodno. Wygląda na to, że nie tylko ja czuję niechęć do
tych dupków.
– O co im chodzi? – pytam, gdy nieco się oddalmy.
– Nicole i ja ich nie cierpimy. Scott jest beznadziejny, a Kristin go ciągle tłumaczy. Peter
jest w miarę przyzwoity, ale słucha się tego idioty, bo nie ma jaj.
Udajemy się do ogrodu. Dzieciaki szaleją, strzelając do siebie z pistoletów na wodę.
Kobiety stoją do nas tyłem i zanoszą się śmiechem, nakrywając do stołu. Ów widok przypomina
mi przyjęcia, które urządzała moja matka, gdy Randy i ja byliśmy mali.
– Heather! – woła jedna z jej przyjaciółek i nagle wypuszcza z rąk miskę. – O kurwa!
Heather rusza w ich kierunku, ciągnąc mnie za sobą.
– Danni, to jest Eli, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że go
przyprowadziłam?
Uśmiecham się promiennie i podchodzę do niej. Danni nie spuszcza ze mnie wzroku,
mam wrażenie, że cała się trzęsie.
– Dziękuję za gościnę. Heather powiedziała mi, że wyprawiasz najlepsze przyjęcia
sezonu.
– Ja, ja – jąka się. – Jesteś… w…. moim… domu, Eli.
Heather wybucha śmiechem i trąca łokciem Danielle.
– Chciałam, żebyście się poznali.
Podchodzi do mnie dziewczyna, którą poznałem na koncercie.
– Mam na imię Nicole, poznaliśmy się w przelocie, ale może mnie nie zapamiętałeś, bo
byłeś skupiony na tym, żeby dobrać się do mojej przyjaciółki, co ci się zresztą udało. Gratuluję.
– Dzięki – odpowiadam ze śmiechem. – A ja pamiętam, jak się wdrapywałaś na
ogrodzenie.
Nicole prycha i spogląda ze złością na Heather.
– Owszem, Heather ma u mnie gwarantowany wpierdol, ale widzę, że ty dopiąłeś swego.
Nie spieprz tego, bo ci urwę jaja.
– Nicole! – złości się Heather i spogląda na mnie przepraszająco. – Wybacz. Powinnam
była cię uprzedzić. Rozpoznałyśmy u niej chorobę psychiczną, która przejawia się tym, że nigdy
nie pomyśli, zanim coś powie.
Wybucham śmiechem.
– A ja już zdążyłem ją polubić.
– O Boże! – Heather zasłania dłonią twarz. – Eli, nie dokarmiaj tej bestii, bo cię pogryzie.
Witam się z jej drugą przyjaciółką, która, jak się domyślam, ma na imię Kristin. Stoi
nieruchomo jak słup soli. Zerka to na mnie, to na Heather. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć,
dlaczego sława tak ludzi paraliżuje. Jesteśmy tacy sami jak wszyscy i mamy te same problemy.
Różnica polega na tym, że muszę często podróżować, nie mam znajomych i ciągle się użeram
z innymi sławnymi dupkami. Nie wszystko złoto, co się świeci.
Heather z dwiema przyjaciółkami idą do domu po resztę jedzenia i, jak się domyślam,
żeby poplotkować na mój temat. Nicole wybucha śmiechem, gdy pytają ją, czy z nimi pójdzie,
i sadowi się obok mnie z piwem w każdej dłoni.
– Przyda ci się. – Podaje mi jedną z butelek.
– Dzięki.
– Chcę, żebyś wiedział, że Heather jest wyjątkowa.
Heather nie ma braci ani ojca, ale wygląda na to, że to Nicole wejdzie w tę rolę.
– Zgadzam się.
Nicole pociąga z butelki i przytakuje.
– Moim zdaniem pasujecie do siebie. Znam ją od dziecka i widzę, że odkąd poznała
ciebie, coś się w niej zmieniło.
– Czy ty przypadkiem nie łamiesz jakichś babskich zasad? – pytam.
Raczej nie znam się na kobietach, ale na podstawie moich doświadczeń z Savannah
śmiem twierdzić, że wszystkie są zdrowo walnięte. Moja szwagierka w rozmowach
z przyjaciółkami posługuje się jakimś tajemniczym kodem, który kiedyś ja i Randy
próbowaliśmy złamać. W końcu się poddaliśmy. Doszliśmy do wniosku, że cel nie jest wart
zachodu. Wiem natomiast, że wielokrotnie wspominała, że nigdy tego kodu nie należy zdradzać.
Cokolwiek to, kurwa, znaczy.
– Już Heather mnie zna. Wie, że nie uznaję babskich zasad.
– Dobrze wiedzieć – odpowiadam ze śmiechem i pociągam łyk piwa.
– Słyszałam, co zrobiłeś dla jej siostry.
Wiem, że to sprawdzian. To, co teraz powiem, zadecyduje o tym, czy Nicole będzie mi
chciała pomóc, czy przeszkodzić. Do tej pory mi kibicowała, ale to może się zmienić. Głupi nie
jestem.
– To, co jest ważne dla Heather, powinno być równie ważne dla osoby, z którą się
spotyka, nie uważasz?
Nicole się uśmiecha, ale po chwili poważnieje.
– Nie wszyscy mężczyźni podzielają twoje zdanie. Niektórzy uważają, że to oni powinni
być najważniejsi. W twoim świecie to nagminne, nieprawdaż?
Są dni, kiedy chciałbym, żeby świat dowiedział się o tym, z czym przychodzi mi się
zmagać na co dzień. Z zewnątrz wszystko wygląda idealnie, ale rzeczywistość jest zgoła inna.
Prześladuje mnie prasa, prześladują paparazzi, nie mam za grosz prywatności. Moją relację
z Heather udało mi się na razie zachować w tajemnicy tylko dlatego, że jesteśmy w Tampie.
Tutaj mogę się czuć swobodniej. Gdybym jednak poszedł z Heather do restauracji, z całą
pewnością ktoś zrobiłby nam zdjęcia. No i od razu pojawiłyby się nagłówki w prasie, pytania
i daleko idące wnioski. Domyślam się, że jej jednak chodziło o coś innego. Nicole miała na myśli
dupka, który był mężem Heather.
Postanawiam ważyć słowa.
– To prawda, choć nie dotyczy to mojego najbliższego grona. Często spotykam na swojej
drodze wyrachowanych ludzi, ale gdybyś poznała mojego brata czy jego żonę, przekonałabyś się,
że w ogóle tacy nie są. Rozumiem sytuację Heather, tylko samolubny dupek kazałby jej wybierać
między nim a jej siostrą.
Nicole przygląda się dzieciom bawiącym się na trawniku. Po chwili spogląda na mnie.
– Jestem wobec niej bardzo opiekuńcza.
– Cieszę się.
– Nie pozwolę ci jej skrzywdzić – informuje mnie tonem, w którym pobrzmiewa groźba.
– Nigdy bym jej nie skrzywdził.
Jest dokładnie na odwrót. Chcę być dla niej opoką, kimś, na kim może polegać.
Instynktownie czuję potrzebę zaopiekowania się nią. Nie wiem tylko, czy mi na to pozwoli.
– Dobre chęci to jedno, ale prawda jest taka, że ludzie zwykle stawiają siebie na
pierwszym miejscu.
Słowa Nicole ranią mnie głęboko. Czy tak jest w istocie? Czy rzeczywiście, żeby chronić
siebie, świadomie nie informuję Heather o pewnych sprawach? Tylko po to, żeby dopiąć swego,
ale jej kosztem? Ogarnia mnie wstręt do samego siebie.
Rozdział 18
– Tu jesteście – mówię i uśmiecham się, gdy znajduję Eliego i Nicole. Eli spogląda na
mnie ze smutkiem.
– Eli?
Eli mruga i po smutku nie ma już śladu.
– Hej.
– Co się stało? – pytam i spoglądam ze złością na Nicole. Zabiję ją, jeśli strzeliła jakąś
głupotę.
– Na mnie nie patrz – mówi Nicole. – Ostrzegłam Eliego, że zgotuję mu piekło, jeśli cię
skrzywdzi.
Może rzeczywiście powinnam ją ubezwłasnowolnić. Wiem, że stara się mnie chronić, ale
potrafi być nieznośna.
– A mogłabyś go od razu do mnie nie zniechęcać?
Eli przyciąga mnie do siebie.
– Wszystko jest w porządku. Poza tym, jeśli się nie mylę, Nicole chciałaby poznać
jednego z członków mojego zespołu. – Całuje mnie w ramię, a ja wybucham śmiechem.
W trakcie jednej z naszych rozmów opowiedziałam mu o tym, jak Kristin zdobyła bilety
na jego koncert, o Danielle, która lizała plakaty zespołu, i obsesji Nicole na punkcie jego brata.
Natychmiast zadzwonił do swojego rzecznika prasowego i poprosił, żeby ten przygotował
podarunki dla dziewczyn. Umarłam ze śmiechu, gdy poinformował mnie, że specjalnie dla
Danielle sfotografował Shauna liżącego swój plakat. Jestem przekonana, że jej durnowaty mąż
będzie tym zachwycony.
– Zamknij się! – wścieka się Nicole. – Jak mogłaś mu o tym powiedzieć!
Wzruszam ramionami.
Nicole spogląda na Eliego.
– Wiem, że jest żonaty, ale twój brat zawsze był moim ulubieńcem – mówi ze złością.
Nicole i Eli siedzą na stole piknikowym, a ja sadowię się na ławie koło Eliego. Opieram
dłoń na jego udzie i przysłuchuję się ich rozmowie. Eli jest przekonany, że jego szwagierka
posikałaby się ze śmiechu, gdyby wiedziała, co kobiety mówią o Randym. Bezskutecznie usiłuje
przekonać Nicole, że jej zachwyt jest przesadzony.
Gdy Nicole idzie do domu po kolejne piwo, podchodzą do nas faceci i wdają się
w pogawędkę z Elim. Ich rozmowa mnie nudzi, więc namawiam go, żeby z nimi poszedł. Będzie
mógł na własne oczy zobaczyć usterkę, o której tak zawzięcie rozprawiają. Uśmiecham się, gdy
odchodzą. To urocze, jak bardzo się tu zadomowił.
– Zobacz, co mam! – woła Nicole, pokazując dzbanek z sangrią, która została
przygotowana według słynnego przepisu mojej przyjaciółki.
– Jesteś w tym najlepsza.
Biorę od niej kieliszek i siadamy w ustronnym miejscu.
– Kochanie, naprawdę mu się podobasz – mówi Nicole.
– Tak?
Uśmiecha się do mnie.
– To dobry człowiek. Otwórz się na niego. Wiem, że przed wami wiele wyzwań, ale
egzamin u mnie zdał pomyślnie.
Nicole zapomina, że zbliżamy się do czterdziestki i że nie potrzebuję jej aprobaty. Ale
i tak cieszę się, że ją zyskał. Nicole ma nosa do ludzi. Poza tym zawsze mówi to, co myśli.
– Kocham cię. – Przytulam ją mocno.
– Ja też cię kocham, chociaż umieram z zazdrości, że sypiasz z tym bogiem.
– A co z twoim trójkątem?
– Skończyłam z nimi. – Prycha. – Odniosłam wrażenie, że byli bardziej zainteresowani
bzyknięciem siebie nawzajem niż mną. Jeśli już zabieram dwóch kolesi do łóżka, oczekuję, że to
ja będę w centrum uwagi. Zajęłam się kimś innym.
Słucham jej z osłupieniem, choć w sumie nie powinnam się niczemu dziwić. Przecież
mam do czynienia z Nicole. Zawsze taka była, byłabym zaniepokojona, gdyby miała się nagle
zmienić.
Danielle podchodzi do nas i trąca mnie w ramię.
– Nie wierzę, że nic nam nie powiedziałaś.
Chciałam zachować moją relację z Elim w tajemnicy tak długo, jak to możliwe. A poza
tym z Kristin i Danielle mam rzadszy kontakt niż z Nicole. Obie tkwią w nieudanych
małżeństwach, więc ich rady zwykle są nietrafione.
– Daj spokój – wtrąca się Niki. – A ty na jej miejscu coś byś powiedziała? Spójrz na
niego, przecież to Eli Walsh. Gdybym to ja z nim sypiała, nie rozstawałabym się z nim nawet na
moment. Wypuszczałabym go do łazienki, ale potem od razu wracalibyśmy do roboty. – Puszcza
do mnie oko i się uśmiecha.
– No cóż, wyszło szydło z worka, więc musisz nam o wszystkim opowiedzieć, nie
pomijając najdrobniejszych szczegółów – domaga się Kristin ze śmiechem.
Siadamy obok siebie jak licealistki omawiające swój pierwszy pocałunek, a ja relacjonuję
przebieg ostatnich dwóch tygodni, które spędziłam z Elim.
– Może pójdziemy dziś do mnie? – proponuje Eli.
Do tej pory każdą noc spędzał u mnie. Nie wiem, czy chciał w ten sposób dowieść swojej
normalności, czy może próbował dopasować się do mnie, ale jestem mu za to wdzięczna. Dziś
chcę mu się zrewanżować tym samym. Obopólny kompromis jest konieczny.
– Chętnie.
Eli całuje mnie w rękę.
– Cieszę się, że do mnie wpadniesz.
To miłe, że chce mnie do siebie zaprosić. Ja również lubię sprawiać mu przyjemność.
Dzisiejszy dzień był cudowny. Wiem, że z początku czuł się nieswojo, ale mimo to przekomarzał
się z moimi przyjaciółkami, wytrzymał towarzystwo ich mężów, innymi słowy, zachował się
wzorowo. Wielokrotnie przyłapałam go na tym, że na mnie patrzył. Posyłał mi uśmiechy i co
rusz mnie zaczepiał. Te drobne gesty są wyrazem jego troski i uwagi.
– Dziękuję ci za dzisiejszy dzień.
– Dobrze się bawiłem, twoje przyjaciółki są świetne.
– Są szurnięte.
Eli wybucha śmiechem
– Nicole naprawdę cię kocha.
– Mam szczęście, że jest moją przyjaciółką. – Choć Nicole doprowadza mnie do szału,
nie wyobrażam sobie życia bez niej. – Wszystkie są wyjątkowe, ale Nicole zawsze była mi
najbliższa.
Opowiadam mu kilka zabawnych dykteryjek z naszego dzieciństwa. Wówczas nie
grzeszyłyśmy rozumem. Nie wiem, jak to możliwe, że ani razu nie wylądowałyśmy w areszcie.
Moja mama spuściłaby mi łomot, gdyby wiedziała, jakie głupstwa wyczyniałyśmy. Z naszej
czwórki to Kristin była głosem rozsądku, więc nasi rodzice pozwalali nam na wszystko, pod
warunkiem że nam towarzyszyła. Zapewne wierzyli, że wybije nam z głowy głupstwa, ale
zwykle to my namawiałyśmy ją do złego.
– Chcesz powiedzieć, że próbowałyście przeskoczyć ogrodzenie Busch Gardens?
– Poszło o zakład. – Nicole i ja przyjmowałyśmy każde wyzwanie. – Chłopak Nicole tam
pracował, twierdził, że na pewno nam się to nie uda.
– I co? Udało się?
Eli parkuje na podjeździe przed domem. Spogląda na mnie pytająco.
– Widziałeś na własne oczy, jak wdrapywałyśmy się na ogrodzenie. Wówczas też nie szło
nam za dobrze.
Eli wybucha gromkim śmiechem i uderza w kierownicę.
– To najlepsze, co w życiu widziałem.
Przewracam oczami i krzyżuję ręce na piersi.
– Kierował nami instynkt samozachowawczy. – To było głupie. Wiem doskonale.
Wyobrażam sobie, jak idiotycznie wyglądałyśmy. Przynajmniej miałam na sobie spodnie, bo
w przeciwnym razie spaliłabym się ze wstydu.
– Co masz na myśli?
– Uciekłam, bo wylądowałam z tobą w łóżku.
Eli kręci głową.
– Chyba powinienem czuć się urażony. W każdym razie taka sytuacja spotkała mnie po
raz pierwszy w życiu. Nigdy wcześniej żadna dziewczyna nie uciekała przede mną po kilku
orgazmach.
Wiele rzeczy chciałabym zmienić, ale ta do nich nie należy. Jasne, mogłam się inaczej
zachować, ale wtedy minione tygodnie nie tak by wyglądały.
– Pozwól, że cię o coś zapytam. Myślisz, że gdybym została wtedy na noc,
siedzielibyśmy tu teraz razem?
Eli milknie i przeczesuje włosy.
– Chciałbym powiedzieć, że tak, ale twoja ucieczka sprawiła, że mnie zaciekawiłaś.
Nigdy wcześniej niczego takiego nie doświadczyłem.
– Nikomu nie przyszło na myśl, żeby uciec od najseksowniejszego mężczyzny świata.
Eli śmieje się pod nosem.
– Tobie przyszło.
Nachylam się do niego.
– To samo zrobiłabym dzisiaj.
– Tak?
– Tak, bo jestem tu z tobą. Wiem, że gdybym została, nie próbowałbyś mnie odnaleźć.
Eli spogląda na mnie z czułością i uśmiecha się przekornie.
– Nigdy się o tym nie przekonamy. – Przysuwa się do mnie tak blisko, że czuję na twarzy
jego oddech.
Głaszczę go po głowie i wplatam palce w jego ciemne włosy, nie odrywając od niego
wzroku. Zadowolenie w jego oczach ustępuje miejsca lękowi, który po chwili przeradza się
w uwielbienie. Czy Eli się boi? Po raz kolejny widzę, że coś go trapi. Jakaś część mnie chce go
o to zapytać, ale jednak udaję, że nic nie zauważyłam.
Ogarnia mnie lęk, bo wiem, że popełniam błąd. Nie pierwszy raz znalazłam się
w podobnej sytuacji, ale dotąd zawsze reagowałam. Wielokrotnie błagałam Matta, żeby
powiedział mi, co czuje. Za każdym razem jeszcze bardziej się ode mnie oddalał. Jednym
z objawów szaleństwa jest podejmowanie tych samych co kiedyś działań i oczekiwanie zgoła
innego rezultatu. Może się mylę, ale coś mi podpowiada, że tym razem intuicja mnie nie
zawodzi.
Eli przywiera ustami do moich warg. Staram się zdusić niepokój i skoncentrować na
pocałunku. Nasza przyszłość stoi pod znakiem zapytania i wiem, że jeśli popełnię błąd,
zaprzepaszczę swoją szansę. Muszę dotrzymać mu kroku w nadziei, że uda nam się ominąć
wszystkie przeszkody.
Eli opiera czoło na mojej skroni.
– Chodźmy do środka. Chcę się poprzytulać.
– Dobry plan.
Gdy wysiadamy z samochodu, odnoszę wrażenie, że wrócił mu dobry humor. Zachodzące
słońce oświetla zarys domu. To prawdziwy pałac. Podobnie jak za pierwszym razem, jego
wielkość robi na mnie piorunujące wrażenie. Wątpię, żebym kiedykolwiek przyzwyczaiła się do
tego, jaki jest ogromny. Eli bierze mnie za rękę i po raz kolejny oprowadza po domu, ale tym
razem pokazuje mi każdy pokój.
Na drugim piętrze wchodzimy do wszystkich sześciu sypialni, każda z nich jest dwa razy
większa od mojej. Ich wystrój jest nad wyraz wyszukany i każda wyposażona jest w prywatną
łazienkę.
Gdy przekraczamy próg jego sypialni, prawie mdleję z wrażenia. To nie pokój, to mały
dom. W głębi zaaranżowano kąt wypoczynkowy, po lewej widać kominek obudowany szkłem.
Eli oparty o ścianę przygląda się, jak obchodzę pomieszczenie, zaglądając w każdy kąt.
– Nieprawdopodobne – mówię z podziwem.
Po przeciwnej stronie kominka jest łazienka, a raczej salon kąpielowy. Wchodzę do niej
i staję oniemiała. Po prawej widzę jacuzzi, a obok prysznic, który zajmuje całą ścianę.
Przysięgam, że pomieściłby z dziesięć osób.
Odwracam się, gdy Eli chrząka.
– Ładnie wyglądasz w mojej łazience.
Kręcę głową z niedowierzaniem.
– Wątpię.
Robi krok w moim kierunku.
– Pewnego dnia zrozumiesz, jaka jesteś piękna.
– Pewnego dnia zrozumiesz, że potrzebujesz okularów. – Silę się na kiepski żart. Choć
nigdy nie uważałam, że jestem brzydka, wiem, że żadne ze mnie bóstwo. Nadal zdumiewa mnie
zachwyt Eliego.
Teraz otacza mnie swoimi silnymi ramionami, a ja zatapiam się w jego uścisku. Eli
sprawia, że czuję się kompletna. Przy nim świat nabiera barw. Choć moje problemy nie znikają,
nie wydają mi się teraz aż tak przytłaczające.
– Chodźmy do łóżka – mówi Eli uwodzicielsko.
Uśmiecham się do niego.
– Świetny pomysł.
Szykujemy się do snu w jego ogromnej łazience. Śmieję się w duchu, bo bardzo różni się
od tego, do czego przywykłam. Mam jedną niewielką umywalkę, a jego szafka łazienkowa
zajmuje trzy czwarte ściany.
Kładziemy się do ogromnego łoża. Choć jest wygodne i szerokie, trochę tęsknię za
ciasnotą mojego łóżka, w którym zawsze leżymy przytuleni. Eli wyciąga rękę, a ja moszczę się
przy jego boku.
– Lubię, gdy jesteśmy tak blisko.
Eli mruczy, gdy oplatam go ramieniem.
– Zrozumiałem, jak bardzo, gdy zasnęłaś po swojej stronie łóżka.
– Lubisz, gdy ja jestem blisko – droczę się z nim.
– Bardzo blisko.
Uśmiecham się i całuję go w tors.
– Podoba mi się, że to lubisz.
– Pani porucznik, czy chce mnie pani uwieść?
Trzepoczę rzęsami i pytam:
– Kto? Ja?
Eli przekręca się i przyciąga mnie do siebie.
– Jestem otwarty na propozycje.
– Czy mogę pana uwieść, panie Walsh?
Eli przystawia usta do mojego ucha i wysuwa język, liżąc je i gryząc.
– Może powinnaś sprawdzić?
Wsuwam rękę pod kołdrę, dotykając jego muskularnego ciała, aż natrafiam na jego
erekcję. To cudowne, że zawsze jest gotowy i nie muszę się zastanawiać, czy mnie pragnie.
Spanie nago ma wiele zalet, ta jest jedną z nich.
Całuję go w usta i dłonią obejmuję członek. Eli jęczy, chwyta mnie za biodra, wbijając
palce w moje ciało, a ja robię mu dobrze.
Nagle rozlega się dźwięk mojej komórki, ale jestem zbyt pochłonięta tym, co robię, żeby
zareagować.
Spijam jęk z ust Eliego. Czuję jego dłoń na piersi, ugniata ją i ciągnie za sutek. Dotąd
żaden mężczyzna nie podniecał mnie tak jak on. Nie jestem doświadczona w sztuce miłości, ale
Eli mnie inspiruje. Pragnę go zadowolić. Podnieca mnie, że to właśnie moje ciało chce wielbić
i posiąść.
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa – mówi Eli i ponownie mnie całuje. Wodzi dłońmi
po mojej skórze, odnajduje łechtaczkę.
Telefon dzwoni ponownie.
– Może powinnaś odebrać – rzęzi Eli, a ja jęczę w odpowiedzi.
Głowa opada mi na poduszkę i w duchu przeklinam komórkę.
– Nigdzie nie odchodź – proszę go i wyskakuję z łóżka. On podpiera się na łokciu
i patrzy, jak biegnę przez pokój.
Mam sześć nieodebranych połączeń z nieznanego numeru. Nie słyszałam, żeby telefon
dzwonił aż tyle razy. Coś się stało, czuję to podskórnie. Nikt nie wydzwania tyle razy bez
wyraźnej przyczyny. W duchu karcę się za własną lekkomyślność.
– Słucham – mówię drżącym głosem.
– Heather, tu Anthony.
– Anthony. – Zerkam na Eliego, który od razu wyskakuje z pościeli. – Co się stało?
Anthony milczy, a mnie ogarnia przerażenie.
– Musisz przyjechać do szpitala. Natychmiast.
– Czy ona… – Słowa więzną mi w gardle, a Eli bierze mnie w ramiona. Straciłam głos.
Nie mogę zapytać, czy Steph umarła, bo wiem, że jeśli to potwierdzi, stracę nad sobą kontrolę.
– Po prostu przyjedź.
Eli przytula mnie, a telefon wypada mi z ręki. Sądziłam, że jestem przygotowana na ten
moment, ale to nieprawda. Uruchamia się we mnie instynkt samozachowawczy. Zamieram
i przestaję cokolwiek czuć. Nie wiem, jakim cudem dochodzę do łóżka. Wszystko staje się
odrealnione. Mam wrażenie, że czas przestał istnieć.
Czuję się, jakbym była martwa, wyzuta z uczuć.
Eli bierze mnie na ręce, jak dziecko, i znosi po schodach. Słyszę, jak głośno zwraca się do
kogoś, i wsiadamy do samochodu. Chyba rozmawia z kimś przez telefon, ale nie jestem tego
pewna, bo straciłam kontakt z rzeczywistością.
Samochód rusza, lecz widok za oknem spowija mgła. Anthony nie musiał mi mówić, że
Steph umarła, a mnie przy niej nie było. Czuję to.
Mojej siostry już nie ma.
Zostałam sama.
Rozdział 19
– Pani Covey, zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Proszę przyjąć moje najszczersze
kondolencje – mówi lekarz Steph. Łzy ciekną mi z oczu, skapują na policzki i brodę.
Moja siostra nie żyje.
Trzy dni temu byłyśmy w parku rozrywki. Śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy, a teraz już jej
nie ma. Odeszła bez uprzedzenia, bez pożegnania, zostawiając mnie samą pogrążoną w rozpaczy.
Stoję w wyziębionym pustym pokoju, a lekarz i Anthony starają się odpowiedzieć na
moje pytania.
– Dlaczego odeszła tak nagle? – pytam. – Myślałam, że będzie wiadomo, kiedy to nastąpi.
Anthony zabiera głos.
– Błagała nas, żeby nic ci nie mówić.
– Nie mówić mi o czym?
Doktor Pruitt dotyka mojego ramienia.
– Po ostatnim ataku Stephanie nabawiła się zapalenia płuc. Dlatego zatrzymaliśmy ją
w szpitalu kilka dni dłużej. Antybiotyki przestały działać, ale ona nie chciała kontynuować
leczenia i wbrew naszym radom podjęła decyzję o wypisie ze szpitala. Zrobiliśmy wszystko, co
w naszej mocy, żeby jej pomóc.
Zalewa mnie złość, a ciało napina się boleśnie. Wybrała śmierć? Wiedziała, że umrze?
Okłamali mnie? Nie widzą, ile mnie to kosztuje? Dyszę ciężko, usiłując zrozumieć, co się stało.
Spoglądam na Eliego i na lekarza i wreszcie wybucham.
– Nic nie rozumiem! Jak to możliwe, że nikt mi nic nie powiedział?! Jak mogliście to
przede mną zataić?! – krzyczę. – To ja się nią opiekowałam! Nie myślała trzeźwo! Jestem jej
siostrą! Powinnam była o wszystkim wiedzieć!
Zawodzę głośno, a Eli przytula mnie mocno. Jestem tak wściekła, że uderzam go w tors
i w rękę. Jestem zła na niego, bo to z nim byłam, gdy to się stało. Jestem zła na Stephanie, że mi
nic nie powiedziała. Mogłam przy niej być jeszcze trzy dni. Gdybym wiedziała, w jakim jest
stanie, nigdy nie wyraziłabym zgody na to, żeby poszła do tego pieprzonego parku rozrywki.
Nakłoniłabym ją do leczenia, nie dopuściłabym do jej śmierci. Mogłam tyle dla niej zrobić, ale
teraz jest już za późno.
Swoją złość kieruję na Anthony’ego.
– Wiedziałeś! – krzyczę. – Wiedziałeś, że jest chora, a mimo to zabrałeś ją na dwór.
Anthony spuszcza głowę, a gdy spogląda na mnie, jego oczy są pełne łez.
– Wiem, że mi nie wierzysz, ale bardzo się o nią troszczyłem. Poprosiła mnie, żebym jej
pomógł, bo bardzo chciała wyjść na dwór. Chciała spędzić z tobą jeden normalny dzień.
Wiedziała, że umiera, i nie chciała tego przeciągać. Byłem przy niej cały czas, trzymałem ją za
rękę i wspierałem ją w jej decyzji.
– Jak długo się znaliście? Tydzień? Ja towarzyszyłam jej na każdym kroku przez
ostatnich siedem lat! To ja powinnam była czuwać przy jej łóżku. Odebrałeś mi to.
Łza płynie mi po policzku, ale moje serce wypełnia nienawiść, więc nie ma w nim
miejsca na smutek.
– Uwierz mi, twoja siostra kochała cię tak mocno, że chciała ci tego oszczędzić. Zrobiła
to z miłości.
Nienawidzę samej siebie. Nienawidzę jego. Nienawidzę wszystkich i nie mogę oddychać.
Zaczynam się dusić, Eli gładzi mnie po plecach.
– Spokojnie, skarbie.
Spoglądam na niego, ale widzę jak przez mgłę.
– Umarła, a ja nie zdążyłam się z nią pożegnać. Nie było mnie przy niej, Eli.
– Wiem.
Lekarz odchrząkuje.
– Pani siostra dała nam ścisłe instrukcje dotyczące opieki nad nią. Zastosowaliśmy się do
nich. Pani Covey, bardzo nam przykro z powodu pani straty. Proszę zostać tak długo, jak pani
potrzebuje.
On i Anthony odchodzą, zostawiając nas samych. Ostatnia rzecz, jaką chcę zrobić, to
pożegnać się z nią na zawsze.
Eli bierze mnie pod ramię i prowadzi korytarzem. Chcę go odepchnąć, żeby zostać sam
na sam ze swoją rozpaczą, ale z jakiegoś powodu nie mogę się na to zdobyć. On jest jedyną
osobą, która mnie nie okłamała. Trzymam się go jak ostatniej deski ratunku, podążając
korytarzem. Oboje milczymy, bo żadne z nas nie ma już nic do powiedzenia. Nie cofnę czasu.
Nie mam wpływu na decyzje, które zdążyły już zapaść. Po raz kolejny odebrano mi możliwość
wyboru.
Przez uchylone drzwi widzę leżące nieruchomo ciało siostry. Nie mam siły. Oszukiwałam
samą siebie, że jestem na to gotowa. Nie można przygotować się na rozpacz. Cały czas myślę
o tym, że zabrakło mnie przy niej, gdy umierała. Byłam w łóżku z Elim, zirytowana dzwoniącym
wciąż telefonem. Powinnam była wtedy być przy niej, zapewniać ją o swojej miłości. Moja
piękna siostra umarła i nie mogę znieść myśli, że w ostatnich chwilach nie towarzyszył jej mój
kojący głos.
Eli trzyma mi dłoń na plecach, a ja odwracam się do niego i szarpię go za koszulę.
– Nie, nie, nie!
Miałam nadzieję, że może zaszło jakieś nieporozumienie. W głębi serca liczyłam na to, że
Steph nadal żyje, ale byłam w błędzie.
– Nie jestem na to gotowa! – Zanoszę się płaczem. – To niemożliwe, że jej nie ma. Boże,
błagam, oddaj mi ją!
Eli szepcze słowa otuchy i wsparcia, ale nic nie ukoi tego bólu. Zalewają mnie rozpacz,
poczucie winy i złość.
– Chcesz wejść do środka? Nie musisz, jeśli nie dasz rady.
Wiem, że powinnam. Nawet jeżeli tak naprawdę jej nie ma, to jest wszystko, co po niej
zostało.
– Tak, chcę – mówię i prostuję się, odnajdując odrobinę otuchy w cieple jego dłoni, którą
gładzi mnie po plecach.
– Będę obok.
Wchodzę do pokoju, powłócząc nogami, i przysuwam krzesło do jej łóżka. Serce mi pęka.
Eli zostaje na zewnątrz, bym mogła pobyć z nią sam na sam. Odgarniam jej włosy z czoła.
Uwielbiała, gdy to robiłam. Na początku jej choroby to była jedyna rzecz, która ją uspokajała.
Nie sposób zliczyć nocy, które spędziłam, gładząc ją po głowie.
Zamykam oczy, bo nie mam siły na nią spojrzeć, i ponownie głaszczę jej włosy.
– Przepraszam cię, Stephy. Nie było mnie przy tobie i nigdy sobie tego nie wybaczę.
Jestem twoją siostrą, to był mój obowiązek. Nie wiem, czy się bałaś, czy cię bolało. Nie wiem,
czy mnie wypatrywałaś. – Z moich ust wydobywa się jęk rozpaczy.
Eli staje w progu, ale zatrzymuję go gestem dłoni. Chcę być sama. Choć wiem, że Steph
nie żyje, modlę się, żeby mnie usłyszała.
– Kotku, byłabym przy tobie, gdybym wiedziała. Powinnam być przy tobie. Stephanie
Covey, byłaś całym moim życiem. Byłaś najlepszą siostrą na świecie. Każdy dzień z tobą był
prezentem od losu, chciałabym zachować cię przy sobie na zawsze. Chciałabym ci opowiedzieć
jakiś głupi kawał. – Łzy napływają mi do oczu. – Żałuję, że nie mogę cię przytulić i powiedzieć
ci, jaka jesteś wyjątkowa. – Ocieram twarz i wzdycham. – Symbolizowałaś wszystko, co dobre
na tym świecie. Sprawiłaś, że stałam się lepszym człowiekiem.
Opieram głowę na jej łóżku i ściskam jej bezwładną dłoń. Puszczają mi nerwy i zanoszę
się płaczem, wyję głośno i rozpaczliwie, ale nie obchodzi mnie to.
– To ja powinnam zachorować! Nie zasłużyłaś na to!
Nie mam pojęcia, jak długo siedziałam zgarbiona przy tym łóżku, ściskając jej dłoń.
Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, czym jest strata. Gdy zginęli nasi rodzice,
sądziłam, że poznałam bezmiar cierpienia, ale to było nic w porównaniu z tym, co czuję teraz.
Tonę w oceanie rozpaczy, a prąd porywa mnie coraz dalej w mętne wody.
Potrzebuję powietrza.
Nie mogę oddychać.
Czuję się tak, jakby płuca przestały mi pracować. Bezskutecznie próbuję zaczerpnąć
powietrza.
– Spokojnie, kotku. Spokojnie. Heather, spójrz na mnie. – Eli klęka przy mnie i bierze
moją twarz w dłonie, ocierając mi kciukiem łzy. Spoglądam na niego, a on patrzy na mnie,
czekając, aż się uspokoję. – O tak. Oddychaj. Po prostu oddychaj. Jestem przy tobie.
– Ona umarła.
– Wiem, kochanie.
– Nie wróci.
Patrzy na mnie ze smutkiem w oczach.
– Tak mi przykro.
Z moich ust wydobywa się ryk rozpaczy.
– Eli, zabierz mnie do domu. Proszę. Nie mogę znieść tego, że nie żyje. Nie potrafiłam jej
ocalić, a teraz umarła!
Bierze mnie w ramiona, a ja rozklejam się do reszty. Tęsknię za odrętwieniem, bo ono
znieczula ból. Świadomość, że jutro nie będę mogła do niej zadzwonić, napisać ani jej dotknąć,
jest tak bolesna, że nie wiem, jak zdołam przeżyć kolejne pięć minut.
Eli przytula mnie do piersi i wyprowadza na zewnątrz. Słyszę, jak z kimś rozmawia, ale ja
na powrót pogrążam się w mroku. Nie chcę wychodzić na światło dzienne.
Ogarnia mnie całkowity bezwład.
Dociera do mnie tylko to, że Eli obejmuje mnie ramieniem. Zamykam oczy i odpływam
do miejsca, gdzie nawet śmierć mnie nie dosięgnie.
– Heather. – Ktoś nawołuje mnie cicho. – Obudź się, kotku.
Stephanie? Czy to jej głos? Otwieram oczy w nadziei, że zobaczę siostrę, ale to nie ona.
Nicole stoi nade mną. Rozglądam się zdezorientowana i dociera do mnie, że nie jestem u siebie.
Pośrodku przestronnego pokoju stoi obszerne łoże. Jestem w domu Eliego. Jak to się stało, że się
tu znalazłam?
– Hej. – Niki spogląda na mnie oczami zaczerwienionymi od płaczu.
Wygląda na to, że już wie o Stephanie.
Eli musiał do niej zadzwonić.
– Nicole… – wyduszam z siebie, a ona wyciąga ręce w moją stronę. Gdy tylko mnie
dotyka, wybucham płaczem. Zawodzę jeszcze głośniej niż poprzednio.
Ból wraca ze zdwojoną siłą. Nicole kołysze mnie w ramionach, a ja chwytam się jej
z całych sił.
– Tak, skarbie. Wypłacz się – zachęca mnie. – Po prostu to z siebie wyrzuć.
Ludzi, którzy się wzajemnie rozumieją, łączy specyficzny rodzaj bliskości. Tak jest ze
mną i z Nicole. Rozumiemy się bez słów. Czasami chodzi tylko o to, żeby wypłakać się
w ramionach przyjaciółki.
Nicole spogląda na mnie, gdy w końcu cichnę.
– Lepiej ci?
– Nie. Nie wiem, czy kiedykolwiek poczuję się lepiej.
Ociera łzy i przytakuje.
– Będzie bolało, ale jesteś silna, Heather. Stephanie bardzo cię kochała, pamiętaj o tym.
– Zataiła to przede mną. – Zalewają mnie emocje z poprzedniego dnia. – Moja siostra
wiedziała, że jest chora i że czeka ją rychły koniec. Zataiła to przede mną, żeby spędzić ze mną
dzień w Busch Gardens. Zapłaciła za to najwyższą cenę. Gdyby żyła, spuściłabym jej lanie.
Powinna była zostać w łóżku i wydobrzeć, żeby…
– Żeby za chwilę znów zachorować? – pyta Nicole.
Kochała Stephanie jak własną siostrę. Gdy byłyśmy małe, Steph nie odstępowała nas na
krok i naśladowała wszystko, co robiłyśmy. Pamiętam, że kiedyś ją nakryłam, jak przymierzała
moje ubrania i rozmawiała z wyimaginowaną „przyjaciółką Nicole”. Wtedy działało mi to na
nerwy, ale teraz żałuję, że nie miałam daru przewidywania przyszłości.
– Czy naprawdę byś jej tego życzyła?
Odruchowo chcę krzyknąć: „Tak!”.
Otwieram usta, żeby jej odpowiedzieć, ale Nicole patrzy na mnie ostrzegawczo.
– Ja… nie wiem.
Podkulam nogi pod siebie i obejmuję oburącz kolana. Żałuję, że nie mogę zniknąć. Życie
jest takie bolesne.
– Znam cię i wiem, że nie życzyłabyś jej tego. Nie wyobrażam sobie, co byś czuła, gdyby
cierpiała miesiącami.
To trochę pocieszające, choć tylko w niewielkim stopniu. Ostatnie siedem lat jej życia
wypełniały ciągłe wzloty i upadki. Było nam bardzo ciężko, a ona to wszystko wytrzymywała.
Od momentu postawienia diagnozy musiałam się przyglądać, jak uchodzi z niej życie.
Zerkam w kierunku drzwi, w których staje Eli. W dłoniach dzierży szklankę z wodą
i talerz z jedzeniem. Przestępuje próg z wahaniem. Spoglądam na niego ze łzami w oczach.
– Udało ci się zasnąć. – W jego głosie pobrzmiewa troska. – Pomyślałem, że powinnaś
teraz coś zjeść.
Usta mi drżą na wspomnienie tego, jaka byłam szczęśliwa, zanim odebrałam telefon ze
szpitala. Cieszyliśmy się sobą, podczas gdy moja siostra umierała. Żałuję, że nie mogę cofnąć
czasu. Byłam tak zaabsorbowana sobą, że nie przyszło mi do głowy, by odwiedzić Steph po
imprezie.
Serce mi pęka z żalu na myśl o tym, ile czasu straciłam, nie odbierając telefonu. To
rozpamiętywanie mnie wykończy.
Nicole delikatnie dotyka mojej ręki.
– Eli zadzwonił do mnie od razu po waszym powrocie do domu. Natychmiast
przyjechałam, ale spałaś piętnaście godzin.
– Jestem zmęczona.
Eli i Nicole wymieniają spojrzenia.
– To jasne. Musisz coś zjeść. Chcesz, żebym zadzwoniła do Matta i uprzedziła go, że
weźmiesz kilka dni wolnego?
– Przekaż mu, że nie wiem, kiedy wrócę.
Nie mam na nic siły. Nie wyobrażam sobie, że miałabym wsiąść do policyjnego wozu.
– Powiem mu, że bierzesz tydzień urlopu, a potem sama zdecydujesz, co dalej – mówi
Nicole tonem nieznoszącym sprzeciwu. Jej intencje są dla mnie jasne. Tak samo bym się
zachowała wobec niej, gdyby to ona była załamana.
Starałabym się zrobić wszystko, żeby zmotywować ją do działania.
Sęk w tym, że nie można nikogo do niczego zmusić. Można jedynie żywić nadzieję, że
człowiek o własnych siłach wyczołga się z ciemnej czeluści, wtedy dopiero można próbować mu
pomóc. A teraz czuję taki bezwład, że nie mam nawet siły się ruszyć.
– Chcesz, żebym z wami została? – pyta Nicole Eliego.
– Nie, ja się nią zajmę.
Spoglądam na nich ze złością, że rozmawiają o mnie, jakby mnie tu nie było. Jedyne, co
mi pozostaje, to zasnąć w nadziei, że obudzę się w innej rzeczywistości.
Nicole całuje mnie w czoło i oboje wychodzą z sypialni. Sięgam po komórkę
i przeglądam nieodczytane esemesy oraz listę nieodebranych połączeń.
DANIELLE: Kocham Cię. Gdybyś mnie potrzebowała, jestem.
BRODY: Rachel i ja przesyłamy Ci moc miłości. Daj znać, jeśli mógłbym Ci jakoś
pomóc.
KRISTIN: Rozmawiałam z Nicole. Heather, tak mi przykro. Chcesz, żebym do Ciebie
wpadła?
Od razu jej odpisuję. Nie mam ochoty nikogo widzieć.
JA: Dzięki, ale chcę być sama.
Fakt, że jestem gościem w domu Eliego, nie ma żadnego znaczenia. Kristin i tak mnie
odwiedzi, taka już jej natura. Z naszej czwórki ma najbardziej rozwinięty instynkt opiekuńczy,
ale ja nie chcę, żeby mi matkowała. Nie chcę, żeby ktokolwiek próbował mnie pocieszyć.
Usiłuję sobie przypomnieć, co czułam, gdy zginęli nasi rodzice. Czy wówczas też tak
rozpaczałam? Chyba tak, ale musiałam zająć się Stephanie. Zamiast rozpaczy musiałam się
skupić na bieżących sprawach, starałam się być silna i pełna nadziei. Miałam wsparcie przyjaciół,
a poza tym byłam w college’u. Było inaczej niż dziś.
Eli wchodzi do sypialni, a ja resztką sił usiłuję się podnieść. Sztywnieją mi ręce, gdy
próbuję się nimi objąć.
– Jadłaś coś? – pyta Eli.
– Nie jestem głodna.
Łóżko ugina się pod jego ciężarem, kiedy Eli siada obok mnie.
– Okej.
Spoglądam na niego ze zdziwieniem. Byłam pewna, że zacznie mnie namawiać, żebym
przestała rozpaczać i zrobiła coś dla siebie.
– Nie dziw się tak. Każdy inaczej przeżywa stratę. Jedyne, co mogę zrobić, to być przy
tobie.
Łzy napływają mi do oczu. Wtulam się w jego ramiona. Nie wiem, co mną kieruje, ale
potrzebuję, żeby mnie pocieszył. Eli kładzie się, pociągając mnie za sobą, i otacza mnie
ramionami. Płaczę bezgłośnie, słuchając bicia jego serca.
Od śmierci Stephanie nie odstąpił mnie nawet na krok. Troszczył się o mnie. Obracam
się, żeby spojrzeć mu w oczy. Eli uśmiecha się do mnie smutno, a ja czuję wszechogarniającą
wdzięczność. W najgorszych chwilach mojego życia mogę na niego liczyć.
– Dziękuję ci, Eli.
Głaszcze mnie po głowie.
– Nie musisz mi dziękować.
– Znamy się dość krótko.
– To nie znaczy, że nie połączyło nas prawdziwe uczucie. Mówiłem ci, że nie odejdę.
Zamykam oczy, a łza spływa mi po policzku.
– Przez jakiś czas będzie mi smutno.
Wolę go ostrzec zawczasu, lepiej, żeby zmył się od razu, zanim jeszcze bardziej się
w nim zadurzę. To on musiałby odejść. Ja nie mogłabym tego zrobić, nawet gdybym chciała.
– Skarbie, spójrz na mnie – prosi.
Otwieram oczy i widzę, że usiadł naprzeciw mnie, więc robię to samo.
– Powinnaś być smutna. Nie znałem Stephanie tak dobrze jak ty, a i mnie jest smutno.
Chyba nie wiesz, co do ciebie czuję. Nie zostawię cię, dlatego że rozpaczasz. Nigdzie się nie
wybieram, mam zamiar zostać przy tobie.
– Za tydzień wyjeżdżasz – przypominam mu.
Łapie mnie za ramiona.
– Uprzedziłem produkcję, że nie będzie mnie na planie w przyszłym tygodniu. Pojadę,
gdy poradzimy sobie z tą sytuacją.
Chwytam go za nadgarstek i opieram czoło na jego skroni.
– Nie wiem, co powiedzieć.
– Nie musisz nic mówić – szepcze. – Po prostu daj mi się sobą zaopiekować.
Eli niepewnie muska wargami moje usta, a ja przysuwam się do niego. Nie chodzi
o namiętność, ale o coś głębszego. Nasz pocałunek jest delikatny, czuły i ciepły. Dzięki niemu
dostrzegam światełko w tunelu. Dotyk jego warg tchnął we mnie nadzieję, że uda mu się
rozgonić chmury i przegonić deszcz, i że znowu poczuję ciepło promieni słonecznych. Mam
nadzieję, że Eli to wie – nie igra się z matką naturą.
Rozdział 20
Od śmierci mojej siostry minęło siedemdziesiąt sześć godzin. Zaszyłam się w rezydencji
Eliego. A on jest cierpliwy, czuły, kochający i pomocny. Gdyby ktoś mi powiedział, zanim go
poznałam, że taki właśnie będzie, wyśmiałabym go. Uważałam go za samolubnego, aroganckiego
dupka, którego nie obchodzi nic poza nim samym. Dlaczego? Bo jest celebrytą.
Myliłam się.
Eli jest zupełnie inny, choć rzeczywiście ma kupę kasy. Jest także bardzo empatyczny.
Oglądamy razem telewizję, zamawiamy jedzenie do domu, no i płaczę wtulona w niego.
Przytulam się i zaciągam jego zapachem. Uwielbiam to połączenie woni mydła, drzewa
sandałowego i mirry. Nawet jeśli Eli śpi, odruchowo przysuwa się bliżej mnie. Patrzę, jak
uśmiecha się we śnie. Wodzę palcem po jego policzku, dotykając zarostu.
– Cześć. – Eli otwiera oczy i uśmiecha się do mnie.
– Cześć.
Przewraca się na bok.
– Spałaś trochę?
Nie jestem pewna, czy od tamtej nocy w ogóle zasnęłam. Starałam się, ale moje ciało jest
w ciągłym pogotowiu. Wczorajszej nocy obudziłam Eliego swoim szlochem. Przyśniła mi się
śmierć Stephanie, ale we śnie zdążyłam się z nią pożegnać.
Mój umysł na okrągło analizuje najgorsze scenariusze. Nie wiem, czy to dobrze, że nie
było mnie przy niej, gdy odchodziła. Wiem, że mogłabym tego nie przeżyć. Nigdy nie byłam tak
wdzięczna za obecność Eliego jak wtedy, gdy obudziłam się zlana potem i łzami.
– Chyba tak.
– To dobrze. Może coś zjemy?
Przez ostatnie dni ledwie coś skubnęłam, więc teraz na myśl o jedzeniu burczy mi w
brzuchu.
– Chyba zgłodniałam.
– To chodź, ja umieram z głodu – mówi Eli ze śmiechem.
Idę za nim do łazienki, a gdy dostrzegam swoje odbicie w lustrze, zduszam okrzyk
przerażenia. Mam sińce pod oczami. Makijaż zasechł mi na skórze i nie jestem pewna, czy uda
mi się go zmyć. Nie wspomnę o kołtunie na głowie. Jezus. Zerkam na Eliego, który jak zwykle
wygląda perfekcyjnie. Potargane włosy dodają mu seksapilu i wygląda na wypoczętego. Szorty
zwisają mu poniżej wystających kości biodrowych.
Eli spogląda na mnie.
– Co? – pyta z uśmiechem.
Chyba się zorientował, że się na niego gapię, ale wzruszam ramionami.
– Nic.
Podchodzi do mnie i całuje mnie w usta.
– Gdy tak na mnie patrzysz, nie mogę się powstrzymać, żeby cię nie pocałować.
– Niby jak na ciebie patrzę?
– Dowiesz się w swoim czasie. – Znowu całuje mnie w usta, powstrzymując dalsze
pytania.
Gdy odsuwa się ode mnie, już mam go o to zapytać, kiedy nagle ściąga szorty i wchodzi
pod prysznic. Spoglądam na jego szerokie ramiona, na zarys mięśni na jego plecach, na jego nagi
tyłek i zatyka mnie z wrażenia.
Po raz pierwszy od trzech dni pragnę uśmierzyć ból w inny sposób niż do tej pory. Tym
razem nie mam ochoty jeść ani się przytulać. Niech sprawi, żebym zapomniała, kim jestem.
Czuję się osamotniona i załamana, ale Eli wytrąca mnie z odrętwienia.
Chcę się zatracić w jego zielonych oczach i oddać się przyjemności. Eli nieustannie dba,
żebym czuła się bezpiecznie. Myślami wracam do słów Stephanie: „Obiecaj mi, że otworzysz
swoje serce. Możesz to dla mnie zrobić?”.
Tak naprawdę prosiła mnie o coś więcej. Błagała, żebym otworzyła się na miłość.
– Dołączysz do mnie? – pyta Eli, stojąc pod prysznicem. Woda skapuje z każdego
centymetra jego apetycznego ciała.
Staję jak wryta, bo dopada mnie nagłe olśnienie. W ciągu ostatnich trzech dni całkowicie
się przed nim otworzyłam. Pozwoliłam, żeby zobaczył mnie w stanie całkowitej rozsypki, a on
nadal tu jest i wyciąga do mnie rękę, przywołując mnie do siebie.
Podchodzę do mężczyzny, z którym miał mnie połączyć jedynie przelotny romans.
Z każdym krokiem utwierdzam się w przekonaniu co do swoich uczuć – zakochałam się w Elim
Walshu.
Stajemy naprzeciw siebie w obłoku pary. Świadomość rodzącego się uczucia sprawia, że
serce bije mi jak oszalałe. Jak to możliwe, że tak szybko się w nim zadurzyłam? A może
rzeczywiście czas nie gra roli, gdy dwoje ludzi do siebie pasuje? Czy naprawdę ze wszystkich
mężczyzn na świecie to on jest mi pisany?
Gdy Eli na mnie spogląda, nie mam już żadnych wątpliwości… Ja go kocham.
Dotykam jego torsu. Wymieniamy spojrzenia, a ja czuję, że jego serce zaczyna szybciej
bić.
– O czym myślisz? – W jego głosie słychać wahanie.
Boję się, że jeśli powiem mu prawdę, wyśmieje
mnie. Boję się, że go stracę, tak jak innych. Strach paraliżuje mnie do tego stopnia, że
odpowiadam wymijająco:
– O tym, że przy tobie nie czuję się samotna. I o tym, że boję się, że cię stracę.
Eli obejmuje mnie w strugach wody.
– Skarbie, przecież ci obiecałem. Nigdzie się nie wybieram.
Kiedy spoglądam na niego, widzę, że mówi prawdę.
– Chcę się z tobą kochać.
Eli sztywnieje, domyślam się, że boi się, że nie jestem jeszcze gotowa. Odkąd Stephanie
umarła, tylko się przytulaliśmy. Nigdy się nie dowie, jak intymny był dla mnie jego dotyk.
– Heather – mówi z wahaniem. – Ja nie…
– Wiem. – Zasłaniam mu usta. – Próbuję ci powiedzieć, że cię potrzebuję. Chcę poczuć,
że żyję. Chcę, żebyś się ze mną kochał, bo ja też tego pragnę.
W jego wzroku dostrzegam pożądanie i niemą zgodę. Przebiega palcami wzdłuż mojego
kręgosłupa, a ja obejmuję go za szyję. Nasze ciała poruszają się w perfekcyjnej harmonii
i zaczynamy się całować. Eli przejmuje inicjatywę i wsuwa język do moich ust. Z każdym
muśnięciem oddaję mu kawałek siebie.
Przebiegam dłońmi w górę i w dół po jego barkach, masywnych ramionach i napiętych
mięśniach. Uwielbiam go dotykać. Pragnę mu ulec.
Nie przestajemy się całować. Czuję się, jakbym dotykała go po raz pierwszy. Eli wodzi
ustami po mojej szyi, doprowadzając mnie do szaleństwa.
Bierze moją twarz w dłonie i ponownie wpija mi się w usta. Gdy napotykam jego wzrok,
wszystko staje się jasne. On także jest we mnie zakochany.
Podobnie jak ja, on również nie wypowiada tych słów na głos. Spoglądam na niego z taką
samą miłością.
Intensywność jego spojrzenia obezwładnia mnie. Mój oddech staje się płytszy, a Eli
bierze mnie za rękę.
– Mam na coś ochotę – oświadcza. – Pozwolisz mi się tobą zająć?
– Już to zrobiłeś.
Dam mu wszystko, czego chce. Żadnemu mężczyźnie nie ufałam tak jak jemu.
Eli namydla ręce, obraca mnie tyłem do siebie i zaczyna mnie myć. Zaczyna od karku, po
czym namydla mi ramiona.
– Nie masz pojęcia, jak na mnie działasz – szepcze mi do ucha. – Jak bardzo pragnę
uśmierzyć twój ból. Kotku, chcę wywołać uśmiech na twojej twarzy. Pragnę dać ci wszystko.
Gdy odchylam się do tyłu, zaczyna namydlać mi piersi.
– Tak bardzo cię pragnę – przyznaję. – Przeraża mnie, ile dla mnie znaczysz.
Ostrożnie namydla całe moje ciało. Oboje jesteśmy nadzy, ale przekroczyliśmy granicę
gry wstępnej. Nasze pieszczoty są czułe i pełne emocji. Kiedy przestaje mnie myć, jestem już
skrajnie podniecona.
Chcę, żeby we mnie wszedł. Pragnę poczuć się kompletna. Chcę, żeby tchnął we mnie
życie.
Spogląda na mnie łapczywie. Nie możemy czekać ani chwili dłużej.
Przyciska mnie do ściany i wpija mi się w usta. Przelewam na niego całą moją miłość.
Chcę, żeby poczuł, jak bardzo go kocham. Sięgam po jego kutasa i otwieram się na niego. Nie
wytrzymam ani chwili dłużej. Muszę go poczuć w sobie.
– Heather – szepcze Eli. – Nie mamy prezerwatywy.
– Mam spiralę i jestem zdrowa.
Z jękiem opiera głowę na moim ramieniu.
– Ja też jestem zdrowy, ale jesteś tego pewna?
Spoglądam w górę, napotykając na jego błagalne spojrzenie. Mogę powiedzieć tylko
jedno:
– Kocham cię, Eli. I chcę, żebyś się ze mną kochał.
Moje nagłe wyznanie zdumiewa mnie samą. Czekam, aż spanikuje.
Eli odgarnia mokre kosmyki z mojej twarzy i się uśmiecha.
– Kocham cię. Pokochałem cię tego dnia na jachcie. Kochałem cię, gdy zobaczyłem cię
wymazaną farbą. Niewykluczone, że zakochałem się w tobie od razu, kiedy usłyszałem, jak na
koncercie wykrzykujesz moje imię.
Do oczu napływają mi łzy, nie rozpaczy, lecz nadziei. Nie jestem już sama, odnalazłam
swój dom.
– Wiesz, mieszkam w Tampie od urodzenia, ale nigdy tu nie byłam – mówię.
Podążamy ścieżką przez park, a Eli śmieje się pod nosem.
– Uwielbiam ten park. Randy zabierał mnie tu na ryby, gdy nasz ojciec był pijany
w sztok.
Po naszym emocjonującym prysznicu Eli powiedział, że chce mi coś pokazać. Nie
miałam ochoty opuszczać jego bezpiecznego gniazdka, ale Eli uparł się, że musimy pójść na
spacer przed spotkaniem z dyrektorem domu opieki.
– Opowiedz mi o swoich rodzicach. – Rzadko wspomina o rodzinie. Wiem, że jego matka
mieszka w Tampie, ale nie rozmawialiśmy o niej.
Eli wzdycha.
– Cóż mam powiedzieć. Mój ojciec był alkoholikiem, bił matkę i Randy’ego. Nie
pamiętam, żeby mnie lał, ale Randy twierdzi, że sam często obrywał zamiast mnie. Z tego, co
wiem, gdy ojciec stracił pracę, wyjechał z miasta.
– O rany. To dlatego jesteście ze sobą tak związani?
– Tak. Mój brat odgrywał w moim życiu rolę ojca. Choć jest zaledwie kilka lat starszy
ode mnie, wziął mnie pod swoje skrzydła. Gdy dowiedzieliśmy się o śmierci ojca, Randy w pełni
przejął opiekę nade mną.
Jego relacja z bratem jota w jotę przypomina moją relację z siostrą. Kiedy nasi rodzice
umarli, stałam się jej zastępczym rodzicem. Chociaż nasza sytuacja wyglądała nieco inaczej, bo
straciłyśmy oboje rodziców, potrafię sobie wyobrazić, co czuł Randy.
Spacerujemy po Lettuce Lake Park. Opieram głowę na ramieniu Eliego. Drzewa rzucają
przyjemny cień, osłaniając nas przed słońcem. Na Florydzie zwykle jest parno i gorąco, ale dziś
temperatura jest całkiem znośna.
– A twoja mama?
– Mieszka w Tampie, ale co pół roku jeździ do Nowego Jorku do siostry. Na zimę zawsze
wyjeżdżają w tropiki. Nie mam pojęcia dlaczego, ale robią tak od lat. – Eli zatrzymuje się przy
niewielkim stawie i łapie mnie za biodra. – Chciałbym, żebyś je obie poznała.
Uśmiecham się lekko.
– Chętnie.
– Mój brat naciska, żebyśmy go odwiedzili. Chciałbym, żebyś poznała moją bratanicę
i mojego bratanka.
Niespodziewanie moje serce przeszywa koszmarny ból. Nie powinno mnie boleć, że Eli
ma rodzinę. Wiem, że moja zazdrość jest kompletnie irracjonalna, i natychmiast dopadają mnie
wyrzuty sumienia. W głębi serca zdaję sobie sprawę, że to niewłaściwe, ale nie mogę udawać, że
jest inaczej.
Eli łapie mnie za biodra, gdy nic nie odpowiadam.
– Tak, oczywiście. Przepraszam, zamyśliłam się. – Próbuję obrócić to w żart. – Może
w przyszłym tygodniu?
– Skarbie, nie ma pośpiechu.
– Okej, ale naprawdę chcę ich poznać. Zwłaszcza twoją bratanicę.
Bawi mnie kontrast pomiędzy tą opinią pozbawionego skrupułów uwodziciela,
wykreowaną przez media, a jego wielkim sercem. Miłość, którą darzy swoją bratanicę, dowodzi
tego, jak bardzo jest uczuciowy. Domyślam się, że mała owinęła go sobie wokół palca.
Eli mnie przytula. Choć w pracy otaczają mnie rośli, silni mężczyźni, przy nich nigdy nie
czułam się bezpiecznie. Jestem dumna z tego, że zawsze polegałam tylko na sobie. Przy Elim
mogę się wreszcie trochę rozluźnić. Przy nim czuję się szczęśliwa i spełniona.
– Tu jest tak spokojnie – zauważa Eli.
– Cieszę się, że mnie tutaj zabrałeś. Stephanie byłaby zachwycona tym miejscem.
Eli uśmiecha się do mnie, całuje mnie w czoło i głaszcze po ramieniu.
– Wspominasz ją pierwszy raz od naszej wizyty w szpitalu.
– Mówienie o niej sprawia mi ból.
– A może dobrze ci to zrobi?
Nie wiem, jakim cudem miałoby mi to pomóc, ale z pewnością nie chcę o niej zapomnieć.
Jeśli jednak w ten sposób uda mi się zachować pamięć o niej, jestem gotowa znieść ten ból. Moja
siostra zawsze uwielbiała wspominać zabawne momenty z życia naszych rodziców. Zwierzyła mi
się, że przywoływała ich dusze, szepcząc ich imiona na wietrze.
Przytulam się do Eliego, łaknąc jego ciepła.
– Gdy byłyśmy małe, Stephanie chciała zostać gimnastyczką. Któregoś razu ćwiczyła
salta na moim łóżku. – Uśmiecham się na wspomnienie tego, jak żałośnie się to skończyło. – Nie
trafiła w łóżko i tyłkiem odbiła się od ściany, zostawiając na niej spore wgłębienie.
Eli śmieje się, a ja mu wtóruję.
– Moja mama była wściekła, bo zasłoniłyśmy to poduszkami.
– Poduszkami?
– Owszem, jakby to miało zagwarantować, że mama się nie zorientuje.
Eli kręci głową z uśmiechem. Stephanie uwielbiała opowiadać tę historię. Za karę
dostałam szlaban, bo Steph okłamała rodziców i zrzuciła winę na mnie. Ponieważ sytuacja
wydarzyła się u mnie w pokoju i na moim łóżku, mama nie uwierzyła mi, gdy próbowałam ją
przekonać, że winowajczynią była Steph.
Lubiła podkradać mi moje rzeczy, ubrania, kasety magnetofonowe i zabawki. Zrobiłabym
wszystko, żeby móc jej to podarować.
– Wracamy? – pyta Eli. – Musimy się spotkać z dyrektorem.
Perspektywa spotkania napawa mnie przerażeniem. Mam odebrać rzeczy Steph ze
szpitala i pozbyć się tego, co niepotrzebne. Nie wiem, czy temu podołam.
– Chyba tak – odpowiadam, ale przerywa mi krzyk jakiejś kobiety.
– O mój Boże! O mój Boże! – wrzeszczy zdyszana i staje jak wryta. Patrzy na Eliego
i wybałusza oczy. – Eli Walsh! To ty! Kocham cię. Jestem twoją największą fanką!
– Cóż, bardzo mi miło. – Eli przesyła jej promienny uśmiech i odsuwa się ode mnie.
Po raz pierwszy znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Przysłuchuję się paplaninie kobiety,
która rozwodzi się nad tym, jaki Eli jest wspaniały i seksowny. Robi mi się niedobrze. Wiem, że
jest sławny, ale gdy jesteśmy sami, zdarza mi się o tym zapominać.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, od jak dawna się w tobie kocham. Wiem, że pochodzisz
z Tampy, czekałam, aż na ciebie wpadnę! I proszę! – woła piskliwym głosem, a ja z trudem
powstrzymuję odruch wymiotny.
Eli bierze mnie za rękę.
– Miło mi było cię poznać, ale musimy już iść – mówi.
– Możesz zrobić nam zdjęcie? – pyta mnie kobieta.
Ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę, to wejść w rolę fotografa, ale muszę pamiętać, że to
część jego pracy. Dla mnie jest po prostu Ellingtonem, mężczyzną, z którym spędziłam ostatnie
dwa dni na oglądaniu beznadziejnych komedii. Każdą z nich wybrał z dużą ostrożnością,
uważając, żeby nic nie przypomniało mi o śmierci siostry. Dbał o to, bym jadła i się wysypiała.
To on trzymał mnie w ramionach, gdy wyłam z rozpaczy. Ten mężczyzna jest tylko mój, Eli
natomiast to gwiazda światowego formatu. Na niego nie mam monopolu.
– Jasne – odpowiadam i biorę od niej telefon, a Eli spogląda na mnie przepraszająco.
Kobieta znowu zaczyna go komplementować, gładzi go po ramieniu, momentalnie
zapominając o moim istnieniu. Robię im zdjęcie, a ona po raz kolejny rzuca mu się w ramiona.
Odchodzi, zerkając za siebie. Czy wszyscy powariowali? Wiem, że na koncercie ja również go
nagabywałam, ale byłam pijana, a poza tym nie sądziłam, że mnie usłyszy. Gdybym była trzeźwa
i spotkała go w innych okolicznościach, pomachałabym mu albo przesłała uśmiech, ale żeby
wyznawać mu miłość? Nigdy. Przecież to absurd.
Kocham go. A ona go nawet nie zna.
Eli podchodzi do mnie, ale krzywię się, bo puszczają mi nerwy.
– Hej – mówi, biorąc mnie pod brodę. – Przepraszam.
– Daj spokój – odpowiadam, bo nie ma powodu, żeby miał mnie przepraszać za to, jak
wygląda jego życie.
– Zabrałem cię na spacer, bo chciałem żebyś się przewietrzyła. Zapomniałem, że ktoś
może nam przeszkodzić.
– Jak mogłeś o tym zapomnieć?
Na jego twarzy maluje się skrucha. Łapie się za kark i spogląda na mnie.
– Gdy jesteś przy mnie, zapominam, kim jestem. Sprawiasz, że nie pamiętam o tym
całym gównie, które jest pochodną mojej kariery. Przy tobie czuję się jak ktoś normalny.
– Nie byłam na to przygotowana, to wszystko. Jestem pewna, że tydzień temu
zareagowałabym inaczej, a nie jak jakaś wariatka.
– Skarbie, nie jesteś wariatką. Ani trochę.
Sama już nie wiem, co czuję. Targa mną rozpacz, na zmianę z zazdrością. W takim stanie
trudno o przytomność umysłu. Dalsze rozważania odkładam na później. Muszę się pogodzić
z tym, że będę się musiała dzielić ukochaną osobą. Nie wiem, czy będę do tego zdolna.
Rozdział 21
Dziś odbył się pogrzeb Stephanie.
Wydarzenie to zwieńczyło życie mojej siostry. Kristin i Nicole zamówiły kwiaty i zajęły
się przygotowaniami. Stephanie doskonale wiedziała, czego chce, i zostawiła mi ścisłe instrukcje.
Dokonała przedpłaty w domu pogrzebowym, a nawet wybrała sobie trumnę. Twierdziła, że nie
będę miała do tego głowy i na pewno wybiorę jakieś drewniane paskudztwo. Wówczas sądziłam,
że przesadza, ale okazało się, że miała rację.
Jestem w całkowitej rozsypce.
Myślałam, że świadomość jej nieuchronnej śmierci pomoże mi się z nią pogodzić. Nie
mogłam się bardziej mylić.
Kiedy pojechaliśmy po jej rzeczy do Breezy Beaches, nie dałam rady wejść do środka.
Wpadłam w histerię, gdy tylko Eli zaparkował samochód przed wejściem. Eli sam się wszystkim
zajął, a potem zabrał mnie z powrotem do siebie. Zmusił mnie, żebym zajęła czymś myśli, więc
wzięłam książkę i spędziliśmy dzień, leżąc nad basenem.
Tak naprawdę tylko udawałam, że czytam, bo nie zapamiętałam ani słowa z lektury.
A teraz znowu jestem w domu i siedzę na łóżku, zastanawiając się, co mam ze sobą
począć.
– Puk, puk. – Zza drzwi wychyla się Kristin. – Wszystko w porządku?
Po pogrzebie Stephanie obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby dalej żyć. Od
dwudziestu lat moje życie obracało się wokół siostry. Byłam jej opiekunką i pielęgniarką. Nie
zdarzała się chwila, żebym o niej nie myślała, dlatego najbardziej boję się pustki, którą po sobie
pozostawiła.
Czym zająć dni, które wcześniej wypełniała ciągła troska? Jak nauczyć się planować, nie
uwzględniając siostry? Co mam robić po pracy i w soboty? Steph była całym moim życiem.
Każdą decyzję podejmowałam, mając na uwadze jej dobro. Zaczynam powoli rozumieć,
dlaczego Stephanie błagała mnie, żebym otworzyła się na miłość. Wiedziała, że po jej śmierci
będę zagubiona.
– Z każdym dniem czuję się troszkę lepiej.
Kristin uśmiecha się do mnie.
– Poniosłaś niepowetowaną stratę, ale z czasem pogodzisz się z odejściem Steph
i znajdziesz sposób na to, żeby żyć.
– Taką mam nadzieję. Powinnam zacząć myśleć o powrocie do pracy.
– Masz sporo zaległego urlopu. Może powinnaś go wykorzystać? Wyjedź gdzieś, zmień
otoczenie.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio gdzieś wyjechałam. Może w podróż poślubną, ale nawet
wówczas nie ruszyliśmy się poza stan, bo Stephanie była za młoda, żebym mogła jej zaufać.
Nicole miała się nią zaopiekować, ale skończyło się na tym, że urządziły w moim domu huczną
imprezę.
– Może. Nie wiem, kiedy Eli wraca do Nowego Jorku. Miał wyjechać tydzień temu, ale
został ze względu na mnie.
Kristin uśmiecha się pogodnie i bierze mnie za rękę.
– Pasujecie do siebie jak ulał.
– Wyznałam mu miłość. – Po raz pierwszy przyznaję się do tego na głos.
– Jak na ciebie to poważny krok.
– Wiem. – Wzdycham. – Z Mattem zajęło mi to rok. Zresztą nie byłam pewna, czy
naprawdę go kocham, ale gdy wyznał mi miłość, czułam, że muszę mu się zrewanżować. Z Elim
było inaczej, nie mogłam dłużej tego w sobie dusić. Musiałam mu powiedzieć, inaczej bym
eksplodowała. Ale powiedziałam to jeden jedyny raz, on też, więc może tylko mu się wydaje, że
mnie kocha…
Kristin wybucha śmiechem.
– Jesteś kompletnie szurnięta. Naprawdę myślisz, że on cię nie kocha? Zastanów się,
przełożył dla ciebie zdjęcia, zabrał cię do siebie, zaopiekował się tobą i pokrył koszty
pogrzebu…
– Co takiego? – Zrywam się na równe nogi. – Wszystko było opłacone z góry, to
niemożliwe.
– Odnoszę wrażenie, że on zawsze zrobi to, co chce. Powiedział, że kilka dni temu
otrzymałaś zwrot przedpłaty.
Jak to możliwe? Przecież zapłaciłyśmy za pogrzeb pieniędzmi z lokaty, którą zostawili
nam nasi rodzice. Stephanie nie chciała, by całość poszła na jej leczenie, żebym nie musiała się
zapożyczać na pogrzeb, gdy umrze.
Chwytam za komórkę i otwieram moją aplikację bankową.
– O Boże! – Zakrywam usta dłonią. – Przelali mi całą kwotę na konto.
– Eli nie zrobiłby tego, gdyby cię nie kochał. Widzę, jak na ciebie patrzy. – Kristin bierze
mnie za rękę. – Scott też kiedyś tak na mnie patrzył. Nie chodzi o to, co on mówi, Heather. Liczą
się czyny.
Kristin ma rację. Od samego początku naszej znajomości Eli na każdym kroku dowodzi
swoich uczuć do mnie. Słowa są zbędne, jego czyny mówią same za siebie.
Co za idiotka ze mnie, niepotrzebnie się martwiłam.
– Przykro mi, że Scott cię nie docenia. – Mam nadzieję, że pewnego dnia Scott się zmieni
albo ona wreszcie poczuje, ile jest warta, i go zostawi.
– O mnie się nie martw. – Kristin poklepuje mnie po udzie. – Lepiej mi powiedz,
dlaczego tak wątpisz w miłość.
Opowiadam Kristin o kobiecie, którą spotkaliśmy na spacerze. O tym, że poczułam się
niewidzialna, i o narastającej obawie, że gdy opuścimy w końcu nasze bezpieczne schronienie,
nasza miłość ulotni się równie szybko, jak się rozpoczęła. Nie mam żalu do Eliego. Nawet wtedy,
gdy dał spontaniczny koncert w parku rozrywki, co rusz mnie dotykał, bo chciał mi przypomnieć,
że o mnie pamięta. Ale ja zawsze wszystkim się przejmowałam, a Eli tylko wzmaga mój
niepokój.
– Porozmawiaj z nim o tym. Nikt nie wie lepiej od niego, jak radzić sobie z wyzwaniami
sławy.
Po raz kolejny Kristin uzmysławia mi moją głupotę.
– Dlaczego jestem taka tępa?
– Skarbie, jesteś w żałobie. Stephanie była dla nas jak siostra, ale dla ciebie była prawie
jak córka. Śmierć młodszej osoby zawsze jest szokiem, nie sposób się na nią przygotować.
Gdy Kristin mnie przytula, przypominam sobie, jak wielkie mam szczęście. Poznałam ją
w drugiej klasie liceum, w bibliotece. Złamała stopę i usiadła obok mnie, bo byłam najbliżej
drzwi. Nic nie zapowiadało, że się zaprzyjaźnimy. Ona miała same piątki, a ja ledwo
przechodziłam z klasy do klasy. Ja uprawiałam sporty, a Kristin nie lubiła się męczyć. A jednak
coś między nami zaiskrzyło. Przedstawiła mnie Danielle, a ja poznałam je z Nicole i w ten
sposób powstała nasza paczka. Nie mogłabym sobie wyobrazić lepszych przyjaciółek.
– Kocham cię, Kriss.
– A ja ciebie. Przyszłam, żeby ci coś dać. – Kristin zaczyna się wiercić na łóżku. – Pół
roku temu Stephanie zadzwoniła do nas. Powiedziała, że jej objawy się nasilają. Nie była pewna,
czy dożyje końca roku.
Serce zaczyna mi szybciej bić i kłuje mnie w klatce.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
– Błagała nas, żeby nic ci nie mówić. Spełniłyśmy jej prośbę. Poprosiła nas o pomoc.
Każda z nas dostała od niej list – mówi łamiącym się głosem, a oczy ma pełne łez. Zwalczam
odruch, żeby się na nią rzucić i ją przeszukać. Kristin chrząka i dodaje: – Każda z nas ma dla
ciebie list. Brody chyba też. Uchodzę za twardzielkę, więc mnie przypadło w udziale przekazanie
ci pierwszego listu. Steph najwyraźniej mnie przeceniła. – Kristin ociera łzy, śmiejąc się
nerwowo, a następnie wyciąga z kieszeni kopertę. – Poprosiła, żebyś go przeczytała po jej
pogrzebie.
– Czytałaś go? – pytam drżącym głosem.
– Nie. Jest zaadresowany do ciebie, kotku. Chcesz, żebym z tobą została? – Kristin jest
jedną z moich najbliższych przyjaciółek, ale w tej chwili to nie jej towarzystwa łaknę. To
niesamowite jak szybko, odkąd oddałam mu swoje serce, przywiązałam się do Eliego, i dlatego
to jego potrzebuję teraz najbardziej.
– Będziesz zła, jeśli powiem, że chcę, żeby Eli…
– Daj spokój – przerywa mi Kristin i wstaje. – Skąd, już po niego idę. – Całuje mnie
w policzek i wychodzi z pokoju.
Gdy spoglądam na kopertę zaadresowaną do mnie, czuję bolesny skurcz w żołądku. Po
chwili do pokoju wchodzi Eli.
– Wiem o wszystkim od Kristin. – Na dźwięk jego głosu nieco się uspokajam. – Chcesz,
żebym przy tym był?
– Tak.
Eli siada obok mnie, a ja opieram dłoń na jego udzie. Jego obecność sprawia, że
odzyskuję grunt pod nogami. Zakotwicza mnie, żebym nie pogrążyła się w otchłani bólu.
Rozrywam kopertę i wyjmuję pojedynczą kartkę. Wzdycham głęboko i zaczynam czytać.
Do Siostry, która była mi Matką i Idolką
Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że ja już nie żyję. Nie płacz. Zdaję sobie sprawę, że równie
dobrze mogłabym zażądać, aby niebo zmieniło kolor na zielony. Od dziecka byłaś
melodramatyczna. Uspokój się. Od dawna wiedziałyśmy, że to nastąpi, i choć jestem pewna, że
tego nie zrozumiesz, cieszę się, że jest już po wszystkim. Nie wiem, ile czasu minęło, odkąd
napisałam ten list, ale wiedz, że byłam gotowa na śmierć. Nie chciałam być dla Ciebie ciężarem.
Nie chciałam dłużej cierpieć. A najbardziej ze wszystkiego pragnęłam być wolna.
Gdy zginęli nasi rodzice, zapewniłaś mi poczucie bezpieczeństwa. Byłaś moją ostoją.
Wiem, że wejście w rolę rodzica nie było dla Ciebie łatwe. Zwłaszcza gdy miałam fazę na goth;
swoją drogą nadal sądzę, że moją stylówę doprowadziłam wtedy do perfekcji. Nigdy nie
musiałam się martwić, bo zawsze byłaś przy mnie. W dniu, w którym postawiono mi diagnozę,
moje życie runęło, podobnie jak i Twoje. Z dnia na dzień, zamiast kłótni o to, że nie pozwoliłaś mi
iść na randkę z Tylerem Bradleyem – który, choć popalał papierosy, wcale nie był taki najgorszy
– głowiłyśmy się nad dawkami leków przeciwbólowych. W sobotnie wieczory maratony filmowe
i popcorn zastąpiły ataki padaczki i paraliżu. Z rozpaczą patrzyłam, jak ze szczęśliwej mężatki
stałaś się rozwódką pogrążoną w depresji.
Choć twierdziłaś, że nic Ci nie jest, samej siebie nie mogłaś oszukać, nikt nie jest aż tak
sprytny. Jeśli nadal sądzisz, że moja choroba niczego Ci nie odebrała, powiem Bogu, że
powinnaś wstąpić w poczet świętych. Choć Bóg na pewno doskonale wie, że uprawiałaś seks
z Vincentem w łóżku rodziców. Tak, wiem, koleś był straszny.
Napisałam ten list po to, żeby Ci przypomnieć, że ty także odzyskałaś wolność. Nie musisz
się już mną martwić. Wiem, uznasz, że bredzę, i już słyszę, jak się zarzekasz, że wcale nie chcesz
być wolna, ale ja pragnę tej wolności dla Ciebie. Chcę, żebyś była wolna. Chcę, żebyś spotykała
się z przyjaciółmi i uprawiała seks, bo ja nie mogę. Chcę, żebyś poznała kogoś fajnego, kto nie
będzie oczekiwał, że zostaniesz kurą domową.
Ponad wszystko chcę, żebyś wiedziała jedno. Byłaś dla mnie wzorem. Gdy umrę, tylko
Ciebie mi będzie brakowało. Tak na marginesie, wiedz, że nie zamierzam Cię nawiedzać. Będę
najlepszym z duchów. Myślę, że stanie się tak jak w filmie, który kazałaś mi obejrzeć, o tym, jak
Whoopie nauczyła tego kolesia poruszać przedmiotami. Następnym razem, jeśli pilot od
telewizora zacznie fruwać, kiedy będziesz oglądała ten beznadziejny serial o gliniarzach, to będę
ja, będę Ci dawać do zrozumienia, żebyś zmieniła kanał.
Kończę już tę paplaninę, ale pamiętaj, że bardzo Cię kocham. Dziękuję, że byłaś dla mnie
wzorem, a nie nudną mamuśką.
Napisałam jeszcze trzy listy, żebyś nie zapomniała, że masz żyć pełnią życia. Uznałam, że
Kristin jest najsłabsza z waszej czwórki, więc ona dostała pierwszy list… Następny trafi w Twoje
ręce w dniu Twojego ślubu. Bo musisz ponownie odnaleźć miłość. Znajdź sobie kogoś, kto się
Tobą zaopiekuje. Znajdź go, żebyśmy mogły znowu pogadać! Obiecuję, że kolejny list jest jeszcze
lepszy!
Kocham Cię na zawsze
Stephanie
Składam kartkę, śmiejąc się przez łzy. Moja siostra nie byłaby sobą, gdyby nie
zakończyła listu suspensem.
Spoglądam na Eliego, który bacznie mi się przygląda.
– Steph zawsze potrafiła postawić na swoim. Dobrze wiedzieć, że pozostała sobą nawet
po śmierci.
– Co napisała?
Wybucham śmiechem na wspomnienie tego, co napisała o nim.
– Że serial, w którym grasz, jest beznadziejny i żebym przestała go oglądać.
Eli przytula mnie ze śmiechem.
– Tak, mówiła mi, że powinienem postarać się o lepsze role.
Rozdział 22
– Denerwujesz się? – pyta Eli, gdy zatrzymujemy się przed ogromną posiadłością na
wyspie Sanibel.
– Oczywiście. – Chichoczę nerwowo. – Przecież mam poznać twoją rodzinę!
Od pogrzebu minęły cztery dni i choć uwielbiam spędzać czas z Elim, cieszę się, że będę
mogła zmienić otoczenie. Wolałabym, co prawda, coś innego niż pierwsze spotkanie z rodziną
jego sławnego brata. Dziś są urodziny Adriela, bratanka Eliego, na które zaproszono wszystkich
członków rodziny.
– Będą tobą zachwyceni –zapewnia mnie Eli po raz piąty. Wiem, że nie ma co dłużej tego
odkładać.
Gdy wysiadamy z samochodu, mała dziewczynka wybiega nam na spotkanie.
– Wujku Eli! – woła, a jej ciemne loki podskakują na wietrze.
– Daria! – Eli bierze ją na ręce i kręci się w kółko. – Chcę ci kogoś przedstawić.
– Podchodzi do mnie. – To jest Heather, przywitasz się z nią?
– Hej. – Dziewczynka uśmiecha się do mnie słodko.
– Hej, jesteś jeszcze ładniejsza, niż mówił twój wujek.
Daria chichocze i składa rączki pod brodą.
– Wujek Eli powiedział, że będą ze mną same kłopoty.
Dziewczynka owija drobne rączki wokół szyi Eliego.
– Już są z tobą same kłopoty – mówi on i ją całuje.
– Wygłupiasz się! – Wokół słychać jej uroczy śmiech.
– Patrzcie państwo, kto raczył nas w końcu zaszczycić swoją obecnością! – Na podjeździe
zjawia się kobieta o długich, ciemnych włosach, brązowych oczach i ciepłym uśmiechu.
Domyślam się, że to Savannah. Jest o wiele niższa, niż przypuszczałam.
– Patrzcie państwo, kto znowu marudzi – odpowiada Eli.
Savannah przewraca oczami i podchodzi do mnie.
– Cześć, jestem Savannah, cieszę się, że przyszłaś.
– Dziękuję za zaproszenie. Bardzo miło cię poznać – mówię, gdy mnie obejmuje.
– Skarbie, w tej rodzinie lubimy się przytulać. Przygotuj się, jest nas mało, ale wszyscy
jesteśmy zdrowo porąbani. – Wybucham śmiechem, a Eli mamrocze pod nosem, żeby mówiła za
siebie. Savannah puszcza mimo uszu jego uwagę i dodaje: – Bardzo mi przykro z powodu twojej
siostry.
– Dziękuję. – Próbuję się uśmiechnąć, ale na samo wspomnienie Stephanie czuję się tak,
jakby ktoś wbił mi nóż w serce.
– Chcieliśmy przyjść na pogrzeb, ale Eli powiedział, że lepiej, żeby Randy nie pojawiał
się w Tampie. Gdy obaj bracia są w jednym mieście, prasa zaczyna trochę świrować. Jednemu
łatwiej się ukryć. Mam nadzieję, że rozumiesz.
Nie miałam pojęcia, że chcieli przyjść na pogrzeb, bo Eli nic mi o tym nie powiedział.
Bardzo mnie to wzrusza. Przypominam sobie słowa Kristin. Czyny ponad słowa. Eli powiedział
rodzinie o pogrzebie, a oni uznali, że jestem dla niego tak ważna, że chcieli wziąć w nim udział.
– Oczywiście. Doceniam intencje. – Zerkam ze zdziwieniem na Eliego i spoglądam na
Savannah.
Eli bierze Darię za rękę i gładzi mnie po ramieniu.
– Savannah bardzo sobie ceni więzy rodzinne. Chciała przyjść na pogrzeb, ale
przywołałem ją do porządku.
Savannah prycha drwiąco i mruży oczy.
– Mądrala.
Ich przekomarzania są zabawne.
– Vannah, nie boję się ciebie.
– Nie daj się zwieść – zwraca się do mnie Savannah teatralnym szeptem. – Eli doskonale
wie, kto tu rządzi, i bynajmniej nie jest to żaden z braci Walsh.
– Dobrze wiedzieć. – Śmieję się i sprzedaję mu kuksańca.
– Wszyscy są w ogrodzie – informuje Savannah i prowadzi nas do środka.
Eli bierze mnie za rękę, a ja po raz kolejny czuję się przytłoczona bogactwem tej rodziny.
Dom Randy’ego jest nieco mniejszy od willi Eliego, ale za to jest bardziej przytulny. Wszędzie
leżą porozrzucane zabawki, ściany pomalowane są na ciepłe kolory, jednym słowem czuć, że
mieszka w nim rodzina. Mimo imponujących rozmiarów dom jest nad wyraz uroczy.
Gdy wychodzimy do ogrodu, Randy odstawia piwo i biegnie nam na powitanie
– Heather, cieszę się, że wpadłaś!
– Dziękuję za zaproszenie.
Randy odsuwa Eliego i przytula mnie.
– Dziękuję. – Spoglądam na niego pytająco, bo nie wiem, za co mi dziękuje, a Randy
wskazuje na brata.
Czerwienię się i przytakuję.
– Przestań zawstydzać moją dziewczynę, ty dupku.
Nie będę kłamać, ale fakt, iż nazwał mnie swoją dziewczyną, ogromnie mnie ucieszył. Eli
odciąga mnie od brata, który pęka ze śmiechu, widząc jego zazdrość. Poznaję bratanka Eliego,
rezolutnego urwisa, który przypomina mi syna Danni. Chłopiec przybija piątkę z Elim i kiwa mi
głową na powitanie.
Eli popycha mnie w kierunku kobiety, która, jak się domyślam, jest jego matką. To
zielonooka szatynka o uroczym uśmiechu. Jest dokładnie taka, jak sobie wyobrażałam. Drobne
dłonie oparła na blacie stolika.
Na widok syna cała się rozpromienia.
– Mamo! – wita ją Eli z uśmiechem.
Kobieta wstaje i bierze jego twarz w dłonie.
– Eli! Mój kochany synku! – Całuje go w oba policzki. – Dobrze się odżywiasz? Jesteś
strasznie chudy. Nie lubię, gdy tracisz na wadze.
– Mamo, nic mi nie jest.
Po raz pierwszy widzę go zawstydzonego. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tego doczekam.
– Skóra i kości – mówi jego mama i spogląda na kobietę, która siedzi obok niej. Gdy na
powrót zerka na syna, po raz pierwszy zauważa moją obecność. Klaszcze w dłonie i trąca Eliego.
– Czy to ona?
– Mamo, to jest Heather, moja dziewczyna. Heather, poznaj moją mamę, Claudię.
Już drugi raz nazwał mnie swoją dziewczyną, ale kto by to liczył?
– Jest śliczna. – Matka zwraca się do Eliego, ale patrzy na mnie.
– Miło mi panią poznać.
Claudia podchodzi i bierze mnie za rękę.
– Długo czekałam, aż Eli przedstawi mi swoją dziewczynę, ale wreszcie jesteś.
Nie do końca wiem, jak mam rozumieć jej słowa, poza tym, że Eli sam mi się przyznał, że
od rozstania ze swoją eks z nikim się nie spotykał. Czy poznał mamę ze swoją byłą? Zakładam,
że się znały, skoro rozmawiali o małżeństwie.
Zerkam na niego, a on przewraca oczami.
– Nie zaczynaj – zwraca się do matki ostrzegawczym tonem.
– Cicho sza! Nie chodzisz na randki i nie dzwonisz do matki. Czytałam o twoich
wyczynach w gazetach. Mój Eli jest zbyt ważną personą, żeby znaleźć sobie porządną
dziewczynę. Przez to jego matka musi się zamartwiać, że nie ma nikogo, kto by się nim
zaopiekował.
Jej połajanki doprowadzają mnie do śmiechu. Eli nie protestuje, tylko przyciąga ją do
siebie.
– Kochasz mnie, przyznaj się.
Claudia klepie go po brzuchu i wybucha śmiechem.
– Heather, chodź, usiądź obok mnie. To moja siostra Martha.
Gdy siadam obok niej, Eli całuje mnie w policzek i życzy mi powodzenia. Patrzę, jak
odchodzi z uśmiechem na ustach. Co za dupek. Rzucił mnie lwom na pożarcie.
Jego matka jest cudowna. Zasypuje mnie pytaniami o pracę, rodzinę i spogląda na mnie
ze współczuciem, gdy mówię jej o Stephanie. Jest nadzwyczaj ciepłą osobą, sama jej obecność
jest krzepiąca. Claudia opowiada mi o Elim z czasów, zanim został sławny, ale trudno mi go
sobie takim wyobrazić. Opisuje go jako cherlawego samotnika, który poza bratem nie miał
żadnych przyjaciół, co, jak widzę, zostało mu do dziś.
W jego opowieściach nie przewijają się znajomi, ale teraz rozumiem, dlaczego trudno mu
jest komuś zaufać. Do sławnych osób często lgną ludzie wyrachowani i interesowni i nigdy nie
wiadomo, komu można zaufać. Łatwiej jest zbudować wokół siebie mur.
– Przeżyjesz jakoś? – pyta Savannah, po czym podaje mi piwo i przysiada się do mnie.
– Jak dotąd świetnie.
– Cieszę się. Muszę przyznać, że byliśmy w szoku, gdy Eli powiedział, że przyprowadzi
cię na dzisiejsze przyjęcie.
Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy martwić, że Eli nie ma w zwyczaju
przyprowadzać tu swoich dziewczyn. Pociągam łyk piwa, siląc się na obojętność.
– Ja chyba też.
– Nie zrozum mnie źle. – Vannah uśmiecha się do mnie krzepiąco. – Martwimy się
o niego, zwłaszcza że do tej pory jego wybory sercowe pozostawiały wiele do życzenia. Jednak
widzę, że ty jesteś inna. Cieszy nas, że wreszcie się ogarnął i zdecydował się nas z tobą poznać.
– Vannah – upomina ją Claudia.
– Mamo, przyznasz, że ciebie również to ucieszyło. Od rozstania z tamtą suką trochę
zdziwaczał.
Z wrażenia krztuszę się piwem. Kocham tę dziewczynę.
– Rozumiem, że za nią nie przepadałaś?
Savannah wybucha śmiechem.
– Nie. Znienawidziłam ją od pierwszego wejrzenia. Wiesz, jak to jest, kobiety mają nosa
do dziewczyn.
– Masz rację – przytakuję. Intuicja bardzo przydaje mi się w pracy. Zawsze wiem, czy
ktoś próbuje mnie oszukać.
– Mężczyźni są ograniczeni, myślą tylko o jednym…
Claudia prycha.
– Nie moi chłopcy. Zostali dobrze wychowani.
Savannah zerka na mnie porozumiewawczo i uśmiecha się promiennie.
– Jasne, Randall i Ellington są ponad to.
O wilku mowa. Eli i Randy podchodzą do nas z półmiskiem pełnym hot dogów
i hamburgerów.
– Tylko nie zniechęć mojej dziewczyny swoim podłym charakterem. – Eli grozi Vannah
palcem. – Mam cię na oku.
Przysuwam się do Savannah.
– Nie bądź niemiły dla mojej nowej koleżanki – mówię.
– Super – jęczy Eli. – Teraz dopiero mam przerąbane.
Wszyscy wybuchają śmiechem i zabierają się do jedzenia. Rodzina Eliego odnosi się do
siebie z humorem i serdecznością. Przekomarzaniom i pogawędkom nie ma końca. Randy nie
przestaje zasypywać żony dowodami miłości. Już rozumiem, od kogo Eli nauczył się, jak należy
traktować kobietę.
Randy odnosi się do Savannah z taką samą atencją, jak Eli do mnie. Wyprzedza jej
zachcianki, raz po raz łapie ją za rękę, bez wyraźnego powodu. Po raz kolejny braciom Walsh
udaje się mnie zaskoczyć. Publiczny wizerunek Randy’ego dalece odbiega od tego, jaki jest
naprawdę. To rodzinny, ciepły gość.
Po zachodzie słońca idę z Savannah do domu, żeby pomóc jej w sprzątaniu.
– Wiesz, że z chwilą, gdy świat dowie się o waszym związku, sprawy się skomplikują?
– pyta, zmywając naczynia.
– Co przez to rozumiesz?
Vannah opiera się o szafkę i spogląda na mnie z uwagą.
– Chodzi mi o to, że niektóre kobiety są szurnięte, wiele z nich sądzi, że Eli jest wolny.
Nie jesteś aktorką ani piosenkarką, tylko zwykłą dziewczyną, jeśli chcesz się z nim związać na
poważnie, musisz mieć grubą skórę. – Wzdycha. – Nie chcę cię straszyć, ale wolę cię uprzedzić,
co cię czeka. Jemu naprawdę na tobie zależy, po raz pierwszy widzę go tak zakochanego. On
jednak, w przeciwieństwie do mnie, nie wie, jak to jest spotykać się z kimś sławnym. Nie raz
wyzywano mnie od najgorszych, a moje zdjęcia przerabiano w Photoshopie, żebym wyglądała na
otyłą. Do tego dochodzą liczne artykuły o zdradach Randy’ego.
– Uważasz, że sobie nie poradzę? – pytam. Sama się nad tym zastanawiałam.
Przypominam sobie kobietę z parku i to, jak nieswojo się czułam, patrząc, jak go dotykała. A to
i tak drobiazg w porównaniu z tym, o czym mówi Savannah.
– Dasz sobie radę, jeśli tylko będziesz tego chciała. Jestem pewna, że jako policjantka
często stykasz się z agresją, mam rację?
– Nie masz pojęcia, jak często – odpowiadam ze śmiechem.
– Cóż, wyobraź sobie, że może być tysiąc razy gorzej. Na początku będzie bardzo źle, ale
potem plotki nieco ucichną. Po prostu miej się na baczności i nie czytaj tych bzdur, które
wypisują w gazetach. To karygodne, jak te pismaki nas szkalują. Ludzie odnajdują perwersyjną
przyjemność, gdy komuś sławnemu się nie wiedzie. Przykro mi to mówić, ale wszyscy będą
liczyć na to, że się rozstaniecie. Dramaty i tragedie podnoszą sprzedaż gazet, a świat, jak
wiadomo, kręci się wokół pieniędzy.
W jej głosie pobrzmiewają smutek i obrzydzenie. Najwyraźniej spotkało ją wiele
przykrości.
– A jak ty sobie z tym radzisz?
Savannah wygląda przez okno i z uśmiechem patrzy na męża.
– Kocham go. Związałam się z nim na dobre i na złe. Muzyka jest całym jego światem,
więc nauczyłam się z tym żyć – mówi i mierzy mnie wzrokiem. – Eli jest taki sam. Nie wychylaj
się za bardzo i bądź z nim szczera. Jeśli naprawdę go kochasz, jest tego wart.
Nie mam żadnych wątpliwości, że go kocham. Na samą myśl, że miałabym od niego
odejść, zbiera mi się na płacz. Łatwiej byłoby pokochać kogoś innego, ale moje życie nigdy nie
było proste. Musiałam pochować rodziców i siostrę, przeszłam bolesny rozwód i nieraz
znajdowałam się na skraju nędzy, dlatego ludzka nienawiść nie robi na mnie wrażenia. Nic nie
może się równać z bólem, który czuję po stracie siostry. Jeżeli ludzie mnie znienawidzą, bo go
kocham, niechaj tak będzie.
Eli jest wart ryzyka, jest wart wszystkiego.
Po kilku godzinach babcia zabiera dzieciaki do wanny. Eli, Savannah, Randy i ja przez
godzinę gramy w remika. Ja wygrywam.
– No cóż – mówi Randy, rzucając karty na stół, gdy wygrywam kolejną partię. – Ja
odpadam. Heather najwyraźniej nas okantowała.
– Ja? W życiu! – Udaję obrażoną.
– Kłamczucha – mówi Randy ze śmiechem i spogląda na brata. – Eli, powinieneś ją
przeszukać, czy nie pochowała kart po kieszeniach.
– Skarbie, czy ty oszukiwałaś?
Rozdziawiam usta ze zdziwieniem.
– Nigdy. Jestem stróżem prawa – zarzekam się, choć Savannah podawała mi karty pod
stołem.
Eli mruży oczy, ale nie odpowiada. Spogląda na Savannah i wybucha:
– Wiedziałem! O wy, oszustki!
Savannah i ja parskamy śmiechem.
– Jesteście ślepi.
– Ran, nasze kobiety wyprowadziły nas w pole.
Randy całuje żonę.
– Vannah od lat robi mnie w konia.
– Mamusiu! – Do salonu wpada Daria. Ma mokre włosy i przebrała się w piżamę.
– Przeczytasz mi bajkę?
Savannah bierze córkę na ręce i uśmiecha się przepraszająco.
– Randall, czas na nas.
– My też będziemy się zbierać.
– Nie zapominaj o nas, wpadaj, kiedy tylko masz ochotę – mówi Savannah i przytula
mnie mocno. – Możesz przyjść sama, i tak za nim nie przepadamy.
Eli prycha w odpowiedzi, żegnamy się i wychodzimy.
Dzisiejsze popołudnie było wyjątkowe. Jego rodzina przyjęła mnie z otwartymi
ramionami, choć widzieli mnie pierwszy raz. Martwiłam się, że spotkanie z nimi będzie bolesne,
bo przypomni mi, że jestem sama na świecie, ale stało się inaczej. Po raz kolejny Eli sprawił, że
dostałam coś, o co nawet nie śmiałam prosić.
Rozdział 23
– No to możecie mnie, kurwa, zwolnić! – krzyczy Eli do słuchawki. – Możecie na razie
nagrywać ujęcia, w których nie występuję. Nie mam zamiaru wyjeżdżać z Tampy, dopóki sam
nie uznam, że jestem na to gotowy. – Wypuszcza komórkę z dłoni i łapie się za rękę. – Kurwa!
Podbiegam do niego, a on zaczyna masować kciukiem wewnętrzną stronę dłoni.
– Wszystko w porządku? – pytam i podnoszę telefon z podłogi. Eli krzywi się z bólu
i potrząsa ręką. – Eli?
– Tak, daj mi chwilę, muszę dokończyć rozmowę. – Sięga po komórkę i znika
w sąsiednim pokoju. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego. Słyszę, jak ponownie zaczyna się
na kogoś wydzierać.
Siadam przy blacie kuchennym i skubię owoce, które pokroił dla nas jego kucharz. Gdy
Eli oznajmił, że nie spieszy mu się na plan, wzięłam wolne do końca następnego tygodnia. Chcę
z nim spędzić jak najwięcej czasu, zanim wyjedzie. Rozmawialiśmy o tym, że złamał warunki
umowy, ale powiedział, że mam się niczym nie martwić.
Jak widać, mój niepokój był uzasadniony.
Po kwadransie Eli wchodzi do kuchni i odkłada telefon na marmurowy blat. Otwiera
lodówkę, mamrocząc pod nosem inwektywy pod adresem reżyserów z przerostem ego. Staram
się nie roześmiać, ale jest tak uroczy, gdy się wścieka, że zaczynam chichotać.
Eli mierzy mnie wzrokiem, zatrzaskuje lodówkę i dopada mnie jednym susem. Wpija mi
się w usta tak gwałtownie, że muszę się go chwycić, żeby nie polecieć do tyłu. Zwierzęca siła
jego pocałunku wstrząsa mną do głębi. W minionym tygodniu był uosobieniem czułości. Teraz
nie ma po niej śladu.
Jedną ręką unosi mnie i sadza na blacie. Łapię go za szyję, patrząc mu w oczy. Eli
przysuwa się do mnie, a ja oplatam go nogami.
Choć uwielbiam, gdy jest czuły, stęskniłam się za tym bogiem seksu.
– Ellington – szepczę i próbuję złapać oddech.
– Powtórz to – rozkazuje mi. Wsysa się w moją szyję, a ja chwytam go za włosy.
– Heather, powiedz, jak mam na imię.
– Eli – jęczę, a on całuje mnie coraz niżej.
– Nie, skarbie, spróbuj jeszcze raz.
Po chwili orientuję się, o co mnie prosi. Eli Walsh jest mężczyzną, którym muszę się
dzielić. Ellington należy tylko do mnie. Szarpię go za włosy, odchylając mu głowę do tyłu.
– Ellington.
Gdy dostrzegam żar w jego oczach, natychmiast cała się rozpływam.
– Skarbie, należę wyłącznie do ciebie.
– Pocałuj mnie – żądam.
Eli zdaje się ociągać, ale ja nie mam zamiaru wypuścić go z objęć. Nie jestem
z porcelany. Eli spełniał wszystkie moje zachcianki, dbał o to, żeby niczego mi nie zabrakło, ale
teraz to on potrzebuje mnie.
Przejmuję inicjatywę i przysuwam moje usta do jego warg. Ten jęk to najseksowniejszy
odgłos, jaki kiedykolwiek dane mi było słyszeć. Uwielbiam doprowadzać go do szaleństwa.
Zachwyca mnie, że tak na niego działam.
Nagle Eli przerywa pocałunek i robi dwa kroki w tył. Oboje jesteśmy zdyszani.
– Co się stało? – pytam.
– Kurwa! – rzuca i patrzy w sufit.
Zeskakuję z blatu.
– Wszystko w porządku?
Eli zamyka oczy i bierze głęboki oddech.
– Tak, tylko jestem wkurzony i nie powinienem się na tobie wyżywać.
Z uśmiechem gładzę go po policzku.
– Czy wyglądam na urażoną? Jeśli w ten sposób okazujesz złość, chcę, żebyś nigdy nie
przestawał się na mnie złościć.
Eli wybucha śmiechem i potrząsa głową.
– Kocham cię – wyznaje bez zastanowienia.
Dopiero drugi raz mówi, że mnie kocha. Nie żebym tego oczekiwała, ale jednak
uśmiecham się radośnie.
– Ja też cię kocham.
Opieram dłonie na jego torsie.
– Niepokoiło mnie, że wtedy się przesłyszałam.
– Dawno nikomu tego nie mówiłem. Będę pamiętał, żeby mówić ci to częściej.
– Codziennie dajesz temu wyraz.
Eli całuje mnie w nos i wzdycha.
– Dzwoniła moja agentka. Produkcja jest na mnie wściekła, żądają, żebym wrócił do
Nowego Jorku przed upływem doby. W przeciwnym razie podejmą kroki prawne.
Egoistycznie liczyłam na to, że nie będzie musiał wyjeżdżać. Oboje zapomnieliśmy
o rzeczywistości. Podpisał kontrakt. Nie mogę go na siłę zatrzymywać w Tampie.
– Czuję się lepiej. Nie musisz zostawać ze względu na mnie.
– Heather, nie w tym rzecz. Po prostu nie chcę cię zostawiać. Nie chcę budzić się
w Nowym Jorku i nie patrzeć w twoje brązowe oczy. Tam nic na mnie nie czeka, ty jesteś dla
mnie wszystkim.
Wiem, że jest aktorem, ale w jego głosie słychać szczerość. Świadomość, że Eli pragnie
ze mną zostać, sprawia, że jeszcze bardziej się w nim zakochuję. Jeśli jednak z mojego powodu
miałby stracić pracę i uwikłać się w jakiś spór prawny, nasza relacja mogłaby na tym ucierpieć.
– Powiedziałeś, że mnie nie zostawisz, ja także nie mam zamiaru cię opuścić. Będę na
ciebie czekać. Musimy wierzyć, że naszej więzi nie naruszy kilka miesięcy rozłąki.
Eli chodzi nerwowo po kuchni, jest wyraźnie rozdarty.
– Wiem, ale oni zachowują się skandalicznie.
Byłabym szczęśliwa, gdyby ze mną został, ale rozumiem, że popełniłby błąd. Podchodzę
do niego i biorę go za rękę. Musi wyjechać, a ja powinnam go w tym wesprzeć. Choć Eli zarzeka
się, że wcale się o mnie nie martwi, zdaję sobie sprawę, że jest inaczej. Co prawda, nie grozi mi
już katatoniczny stupor, ale i tak się o mnie niepokoi. Muszę go uspokoić i nakłonić, żeby wrócił
do pracy.
– Eli, musisz wrócić na plan. Nie dziwi mnie, że straszą cię pozwem, bo nie podałeś im
żadnej konkretnej daty powrotu. Tak samo zachowaliby się moi przełożeni. Nie chcę, żebyś
wyjeżdżał, ale oboje wiemy, że to nieuchronne. I tak za tydzień wracam do pracy. Uwiliśmy
sobie cudowne gniazdko, ale prawda jest taka, że nie możemy w nim zostać. – Chciałabym, żeby
było inaczej, ale niestety, jest dokładnie tak, jak powiedziałam. Było nam razem cudownie.
Oboje tego potrzebowaliśmy, ale teraz czekają nas nowe wyzwania. – Kocham cię, więc muszę
wierzyć, że rozłąka nam nie zaszkodzi. Uwielbiasz aktorstwo, a ja swoją pracę. Jeśli mamy iść
razem przez życie, musimy nauczyć się sztuki kompromisu.
Eli bez słowa sięga po komórkę i wybiera numer.
– Wracam do Nowego Jorku za tydzień. Jeśli będą chcieli mnie pozwać, nic mnie to,
kurwa, nie obchodzi. W następny poniedziałek stawię się w pracy. Przekaż im, że teraz mam inne
priorytety i w każdy weekend muszę być w Tampie.
Uśmiecham się, gdy odkłada telefon. Będziemy widywać się w weekendy. Bez słowa
bierze mnie za rękę i prowadzi na górę. Gdy wchodzimy do sypialni, popycha mnie na łóżko
i siada na mnie okrakiem.
– Mamy jeszcze siedem dni. – Jego zielone oczy pożerają mnie żywcem. – Ciekawe, ile
razy uda mi się sprawić, że wykrzyczysz moje imię.
Eli nie przestaje mnie zaskakiwać. Z nikim nie było mi tak dobrze jak z nim. Jest dumny
z tego, że potrafi mnie doprowadzić do wielokrotnych orgazmów. Ja również nie mam powodu
narzekać.
Gdy już się sobą nasyciliśmy, Eli natychmiast zasypia, a ja kładę się obok i patrzę, jak
śpi. Chciałabym coś dla niego zrobić. Z jego opowieści wyłania się wręcz surrealistyczny obraz
jego życia. Ludzie wokół cały czas mu usługują, ale nie dlatego, że im na nim zależy. Po prostu
wykonują swoją pracę. Nikt tak naprawdę się o niego nie troszczy.
Dzięki mojemu śledztwu internetowemu wiem, że za dwa tygodnie przypadają jego
urodziny. Każde z nas będzie już wtedy pracować, dlatego chcę je uczcić przed jego wyjazdem.
Na poduszce zostawiam mu liścik z informacją, że idę coś załatwić i że wkrótce wrócę.
Od razu po wyjściu z domu dzwonię do Savannah. Pytam, czy znajdą czas, żeby wpaść na
przyjęcie urodzinowe za dwa dni. Vannah z entuzjazmem przyjmuje moje zaproszenie, a przy
okazji podaje mi listę jego ulubionych smakołyków i proponuje, że pomoże mi w zapraszaniu
gości.
Z tą listą idę do supermarketu. Ulubionym ciastem Eliego jest niemiecki tort
czekoladowy. Tort stanowi nie lada wyzwanie, nawet dla wytrawnego cukiernika, którym,
niestety, nie jestem. Uwielbiam ciasta, ale nie potrafię ich piec. Chcę jednak, żeby wszystko na
tym przyjęciu było domowego wyrobu. Nie stać mnie na kosztowne podarki. Nie jestem bogata,
nie mam gosposi, wszystko, co mogę mu dać, to moją miłość i czas.
Dostaję esemesa.
NAJLEPSZY SEKS W MOIM żYCIU: Cześć, skarbie. Gdzie jesteś?
Co za świr. Nie mogę uwierzyć, że po raz kolejny zmienił swoje imię w mojej komórce.
JA: Czy aby nie odbiło Ci troszeczkę?
NAJLEPSZY SEKS W MOIM ŻYCIU: Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
JA: Doprawdy? Odnoszę wrażenie, że Twój nowy przydomek jest trochę na wyrost.
NAJLEPSZY SEKS W MOIM ŻYCIU: Cóż, moim zdaniem pasuje do mnie jak ulał.
Wybucham śmiechem. Jego drobne gesty niesamowicie mnie rozczulają.
JA: Czy ja wiem. Miewałam i lepszy.
NAJLEPSZY SEKS W MOIM ŻYCIU: Chyba sobie kpisz.
JA: Chciałbyś…
NAJLEPSZY SEKS W MOIM ŻYCIU: Jak wrócisz, przypomnę Ci, czym jest dobry seks.
Zacznij się przygotowywać, bo czeka cię niezły wycisk. Ponawiam pytanie: gdzie Ty się
podziewasz?
Uśmiecham się, gdy wyobrażam sobie, jak wpatruje się w telefon, wysuwając szczękę.
Nie mam wątpliwości, że zamierza dotrzymać obietnicy.
JA: Jestem w mieście. Niedługo wrócę. Kocham Cię.
NAJLEPSZY SEKS W MOIM ŻYCIU: Kocham Cię. Do zobaczenia wkrótce… nago.
Prycham ze śmiechu.
W drodze powrotnej zahaczam o swój dom, żeby zostawić zakupy. Nie chcę mu zepsuć
niespodzianki. Choć nie planowałam tego przyjęcia, jeśli tylko mi się uda, chciałabym spróbować
zrobić mu niespodziankę. Nadchodzący tydzień mieliśmy spędzić jedynie we dwoje, ale mam
ochotę na odrobinę urozmaicenia.
Cała w skowronkach ruszam z powrotem do domu, to znaczy do rezydencji Eliego. Na
imprezę zaprosiłam także swoje przyjaciółki. Pokochały go, gdy tylko zobaczyły, jak się mną
zaopiekował, dlatego one również powinny wziąć udział w tej imprezie.
– Kotku, już jestem! – wołam, przestępując próg.
– Jestem w kuchni – odpowiada Eli.
Wchodzę do środka i zastaję go przy lodówce.
– Długo cię nie było, wszystko w porządku? – pyta.
– Tak, musiałam załatwić kilka spraw i przywiozłam z domu trochę ubrań.
Większość czasu spędzamy u niego, dlatego zaczęło mi brakować ubrań, choć najczęściej
wylegujemy się nad basenem lub w łóżku.
Eli staje przy wyspie kuchennej i krzywi się z bólu.
– Wszystko w porządku?
– Tak – odburkuje. – Uderzyłem się w stopę, gdy wstawałem z łóżka.
– Starzejesz się – mówię żartem. – Dziadku, chyba się sypiesz.
Przechyla głowę i śmieje się pod nosem.
– Kotku, ty też się posunęłaś. Jesteś niewiele młodsza ode mnie.
– Nie jestem stara! Z łatwością mogę ci skopać tyłek.
Eli wgryza się w kanapkę.
– Tylko spróbuj – mówi z pełnymi ustami.
Najwyraźniej zapomniał, że jestem gliną. Nieraz siłowałam się z chuliganami po barach,
zakuwałam w kajdanki gówniarzy, którzy chcieli mi uciec, i pacyfikowałam niebezpiecznych
więźniów. Jestem wyszkolona w sztukach walki, ciężko pracowałam, żeby doskonalić swoje
umiejętności.
Zresztą większość mężczyzn nie lubi krzywdzić kobiet. To nie leży w ich naturze.
Potrafię to wykorzystać. W ich naturze nie leży też przegrywanie z kobietami. Muszę o tym
pamiętać.
– Co chcesz dzisiaj robić? – pytam, sadowiąc się na barowym stołku.
– Pomyślałem, że moglibyśmy pójść na randkę. Taką prawdziwą. Ty się wystroisz, a ja
będę cię karmił i poił winem, a potem pójdziemy do łóżka i…
– Okej! – przerywam mu w pół słowa. – Bardzo romantycznie.
Eli wzrusza ramionami.
– Też tak pomyślałem.
– Ludzie nas zobaczą.
– To dobrze.
– Dowiedzą się, że masz dziewczynę.
Eli odkłada kanapkę na talerz i nachyla się do mnie.
– To dobrze.
– Poznają nasz sekret.
Eli przysuwa się do mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Heather, tu nawet nie chodzi o moje prawo do prywatności. Chcę obwieścić wszem
wobec, że inne kobiety już mnie nie interesują, pytanie, czy ty też jesteś na to gotowa?
Przypominam sobie rozmowę z Savannah. Wiem, że z chwilą, gdy świat się o nas dowie,
zaczną się prześladowania, ale obietnica, którą mu złożyłam, nadal jest aktualna. Nie zostawię
go. Nasze ścieżki się splotły i nie chcę myśleć o tym, co bym zrobiła, gdyby miały się ponownie
rozejść.
– Ludzie się na mnie gapią – szepczę do Eliego, który przegląda kartę dań.
– Owszem. – Uśmiecha się. – Trudno cię nie zauważyć.
Przechylam głowę i wzdycham.
– Nie czaruj mnie.
– To silniejsze ode mnie. Wyzwalasz we mnie romantyka. – Eli wzrusza ramionami
i wraca do menu.
Próbuję przestać się wiercić, ale to trudne, bo czuję, że jestem pod ciągłą obserwacją.
Wtedy w parku byłam przynajmniej niewidoczna. Tutaj jest dokładnie na odwrót.
Prostuję się i idę za jego przykładem. Poradzę sobie. Gdy mam na sobie mundur, ludzie
też się na mnie gapią, więc zdążyłam do tego przywyknąć.
Kelnerka przyjmuje od nas zamówienie na napoje i mogłabym przysiąc, że staje na
baczność, gdy Eli
zamawia wodę.
– Pięknie wyglądasz – mówi Eli i bierze mnie za rękę.
Zerkam na moją wyciętą granatową kieckę i spoglądam na niego. Długo się szykowałam,
bo nie chciałam mu przynieść wstydu. Włosy zakręciłam w loki i zebrałam w kok, odsłaniając
szyję. Beżowe szpilki, które zwinęłam Nicole pół roku temu, strasznie piją mnie w stopy, ale
i tak je włożyłam. Jednak nawet mimo mocnego makijażu, w którym wyglądam jak ktoś zupełnie
inny, jest mi strasznie nieswojo.
– Czuję się, jakbym była naga. – Po raz kolejny rozglądam się wokół i widzę ciekawskie
spojrzenia.
Eli uśmiecha się pogodnie.
– Nie mam nic przeciwko twojej nagości.
Spoglądam na niego ze złością.
– Bardzo śmieszne.
– Heather, wyluzuj. – Eli ściska moją dłoń. – Ludzie zawsze będą gadali, ale teraz liczy
się tylko to, że jesteśmy razem.
Ma rację. Jestem na randce z Elim, którego kocham z wzajemnością. Muszę się
przyzwyczaić do ludzkiej ciekawości, bo to nieodłączna część jego życia.
– Masz rację, przepraszam.
– Nie przepraszaj, to kwestia przyzwyczajenia.
Nie mogę się doczekać.
Kelnerka wraca i spogląda na mnie ponuro.
– Wino – mówi i stawia przede mną kieliszek, nie odrywając wzroku od Eliego.
Otwieram usta, chcąc zwrócić jej uwagę, że pomyliła się w zamówieniu, ale odwraca się do mnie
plecami.
– A dla pana, panie Walsh, w prezencie od nas butelka naszego najlepszego caberneta.
– Dziękuję – odpowiada Eli uprzejmie i spogląda na mnie. – Ale moja dziewczyna
zamówiła pinot grigio, a pani podała jej czerwone wino. Proszę przynieść to, które zamówiła, ja
prosiłem tylko o wodę.
– Och, przepraszam. – Dziewczyna zabiera kieliszek i szybko odchodzi.
– Wygląda, jakby miała się rozpłakać – mówię, powstrzymując śmiech. Jej mina była
bezcenna. Najwyraźniej to fanka Eliego i zapewne uważa, że jest bardzo seksowny, a on zbył ją
bez mrugnięcia okiem.
Eli wzrusza ramionami.
– Może gdyby cię nie ignorowała, nie musiałbym zachować się jak dupek.
Nikt nigdy tak mnie nie kochał. Matt nigdy się za mną nie wstawił. Zawsze czułam się
samotna. Eli widzi we mnie kogoś wyjątkowego i wartościowego. Chce mnie chronić i dbać
o mnie.
– Czy w Nowym Jorku jest tak samo, gdy wychodzisz do miasta? – pytam.
Eli się śmieje.
– Nie, traktują mnie jak zwykłego gościa.
– Jasne. – Wątpię, żeby Eli mógł kiedykolwiek pozostać niezauważony. Jest
najseksowniejszym mężczyzną, jakiego znam, i nie sposób nie zwrócić na niego uwagi.
– Przysięgam, że tak jest. W Nowym Jorku celebryci traktowani są na równi ze
wszystkimi. Dlatego tak wielu z nich tam mieszka. Poza tym nie ma dnia, żeby nie kręcono tam
jakiegoś filmu albo serialu. Tam to zupełnie normalne.
Kelnerka wraca z właściwym winem i przystawkami. Składamy zamówienie, a ja
uśmiecham się, gdy Eli pociera stopą o moją łydkę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz bawiłam się
w stópki pod stołem.
Zjawia się nasze jedzenie, zabieramy się do niego z przyjemnością. Zaczynam rozumieć,
co miał na myśli, gdy powiedział, że przestał zauważać obce spojrzenia. Jestem pewna, że inni
goście nadal się na nas gapią, ale ja już nie zwracam na to uwagi. Jestem tu z nim, tylko to się
liczy.
Kiedy Eli opowiada mi o Nowym Jorku, zamieniam się w słuch. Wszystko, o czym
mówi, jest takie ekscytujące. Kończymy jeść i delektujemy się winem. Gdy opowiada mi
o kolegach z planu, moja ciekawość bierze górę. Eli gra z Noahem Frazierem, którego
uwielbiam. Jestem podekscytowana, kiedy się dowiaduję, że są bliskimi kolegami.
– Czy Noah naprawdę jest taki przystojny? – wymyka mi się.
Eli krztusi się winem.
– Co takiego?
– Jestem jego fanką – odpowiadam niewinnym głosem. – I serialu, rzecz jasna.
– Ach tak, jasne – mówi, a jego głos ocieka sarkazmem.
– Czyżbyś był zazdrosny? – droczę się z nim.
Eli krzyżuje ręce i odchyla się na oparcie krzesła. Ledwo powstrzymuję śmiech, bo jest
cudowny, kiedy się na mnie boczy.
– Skąd.
– To dobrze.
– Przecież nie pytasz o innego, będąc na randce ze mną.
Wybucham śmiechem, ale szybko poważnieję.
– Eli Walshu, czy naprawdę nie wiesz, że uważam cię za najseksowniejszego mężczyznę,
jakiego kiedykolwiek spotkałam?
Eli opiera dłonie na stoliku i nachyla się do mnie.
– Co ty powiesz.
Przysuwam się do niego.
– Tak.
– Powiedz mi, jaki jestem seksowny.
Wyciągam do niego rękę, a on robi to samo. Gdy nasze dłonie się stykają, Eli przeplata
palce z moimi. W chwili, kiedy otwieram usta, żeby wymienić wszystko, co mnie w nim pociąga,
dzwoni jego komórka. Eli z niechęcią spogląda na ekran.
– Cześć, Sharon. Tak. Nie. – Patrzy na mnie z niepokojem. – Jesteśmy na randce… – Eli
podnosi głos. – Nie mam obowiązku cię o niczym uprzedzać. – Zawiesza głos. – Cóż, zrób, co do
ciebie należy, i zajmij się tym. – Rozłącza się i pociera nerwowo policzek.
Nie trzeba być detektywem, żeby domyślić się, co się stało. Sharon dowiedziała się, że
wyszliśmy razem, co oznacza tylko jedno – ktoś rozpuścił wici, że Eli Walsh jest już zajęty.
Cudowna bańka, w której żyliśmy, właśnie pękła. Oboje wiedzieliśmy, że prędzej czy
później tak się stanie. Jestem wdzięczna za czas, który był nam dany. Dzięki temu zdążyliśmy się
lepiej poznać, a nasza miłość rozkwitła. Gdyby od samego początku zabrakło nam prywatności,
kto wie, czy spotkalibyśmy się po raz drugi.
– Cóż, wygląda na to, że oficjalnie jesteśmy parą. – Uśmiecham się w nadziei, że
podniosę go na duchu.
Eli spogląda na mnie pytająco, ale po chwili się rozpromienia.
– Tak, skarbie, oficjalnie.
Przytakuję.
– Może teraz obce baby nie będą cię już dotykać?
Eli wybucha śmiechem.
– Wątpię, ale obiecuję, że będę tym zniesmaczony.
– A ja obiecuję, że ich nie powystrzelam.
Moim zdaniem osiągnęliśmy kompromis. On będzie zniesmaczony, a ja nie stracę
odznaki ani nie wyląduję w więzieniu.
– Jutro opublikują nasze wspólne zdjęcia. – Eli poważnieje.
– To mało zaskakujące, biorąc pod uwagę, że każda z siedzących tu osób ma telefon.
Eli spogląda na mnie figlarnym wzrokiem.
– Co powiesz na to, żebyśmy dali im dobry pretekst do zdjęcia?
Nie do końca rozumiem, co ma na myśli, ale wystarczy jedno jego spojrzenie, żebym
zgodziła się na wszystko. Eli wstaje, podchodzi do mnie i kładzie jedną dłoń na oparciu mojego
krzesła, a drugą na stole.
– Mam zamiar cię pocałować – oświadcza. – Cały świat ma wiedzieć, że należysz do
mnie.
Gdy dotyka mojego policzka, robi mi się gorąco. Nachyla się i całuje mnie w usta,
oświadczając wszem wobec, że jesteśmy parą.
Rozdział 24
– Heather, gdzie są serpentyny? – woła Nicole z salonu.
– Sprawdź torbę z dekoracjami!
Dziś wyprawiam Eliemu jego przyjęcie niespodziankę. Sama jestem zdziwiona, że udało
mi się utrzymać wszystko w tajemnicy. Jego mama musiała wrócić do Nowego Jorku, ale Randy
i Savannah obiecali, że na pewno wpadną. Godzinę temu przyszła Nicole, żeby pomóc mi
w przygotowaniach.
Uprzedziłam Eliego, że ponieważ ostatnio zaniedbywałam swoją przyjaciółkę, muszę
teraz spędzić z nią trochę czasu. Poprosiłam, żeby odebrał mnie o ósmej.
– Znalazłam je! – Rozradowana Nicole wpada do salonu. – Za pięć minut zaczną się
schodzić goście. Pomóc ci w czymś jeszcze?
– Chyba wszystko już mamy. Mieszkanie przystrojone, stół nakryty, ciasto gotowe.
– To dobrze. Teraz możesz mi opowiedzieć o twojej pierwszej oficjalnej randce z Panem
Seksownym – oświadcza Nicole, sadowiąc się na łóżku.
Eli nie żartował, gdy uprzedził mnie, że nasza randka wywoła niezłą burzę.
Nie minęło pół godziny od telefonu jego agentki, a przed restauracją zebrało się
z piętnastu paparazzich. Zanim wyszliśmy z lokalu, poradził mi, jak mam się zachowywać,
i obiecał, że zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby mnie chronić.
To nie było miłe, ale udało nam się przetrwać. Gdy wróciliśmy do domu, Eli zachęcił
mnie, żebym zadzwoniła do przyjaciółek i do pracy i o wszystkim im powiedziała. Zdziwiłam
się, bo nie sądziłam, że kogokolwiek to zainteresuje, ale postanowiłam zdać się na niego w tej
kwestii. Nikogo to szczególnie nie obeszło, z wyjątkiem Matta. Nasza rozmowa nie należała do
przyjemnych.
– Na pewno o wszystkim zdążyłaś już przeczytać. – Spoglądam na Nicole, unosząc brew.
Nicole zaczytuje się w szmatławcach, więc jestem pewna, że dowiedziała się o wszystkim
od razu, kiedy tylko plotki o nas trafiły do gazet.
– To nie to samo. Ale masz rację. Opowiedz mi lepiej o rozmowie z szefem.
– Był dość nieprzyjemny. Odpowiadał mi bardzo zdawkowo.
– Bardzo dobrze, że się dowiedział. Żałuje, że cię zostawił, mam nadzieję.
Eli nie był zadowolony z mojej rozmowy z Mattem. Choć zareagował powściągliwie,
widziałam, że jest wściekły. Tego aspektu mojej pracy szczerze nie znoszę. Wolałabym nie mieć
kontaktu z byłym mężem, choć nie da się ukryć, że powiedzenie mu o Elim sprawiło mi nie lada
satysfakcję.
– Matt dokonał wyboru i musi z tym żyć – stwierdzam, chowając ubrania do szafy.
Ostatnio rzadko bywałam w domu, więc zapanował w nim spory nieporządek. – Dobra, chodźmy
do salonu. Goście zaraz tu będą.
– Masz zamiar wystąpić w tym stroju? – pyta Nicole.
– Tak.
– O nie – strofuje mnie, spoglądając na mnie z naganą. – Musisz się przebrać.
Ze zdziwieniem zerkam na swoje szorty i T-shirt, bo kompletnie nie rozumiem, co ma na
myśli.
– Czepiasz się.
– Włóż cholerną spódnicę.
– Daj spokój, świetnie wyglądam.
– Nie! – Nicole wybucha śmiechem. – Wyglądasz beznadziejnie.
Nie mam pojęcia, o co jej chodzi. Po co się mnie czepia? Mam się wystroić w suknie
balową na imprezę ze znajomymi i z bratem Eliego?
Nicole prycha i kieruje się do mojej garderoby.
– Musisz się nieco postarać dla swojego mężczyzny. W końcu są jego urodziny! Mam dla
ciebie dwa słowa: ławy dostęp.
Jedno nigdy się nie zmieni: Nicole zawsze myśli o seksie. Gdy ja się zamartwiam, czy
zdążę ze wszystkim na czas, ona myśli o tym, jak tu sprawić, żeby przypadkiem nie ominęło
mnie bzykanko. Zaczyna buszować w mojej garderobie, rzucając na łóżko wybrane ciuchy.
– Proszę. – Podaje mi spódnicę i top na jedno ramię. – Włóż to, umaluj się. Masz jakieś…
dwie minuty.
Czasami kocham tę dziewczynę, ale niekiedy mam ochotę ją zabić. W tym wypadku kusi
mnie to drugie.
Zamiast się z nią wykłócać, postanawiam się przebrać. Wątpię, żeby Eli przywiązywał
wagę do tego, w co jestem ubrana, ale zależy mi na tym, żeby dzisiejszy wieczór był naprawdę
wyjątkowy. Przebieram się i poprawiam makijaż, po czym dochodzę do wniosku, że Nicole jest
idiotką, bo wcześniej wyglądałam zupełnie nieźle.
Po chwili do drzwi pukają Kristin i Danielle. Obie zostawiły w domu mężów i dzieci.
Korzystam z okazji, że jesteśmy same, i po raz kolejny tłumaczę im, że muszą się przygotować
na obecność Randy’ego i żeby nie zapomniały poskromić swojego entuzjazmu.
– Obiecuję, że będę grzeczna – mówi Kristin. – Przeszłam już próbę bojową z Elim, więc
tym razem powinno być łatwiej.
– Nie mogę ci niczego obiecać – oznajmia Nicole, sadowiąc się na kanapie.
Spoglądam na nią ze złością.
– Przysięgam na Boga, że jeśli palniesz jakąś głupotę, potraktuję cię gazem pieprzowym.
Gdy Nicole robi wielkie oczy, wiem, że przypomniałam jej, jak to sama psiknęła sobie
gazem w oczy. Kretynka, sądziła, że to nie boli, a przy okazji chciała mi udowodnić, że każdy
może zostać gliną. Nacisnęła spust, który niefortunnie skierowała w swoją stronę. Od tamtej pory
trzyma się z daleka od moich puszek z gazem.
– To wcale nie jest śmieszne – cedzi i krzyżuje ręce.
Wszystkie wybuchamy gromkim śmiechem. Co za debilka.
Po chwili przychodzą Brody i Rachel. Ich widok ogromnie mnie cieszy. Brody i Eli
poznali się na pogrzebie Stephanie i od razu przypadli sobie do gustu. Obaj kibicują drużynie
Raysów, więc z miejsca przeszli do prognozowania wyników na kolejny sezon. Nie posiadałam
się ze szczęścia, że Brody znalazł sobie wreszcie godnego partnera do rozmów o baseballu.
Po pięciu minutach rozlega się dzwonek do drzwi. Po raz kolejny oblatuje mnie strach.
Do tej pory spotkałam się z Savannah i Randym tylko raz, w ich wypasionym domu przy plaży.
A teraz to oni zobaczą, jak mieszkam. Czy pomyślą, że lecę na kasę? Co mi strzeliło do głowy,
że ich do siebie zaprosiłam?
Czuję, że ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu, i od razu wiem, że to Nicole. Czasami nasza
telepatyczna więź bywa niezastąpiona.
– Wszystko będzie dobrze. Nikt nie ma zamiaru cię oceniać, a jeśli tak się stanie,
osobiście skopię mu tyłek. W dupie mam to, że są sławni.
Kiwam głową i otwieram drzwi.
– Hej! – Savannah rozkłada ręce w powitalnym geście. – Tak się cieszę, że dałaś nam
pretekst do wyjścia z domu. Przysięgam, że przez Adriela osiwieję.
– Cieszę się, że przyszliście. – Przytulam ją.
– Hej, Heather! – W korytarzu dudni niski głos Randy’ego.
– Savannah, Randy, poznajcie moje przyjaciółki: Nicole, Kristin i Danielle. A to mój
partner Brody i jego żona Rachel.
Wszyscy się witają i wymieniają uściski dłoni. Obecność Randy’ego wywołuje ogólne
poruszenie, wydaje się, że tylko Nicole nie traci rezonu. Savannah nie przestaje się droczyć
z mężem, co nieco rozładowuje sytuację. Brody i Randy idą do kuchni po piwo i zostawiają nas
same w salonie. Cieszę się, że moi starzy i nowi przyjaciele tak świetnie się dogadują.
– O której przyjdzie Eli? – pyta Savannah, przeciągając się.
– Powinien tu być za dziesięć minut. Napiszę do niego, żeby się upewnić, czy jest już
w drodze.
Sięgam po komórkę i szukam jego numeru w kontaktach. Ostatnio zapisał go pod hasłem
„Najlepszy Seks w Moim Życiu”, ale nie mogę go znaleźć. Powinnam była się domyślić, że
znowu zdążył go zmienić. Przeglądam wszystkie zapisane kontakty. Rzecz jasna, nie użył
swojego prawdziwego imienia, to by było zbyt proste, więc sprawdzam je zgodnie z kolejnością
alfabetyczną. Gdy w końcu go znajduję, wybucham śmiechem. Jest kompletnym wariatem, ale
i tak go kocham.
Savannah spogląda na mnie z rozbawieniem.
– Z czego się śmiejesz?
– Za każdym razem, kiedy zapominam schować komórkę, Eli zmienia sobie ksywkę.
– Ach tak, a jak mój walnięty szwagier postanowił się zatytułować tym razem?
– Pan Wielokrotny Orgazm.
Savannah skręca się ze śmiechu, a ja potrząsam głową z politowaniem.
JA: Hej, Panie Wielokrotny Orgazm… serio? Chciałam się upewnić, że przyjedziesz po
mnie o 20. Nie mogę się doczekać.
PAN WIELOKROTNY ORGAZM: Tak, będę o 20. Za pięć minut wychodzę z domu.
Uśmiecham się promiennie. Nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę.
– Będzie za dwadzieścia minut! – oznajmiam i wracam do rozmowy z Savannah.
Zaśmiewa się, gdy wymieniam wszystkie ksywki Eliego, które sam sobie nadał.
Gdy po dwudziestu pięciu minutach po Elim nadal nie ma śladu, wysyłam mu kolejnego
esemesa.
JA: Hej, jesteś w drodze?
Mija kwadrans bez odpowiedzi. Może utknął w korku?
Staram się skupić na rozmowie, ale raz po raz zerkam na zegar, usiłując nie wyciągać
pochopnych wniosków. Przypominam sobie, że nie wszystko musi się skończyć tragicznie.
Bagaż złych doświadczeń bywa bardzo obciążający.
O wpół do dziewiątej jestem już mocno zdenerwowana, bo Eli wciąż się spóźnia.
– Gdzie on się, u diabła, podziewa? – mówię sama do siebie, krążąc po salonie. Wysyłam
mu kolejnego esemesa.
JA: Mam nadzieję, że wszystko w porządku… Proszę, napisz albo zadzwoń.
Brody podchodzi do mnie i kładzie mi dłoń na plecach.
– Covey, co się stało? – pyta mnie szeptem.
Spoglądam na niego ze zdziwieniem.
– Nie patrz tak – ofukuje mnie Brody. – Znam cię na wylot. Martwisz się, że Eli się
spóźnia?
Kręcę głową.
– Nic mi nie jest. Powiedział pół godziny temu, że zaraz będzie na miejscu, a oboje
wiemy, że nie ma daleko. No i nie odpisuje na moje wiadomości.
Nasłuchuję sygnału esemesa.
– Wszystko w porządku? – pyta Nicole, widząc, że szepczemy na boku.
– Tak, Heather po prostu jest sobą – tłumaczy Brody.
Spoglądam na niego złością, a on wzrusza ramionami.
– Eli zwykle odpisuje od razu, a teraz spóźnia się już czterdzieści minut. Zastanawiam się,
dlaczego się nie odzywa.
– Może zaspał? – zastanawia się Nicole, ale uznaję jej sugestię za absurdalną.
– Zasnął w drzwiach? – wypalam w odpowiedzi.
– Chcesz, żebym sprawdził w centrali, czy nie było żadnych wypadków? – pyta Brody.
Potrząsam głową.
– Nie, pewnie przesadzam. Zadzwonię do niego.
Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale mój wewnętrzny głos podpowiada mi, że
coś się stało. Niejednokrotnie moja intuicja uratowała mi życie. Nie mam zamiaru jej ignorować,
ale nie chcę też wpadać w histerię.
Wychodzę przed dom, żeby upewnić się, że na podjeździe nie ma jego samochodu,
i wybieram numer. Telefon dzwoni i dzwoni, a w końcu włącza się automatyczna sekretarka.
– Cześć, skarbie, dzwonię, bo minęła godzina, odkąd miałeś być na miejscu, i nie
odezwałeś się. Zadzwoń, kiedy będziesz mógł. Kocham cię.
Rozłączam się i zaczynam nerwowo przemierzać ganek. Targają mną sprzeczne emocje:
od paniki po spokój i zdecydowanie. Część mnie pragnie natychmiast do niego pojechać, ale
druga podpowiada mi, że powinnam mu zaufać. Jest wiele powodów, dla których mógł się
spóźnić, a moja paranoja nie wróży dobrze długoterminowej relacji. Postanawiam dać mu jeszcze
trochę czasu i wracam do środka.
Po niecałych siedmiu minutach mój niepokój staje się nieznośny, czuję, że umrę, jeśli
natychmiast do niego nie pojadę.
Randy wychodzi za mną przed dom, a ja posyłam mu wymuszony uśmiech.
– Coś się stało?
– Eli nie odbiera telefonu i nie odpisuje mi na esemesy. Miał być o ósmej.
Randy zerka na zegarek i spogląda na mnie.
– Pojadę do niego i sprawdzę, czy wszystko jest w porządku.
Potrząsam głową.
– Nie, on przecież nie wie, że jesteś u mnie.
Randy patrzy na mnie dziwnie.
– Masz rację, pojedź do niego sama… Przynajmniej nie zepsujemy mu niespodzianki.
– Okej – odpowiadam niepewnym głosem.
– Mój brat nie ma pojęcia, jakim jest szczęściarzem.
Uśmiecham się i wzruszam ramionami.
– Oboje mieliśmy szczęście.
Jestem w pełni świadoma tego, że miałam wyjątkowe szczęście, że Eli tak się za mną
uganiał. Jestem mu wdzięczna za jego upór, bo wielokrotnie usiłowałam się go pozbyć. Gdyby
nie wykazał się taką determinacją, nie dowiedziałabym się, czym jest prawdziwa miłość.
Wchodzę do środka i informuję wszystkich, że wkrótce wrócę.
– Pojadę do niego. Od godziny nie mam z nim kontaktu.
Wskakuję do samochodu i przez całą drogę powtarzam sobie, że powinnam zachować
spokój. Dotąd nie dał mi powodu, żebym miała mu nie ufać. Założę się, że śpi. Kogo ja próbuję
oszukać? Na pewno nie śpi. To dzięki mojej intuicji uważam się za dobrą policjantkę. Choć
często ignorujemy jej podszepty, wierzę, że to potężny dar. Ile razy czułam, że Matt jest
nieszczęśliwy, ale udawałam głupią? Nie sposób zliczyć. Przypominam sobie moment, gdy po
raz pierwszy choroba Stephanie dała o sobie znać. Lekarze uznali, że dalsza diagnostyka jest
zbędna, ale ja się uparłam. Wiedziałam, że coś przeoczyli, dlatego byłam tak nieustępliwa.
Nerwy mam napięte jak postronki, a moja intuicja wyje niczym syrena alarmowa, że coś
jest nie tak.
Gdy podjeżdżam pod jego dom, wszystkie światła nadal się palą. Otwieram drzwi
kluczem, który mi dał, i wchodzę do środka.
– Eli? – wołam, ale mój krzyk pozostaje bez odpowiedzi.
Z salonu obok kuchni dobiegają jakieś dźwięki. Gdy wchodzę do pokoju, okazuje się, że
to tylko telewizor. Sprawdzam, czy nikogo nie ma przy basenie, i biegnę na piętro. Ten dom jest
zdecydowanie za duży.
Gdy zbliżam się do sypialni, serce zaczyna mi szybciej bić. Z każdym krokiem żołądek
ściska się boleśnie. Zamykam oczy i otwieram drzwi.
Eli leży skulony na podłodze na środku pokoju.
– Eli! – krzyczę i podbiegam do niego. Jest cały spocony, a z rany na czole cieknie mu
strużka krwi. Ciężko oddycha, otwiera i zamyka oczy. – O Boże. – Trzęsącymi się dłońmi
próbuję go odwrócić na plecy. – Eli, słyszysz mnie?
Próbuje złapać oddech, ale nie mam pewności, czy jest w pełni świadomy, bo bełkoce coś
niezrozumiale. Gdy nachylam się, żeby móc go usłyszeć, mogłabym przysiąc, że szepcze:
– Pomocy.
– Nie zasypiaj! – proszę i klepię go po policzku.
Dzwonię po pogotowie, automatycznie przestawiając się na tryb zawodowy. Choć głos mi
drży, udaje mi się podać dyspozytorowi adres Eliego, numer mojej odznaki i pokrótce nakreślić
sytuację. Nakazują mi czekać i zrobić wszystko, żeby zachował przytomność.
Wiem, że karetka wkrótce powinna się zjawić, ale każda sekunda przeciąga się
w nieskończoność.
Siedzę na podłodze, opierając jego głowę na moich kolanach.
– Możesz otworzyć oczy? – pytam, ale Eli nie odpowiada. – Skarbie, słyszysz mnie?
Powiesz mi, co się stało?
– Heather… – Eli otwiera oczy i zaczyna się szarpać. – Muszę… dojść… do telefonu.
– Eli, jestem przy tobie. Nie ruszaj się, leż spokojnie – nakazuję, ocierając mu pot z czoła.
– Niebawem przyjedzie karetka.
Kiedy ponownie zaczyna dyszeć, sprawdzam mu puls, zerkając na zegarek. Ma
nieregularne tętno. Rozlega się głośne pukanie do drzwi wejściowych. Serce skacze mi do gardła
na samą myśl, że muszę zostawić go samego, żeby pójść otworzyć drzwi.
– Zaraz wrócę – mówię, choć wiem, że pewnie mnie nie słyszy.
Zbiegam po schodach tak szybko, jak tylko się da, i otwieram drzwi. W progu stoją moi
dwaj koledzy z oddziału, Vincenzo i Whitman.
– Covey? – pyta Whitman ze zdziwieniem.
– On jest na górze. Gdzie lekarz? – pytam, ignorując ich pytające spojrzenia.
– Są już przy bramie – odpowiada Vincenzo. – Jesteś na służbie?
– Dlaczego jeszcze ich nie ma? On potrzebuje pomocy!
– Spokojnie. – Whitman dotyka mojego ramienia. – Zaczekaj… Czy to jest…?
Nie odpowiadam. Nie obchodzi mnie, że Whitman najwyraźniej próbuje dociec, czyj to
jest dom i co ja tu robię. Mężczyzna, którego kocham, traci przytomność i potrzebuje
natychmiastowej pomocy. Nogi zaczynają mi się trząść. Whitman łapie mnie w chwili, gdy
kolana uginają się pode mną.
Przytrzymuje mnie, ale ja już kieruję się w stronę schodów. Nie mogę dłużej czekać na
pomoc, to ja nią jestem. Musimy go natychmiast zawieźć do szpitala.
– Wy go zabierzcie, pieprzyć karetkę. Ja go sama nie uniosę. Nie wiem, co się stało, ale
on potrzebuje natychmiastowej pomocy!
Jestem tak zdenerwowana, że koledzy patrzą na mnie z troską. W pracy zwykle trzymam
nerwy na wodzy. Nie płaczę. Nie skarżę się. Robię, co do mnie należy, i jestem w tym świetna.
Gdy wkładam mundur, zamieniam się w wojowniczkę. Przez lata zmagania się z chorobą siostry
ani razu nie okazałam słabości. Ale teraz nie mam siły udawać.
– On nie może dłużej czekać! Nie mogę go stracić!
Usiłuję powstrzymać łzy. Czuję się całkowicie bezradna.
– Heather… – Głos Vincenza jest łagodny. Znam ten ton. Sama opanowałam go do
perfekcji. – Spokojnie, za chwilę tu będą.
– Idź z nią – instruuje go Whitman. – Ja przyprowadzę ekipę ratunkową. Powiadomię was
od razu, gdy przyjdą.
Wiem, że ma rację. Nie można wozem policyjnym przewozić pacjenta z urazem głowy.
Biegniemy do sypialni, w której Eli leży bezradnie na podłodze. Kucam przy nim
i sprawdzam mu puls. Zalewam się łzami i odgarniam mu włosy z twarzy.
– Są na miejscu – rozlega się w radiu głos Whitmana.
Kiedy ratownicy wchodzą do sypialni, od razu rozpoznają Eliego Walsha. Spoglądają to
na niego, to na nas.
Rozpoczyna się seria pytań mających na celu ustalenie jego obecnego stanu i przyczyny
zgłoszenia. Wiem tak niewiele…
– Czy przyjmuje jakieś leki?
– Nie wiem.
– Czy na coś choruje?
– Nie wiem – przyznaję.
– Uczulenia?
– Ja… – Potrząsam głową. – Nie wiem.
– Wziął jakieś narkotyki? Pił alkohol?
– Nie, nigdy nie widziałam, żeby cokolwiek brał. Nie było mnie teraz przy nim, więc nie
mam pojęcia, czy wcześniej pił.
Ratownicy spoglądają po sobie i zadają mi kolejne pytania, na które nie umiem
odpowiedzieć. Wystarczyła chwila, żebym zdała sobie sprawę, jak mało o sobie wiemy. On nie
wie, że mam uczulenie na penicylinę ani że osiem lat temu przeszłam zabieg usunięcia cysty na
jajniku. Jesteśmy zakochani, ale wiemy o sobie tyle, co nic.
Kiedy kładą go na noszach i schodzą na dół, Eli jęczy z bólu. W chwili, gdy sięgam po
klucze i telefon z konsoli przy drzwiach wejściowych, są już na zewnątrz.
Próbuję przekręcić klucz w zamku, ale moje zakrwawione dłonie drżą tak bardzo, że nie
mogę go utrzymać.
Whitman podchodzi do mnie i łapię za rękę, pomagając mi przekręcić klucz.
– Zawiozę cię do szpitala – mówi i prowadzi mnie do wozu.
Jestem w takim szoku, że słowa więzną mi w gardle. Mój umysł spowija mgła, nie mogę
się na niczym skupić. Siadam na tylnym siedzeniu i splatam dłonie.
Myślę tylko o tym, że nie mogę go stracić. Nie w ten sposób. Nie tak szybko po śmierci
Stephanie. Mieliśmy za mało czasu. Zasługujemy na więcej.
Boże, błagam, daj mi więcej czasu.
– Randy! – wołam i wybiegam mu naprzeciw. Od naszego przyjazdu do szpitala minęło
dwadzieścia minut. Odesłano mnie do poczekalni i kazano czekać, ale nikt nie chce mi nic
powiedzieć. Nie jestem jego krewną. – Nie chcą mi nic powiedzieć, ale zajęli się nim.
– Okej, zaraz się wszystkiego dowiem. – Randy kieruje się do recepcji. Pielęgniarka sięga
po dokumenty Eliego i idą razem na oddział.
Gdy Savannah kładzie mi dłoń na plecach, spoglądam na nią przez łzy.
– Heather, wszystko będzie dobrze. Eli ma silny organizm.
– Nie wiem, co się stało. Na podłodze w łazience i w salonie, tam, gdzie leżał, było
mnóstwo krwi. Wygląda na to, że uderzył się w głowę, przeszedł kilka kroków i upadł. – Teraz,
kiedy złapałam oddech, próbuję zrozumieć, co się stało. Domyślam się, że się przewrócił.
Wcześniej skarżył się na ból w stopie, może się potknął? Tak czy inaczej, uderzył się w głowę
i może potem upadł kolejny raz albo coś. Dlaczego był taki spocony? Może przeczołgał się
z łazienki? Sama nie wiem. – Nie znałam odpowiedzi na żadne z pytań ratowników. Nie wiem,
co się stało ani czy przyjmuje jakieś leki… Zadzwoniłam do was, gdy tylko oprzytomniałam.
Savannah w milczeniu sadza mnie na krześle.
– Rozumiem, że nie zdążyliście o wszystkim porozmawiać? – pyta po dłuższej chwili.
– Nie. Odkąd się poznaliśmy, wszystko potoczyło się tak szybko. To przypominało
tornado. Poza tym byłam skupiona tylko na siostrze, a on robił wszystko, żeby mnie wesprzeć.
Savannah bierze mnie za rękę.
– Randy powinien niedługo wyjść. O wszystkim ci opowie.
– Powinnam była wcześniej do niego pojechać i sprawdzić, co się dzieje.
Nie ma to jak mądry po szkodzie. Gdy Eli przestał mi odpisywać na esemesy, czułam, że
coś jest nie tak, ale zignorowałam podszepty intuicji.
Na widok Randy’ego obie wstajemy.
– Nic mu nie będzie. Nadal jest oszołomiony, ale wyliże się z tego.
– Dzięki Bogu. – Wzdycham z ulgą. Czuję, jakby ktoś zdjął ze mnie stukilogramowy
ciężar, znowu mogę swobodnie oddychać.
– Eli chce cię zobaczyć, ale muszą go jeszcze zbadać.
– Okej. – Jestem gotowa czekać całą wieczność, jeśli miałoby mi to dać gwarancję, że
będzie zdrowy. Będzie zdrowy. Dopóki nie odetchnęłam, nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo
się bałam.
– Wiesz, co się stało?
Randy zerka na Savannah i spogląda na mnie.
– Nie do końca, ale on na pewno o wszystkim ci opowie.
– Zadzwonię do twojej mamy – mówi Savannah i całuje go w policzek.
– Cieszę się, że pojechałaś do niego – mówi Randy, siadając obok mnie. – Nie wiem, co
by było, gdybyś tego nie zrobiła. Eli ma szczęście, że cię znalazł, Heather. Mam nadzieję, że
wiesz, jak bardzo cię kocha.
Dziwnie się czuję, słysząc te słowa w ustach jego brata. Choć spotkaliśmy się zaledwie
dwukrotnie, widzę, że braci łączy silna więź. Nie mam wątpliwości, że Randy bardzo kocha
Eliego, i doskonale to rozumiem. Tak samo bym potraktowała kogoś, kto by pokochał Stephanie.
– Ja też go kocham.
Randy przytakuje.
– Wierzę ci.
Gdy Savannah się rozłącza, podchodzi do nas lekarz Eliego.
Tłumaczy, że Eli miał przed chwilą tomografię komputerową i że czeka na kolejne
badania, ale jest przytomny i dostaje płyny.
– Możecie go odwiedzić. Poprosił, żeby najpierw przyszedł do niego Randy, a potem
Heather.
– Zajrzę do niego na chwilę. – Randy uśmiecha się i znika z lekarzem za drzwiami
oddziału.
Na wieść, że nic mu nie będzie, czuję natychmiastową ulgę. Zamykam oczy i w myślach
dziękuję Stephanie. Czuję jej obecność. Spędziłyśmy w tym szpitalu wiele czasu. Badania często
przeciągały się do późnych godzin wieczornych. Bywała tak zmęczona, że niekiedy
zostawałyśmy na noc. Spałam wtedy na koszmarnie niewygodnym rozkładanym fotelu, który
nazywali łóżkiem, modląc się, żeby przestała cierpieć.
Liczyłam na to, że upłynie więcej czasu, zanim ponownie tu wrócę.
Randy pojawia się po niecałych dziesięciu minutach.
– Eli czeka na ciebie – mówi z uśmiechem. – Musimy już wracać do dzieciaków, ale
dzwoń, gdybyś czegokolwiek potrzebowała, okej? Jutro do niego wpadnę.
Savannah przytula mnie i całuje w policzek.
– Ja też jutro do ciebie zadzwonię, dobrze?
– Jasne.
Idę do pokoju Eliego i pukam do drzwi. Uchylają się z głośnym skrzypnięciem. Gdy
nasze spojrzenia się spotykają, zalewa mnie fala uczuć. Od ulgi, że nic mu nie jest, po lęk, że
mógł umrzeć, i radość, że dobrze wygląda, ale też żal, że mnie przy nim nie było. Przede
wszystkim jednak czuję, jak bardzo go kocham.
– Eli – wypowiadam jego imię żarliwie niczym słowa modlitwy. Podchodzę, a on mnie
przytula. – Boże, tak bardzo się bałam.
Obejmuje mnie ciasno ramionami, a ja wdycham jego zapach.
– Kotku, wszystko będzie dobrze.
Spoglądam na niego i gładzę go po policzku.
– Wystraszyłeś mnie.
Eli przymyka oczy.
– Byłem głupi.
– Głupi?
Eli bierze mnie za rękę.
– Przeceniłem swoje możliwości.
– Co się stało? – pytam, ale przerywa nam pielęgniarka.
– Dzień dobry, panie Walsh, mam na imię Shera, będę się panem opiekować. Podam panu
solu-medrol w kroplówce, a potem ponownie pana zbadam.
– Dziękuję – mówi Eli.
Skądś znam ten lek.
Nie pamiętam skąd, ale mogłabym przysiąc, że już o nim słyszałam. Usiłuję sobie
przypomnieć, dlaczego brzmi tak znajomo.
I nagle doznaję olśnienia.
To ten lek podawano Stephanie, gdy nasilały się jej dolegliwości bólowe. Używa się go
tylko w ciężkich przypadkach, ma działanie przeciwzapalne.
Wbijam wzrok w Eliego i ziemia osuwa mi się spod stóp.
Rozdział 25
W jej brązowych oczach gromadzą się ciemne chmury. Spoglądam na nią bez słowa. Nie
mam nic na swoje wytłumaczenie.
Okłamywałem ją.
Napięcie wisi w powietrzu, ale pielęgniarce nigdzie się nie spieszy. Nie mam nic
przeciwko temu, żeby została dłużej, jestem wdzięczny za każdą sekundę, która odsuwa w czasie
to, co i tak jest nieuniknione.
Miałem tyle okazji, żeby z nią porozmawiać. Randy zmył mi za to głowę, wiem, że
zasłużyłem na każde słowo nagany.
Mój brat nie ma pojęcia, jak bardzo czułem się winny, nie mówiąc jej o swojej chorobie.
Wiele nocy przeleżałem bezsennie, trzymając ją w ramionach i nienawidząc siebie za to, że
jestem mięczakiem, bo nie potrafię jej zostawić. Jestem samolubnym kutasem. Wiem o tym, ale
po raz pierwszy w życiu nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.
– Wrócę do pana za godzinę – mówi Shera i klepie mnie po ramieniu. – Panie Walsh,
jestem pana wielką fanką. Zrobimy wszystko, żeby postawić pana na nogi.
Nie mogę wydusić słowa, bo w gardle mam ogromną gulę. Spoglądam na Heather
wyczekująco.
Po jej pięknym policzku spływa pojedyncza łza. Patrzę, jak zatrzymuje się na jej ustach,
tych, których nie dane mi już będzie całować, i moje serce pęka na pół. Zastanawiam się, czy to
mogło się skończyć inaczej. Gdybym powiedział jej o mojej chorobie, czy zostałaby ze mną?
Nigdy się tego nie dowiem.
– Jesteś chory – mówi głosem cichym i pełnym bólu.
– Tak.
Heather ociera twarz drżącą dłonią.
– Masz chorobę Huntingtona?
– Nie, mam nawracająco-ustępujące stwardnienie rozsiane.
Heather rozchyla usta i blednie. Spogląda na mnie ze strachem i kolejna łza spływa po jej
policzku.
– Czy… – Odchrząkuje. – Czy dobrze się czujesz?
Po moim ciele rozlewa się ból, jakiego dotąd nie zaznałem. Nie dlatego, że naprawdę coś
mnie boli, ale dlatego, że ona martwi się o mnie, choć ją okłamałem.
Jestem kawałkiem gówna.
Nie zasługuję na nią.
– Od dłuższego czasu nie miałem objawów. Zwykle biorę leki, dzięki którym wszystko
jest pod kontrolą.
Heather powoli przytakuje, wyginając palce.
– Rozumiem. A teraz ich nie bierzesz?
Od kilku miesięcy nie dbam o siebie, tak jak powinienem. Gdy pojechałem w trasę,
przestałem przyjmować wlewy. A potem poznałem Heather i zapragnąłem choć przez chwilę
poczuć się wolny. Nie sądziłem, że nasza znajomość się rozwinie. Owszem, czułem coś do niej,
ale myślałem, że czas ostudzi emocje, a nie je zintensyfikuje. Przy niej po raz pierwszy w życiu
zaznałem ciepła i wiem, że wraz z jej odejściem pogrążę się w nieprzeniknionym mroku.
– Rzadziej niż powinienem.
Heather spuszcza wzrok i spogląda na dłonie, które splotła na kolanach.
– Okej. A od jak dawna wiesz, że masz stwardnienie rozsiane?
Jej spokojny ton głosu mrozi mnie bardziej niż jakikolwiek krzyk.
– Pierwsze objawy pojawiły się dziesięć lat temu.
– Rozumiem. Dziesięć lat.
W jej głosie nie słychać złości, tylko rezygnację. Nie patrzy na mnie, więc nie mam
pojęcia, o czym myśli. Nie wie, ile kosztowało mnie zatajenie tego przed nią. Ale wygrała chęć
zdobycia jej. To był instynkt samozachowawczy. Chciałem ją mieć. Musiałem zatrzymać ją przy
sobie.
– Miałem zamiar ci powiedzieć – mówię.
– Ale tego nie zrobiłeś.
Bo jestem pieprzonym mięczakiem.
– Nie mogłem.
Spogląda na mnie ze złością i smutkiem.
– Uznałeś, że lepiej będzie mnie okłamywać?
– Nie mogłem ci powiedzieć. Próbowałem, ale nie dałem rady.
Heather zgina się wpół i spuszcza głowę.
Czuję kłucie w klatce piersiowej i ogarnia mnie przerażenie. Ona odejdzie, tak jak
Penelope. Gdy tylko odkryła, że nie jestem idealnym mężczyzną, że jestem chory, natychmiast
się zmyła. Kiedy Heather wreszcie spogląda na mnie, jej wzrok zwiastuje pożegnanie. Dokładnie
tak samo patrzyła na mnie Penelope.
– Zataiłeś przede mną, że jesteś chory. Ukryłeś to… – Głos grzęźnie jej w gardle. – Choć
wiedziałeś, przez co przeszłam. Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś udawać, że budujemy
razem przyszłość, ukrywając przede mną coś tak istotnego? Jak mogłeś, Eli? – pyta łamiącym się
głosem, a ja przeklinam w myślach swoje tchórzostwo.
Jestem słaby na ciele. Jestem słaby na umyśle.
Nie mogę do niej podejść. Nie mogę jej wziąć w ramiona i zmusić, żeby mnie
wysłuchała. Choć nie mam jej nic do zaproponowania, z wyjątkiem przeprosin. Groza wisi
w powietrzu. Ciasno oplata mackami moje złamane serce.
– Znienawidziłem siebie za to. Chciałem, żebyś mnie dostrzegła, poznała i pokochała,
a wtedy o wszystkim bym ci opowiedział. Wiem, że to popieprzone. Ale kiedy wreszcie
powiedziałaś mi o swojej siostrze, nie mogłem tego zrobić. Gdy w końcu poczułem się gotowy,
Stephanie umarła. A potem nie wiedziałem już, jak mam to zrobić.
– A później?
– Z każdym dniem było mi coraz trudniej. Bałem się, że jeśli to zrobię, ty odejdziesz.
– Co takiego? – Odwraca się, spoglądając na mnie ze złością i zdziwieniem. – Naprawdę
myślałeś, że jeśli mi powiesz o swojej chorobie, ja cię zostawię? Za kogo mnie masz?
– Sądzę, że łatwiej jest kochać mężczyznę, który nie jest w rozsypce.
– Uważasz, że jestem aż tak płytka? Czy ty mnie znasz choć trochę? Nigdy bym cię nie
zostawiła z powodu twojej choroby!
– Skąd miałem to wiedzieć?!
Heather wstaje, podchodzi do łóżka i ze łzami w oczach dotyka mojego policzka.
Chciałbym móc rozkoszować się jej dotykiem, ale nie mogę sobie na to pozwolić.
– Nie dałeś mi szansy, żebym ci to udowodniła.
– Jeśli masz zamiar odejść, idź – wypluwam z siebie.
Heather potrząsa głową, na zmianę otwiera i zamyka usta, aż wreszcie opada na krzesło.
Jej ciało się poddało. Złamałem ją.
Czuję, jak wzbiera we mnie złość na samego siebie. Rośnie niczym mur, który odgradza
mnie od świata. Zaczynam się przez niego przebijać, a każdy cios tylko wzmaga moją panikę.
Ona odejdzie, a ja nie będę mógł jej zatrzymać.
– Chciałbym, kurwa, wstać i podejść do ciebie – mówię w nadziei, że mnie wysłucha.
– Chcę cię wziąć w ramiona i być mężczyzną, za którego mnie miałaś. Ale moje pieprzone nogi
odmówiły mi posłuszeństwa. Heather, ja nie mogę wstać. Kurwa, nie mogę chodzić. Spieprzyłem
szansę, jaką u ciebie miałem. Wiem o tym. Nienawidzę siebie za to i nie chcę cię skrzywdzić.
Heather unosi głowę i ociera łzy.
– Jak to nie możesz chodzić?
– Wcześniej poczułem przeszywający ból, a teraz nic już nie czuję, nogi są bezwładne.
Heather bierze głęboki oddech.
– Dlatego upadłeś?
– Tak, wiedziałem, że to nastąpi, ale udawałem, że tak nie jest.
Heather milczy. Patrzy na mnie swoimi pięknymi oczami. Znam je na pamięć. Pamiętam
każdą złotą plamkę, która je zdobi, wszystkie odcienie szarości i ciemniejsze punkty na jej
źrenicach. Odnalazłem w tych oczach wszystko, czego szukałem. Pokochała mnie, bo byłem
mężczyzną, którego tak bardzo potrzebowała. SM uczyniło ze mnie przegranego słabeusza
i kłamcę.
Dochodzę do wniosku, że powinna wiedzieć o wszystkim. Uchylę jej drzwi do piekła,
jakie zgotowało mi moje własne ciało.
– W zeszłym tygodniu zaczęła mi drętwieć ręka.
Heather wygląda, jakby ją olśniło, i głośno wzdycha.
– Dlatego wtedy upuściłeś komórkę?
– Dziś, gdy poszedłem do łazienki, zdałem sobie sprawę, że zostawiłem telefon na stoliku
nocnym. Poczułem mrowienie w stopie i nagły ból w nodze. Usiadłem na brzegu wanny
i zacząłem ją masować w nadziei, że mi przejdzie. W końcu wstałem i poszedłem po telefon.
– Zerkam na nią, żeby zobaczyć jej reakcję. Heather siedzi nieruchomo jak posąg, wstrzymując
oddech, więc kontynuuję: – Wystarczył jeden krok, żebym upadł jak długi. Głową uderzyłem
o brzeg umywalki.
– Eli… – Wzdycha.
Uciszam ją gestem dłoni.
– Nie straciłem przytomności, wiedziałem, że krwawię. Ale utraciłem czucie w nogach.
– Heather zakrywa usta, a łza spływa po jej policzku. – Nie mogłem się ruszyć i myślałem tylko
o tym, żeby cię nie zawieść. Wiedziałem, że mnie potrzebujesz, a nie miałem jak do ciebie
dotrzeć. Leżałem bezwładnie na podłodze, ale nie chciałem sprawić ci zawodu. Dlatego użyłem
resztek pieprzonych sił i wyczołgałem się z łazienki. Odpychałem się rękami, walczyłem o każdy
cholerny centymetr. Choć i tak wiedziałem, jak to się skończy.
Heather podchodzi do łóżka i ociera łzy. Dotykam jej blond włosów, usiłując zapamiętać
ich jedwabistą fakturę. Dotykam jej twarzy, żałując, że nie mogę cofnąć czasu.
– Bardzo szybko zaczęły mnie boleć ręce. Zesztywniały mi dłonie. Byłem bardzo słaby,
wszystko przez tę chorobę.
– Nie jesteś słaby – zaprzecza drżącym głosem. – Eli, tego wszystkiego można było
uniknąć. Gdybyś mi powiedział o swoich objawach, zamiast mnie okłamywać, dzisiejszy wieczór
potoczyłby się zupełnie inaczej.
– Poznałaś mnie jako mężczyznę, który mógł ci dać wszystko. Eli Walsh, piosenkarz
i aktor. Heather, wiem, jak to się kończy. Przeżyłem to już raz z Penelope, więc idź już, żebyśmy
mogli mieć to za sobą.
– Nie. – Żelazna determinacja, którą słychać w jej głosie, powstrzymuje mnie przed
dalszym użalaniem się nas sobą. – Nie waż się porównywać mnie do swojej eks. Nie jestem nią.
Nie zamierzam uciec. Chcę cię wysłuchać i zrozumieć!
– Dlaczego?! – krzyczę. – Po co?!
– Bo cię kocham! – krzyczy Heather, stojąc przy moim łóżku. – Bo tak się robi, gdy się
kogoś kocha!
Kręcę głową, dusząc nadzieję, która zaczyna kiełkować w moim sercu.
– A jeśli ja nie kocham ciebie?
Wypluwam z ust to plugawe kłamstwo, żeby zasiać w niej ziarenko wątpliwości.
Heather mruży oczy i bierze moją twarz w dłonie.
– Ellington, powtórz to jeszcze raz. Powiedz mi, że mnie nie kochasz. Spójrz mi w oczy
i powiedz to.
Dobija mnie widok łez, które płyną z jej pięknych oczu. Niezależnie od tego, co się
wydarzy, nie będę jej więcej okłamywać. Nie mogę jej tak ranić, bo czuję, że i mnie serce pęknie.
– Nie mogę.
Heather zasłania twarz dłońmi.
– Eli, nigdy więcej mnie nie okłamuj. Jeśli mamy stawić temu czoła, musimy być wobec
siebie szczerzy.
– Jak to? – pytam.
– Jeżeli mamy z tym walczyć. Muszę się dowiedzieć wszystkiego o twojej chorobie.
Ze wszystkich powodów, dla których nie chciałem jej o niczym mówić, wszystkie straciły
na aktualności z wyjątkiem jednego. Tego, który budził mój największy lęk. Bałem się, że
spojrzy na mnie dokładnie tak jak teraz. W oczach Heather nie mu już śladu gniewu ani lęku,
zastąpiła je determinacja. W ten sam sposób patrzyła na swoją siostrę.
Kocham ją najbardziej na świecie, dlatego nie mam zamiaru przysparzać jej dodatkowych
trosk.
Nie tak wyobrażałem sobie nasze wspólne życie, nie po tym, przez co przeszła.
– Nie zgadzam się – mówię. – Nie mam zamiaru być twoim pacjentem. Nie mogę.
– Co? – pyta z głośnym westchnieniem.
Stwardnienie rozsiane to podstępna choroba. Nie da się przewidzieć jej przebiegu, a ja nie
zamierzam być dla niej ciężarem. Wiedziałem, że powinienem był odejść w chwili, gdy
powiedziała mi o chorobie siostry, ale nie potrafiłem tego zrobić. Powinna znać prawdę, nie chcę
jednak jej litości.
– Heather, nie jestem twoją siostrą. Nie rozumiesz? Nie widzisz, że to ja chcę się tobą
opiekować?! – krzyczę, żeby pozbyć się ogarniającej mnie frustracji. Heather sztywnieje. Widzę,
jak się kuli, a jej twarz wykrzywia się w bólu. A wtedy mówię najgłupszą rzecz, jaką mógłbym
powiedzieć. – Po prostu wyjdź.
Spogląda na mnie i robi dokładnie to, co chciałem, chociaż modliłem się, żeby tego nie
zrobiła. Odwraca się na pięcie i wychodzi bez słowa.
Straciłem ją.
Zalewa mnie ból, jakiego dotąd nie znałem, ale, kurwa, na nic innego nie zasługuję.
Rozdział 26
Opieram się o ścianę za drzwiami jego pokoju i próbuję złapać oddech. Nie mogę
uwierzyć, że to powiedział. Gdy wspomniał o mojej siostrze, zranił mnie bardziej niż
kiedykolwiek dotąd.
Nigdy nie patrzyłam na niego w ten sposób. Kochałam siostrę, a od jej śmierci minęło
zaledwie kilka tygodni. Zupełnie niepotrzebnie się do niej porównuje, bo jego sytuacja jest
całkowicie inna. Nie ma pojęcia, jak bardzo mnie zranił. Nie tylko tym, co powiedział. Niczego
przed nim nie ukrywałam. Nie było rzeczy, o której bym mu nie powiedziała, a on zataił przede
mną coś tak ważnego.
Czuję nagły przypływ złości i zwalczam odruch urządzenia mu karczemnej awantury.
Powinnam mu wytłumaczyć, jak mają się zachowywać dorośli ludzie, ale nie ruszam się
z miejsca.
– Wszystko w porządku? – pyta Shera, jego pielęgniarka.
Pocieram oczy, mam nadzieję, że nie wyglądam jak strach na wróble.
– Tak, przepraszam. Potrzebuję chwili dla siebie.
Shera gładzi mnie po ramieniu.
– Dobrze, skarbie. Zajmiemy się nim. Niczym się nie martw. Wszystko będzie dobrze,
zobaczysz, kroplówka postawi go na nogi.
Tak, ale co z nami? Jak mamy zrobić krok naprzód, skoro on mnie od siebie odpycha?
Moje troski zachowuję dla siebie, zamiast tego uśmiecham się i przytakuję.
– Dzięki.
Opieram głowę o ścianę, zamykam oczy i próbuję sobie wszystko poukładać. Eli musiał
wiedzieć, że jego słowa łamią mi serce. Komentarz o Stephanie to cios poniżej pasa, który
sprawił mi okropny ból. Była całym moim światem i nigdy nie budziła litości. Robiłam,
co mogłam, żeby ją pocieszyć. Jakim prawem mnie tak zranił?
Eli nigdy nie był okrutny, był wręcz idealny…
Perfekcja jest iluzją, którą kreujemy po to, by móc zaufać drugiemu człowiekowi. Teraz,
gdy klapki opadły mi z oczu, widzę, jaka byłam głupia. Nie zależy mi na ideale. Potrzebuję
czegoś prawdziwego, bo Matt był ideałem, dopóki nie pojawiły się problemy. A wtedy się zmył.
Ale to, co zrobił Eli, boli mnie o wiele bardziej.
Potrzebuję powietrza. Muszę pomyśleć i odzyskać spokój, bo boję się, że jeśli do niego
wrócę, puszczą mi nerwy.
Wychodzę przed szpital, usiłując uspokoić rozbiegane myśli. Łzy spływają mi policzkach,
a ciepłe powietrze owiewa twarz. Oddycham głęboko, w nadziei, że odnajdę spokój, ale zamiast
tego spotyka mnie coś o wiele gorszego.
– Pani Covey!
Widzę ludzi biegnących w moim kierunku i wykrzykujących moje imię. Flesze aparatów
błyskają, oślepiając mnie. Tłum otacza mnie z każdej strony, uniemożliwiając ucieczkę.
Wykrzykują moje imię i zasypują pytaniami, a ja bezskutecznie próbuję się wydostać
z potrzasku.
– Czy Eli czuje się lepiej? Co się stało? Czy to prawda, że zemdlał? Pani Covey, proszę
spojrzeć w tę stronę! – Nawet gdybym chciała, nie zdążyłabym odpowiedzieć na wszystkie
pytania. – Czy nadal jesteście parą? Czy pani płacze? Proszę powiedzieć, czy Eli był pod
wpływem narkotyków?
Serce bije mi jak szalone, gdy bez słowa przedzieram się przez tłum fotoreporterów.
Kiedy wpadam do poczekalni, oddycham z ulgą. Przede mną kolejny problem, z którym
przyjdzie mi się zmierzyć. Nie chcę nawet myśleć o tym, jak wyszłam na tych zdjęciach.
Rozlega się dźwięk esemesa, więc sięgam po komórkę.
NICOLE: Hej, nie chcę Ci przeszkadzać, tylko sprawdzam, czy wszystko u Ciebie
w porządku.
JA: Nie, nie jest w porządku. Eli czuje się dobrze, ale nasz związek ma się gorzej…
NICOLE: Przykro mi. Mam przyjechać, skopać mu tyłek?
JA: Poradzę sobie. Jeśli nie uda nam się z tego wybrnąć, obie skopiemy mu tyłek.
NICOLE: Do dzieła!
Wybucham śmiechem. Ilekroć czuję, że tonę, Nicole potrafi podnieść mnie na duchu.
Wybieram jej numer. Nicole odbiera od razu po pierwszym sygnale.
– Jeśli do mnie dzwonisz, nie może być dobrze.
– Przypomnij mi, że ze wszystkim mogę sobie poradzić.
Nicole odchrząkuje po chwili milczenia.
– Nie wiem, co spowodowało, że w siebie zwątpiłaś.
Relacjonuję jej przebieg dotychczasowych zdarzeń. Nicole słucha cierpliwie, aż wszystko
z siebie wyrzucę. Jestem wściekła i zraniona. A do tego bardzo rozczarowana, bo sądziłam, że
świetnie nam się układa. Nie wiedziałam, że Eli mnie okłamuje, licząc na to, że o niczym się nie
dowiem. Jestem zła, bo ukrywał przede mną objawy choroby, co skończyło się tym, że znalazłam
go na podłodze w sypialni.
– Nie mogłam nawet wyjść na zewnątrz, bo napadli mnie pieprzeni fotoreporterzy – żalę
się i opadam na krzesło.
– Chcesz, żebym przyjechała i przemówiła im do rozumu? Najpierw przepędzę
paparazzich, a potem skopię Eliemu tyłek, bo zachował się jak kretyn. Rozumiem, że go rzuciłaś,
więc nie będziesz miała nic przeciwko temu.
– Wiem, co próbujesz zrobić – burczę pod nosem.
– Albo ty zrobisz to sama, albo ja rozstanę się z nim w twoim imieniu.
Chyba zwariowała, jeśli sądzi, że jej na to pozwolę.
– Przestań zachowywać się jak dupek.
Nicole zanosi się kaszlem, który brzmi jak śmiech.
– I kto to mówi. Dzwonisz do mnie, zamiast o niego walczyć. Jeśli wypuścisz z rąk taki
skarb, nie jesteś waleczną kobietą, za jaką cię miałam.
– Czuję się oszukana – wyznaję. – Nie dość, że zataił przede mną swoją chorobę, to
jeszcze użył Stephanie jako argumentu, co bardzo mnie zraniło.
– Masz prawo do swoich odczuć i powinnaś mu o nich powiedzieć. Ale pamiętaj, kotku,
co cię przed chwilą spotkało. Eli musi się użerać z paparazzi każdego dnia, dlatego tak broni
swojej prywatności. Nade wszystko musisz jednak podjąć decyzję, czy zamierzasz się z nim
rozstać. Jeżeli nie, zabieraj swój maciupeńki tyłek z powrotem do jego pokoju i napraw to.
Nicole ma rację. Muszę mu powiedzieć, co czuję. Gdy od niego wychodziłam,
wiedziałam, że wrócę. Nie pozwolę, żeby odszedł. Kiedy rozstałam się z Mattem było mi
smutno, ale poczułam też ulgę. Na samą myśl, że Eliego mogłoby zabraknąć, zamiera mi serce.
Wzdycham i wstaję z krzesła.
– Muszę kończyć.
Jestem silną kobietą, która doskonale wie, czego chce. Zamierzam go poinformować, jak
wyobrażam sobie nasze dalsze postępowanie. Nie ma mowy, żeby to on o wszystkim decydował.
– Wiedziałam, że jesteś do tego zdolna – mówi Nicole z dumą. – Niech Bóg ma go
w swojej opiece, bo moja przyjaciółka to twardzielka, która nie da sobie w kaszę dmuchać.
Kocham cię, dzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała.
– Tak zrobię. Ja też cię kocham.
Eli nie wie jeszcze, co go czeka. Moje życie to pasmo nieszczęść, ale nigdy nie
pozwoliłam, żeby mnie zdefiniowały. Choć teraz czuję, że sytuacja wymknęła mi się spod
kontroli, nie ma żadnych przeszkód, bym wzięła sprawy w swoje ręce. Jestem wojowniczką i nie
pozwolę, żeby coś stanęło na drodze do mojego szczęścia.
Biorę kilka głębokich wdechów, prostuję się i maszeruję prosto do jego pokoju.
Gdy otwieram drzwi, nasze spojrzenia się spotykają. Eli poprawia się na łóżku, a ja
zaciskam pięści.
– Wcześniej to ty mówiłeś, więc teraz będziesz słuchał – oznajmiam.
Mam zamiar wszystko mu wygarnąć. Podchodzę do jego łóżka i palcem dźgam go
w klatkę piersiową. Nie odrywamy od siebie wzroku, ale nie mam zamiaru ustąpić.
– Po pierwsze, nigdy więcej nie użyjesz mojej siostry przeciwko mnie. To był cios
poniżej pasa, zwłaszcza po tym, przez co przeszłam. Nie pozwolę, żebyś mnie tak krzywdził.
– Ja nie…
– Milcz. – Mocniej wbijam palec w jego tors, uciszając go. – Tym razem to ja mówię,
zrozumiano?
Eli przytakuje i unosi ręce.
– Świetnie. – Odsuwam się nieco. Fakt, że nad nim góruję, dodaje mi siły. Tak naprawdę,
chociaż zagrzewam się do walki, jestem przerażona, że moje słowa wywołają skutek odwrotny
od zamierzonego.
Eli może podjąć decyzję o rozstaniu, a na to nie będę miała żadnego wpływu.
Postanawiam jednak, że nie będę się na tym skupiać. Przed oczami mam upragniony cel – naszą
wspólną przyszłość.
Zamykam oczy, biorę się w garść i kontynuuję:
– Ta sytuacja w niczym nie przypomina przypadku Stephanie. Ja wiem, że ty nią nie
jesteś, ale tobie zdaje się to umykać. Była moją siostrą, ale po śmierci naszych rodziców stała się
całym moim życiem.
– Heather, nie możesz patrzeć na mnie w ten sposób. – Gdy mi przerywa, otwieram oczy.
Widzę ból wypisany na jego twarzy, więc postanawiam, że dam mu dokończyć myśl.
Czuję się zagubiona. Nie mam pojęcia, o czym mówi. Kiedy rozmawialiśmy wcześniej, byłam
skupiona na tym, żeby go zrozumieć. Za wszelką cenę próbowałam nie stracić panowania nad
sobą, ale najwyraźniej nie do końca mi się to udało. Nie mam jednak pojęcia, o co mu teraz
chodzi.
– A jak niby na ciebie patrzyłam?
Eli wzdycha i wbija wzrok w sufit.
– Patrzyłaś jak na kogoś, kto wymaga opieki. Wiem, że teraz jestem w gorszej formie, ale
wyjdę z tego. Do tej pory spoglądałaś na mnie z nadzieją i radością. – Zawiesza głos i po chwili
dodaje: – Po tej radości nie było już śladu. Stałem się problemem, który należy rozwiązać.
Widziałem, jak twoje oczy pochmurniały na myśl o wizytach lekarskich i pobytach w szpitalu.
Wiem, że siostra była całym twoim życiem, ale w ten sam sposób patrzyłaś na nią.
Nie mógłby się bardziej mylić. Wcale tak nie jest. Po raz kolejny czuję się głęboko
zraniona. Dlaczego mężczyźni są tacy głupi?
– Po pierwsze – mówię, siadając na brzegu łóżka i opierając dłonie na jego piersi – byłam
za nią odpowiedzialna. Pełniłam funkcję jej opiekunki, ze wszystkimi tego konsekwencjami, nie
mówiąc już o tym, że została zdiagnozowana, kiedy była jeszcze dzieckiem. Musiałam wejść
w rolę rodzica. Z tobą jest zupełnie inaczej. Jesteś dorosłym mężczyzną, który ma kochającą
rodzinę. Eli, byłam dla niej wszystkim. Poza mną nie miała nikogo. Owszem, moje życie kręciło
się wokół niej, starałam się zapewnić jej jak najlepsze warunki. Ale my… – Wzdycham.
– Z nami jest inaczej. Chcę być dla ciebie partnerką. Chcę, żebyś mógł się na mnie oprzeć i żebyś
ty mnie wspierał, gdy sama będę tego potrzebowała. To nie litość, to miłość. Nigdy więcej nie
porównuj się do Stephanie, bo to jest całkowicie nieuprawnione.
Eli muska palcami moje usta i wzdycha ciężko.
– Heather, tak mi przykro. Nie chciałem cię skrzywdzić.
Wierzę mu. Każde z nas ma niemałe problemy, które wymagają przepracowania, bo
w przeciwnym razie całkiem nas przytłoczą.
– Wiem, że nie zrobiłeś tego celowo, ale musiałam wyjść, żeby nie powiedzieć czegoś,
czego bym później żałowała.
– Byłem pewien, że odeszłaś – wyznaje Eli z przygnębieniem. – Myślałem, że już nie
wrócisz, że straciłem cię z powodu tego…
Potrząsam głową ze złością, ale i z niedowierzaniem. Po tym wszystkim, przez co
wspólnie przeszliśmy, nie mieści mi się to w głowie. Jak mógł pomyśleć, że zostawię go
z powodu jego choroby? Jeśli chodzi o niego, nie mam wyboru. W dniu, w którym Eli Walsh
stanął przed moimi drzwiami, stał się nieodłączną częścią mojego życia. Próbowałam z tym
walczyć, ale poniosłam sromotną klęskę. Jest moją drugą połówką, dlatego nigdy nie mogłabym
go porzucić.
To dobry moment, żeby poruszyć kolejną istotną kwestię. Eli musi zrozumieć, że nasza
przeszłość nas nie definiuje.
– Cieszę się, że o tym mówisz. – Odsuwam się od niego nieznacznie. Dystans między
nami sprzyja logicznemu myśleniu. – Ani ty nie jesteś moim byłym mężem, ani ja nie jestem
twoją byłą. Rozumiem, że masz nierozwiązane sprawy z przeszłości, ja również, ale zarzucanie
mi, że zachowam się jak ona, jest kompletnie nieuprawnione. Nie tylko porównałeś mnie do
Penelope, lecz postawiłeś także znak równości między mną a Mattem. Nienawidzę jej za to, co ci
zrobiła, ale jeśli nie dostrzegasz, jak bardzo się różnimy, powinniśmy od razu się rozstać.
Ludzie pokroju Penelope i Matta nie zasługują na taką miłość, jaka łączy Eliego i mnie.
W tym krótkim czasie, który spędziliśmy wspólnie, Eli ofiarował mi więcej radości, niż
ktokolwiek potrafił dać mi przez całe lata.
Nasz związek nieraz będzie wystawiony na próbę, ale on musi zrozumieć, że ja nie
zamierzam go zostawić, tak jak i on mnie. Sam wielokrotnie o tym zapewniał. Jego czyny są tego
najlepszym dowodem. Muszę zagwarantować mu ten sam poziom bezpieczeństwa.
Po chwili milczenia Eli mówi ze skruchą w głosie:
– Jezu, jestem kompletnie popieprzony. Wiem, że nie jesteś taka jak ona ani tym bardziej
taka jak Matt. Byłem na siebie zły i chciałem dać ci powód, żebyś mogła mnie zostawić.
– Czy tego chcesz? – pytam.
Łapie mnie za nadgarstek i zaciska mocno palce.
– Nie.
– To dobrze, bo ja nigdzie się nie wybieram. Choć niekiedy zachowujesz się jak
skończony osioł. Nie jestem jakąś nieprzytomną fanką, która zakochała się w odrealnionej wersji
ciebie. Miłość nie jest dla mnie tylko pustym słowem, to coś nadzwyczaj ważnego. Oddałam ci
serce, nie dlatego że pragnę ideału. Pragnę ciebie. Gdy patrzę na ciebie, widzę naszą wspólną
przyszłość. Niezależnie od wyzwań, które przyniesie nam życie, będę przy tobie i będę o ciebie
walczyć, Ellington.
– Czy mogę coś powiedzieć?
– Nie, chciałam jeszcze coś dodać. – Eli skrywa uśmiech, ale to, co mam zamiar mu
wyznać, jest nadzwyczaj ważne. – Nigdy więcej mnie nie okłamuj. Nie byłoby tej sytuacji,
gdybyś ze mną wcześniej porozmawiał. Nie chcę kłamstw. Nigdy.
– Okej – odpowiada Eli, puszcza mój nadgarstek i bierze mnie za rękę. – Nigdy cię nie
okłamię.
– Eli, musisz dzielić się ze mną swoimi troskami. Będę cię wspierać, tak samo jak ty
mnie. Nie ucieknę od tego, co nas łączy. Już raz to zrobiłam, ale ty mnie złapałeś.
Eli obejmuje mnie za szyję i przyciąga do siebie tak blisko, że stykamy się nosami.
– Cieszę się, że to mówisz, bo zamierzałem cię dopaść i już nigdy nie wypuścić, gdy tylko
odzyskałbym władzę w nogach.
Niezależnie od tego, co nas czeka, chcę iść przez życie razem z nim. Potrzebuję go tak
bardzo, że aż mnie to niepokoi.
– Nie musiałbyś mnie daleko szukać – wyznaję. – Nawet nie wyszłam ze szpitala. Nie
mogłam tego zrobić, choć byłam naprawdę wściekła.
Eli puszcza mnie.
– Połóż się obok mnie.
– Jesteś pewien?
Eli krzywi się, gdy odsuwa nogi, robiąc mi miejsce.
– Kładź się, chcę cię przytulić.
Kładę się na boku i wtulam się w niego. Wspieram brodę na dłoni i patrzę. Eli uśmiecha
się lekko.
– Co cię tak bawi? – Po raz pierwszy od wielu godzin mam ochotę się roześmiać. Jest taki
uroczy.
– To, że nie mogłaś mnie zostawić, bo mnie kochasz. Cieszę się, że się we mnie
zakochałaś.
Przewracam oczami.
– Ty tak samo się zakochałeś.
Eli poważnieje i obejmuje moją twarz dłońmi.
– Zakochałem się w tobie bez reszty. Nim zobaczyłem cię na koncercie, moje życie nie
miało sensu. Sądziłem, że wiem, czym jest miłość, ale nie miałem o tym pojęcia, dopóki nie
poznałem ciebie. Nigdy nie cierpiałem tak bardzo jak wtedy, gdy zamknęłaś za sobą drzwi. – Eli
pociera kciukiem mój policzek. – Jesteś najpiękniejszym, najsilniejszym stworzeniem, jakie dane
mi było poznać. Obiecuję, że zrobię wszystko, by pokazać ci, jak bardzo cię kocham. Heather,
wybacz mi.
Całuję go w usta i opieram czoło na jego skroni. Wiem, że niejeden sztorm przed nami.
– Wybaczam ci.
– Powiedziałem ci kiedyś, że musimy się cieszyć każdą chwilą, bo to wszystko, co mamy.
Ale to bzdura.
Spoglądam na niego pytająco.
– Nasze jest dziś, nasze jest jutro i każdy kolejny dzień.
Gdy całuje mnie w usta, cały świat nagle przestaje istnieć. Ciężar, który nosiłam w sercu,
znika, bo wiem już, że wszystko będzie dobrze.
Rozdział 27
– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – pytam, gdy parkujemy przed moim domem.
– Zrobiłaś dla mnie tort i zamierzam go zjeść.
Eliego wypisano dziś ze szpitala. Zażądał, żebym zawiozła go prosto do mojego domu.
Po pierwszym dniu odzyskał czucie w nogach, więc zaczął chodzić za pomocą chodzika. Lekarz
przy wypisie przypomniał mu, jak ważne jest regularne przyjmowanie lekarstw i wlewów. Chyba
przyjął do wiadomości te zalecenia.
Przez ostatnich kilka dni snuliśmy plany na przyszłość, żeby nie skupiać się wyłącznie na
chorobie. Matt dał mi dodatkowy tydzień urlopu, który zamierzam spędzić z Elim w Nowym
Jorku.
Pomagam mu wysiąść z samochodu i przynoszę mu chodzik, ale na jego widok krzywi się
z niechęcią.
– Nie biadol, dziaduniu, wiesz, że musisz z niego korzystać.
– Zdajesz sobie sprawę, że za kilka dni mogę poczuć się wystarczająco dobrze, żeby
skopać ci tyłek za ten komentarz?
Uśmiecham się.
– Wątpię, żebyś mnie złapał.
Eli, dysząc, popycha chodzik w kierunku domu.
– Mądrala, uważa się za twardzielkę, bo jest gliną. Już ja jej pokażę – mamrocze pod
nosem.
Tęskniłam za jego przekorą, arogancją i wieczną chętką na mnie. Próbował mnie
namówić, żebym zrobiła mu loda w szpitalu. Po przepychankach zgodziłam mu się trochę ulżyć,
ale o lodzie nie mogło być mowy. Zagroził, że jeśli nie spełnię jego prośby, znajdzie sobie
pielęgniarkę, która przygotuje mu odpowiednią kąpiel.
Niedoczekanie, jedyną osobą, która może dotykać jego klejnotów, jestem ja.
Wchodzimy do domu, a Eli siada na kanapie.
– Wszystko w porządku? – pyta mnie po raz tysięczny. Powód jego troski jest dla mnie
jasny.
Na jutro zaplanowano konferencję prasową, na której Eli ma wydać oświadczenie
dotyczące swojego stanu zdrowia i naszego związku. Jego rzeczniczka nie pozostawiła mu
wyboru. Za każdym razem, gdy wchodziłam lub wychodziłam ze szpitala, robiono mi setki zdjęć.
Byłam w krzyżowym ogniu pytań. Eli się wściekł i zażądał, żeby Sharon natychmiast się tym
zajęła.
– Przestań ciągle mnie o to pytać. Nic mi nie jest – mówię i z grubsza jest to zgodne
z prawdą. – Czy mnie to cieszy? Nie, ale to nieuniknione. Przynajmniej mieliśmy trochę
prywatności, zanim świat się o nas dowiedział.
Eli przytula mnie i całuje w czubek głowy.
– Na pewno wypadniesz wspaniale. Nie musisz nic mówić, wystarczy, że staniesz z boku
i będziesz ładnie wyglądała.
Co za debil. A jego rzeczniczka Sharon to prawdziwa wariatka. Zachowuje się, jakby
jechała na dopalaczach. Mówi z szybkością karabinu maszynowego, do ucha ma wiecznie
przyklejoną słuchawkę Bluetooth i potrafi prowadzić co najmniej cztery rozmowy jednocześnie.
Bardzo się jej boję.
– Sharon powiedziała, że jeśli nie wypowiem się publicznie, staną się jeszcze bardziej
namolni. Nie pozostawiła mi wyboru.
– Kotku, dziennikarze będą namolni bez względu na wszystko. Tak już jest, ale najgorzej
będzie tylko na samym początku. Potem jakiś znany dupek nieuchronnie coś wywinie i szybko
przestaną się nami interesować.
Spoglądam na niego z uśmiechem.
– Czyli powinniśmy się modlić o to, żeby jakiemuś celebrycie powinęła się noga?
– Z grubsza tak. Rzucą się na każdy smaczny kąsek.
Ten świat jest dziwny. Nigdy nie rozumiałam fascynacji celebrytami. Nicole próbowała
mi to kiedyś wytłumaczyć, ale bezskutecznie. Równie dobrze mogłaby wyjaśniać zasady fizyki
kwantowej kamieniowi przy drodze. Nic z tego nie zrozumiałam.
– Twoje życie jest kuriozalne – oznajmiam, przytulając się do niego.
– A twoje niby nie jest?
Spoglądam na niego z otwartymi ustami.
– Yyy, moje życie jest dziwne?
Eli wybucha śmiechem.
– No cóż, uganiasz się za kryminalistami. Za ludźmi z bronią.
– Zgadza się, bo źli ludzie powinni siedzieć za kratkami.
– No właśnie! – Eli się śmieje. – Jesteś wariatką.
– Ach, rozumiem, więc jednak jesteś tylko aktorem? – Szturcham go. Nie tak dawno Eli
chełpił się, że niedaleko mu już do prawdziwego gliny. Najwyraźniej o tym zapomniał.
Eli przewraca oczami.
– Jestem mężczyzną, który marzy o kawałku tortu. – Puszcza do mnie oko.
Zręcznie z tego wybrnął.
Całuję go w policzek i wstaję z kanapy. Nie jestem pewna, czy tort przeżył, ale znając
Kristin, na pewno zabezpieczyła go folią i włożyła do lodówki.
Na jej miejscu dawno bym go wyrzuciła. Nigdy nie będę idealną gospodynią domową. To
zupełnie nie w moim stylu.
– Jestem gotów zrezygnować z tortu na rzecz wspólnej kąpieli – woła Eli z salonu.
– Domyślam się, ale dzięki, nie skorzystam. – Śmieję się i otwieram lodówkę.
Tak jak myślałam, tort jest zawinięty w folię aluminiową i plastik. Będę musiała wypytać
Kristin o tę technikę, bo wygląda na to, że dzięki dwóm warstwom ciasto dłużej zachowuje
świeżość.
Dobre ciasto nigdy nie jest złe.
– Malkontentko! Znalazłaś tort? – woła Eli.
Wchodzę do salonu z tortem i dwoma widelczykami.
– Wygląda świetnie. Nadaje się do jedzenia? – pyta żartobliwym tonem.
Siadam obok niego na kanapie.
– Osioł. Nie jestem pewna, ale z racji tego, że upiekłam go z okazji twoich urodzin,
powinieneś skosztować pierwszy.
Eli zerka na tort i spogląda na mnie. Zanurza palec w polewie i wkłada sobie do ust.
Wbija we mnie wzrok i rozmazuje lukier na moim dekolcie. Zrywam się na równe nogi, ale on
chwyta mnie za nadgarstek.
– Zostań – prosi. – Tort jest za mało słodki, muszę go dosłodzić.
Zaczyna wodzić ustami po mojej szyi, wysuwając język i powoli mnie liżąc. Tęskniłam
za tym. Od jego dotyku natychmiast robię się wilgotna. Eli powoli zlizuje lukier z mojego
dekoltu. Gładzę go po włosach i po dłuższym niż zwykle zaroście, który wyhodował sobie
w szpitalu.
Muszę go poprosić, żeby się nie golił.
– Pyszne – mówi Eli.
– Tak?
– Absolutnie.
Zanurzam palec w kremie i wkładam smakowitą słodycz do ust.
– Mniam – jęczę z rozkoszą. – Pyszne, ale chyba czegoś mu brakuje.
Eli nabiera krem na palec i smaruje nim moje udo. Znienacka łapie mnie za łydki i ciągnie
do siebie, a ja przewracam się na kanapę.
– Muszę cię znowu skosztować – tłumaczy.
– Ależ proszę. – Nie zamierzam go powstrzymywać. Eli jest niczym ogień, którego nigdy
nie będę chciała zgasić. Przy nim czuję, że żyję. Przy nim czuję się piękna i wyjątkowa.
Przesuwa język coraz to wyżej i wyżej, aż nagle zamiera.
– Eli – jęczę, bo nie chcę, żeby przestawał.
Spogląda na mnie żarliwie, a ja wiem, że to ciasto zostanie zjedzone w sposób bardzo
kreatywny.
– Pan Walsh przeczyta krótkie oświadczenie, a potem przeznaczymy parę minut na
państwa pytania – oznajmia Sharon, stając przed tłumem fotoreporterów i dziennikarzy.
Eli ściska mnie za rękę, po czym ją puszcza. Jestem zła, że znalazł się w tej sytuacji. Mnie
też nie jest lekko, ale to on musi wygłosić oświadczenie. Wcześniej Sharon wytłumaczyła nam,
jak istotne są właściwy dobór słów oraz mowa ciała, i przećwiczyła z nami różne warianty
odpowiedzi na pytania, które mogą się pojawić na konferencji. Gdy wreszcie uznała, że jesteśmy
gotowi, poświęciła kolejny kwadrans na krytykę mojego stroju. Wyszliśmy dopiero, kiedy
wybrała dla mnie czarny garnitur, czerwone szpilki i biżuterię.
Wybiła godzina zero.
Eli chrząka, a mnie serce zaczyna bić szybciej. Żałuję, że nie mieliśmy innego wyjścia.
Przez lata udawało mu się utrzymać chorobę w tajemnicy, ale dziś musi o niej powiedzieć
całemu światu.
– Dzień dobry. Na początku chciałbym wam podziękować za wszystkie życzenia powrotu
do zdrowia. Zespół w szpitalu w Tampie jest naprawdę fenomenalny i podczas mojego pobytu
otrzymałem najlepszą możliwą opiekę. – Eli zaciska i otwiera pięść. – Sześć dni temu upadłem
w domu i uderzyłem się w głowę. Na szczęście poza wstrząśnieniem mózgu nie doznałem
żadnych obrażeń, moja twarz wciąż wygląda okej, więc nadal będę mógł grać w filmach.
– Puszcza oko do kamery i uśmiecha się do zebranych dziennikarzy. – Muszę jednak zaznaczyć,
że mój upadek był spowodowany chorobą, na którą cierpię od dziesięciu lat. Mam
nawracająco-ustępujące stwardnienie rozsiane, ale dzięki wsparciu wspaniałych lekarzy
i odpowiednim lekom jestem w stanie normalnie funkcjonować.
Na twarzach reporterów malują się szok i troska. Słucham, jak Eli opowiada o życiu z tą
choroba. Mówi o leczeniu, o objawach i o widokach na przyszłość.
Chciałam go w tym wyręczyć, ale on radzi sobie tak doskonale, że ogarnia mnie
całkowity spokój. Rzeczywiście wystarczyła mu moja obecność. Wspólnie doszliśmy do
wniosku, że dziś nie będę zabierać głosu.
W końcu po długich namowach udało nam się przekonać do naszej decyzji również
Sharon, ale w zamian musieliśmy pójść wobec niej na pewne ustępstwa. Ustaliliśmy, że po
konferencji prasowej Eli wyjdzie na zewnątrz, gdzie ustawiono barierki odgradzające go od jego
fanów. Sharon uznała, że dobrze będzie, jeśli po konferencji dotyczącej jego choroby pokaże się
wielbicielkom i rozda trochę autografów. Oponowałam, ale zostałam przegłosowana.
– W minionym tygodniu cały czas towarzyszyła mi moja dziewczyna Heather Covey.
– Nie mija sekunda, a fotoreporterzy zrywają się z miejsc, wykrzykując pytania, ale Eli nawet nie
drgnie. Po chwili uśmiecha się i dodaje: – Mam zamiar wam o niej opowiedzieć, może uprzedzę
tym samym wszystkie wasze pytania. Choć wątpię, żeby mi się to udało. – Eli wybucha
śmiechem, a kilku dziennikarzy mu wtóruje.
Gdy Eli przedstawia pokrótce zarys naszej znajomości i w kilku słowach opowiada im
o mnie, oddycham z ulgą. Serce nadal mi bije jak szalone, ale nikt nie zwraca na mnie uwagi,
oczy wszystkich skierowane są na Eliego. Widać, że czuje się jak ryba w wodzie, jego swoboda
i pewność siebie są bardzo pociągające.
Kończy i bierze głęboki oddech.
– Jakieś pytania?
– Eli, chcesz powiedzieć, że jesteś już zajęty? – pyta młody dziennikarz.
Eli kołysze się na piętach i odpowiada z uśmiechem.
– Tak, jak najbardziej.
Wskazuje na dziennikarza z dyktafonem.
– Czy planujesz przeprowadzić się na stałe do Tampy?
– Zamierzam wrócić na plan Cienkiej niebieskiej linii, ale chcę też znaleźć czas dla mojej
dziewczyny. Czy to oznacza, że będę częściej bywał w Tampie? Tak. – Słucham z niemym
podziwem, jak bez zająknienia odpowiada na kolejne pytania.
– Jakieś plany małżeńskie?
Wybałuszam oczy ze zdziwienia, jak płynnie przeszli od informacji o tym, że Eli ma
dziewczynę, do pytań o ślub. Bardzo się kochamy, ale bez przesady z tym pośpiechem.
Eli wybucha śmiechem.
– Nigdzie nam się nie śpieszy.
– A zatem to nic poważnego? – dopytuje dziennikarz.
Widzę, jak w okamgnieniu nastrój Eliego przechodzi od rozbawienia do złości.
– Gdybym nie traktował tego poważnie, Joe, nie byłoby mnie tutaj. Czy w ciągu ostatnich
dziesięciu lat słyszałeś, żebym chociaż raz wspomniał o jakiejś dziewczynie? – pyta go Eli.
– Traktuję to bardzo poważnie.
Joe nie odpowiada, a Eli wskazuje na kolejnego reportera. Następne pytania utrzymane są
w tym samym duchu. Żadne nie dotyczy jego choroby, wszyscy wypytują o nasz związek. To
zadziwiające, biorąc pod uwagę pierwotny cel konferencji prasowej.
Staję tuż za Elim, a on przechodzi do kolejnego pytania.
– Pani Covey… – Reporterka spogląda w moją stronę, a na mnie pada blady strach. – Czy
zamierza pani odejść z policji?
Eli zaczyna jej odpowiadać, ale powstrzymuję go gestem dłoni i przysuwam się bliżej
mikrofonu. Nie wiem, jak to się stało, ale nogi same zaprowadziły mnie bliżej podium.
– Nie. Kocham swoją pracę i nie zamierzam z niej rezygnować – mówię i biorę Eliego za
rękę, a on uśmiecha się z dumą. Gdy ściska moją dłoń, nie czuję już strachu. Zainspirowały mnie
jego siła i zdecydowanie.
Jego obecność dodaje mi odwagi, razem jesteśmy niezwyciężeni.
– Czy to prawda, że była już pani zamężna?
Widzę, jak knykcie Eliego bieleją od ściskania pulpitu. I ja zaciskam pięść, i idąc za jego
przykładem, odpowiadam ze spokojem:
– Tak, rozwiodłam się pięć lat temu. Eli wie o moim poprzednim związku.
Sharon podchodzi i nachyla się do mikrofonu.
– To wszystko na dziś.
Prowadzi nas do garderoby, Eli siada na krześle. Dziś nie skorzystał z chodzika. Nawet
nie próbowałam go do tego nakłonić. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że dzisiejsze
wystąpienie kosztowało go mnóstwo energii.
– Świetnie ci poszło – chwalę go, ocierając mu pot z czoła.
– Ty też całkiem nieźle wypadłaś – mówi Eli, uśmiecha się i bierze mnie za rękę.
– Tak, tak, oboje byliście znakomici – potwierdza Sharon, pisząc coś w telefonie.
– Trzeba jak najszybciej wyjść do fanów. Muszą uwierzyć, że jesteś okazem zdrowia.
Nagle dochodzę do wniosku, że cały ten pomysł z rozdawaniem autografów jest
kompletnie chybiony.
Przewracam oczami i powstrzymuję się, żeby jej nie przyłożyć.
– Jak się czujesz, skarbie? – pytam Eliego.
– Daję radę, kotku.
Zalewa mnie fala czułości, ale nic nie mówię. Muszę mu zaufać, co oznacza rezygnację
z prób nadzorowania go. Nie przychodzi mi to łatwo. Jestem policjantką. Najlepiej się czuję, gdy
mam nad wszystkim pełną kontrolę. To główna cecha mojego charakteru, ale jednocześnie wiem,
że tego najbardziej boi się Eli.
Zamiast zdać się na naturalny odruch, uśmiecham się do niego i mówię:
– Okej.
Eli wybucha śmiechem i sadza mnie sobie na kolanach.
– Kiepska z ciebie kłamczucha.
– Nie śmiej się ze mnie. – Uderzam go w pierś.
– Powinnaś zobaczyć swoją minę. Błagam, nawet nie myśl o aktorstwie.
Oj tam, oj tam.
– Eli, idziemy. – Sharon dziarsko klaszcze w dłonie. – Chcę, żebyś rozdał tyle
autografów, ile tylko dasz radę.
Posyłam jej nienawistne spojrzenie.
– Nie sądzisz, że powinnaś pomyśleć także o jego zdrowiu?
– Myślę o jego karierze, bo na tym polega moja praca. – Sharon nawet na mnie nie
spojrzy. Gapi się w telefon i prycha. – Spotkamy się na zewnątrz. Eli, pośpiesz się.
Wychodzi, a ja zrywam się na równe nogi.
– Ona jest córką szatana.
Eli się śmieje.
– Tym lepiej, że mamy ją po naszej stronie.
Przyciąga mnie do siebie, a ja obejmuję go w pasie.
– Kocham cię – mówię.
– A ja ciebie.
Gdy całuje mnie w usta, zapominam o jego fankach i o Sharon, która z pewnością
najchętniej udusiłaby mnie gołymi rękami. Teraz Eli należy tylko do mnie. Jego obecność jest
taka kojąca. Cała jego uwaga skupiona jest na mnie. Gdy jesteśmy razem, liczymy się wyłącznie
on i ja.
– Idź już – mamroczę. – Uważaj na siebie, te kobiety są szalone, na pewno będą
próbowały cię uprowadzić.
Eli się odsuwa.
– Wszystko będzie w porządku, mamy obstawę policyjną.
– Co takiego?
Eli wzrusza ramionami.
– Wiem, że potrafisz o siebie zadbać, ale mój świat rządzi się innymi prawami. Zrobię, co
w mojej mocy, żeby cię ochronić.
Nadal nic nie rozumiem. Co to ma wspólnego z obstawą policji?
Po chwili doznaję olśnienia.
– O Boże! Wynająłeś mi ochronę? Zatrudniłeś innych gliniarzy? Eli, przecież ja jestem
gliną. Nie potrzebuję obstawy. – Nie ma mowy, żebym wyraziła na to zgodę. Nie pozwolę, żeby
łazili za mną moi koledzy po fachu. Wielu z nas dorabia sobie w ten sposób. Ochranianie
celebrytów to bardzo intratna fucha. Robiłam to nieraz i prędzej zdechnę, niż na to pozwolę.
– Nie masz pojęcia, do czego zdolne są te zwariowane fanki. A ja owszem. Skarbie,
zrobimy, jak powiedziałem. To nie podlega dyskusji, przynajmniej nie teraz. Wynająłem kilku
policjantów, część będzie pilnować mnie, a część ciebie.
Mrużę oczy. Chciałabym mu powiedzieć parę słów do słuchu, ale jego zatroskane
spojrzenie sprawia, że gryzę się w język. On naprawdę się o mnie martwi i robi, co może, żeby
zminimalizować swój lęk.
– Pogadamy później. Teraz musisz już iść – oświadczam, kończąc rozmowę.
Eli unosi brew, ale nic nie odpowiada. Oboje wiemy, co to oznacza… Dziką awanturę, po
której nastąpi cudowny seks.
Wychodzimy z garderoby, a mój wzrok pada na kilku kolegów z posterunku, którzy
podpierają ściany.
– Hej! Zobaczcie, czyż to nie nasza osobista celebrytka policjantka? – Whitman wybucha
śmiechem i spogląda na kolegów.
– Patrzcie państwo, a oto moja podstarzała ochrona. – Uśmiecham się. – Tęskniłam za
wami, gamonie!
Bo to prawda. Od śmierci Stephanie nie byłam w pracy i coraz bardziej ciągnie mnie,
żeby wrócić na służbę. Mój oddział jest dla mnie jak rodzina. Lubimy czasami sobie dopiec, ale
każdego z nich zasłoniłabym własnym ciałem. Są dla mnie jak bracia, wiem, jaką jestem
szczęściarą, że ich mam.
Whitman i Vincenzo przytulają mnie.
– Dobrze cię widzieć uśmiechniętą.
– Owszem, a to wszystko dzięki niemu. Chłopaki, poznajcie Eliego Walsha. Eli, to są
Whitman i Vincenzo. – Wskazuję na kolegów. – To oni przyjęli zgłoszenie o twoim wypadku.
– Aha! – Eli wita się z każdym z nich. – Dzięki, chłopaki. Jestem wam dozgonnie
wdzięczny.
– Cieszymy się, że mogliśmy ci pomóc. – Zarówno Whitman, jak i Vincenzo zbywają
jego wylewne podziękowania. Dziwnie jest przyjmować podziękowania za służbę. Zawsze
w takich sytuacjach czuję się niezręcznie, bo kocham swoją pracę. Uwielbiam nieść pomoc
innym. Największą przyjemność sprawiają mi interwencje, podczas których udaje się realnie
komuś pomóc. A ci dwaj pomogli nam obojgu.
– Cieszę się, że Heather nie była z tym sama – mówi Eli i całuje mnie w czoło.
Federico zaczyna chrząkać. Posyłam mu ostrzegawcze spojrzenie i przedstawiam Eliemu
resztę ekipy.
– Brody’ego znasz. Ten głupek to Federico, to Jones, a to… – Patrzę w oczy mężczyzny,
którego nie spodziewałam się tu zastać. Nie wiem, dlaczego nie wzięłam tego pod uwagę. – A to
mój dowódca, porucznik Matt Jamerson.
– Bardzo mi miło. – Eli wita się ze wszystkimi, po czym obejmuje mnie w pasie
i wyciąga rękę do Matta. – Dzięki za pomoc w okiełznaniu tego tłumu.
Zaciskam usta i spoglądam na Brody’ego z pretensją, że mnie nie uprzedził. Brody zdaje
się mnie rozumieć i patrzy na mnie ze skruchą.
Sytuacja jest ze wszech miar niezręczna.
– Cóż, kochamy Heather i nie chcemy, żeby ktokolwiek zrobił jej krzywdę – oznajmia
Federico, jakbym nie wiedziała, że na pewno zdążyli mnie już wyśmiać za moimi plecami.
– Dokładnie tak – dodaje Matt.
Czy on oszalał? Eli obejmuje mnie mocniej.
– Dobrze wiedzieć.
Matt robi krok w naszą stronę.
– Heather jest jedną z nas, a my dbamy o naszych.
Mam wrażenie, że znalazłam się poza własnym ciałem. Chyba śnię, bo to niemożliwe,
żeby mój chłopak i mój eksmąż naprawdę prowadzili tę rozmowę. W ostatnich kilku dniach
spotkało mnie wiele zaskakujących sytuacji, ale ta przekracza wszelkie granice.
– Doskonale cię rozumiem – odpowiada Eli bez mrugnięcia okiem. Spoglądam na niego
ze zdziwieniem, że umknął mu podwójny sens słów Matta. Nie jestem facetem, ale mnie udało
się go wychwycić. – Dlatego was zatrudniłem. Bezpieczeństwo Heather jest dla mnie
najważniejsze. Zawsze dbam o najbliższych.
No to się doczekałam.
– Wcześniej nie potrzebowała ochrony.
– Zakochała się we mnie i sytuacja uległa zmianie. Zamierzam o nią zadbać w każdy
możliwy sposób. Moje zobowiązania traktuję bardzo poważnie, zwłaszcza wobec najbliższych
mi osób.
Czuję, że ta rozmowa niebawem wymknie się spod kontroli. Spoglądam na Brody’ego,
który wygląda, jakby zaraz miał pójść po popcorn, a reszta chłopaków uśmiecha się szeroko.
Matt jest dobrym gliną, ale nikt za nim nie przepada.
Pora skończyć to przedstawienie.
– Skończyliście? A może chcecie zmierzyć, kto ma większego? – pytam, choć znam już
odpowiedź.
Patrzę, jak mężczyzna, którego kiedyś kochałam, odchodzi. Złożyłam mu przysięgę
małżeńską i pewnie nadal byłabym jego żoną, gdyby mnie nie zostawił. Jak mogłam być tak
ślepa?
Matt nigdy by nie wynajął ochrony, gdybym była w niebezpieczeństwie. Zganiłby mnie
tylko, że histeryzuję. Nie zrobiłby wszystkiego, żebym czuła się komfortowo, ani nie brałby mnie
za rękę pod byle pretekstem.
A Eli staje na głowie, żeby niczego mi nie zabrakło.
Spoglądam na Eliego. Stoi, prężąc się i promieniejąc dumą. Wygląda jak jakiś
jaskiniowiec, który zaraz zacznie bić się w piersi.
– Jesteś z siebie zadowolony, prawda?
Eli uśmiecha się do mnie.
– Bardzo.
Przewracam oczami i opieram czoło na jego piersi.
– Wariat.
Obejmuje mnie.
– Twój eks to idiota.
– Zdaję sobie z tego sprawę.
– Zajmę się nim, jeśli zacznie fikać.
Trudno mi sobie wyobrazić, co takiego mógłby mu zrobić, biorąc pod uwagę, że Matt jest
moim przełożonym. Jestem przekonana, że nigdy nie będę miała dość nieustannej troski Eliego.
Miło jest mieć przy sobie kogoś, kto o mnie dba. Jesteśmy partnerami w całym tego słowa
znaczeniu.
Spoglądam na niego, gładząc go po klatce piersiowej.
Milczymy, słowa są zbędne.
Siła jego miłości jest obezwładniająca, czuję, jak przenika mnie na wskroś. Dostaję od
niego nawet to, o czym nie śmiałabym marzyć. Eli patrzy na mnie, jakbym była najważniejszą
istotą na świecie. Tę samą miłość widziałam w oczach ojca, gdy spoglądał na mamę.
W zeszłym tygodniu mogliśmy się rozstać, ale udało nam się pokonać kryzys. Co więcej,
to doświadczenie nas wzmocniło i zbliżyło.
– Dziękuję ci – mówię.
Eli z uśmiechem bierze mnie za rękę.
– Powinienem podziękować twojemu eks.
– Za co?
– Jestem mu dozgonnie wdzięczny. Gdyby nie był takim dupkiem, nie mógłbym zrobić
tego. – Pochyla się i całuje mnie w usta. – I tego. – Całuje mnie w czoło. – Ani tego – dodaje,
biorąc moją twarz w dłonie i całując mnie namiętnie. Gdy jego język penetruje moje usta,
zapominam o bożym świecie. Nagle ktoś chrząka znacząco i odsuwamy się od siebie. Cholera.
Przed nami staje Brody z promiennym uśmiechem.
– To było zajebiście zabawne. Cieszę się, że wreszcie ktoś mu powiedział, jakim jest
kutasem.
– Ma szczęście, że nie zdążyłem dojść do siebie, bo jeszcze skopałbym mu tyłek
– oświadcza Eli.
Och, dobry Boże!
Spoglądam karcąco na Brody’ego.
– Idź już. Bądź tym bożyszczem tłumów, idolem, którego wszyscy tak kochają.
Eli nachyla się i całuje mnie w usta.
– Całe szczęście, że kocham tylko jedną osobę.
– Całe szczęście, że ona też cię kocha.
Eli uśmiecha się i stuka mnie w czubek nosa.
– Taka miłość zdarza się raz w życiu – mówi i wychodzi z pokoju.
Opieram się o drzwi i myślę, jak jestem wdzięczna Kristin, że zapisała się kiedyś do fan
klubu Four Blocks Down.
Przecież to wszystko mogło nas ominąć i wtedy dopiero byłaby prawdziwa tragedia.
Rozdział 28
Dwa lata później
– Ależ to ekscytujące! – Danni podskakuje z radości, gdy kierujemy się w stronę naszych
miejsc.
– Stara… – jęczy Nicole. – Na ostatnim koncercie FBD było o wiele fajniej. Teraz to już
nie to samo.
Wybucham śmiechem
– Bo Eli już ci się opatrzył?
Nicole przewraca oczami z gniewnym sarknięciem.
– A jak? Serio, twój chłopak już nawet nie wydaje się przystojny.
– Bredzisz – mówię i trącam ją.
Eli Walsh jest seksownym mężczyzną i Nicole doskonale o tym wie. Jest jak wino, im
starsze, tym lepsze. Przez ostatnich kilka miesięcy był na tournée i po raz kolejny zamyka je
finałowym koncertem w Tampie. Dołączyłam do niego na ostatnie dwa tygodnie trasy.
Odwiedziliśmy po drodze St. Louis, Chicago, Nashville, Indianapolis, St. Paul i Little Rock, po
czym wsiadłam w samolot i wróciłam do domu. Nigdy więcej żadnych tras.
Straszne z nich fleje.
Zdecydowanie bardziej wolę nowojorski apartament od ciasnego autokaru.
Ostatnie dwa lata minęły nam jak z bicza strzelił. Czasami zadziwia mnie, że udało nam
się to wszystko przetrwać bez szwanku. Kiedy oznajmiłam, że nie zamierzam odchodzić z pracy,
prasa zareagowała przychylnie. Na moją korzyść przemawiało to, że jestem policjantką.
Nie zależy mi na jego forsie, choć Eli dosłownie obsypuje mnie pieniędzmi.
Gdy przygasają światła, mam déjà vu.
Kristin łapie mnie za rękę.
– Tak się cieszę, że Eli załatwił nam te miejsca.
– Cóż, nie pozostawiłam mu wyboru. – Uśmiecham się do niej, a ona chichocze.
– To fakt. Ale i tak jestem mu wdzięczna.
Choć dzisiejszy wieczór łudząco przypomina nasze pierwsze wyjście na koncert, od
tamtego czasu wiele się zmieniło. Kristin odeszła od męża i wprowadziła się do mojego domu
wraz z dwójką dzieci. Małżeństwo Danielle i Petera ma się świetnie, po tym jak zdecydowali się
wyjechać w drugą podróż poślubną. U Nicole jest po staremu, uprawia seks bez zobowiązań
i Bóg wie ile trójkątów zdążyła już zaliczyć. Przestałam ją o to pytać, gdy tylko Eli wyraził
zainteresowanie tematem.
Przeprowadziłam się na stałe do Eliego. Na początku zostałam do tego niejako zmuszona,
bo Eli tuż po naszej konferencji prasowej samozwańczo zorganizował moją przeprowadzkę,
ponieważ wciąż otaczał mnie tłum fotoreporterów, co uznał za niedopuszczalne.
Byłam temu przeciwna, więc doszło do awantury, po której długo i namiętnie się
godziliśmy – w naszym nowym domu.
Gdy z mroku wyłaniają się sylwetki członków zespołu, widownia szaleje. Po włączeniu
świateł koncert się rozpoczyna.
Ani na moment nie spuszczam wzroku z Eliego. Jego ciemne włosy lśnią w świetle
stroboskopów, jego zielone oczy co rusz odnajdują mnie w tłumie, a jego figlarny uśmiech
sprawia, że serce mi topnieje. Każdego dnia kocham go coraz bardziej, nawet wtedy, gdy mam
ochotę go udusić.
Zaczyna tańczyć, a ja bacznie śledzę każdy jego ruch, dopatrując się oznak bezwładu rąk.
Powiedział, że po ostatnim koncercie zaczął czuć mrowienie w dłoniach. Dziś za to wygląda
świetnie.
Rozpoczyna się kolejny numer, a ja czuję nagły przypływ adrenaliny. Za każdym razem,
gdy słyszę tę piosenkę, uśmiecham się sama do siebie.
– Dziś na widowni jest ktoś wyjątkowy – mówi Eli.
O nie. Nie, nie, nie. Obiecał mi. Próbuję się schować, ale Nicole łapie mnie za rękę.
– Szoruj na scenę, i to już.
– Dziś na widowni jest moja dziewczyna. Poznałem ją na naszym koncercie ponad dwa
lata temu. – Eli puszcza do mnie oko. – Proszę, żeby dołączyła do mnie, bo chcę jej
przypomnieć, jak bardzo mnie kocha. Heather, chodź, chodź…
Wydymam wargi i przesyłam mu złowrogie spojrzenie. A on? Wybucha śmiechem. Ten
dupek się ze mnie śmieje.
Ochroniarz podaje mi rękę. Eli spogląda na mnie, a ja mówię mu, że go nienawidzę.
Wchodzę na scenę, Eli przyciąga mnie do siebie, a gdy całuje mnie w usta, widownia
szaleje.
– Kochasz mnie – szepcze mi do ucha.
– Nie na długo.
– Randy – woła do brata. – Musisz mi pomóc zaśpiewać ten numer.
Randy się śmieje.
– Widzę, że to nie przelewki.
– Jest kobietą mojego życia, musi to poczuć! – krzyczy Eli.
Dobry Boże, to się nie dzieje naprawdę. Mój chłopak wraz Shaunem, PJ-em i Randym na
oczach wszystkich robią sobie ze mnie jaja. Gołymi rękami uduszę Eliego, a potem poproszę
Savannah, żeby zamordowała swojego męża.
Przeklęci bracia Walsh.
Rozbrzmiewają pierwsze takty muzyki i Eli zaczyna śpiewać.
Po pierwszej zwrotce nagle przerywa.
Wyciąga mnie na środek sceny i śpiewa, patrząc mi w oczy, gdy mnie przytula, wszystko
wokół przestaje istnieć. Kołyszemy się w takt muzyki, a ja przestaję zwracać uwagę na światła
i na widownię. Po moim zawstydzeniu nie ma śladu, bo udaję, że jesteśmy sami w domu.
Wyobrażam sobie, że Eli i ja stoimy w kuchni, a on mówi do mnie słowami swojej piosenki.
Zerkam na widownię i widzę, jak rozbłyskuje światłem tysiąca telefonów. Wyglądają jak
gwiazdy migoczące tylko dla nas.
Gładzę go po karku i całuję w policzek, gdy kończy śpiewać.
– Kobieta mojego życia… – Wyciąga do mnie rękę.
Eli przytula mnie i ponownie całuje.
– Po koncercie przyjdź za kulisy. Jest jeszcze jedno wspomnienie, które pragnę wskrzesić.
Kręcę głową i wybucham śmiechem.
– Kocham cię, Eli.
– Ja ciebie bardziej.
Podobnie jak za pierwszym razem, gdy Eli zaprosił mnie na scenę, moje przyjaciółki
zasypują mnie pytaniami.
– Co ci powiedział na ucho? – pyta Kristin.
– Poprosił, żebym przyszła za kulisy – mówię, krztusząc się ze śmiechu.
– Byłam przekonana, że ci się oświadczy – stwierdza Danni. – Jestem trochę
rozczarowana, że tego nie zrobił.
Wybałuszam oczy i na chwilę mnie zatyka. Nie przyszło mi to do głowy. To znaczy,
myślałam o tym, bo kilka dni temu powiedział, że jest bardzo szczęśliwy. Byłam już zamężna,
w ogóle nie zależy mi na pierścionku, ale w skrytości ducha bardzo tego pragnę.
Do tej chwili nie zaprzątałam sobie głowy czymś takim, ale teraz robi mi się trochę
przykro.
Nicole trąca Danni i podchodzi do mnie.
– Kotku, jesteście szczęśliwi. Nie potrzebujesz pierścionka, żeby się w tym utwierdzić.
Przełykam gorycz rozczarowania. Nie muszę wychodzić za mąż, co ma być, to będzie.
Najważniejsze, że jest mój.
– Głupoty mi chodzą po głowie.
Nicole potakuje.
– Uwierz mi, na tym stadionie nie ma dziewczyny, która nie czułaby do ciebie nienawiści.
Eli cię pocałował, zaśpiewał ci i zaprosił cię za kulisy. Gdyby do tego ci się oświadczył,
musieliby cię zamknąć dla twojego bezpieczeństwa.
Wybucham śmiechem i przyznaję jej rację. Bycie na świeczniku dalece odbiega od
normalności. Gdy Eli dostał nominację do Emmy, świat stanął na głowie. Ludzie bez przerwy nas
zaczepiali, myślałam, że dostanę jakiegoś skurczu od ciągłego uśmiechania się do zdjęć. Że nie
wspomnę o niepochlebnych komentarzach w prasie na temat naszych ubrań, fryzur, mojego
makijażu, a wszystko ku uciesze gawiedzi. Każde posunięcie Eliego tylko zwraca na nas uwagę.
Dlatego najbardziej lubię, gdy jesteśmy sami w naszym gniazdku w Tampie.
Choć Eli rzadko bywa w domu, udało nam się wypracować kompromis, tak jak obiecał.
Po koncercie idziemy za kulisy. Chłopaki schodzą ze sceny, a ja przytulam każdego
z osobna. Shaun i PJ są zawsze pierwsi do imprezowania. Mogłabym przysiąc, że w ich żyłach
płynie alkohol zamiast krwi.
I wtedy go dostrzegam. Jego przystojną twarz rozjaśnia szeroki uśmiech. Zmierza prosto
do mnie, obejmuje mnie w pasie i podnosi, kręcąc się w kółko.
– Cześć, piękna.
– Cześć, seksowny. Jestem na ciebie wściekła.
– Wiesz, że musiałem to zrobić – tłumaczy Eli.
– Aha.
Stawia mnie na ziemi i całuje w nos.
– Chodźmy w jakieś ustronne miejsce.
Uderzam go w ramię.
– Nie będziemy uprawiać seksu w autokarze.
Eli przytula się i uśmiecha radośnie.
– Ależ owszem, będziemy.
Zaczynam protestować, ale Eli kuca i przerzuca mnie sobie przez ramię.
– Eli!
– Mówiłem ci, że idziemy do autokaru! – krzyczy i odwraca się do zgromadzonych na
przyjęciu gości. – Nie będzie nas kilka godzin. Muszę doprowadzić moją dziewczynę do ekstazy.
– O Boże! – Klepię go po tyłku. – Już po tobie.
Słyszę odgłos otwieranych drzwi autokaru, a Eli stawia mnie na ziemi.
– Coś czuję, że tym razem darujesz mi życie – mówi, całując mnie.
– Nie bądź tego taki pewien.
Eli tyłem wchodzi po schodach, a ja nie mogę uwierzyć w to, co widzę. W autokarze są
dziesiątki zapalonych świec i mnóstwo róż. Kwiaty stoją na każdej wolnej powierzchni. Świece
rzucają ciepłe światło na ich delikatne pąki. Jest tak pięknie, że łzy napływają mi do oczu. Do
sypialni usypano szlak z płatków róż. Wstrzymuję oddech i spoglądam na Eliego.
Nie wierzę, że to się dzieję naprawdę.
– Co ty robisz? – pytam, bo Eli klęka przede mną.
– To, co chciałem zrobić od dawna.
Zakrywam usta, gdy uchyla wieko czarnego pudełeczka.
– Heather Covey, całe życie czekałem na kobietę, przed którą będę mógł otworzyć serce.
Spotkaliśmy się na koncercie, kochaliśmy się w tym autobusie i odtąd jesteś jedyną osobą, którą
pragnę mieć u swego boku. Wiem, że jesteśmy szczęśliwi, ale…
– Tak! – wykrzykuję na cały głos. Nie mogę się powstrzymać.
– Jeszcze nie skończyłem – skarży się Eli, wybuchając śmiechem.
Klękam naprzeciw niego i śmieję się razem z nim, choć oczy mam mokre od łez.
– Skarbie, chcę, żebyś została moją żoną. Chcę się wszystkim z tobą dzielić. Chcę dać ci
moje nazwisko, bo moje serce już masz. Czy wyjdziesz za mnie?
Rzucam mu się w ramiona i całuję go w usta.
– Tak, tak, tak! – mówię i ponownie go całuję. – Tak bardzo cię kocham.
– To dobrze – odpowiada Eli i scałowuje mi z twarzy łzy.
Patrzę, jak wsuwa mi na palec przepiękny diamentowy pierścionek. Podziwiam, jak
migocze w świetle świec. Zostanę jego żoną. Idealnie pasujemy do siebie. Nie zaznałam dotąd
takiego szczęścia. Spoglądam na niego i dotykam jego policzka.
– Nie wiem, jak mogłam bez ciebie żyć. – Pocieram kciukiem jego zarost. – Tak bardzo
cię kocham.
Eli wstaje i pociąga mnie za sobą. Otacza mnie ramionami.
– Zanim cię poznałem, nie miałem pojęcia, co to znaczy naprawdę żyć. Czekałem na
ciebie.
– Nie musisz już dłużej czekać. – Uśmiecham się, przypominając sobie, że to samo
powiedziałam mu kilka lat wcześniej.
Eli spogląda na mnie z miłością, która zapiera mi dech w piersi.
– Czekałbym na ciebie do końca świata.
Nie mogę się powstrzymać, więc idę za głosem serca i całuję go. Eli prowadzi mnie do
sypialni. Tym razem nie zamierzam nigdzie uciekać.
Leżę w jego objęciach, rozkoszując się tym, jak idealnie do siebie pasujemy. Po chwili do
serca wkrada mi się smutek. Mój pierwszy ślub był tylko cywilny, ale wiem, że Eli marzy
o hucznym weselisku. Mojej siostry nie będzie przy mnie, a poza tym nie mam nikogo, kto
mógłby mnie poprowadzić do ołtarza.
– Hej, co się stało?
Zawsze wyczuwa moje zmiany nastroju. Muszę nauczyć się lepiej je maskować.
– Żałuję, że nie będzie z nami Stephanie ani moich rodziców. Wiem, że mój ojciec by cię
nie znosił. Ale moja mama byłaby przeszczęśliwa.
Eli przytula mnie mocniej.
– Akurat tego jednego nie mogę ci dać, choć bardzo bym chciał.
– Wiem.
– Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił – wyznaje Eli. – Ale chwileczkę, co
miałaś na myśli, mówiąc, że twój ojciec by mnie nie znosił?
Siadam i uśmiecham się na wspomnienie mojego tatusia.
– Nikt nie był wystarczająco dobry dla jego córeczek. A poza tym nigdy cię nie lubił.
Musiał w kółko wysłuchiwać peanów na twoją cześć. Cały czas słuchałam waszych płyt, nie był
tym zachwycony. Przestrzegał mnie przed związkiem z jakimś muzykiem. Jak widać, nie
posłuchałam go.
Gdy Four Blocks Down pojawili się na muzycznym firmamencie, wpadłam w obsesję na
ich punkcie i oświadczyłam mojemu tacie, że kiedyś wyjdę za mąż za Eliego. Ojciec powtarzał
mi, że chłopcy są głupi i że powinnam się trzymać od nich z daleka, a już zwłaszcza od
muzyków. Chcę wierzyć, że zmieniłby zdanie, gdyby poznał Eliego. W każdym razie zabawnie
byłoby zobaczyć ich kiedyś razem.
Eli spogląda mi w oczy i uśmiecha się lekko.
– Na pewno bym go do siebie przekonał.
Gładzę go po policzku, a diament na moim palcu migocze w świetle świec.
– Tatuś przekonałby się, że nie jesteś rozwydrzonym, egoistycznym dupkiem, który
wykorzystuje dziewczyny, a potem je porzuca.
– Takie miał zdanie na mój temat?
Wybucham śmiechem.
– Tak mi się wydaje.
Eli chwyta mnie i kładzie się na mnie.
– Cóż, za kilka tygodni zostaniesz moją żoną.
– Tygodni?
Eli potakuje.
– Tygodni. A konkretnie za trzy tygodnie.
– Chwileczkę! – Odpycham go. – Chcesz się żenić za trzy tygodnie? Nie mam sukienki
ani nic! Nie możemy wziąć ślubu za trzy tygodnie!
To dla niego typowe. Podobnie było z wycieczką na Antiguę. Przyszedł do domu, kazał
mi się spakować i cztery godziny później byliśmy już w drodze. Poprosił nawet Brody’ego, żeby
wziął urlop w moim imieniu. Ale i tak Eli jest dla mnie wszystkim.
– Termin już zaklepałem, wszyscy zostali powiadomieni.
– Wszyscy o tym wiedzą? – Popycham go. – Dopiero mi się oświadczyłeś! Nawet nie
zdążyliśmy wyjść z tego autokaru, jakim cudem udało ci się zaplanować nasz ślub?
Eli wzrusza ramionami i uśmiecha się z zadowoleniem.
– Wiedziałem, że powiesz „tak”.
Z jękiem opadam na łóżko. Nie jestem na niego zła, ale czasami doprowadza mnie do
białej gorączki.
– Okej, to kiedy ma się odbyć nasze wesele?
Moje życie jest pełne miłości, a mój mężczyzna jest kompletnie szalony. Tylko on mógł
zaplanować wesele jeszcze przed oświadczynami.
Wyłuszcza mi szczegóły swojego planu, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem.
Zaplanował wszystko od a do z. Nie jestem pewna, czy chcę go całować, czy raczej sprać na
kwaśne jabłko. Eli tłumaczy się swoim napiętym grafikiem. Za miesiąc zaczyna zdjęcia do
nowego filmu w Vancouver i chciałby, żeby nasz ślub odbył się przed jego wyjazdem.
– Naprawdę chcesz, żebyśmy się pobrali na jachcie? – pytam.
Tego jednego detalu nie potrafię zrozumieć.
Eli odgarnia mi włosy z twarzy.
– Tak, z kilku powodów. Po pierwsze, to będzie prostsze z punktu widzenia zapewnienia
nam ochrony i ograniczenia liczby gości. Po drugie, lubię jachty, nasza pierwsza randka miała
miejsce na pełnym morzu. – Uśmiecham się. – A po trzecie dlatego, że nie będziesz mogła mi
uciec.
– Uciec?
– Tak, nie będziesz mogła przejść przez ogrodzenie, jeśli strach cię obleci. Będę cię miał
przy sobie już na zawsze.
Epilog
Do diabła. Dziś wychodzę za mąż.
Stoję przed lustrem w sypialni i spoglądam na siebie z niedowierzaniem. Dzień po
naszych zaręczynach spotkałam się z Kennedy, naszą wedding plannerką. Na spotkanie
przyjechała furgonetką wypełnioną po brzegi dekoracjami weselnymi, w których mogłam
przebierać do woli. Wcześniej sądziłam, że to agentka Eliego jest groźna, ale od Kennedy też
niejednego mogłabym się nauczyć.
Nie minęły dwa dni, a miałam wybraną kreację, kwiaty, menu i sukienki dla druhen. To
niesamowite, ile można załatwić dzięki nieograniczonemu budżetowi oraz kobiecie, która nie
uznaje słowa „nie”. Gdy jeden z kontrahentów oznajmił, że nie wyrobi się w terminie,
powiedziała mu, że nie ma wyboru.
– Och, Heather… – Do sypialni wchodzi Nicole i spogląda na mnie oczami pełnymi łez.
– Wyglądasz przepięknie.
Przyglądam się swojemu odbiciu. Fryzjer zebrał mi włosy, wypuszczając kilka blond
kosmyków. Mój makijaż jest nieskazitelny. Delikatny, ale wyrazisty. A sukienka? Nadal nie
mogę uwierzyć, że ją mam na sobie.
– Naprawdę?
Nicole staje tuż za mną w błękitnej sukience, którą dla niej wybrałam, i kładzie mi dłonie
na ramionach.
– Tak, skarbie. Wyglądasz zjawiskowo.
Dotykam satynowego materiału sukni i podziwiam jej idealny krój. Nicole i Kennedy
spierały się w kwestii wyboru sukienki, ale Nicole uparła się, żebym zmierzyła model, który dla
mnie wybrała. Sukienka ma okrągły dekolt, obcisły krój, który rozszerza się ku dołowi. Jest
klasyczna, elegancka i piękna.
– Nie wierzę, że sam to wszystko zaplanował – stwierdzam z podziwem, spoglądając
w lustro.
– Masz szczęście, ty suko – prycha Nicole i obie wybuchamy śmiechem.
Wiem, że mam szczęście. Ilekroć patrzę na mojego niewiarygodnie seksownego
narzeczonego, przypominam sobie, jak wyjątkowa jest nasza relacja. Oczywiście po drodze
pojawiają się problemy, nic w życiu nie jest idealne, ale on jest tego wart.
Kristin zagląda do pokoju.
– Jesteście gotowe? Musimy już jechać do portu i wysłać limuzynę do parku.
Przewracam oczami na myśl o tym, do czego Eli się posunął, żeby utrzymać nasze wesele
w tajemnicy przed paparazzi. Uparł się, że nie pozwoli, żeby choć jedno zdjęcie trafiło do prasy.
Dla zmyłki wynajął park, do którego poszliśmy po śmierci Steph, i dodatkowe limuzyny.
Kristin, Danielle, Nicole, Savannah i ja wsiadamy do limuzyny i ruszamy do portu. Na
nasz ślub zaprosiliśmy tylko rodzinę i najbliższych, bo chcieliśmy się pobrać w kameralnej
atmosferze.
– Gotowa? – pyta Savannah, gdy parkujemy przy molo.
Bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Pomogła mi odnaleźć się w tym życiu na świeczniku.
Jestem jej za to ogromnie wdzięczna i nie mogę się doczekać, aż zostaniemy rodziną.
– Jak najbardziej.
– Tak się cieszę waszym szczęściem – mówi i bierze mnie za rękę.
Kennedy otwiera drzwi i wygania nas na zewnątrz.
– Raz, raz. Udało nam się zgubić ogon, musimy szybko wejść na pokład, zanim dopadną
nas fotoreporterzy. – Gdy się ociągamy, klaszcze w dłonie. – Drogie panie, to nie są żarty,
ruszajcie się.
Wymieniamy spojrzenia, a ja powstrzymuję śmiech.
Po wejściu na pokład kierujemy się na pierwsze piętro do przestronnego, wygodnego
salonu. Jacht robi niesamowite wrażenie. Przy części jadalnianej wydzielono parkiet do tańca,
łazienka jest bardzo luksusowa, a na pokładzie znajduje się także kilka sypialni. Czuję się, jak na
małym statku wycieczkowym.
– Myślicie, że Eli ma tremę? – pytam dziewczyn.
– Jestem pewna, że Randy go związał, żeby do ciebie nie pobiegł – mówi ze śmiechem
Savannah. – Cierpliwość nie jest jego mocną stroną.
– Z pewnością – zgadza się Nicole. – Kto, do cholery, planuje wesele przed
oświadczynami?
– Moim zdaniem to bardzo romantyczne – stwierdza Kristin z uśmiechem.
Zgadzam się z nią. Bez wątpienia mój narzeczony jest trochę szurnięty, ale nie brakuje
mu uroku.
– Cóż, niebawem wyjeżdża na zdjęcia, więc gdybyśmy nie pobrali się teraz,
musielibyśmy czekać kilka miesięcy.
Po chwili pojawia się Kennedy i mówi nam, dokąd mamy pójść. Lustruje uważnie każdą
z dziewczyn, upewniając się, że wyglądają idealnie.
Nicole podchodzi i przytula mnie.
– On jest tym jedynym, Heather. Zasługuje na ciebie. – Sięga za dekolt i wyciąga kopertę,
a ja od razu wiem, co się święci. – Chciałam ci to dać przed wyjściem, ale na śmierć
zapomniałam. Stephanie prosiła, żebym ci to wręczyła w dniu twojego ślubu, gdy poznasz
mężczyznę, który będzie na ciebie zasługiwał.
Trzęsącą się dłonią sięgam po list.
– Nie dam rady go przeczytać – wyznaję.
– Chcesz, żebym ja ci przeczytała?
– Nie… – Wzdycham. – Ale na pewno się rozkleję.
Nicole dotyka mojej dłoni.
– Zajmę się Kennedy. Nigdzie nam się nie śpieszy.
Nicole dotrzymuję obietnicy i informuje Kennedy, że wyrzuci ją za burtę, jeśli mi
przeszkodzi. Siadam na krześle i rozkładam kartkę. Choć moja siostra zawsze jest przy mnie, dziś
bez niej było mi trochę smutno, dlatego mam nadzieję, że się nie rozkleję przy lekturze.
Heather,
mam nadzieję, że to przeczytasz, i proszę Cię, nie płacz!
Zasługujesz na to, żeby pokochał Cię ktoś wyjątkowy. Zawsze dbałaś o innych, dlatego
mam nadzieję, że znalazłaś mężczyznę, który Cię pokochał. Nie pamiętam małżeństwa naszych
rodziców tak dobrze jak Ty, ale wziąwszy pod uwagę to, co mi o nich opowiadałaś, mam
nadzieję, że Twój związek jest podobny. Modlę się, żeby Twoja druga połówka była choć
w niewielkim stopniu tak cudowna, jak jesteś Ty sama.
Choć nie ma mnie przy Tobie, wiedz, że gdy w końcu przeczytasz ten list, będę
z uśmiechem patrzyła na Ciebie z góry. Jeśli jest słonecznie, to dlatego, że ja świecę. Jeżeli pada
deszcz, to dlatego, że chciałam Ci zepsuć makijaż, cóż, siostry już takie są. Jeśli rozpętał się
huragan, tata próbuje dać Ci coś do zrozumienia albo po prostu masz strasznego pecha.
Mam nadzieję, że jesteś dziś szczęśliwa. Chcę, żeby uśmiech nie schodził z Twoich ust,
nawet jeżeli za mną tęsknisz. Zawsze jestem blisko, bo jesteś częścią mnie. Tak bardzo Cię
kocham. Chciałabym móc powiedzieć Ci, jaka jesteś piękna i wyjątkowa, ale ten list musi Ci
wystarczyć.
Na koniec przekaż mu, że jeśli to spierdoli, poproszę moje znajome duchy, żeby już nigdy
nie zmrużył oka.
Kocham Cię
Stephanie
PS Następny list dostaniesz, jak urodzisz dziecko albo jak skończysz pięćdziesiąt lat.
W każdym razie jeszcze się usłyszymy.
Wsuwam list za wstążkę ślubnego bukietu, żeby mieć Stephanie przy sobie, gdy będę szła
do ołtarza. Spoglądam z uśmiechem w niebo spowite koralowo-fioletową łuną. Niezły z niej
gagatek, nawet zza grobu nie przestaje się ze mną droczyć.
Siostra byłaby zachwycona moim ślubem. Na pewno spierałaby się ze mną o kolor
sukienek, smak tortu, jednym słowem, o wszystko, co tylko przyszłoby jej do głowy. Pokłóciłaby
się z Kennedy i z Nicole. Z całą pewnością pokochałaby Eliego. Widzieli się zaledwie kilka razy,
ale wiem, że trzymałaby jego stronę. Eli ma w sobie to coś, czemu trudno się oprzeć. To
irytujące, jak bardzo jest uroczy.
Rozlega się pukanie do drzwi, wstaję, żeby je otworzyć.
– Gotowa? – pyta mnie Brody z uśmiechem.
– Tak. – Biorę go pod ramię.
Brody całuje mnie w policzek i wychodzimy z pokoju.
– Cieszę się. Eli to porządny gość.
– To prawda – potwierdzam z uśmiechem.
– Jak się czujesz po lekturze listu?
– W porządku. Tęsknię za nią. Bardzo mi jej brakuję, ale zawsze jest przy mnie.
Brody zatrzymuje się przy schodach.
– Byłaby z ciebie bardzo dumna.
Oczy zachodzą mi łzami. Spoglądam w górę, wachluję twarz i modlę się, żeby nie płakać,
zanim stanę przed ołtarzem.
– Cholera. Nie rozmawiajmy już. Nie mam zamiaru płakać przed ślubem.
– Zgoda, skupmy się na tym, żebyś o coś nie zahaczyła.
– Dobra.
Gdy wchodzimy na górny pokład, dopada mnie zdenerwowanie i ściskam mocniej ramię
Brody’ego. Rozmyślam o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie. Dzięki Eliemu przestałam się
bać. Nie czekam na kolejną katastrofę. Cieszę się tym, co mamy. Jest przy mnie i wspiera mnie
na każdym kroku. Gdy chciał odejść z serialu, mogliśmy o tym porozmawiać. Chciał, żebym
zrezygnowała z pracy, ale ustaliliśmy, że jednak zostanę. Towarzyszę mu podczas wizyt
u lekarza, ale nie jestem odpowiedzialna za jego leczenie. Liczę się z tym, że może nadejść czas,
gdy stan jego zdrowia ulegnie pogorszeniu, ale pogodziłam się z tym. Jeśli tak będzie, wspólnie
stawimy temu czoło.
Kennedy podchodzi do mnie i poprawia mi welon.
– Pora na nas.
Podwójne drzwi się otwierają, chwytam mocniej ramię Brody’ego, żeby się nie potknąć.
Pokład wygląda niesamowicie. Wszędzie stoją bukiety błękitnych i zielonkawych kwiatów, białe
krzesła prezentują się bardzo elegancko, a całość oświetlają girlandy migoczących światełek. Jest
przepięknie.
Rozlegają się pierwsze takty muzyki i zapominam o bożym świecie. Rozpływam się, gdy
tylko mój wzrok pada na ukochanego. Czarny smoking opina jego muskularną sylwetkę,
podkreślając szerokie bary i wąską talię. Patrzymy sobie w oczy i on rozpromienia się
w uśmiechu. Chcę jak najszybciej rzucić mu się w ramiona. Nie mogę już dłużej czekać.
Robię chwiejny krok naprzód, ale na szczęście Brody mnie podtrzymuje.
Zbliżamy się, a ja oddycham coraz swobodniej. Ucisk w sercu powoli ustępuje.
Docieramy na miejsce i w chwili, gdy Brody łączy moją dłoń z dłonią Eliego, ronię łzę.
Spoglądam na mojego przyjaciela, który jest mi bliski jak brat. Brody puszcza do mnie oko
i całuje mnie w policzek.
– Teraz masz już nowego partnera.
Po policzku płynie mi kolejna łza.
– Dziękuję – przytakuję mu.
– Bądź dla niej dobry – mówi Brody i podaje moją rękę Eliemu.
– Obiecuję.
Gdy pastor zaczyna swoją przemowę, ogarnia mnie całkowity spokój. Wyznajemy sobie
miłość w otoczeniu rodziny i przyjaciół. Eli wsuwa na mój palec obrączkę wysadzaną gęsto
diamencikami, a ja rewanżuję się obrączką z tytanu. Gdy je wybieraliśmy, Eli powiedział mi, że
brak przerw między diamencikami na mojej obrączce symbolizuje wieczność. Ja wybrałam dla
niego najtrwalszy z metali.
– Ellington i Heather postanowili sami napisać treść przysięgi – oznajmia pastor.
– Heather, twoja kolej.
Biorę głęboki oddech.
– Nigdy nie wierzyłam w przeznaczenie. Moje życie odzwierciedlało moje przekonania.
Uwierzyłam, że skoro istnieje siła wyższa, która steruje światem, nie mogę być wiele warta, bo
moje życie jest w rozsypce. Dlatego usiłowałam wszystko kontrolować. I wtedy poznałam ciebie.
W dniu, w którym moje przyjaciółki wyciągnęły mnie na koncert, spotkałam swoje
przeznaczenie. Nie wiedziałam, że jedna chwila może podważyć wszystkie moje dotychczasowe
przekonania, ale dzięki tobie tak się stało. Pokazałeś mi, że dobrze jest niekiedy zaryzykować.
Udzieliłeś mi schronienia w trudnym czasie. Dałeś mi siłę, żebym mogła uwierzyć w lepsze jutro.
– Gdy po policzku spływa mu łza, ocieram ją, tak samo jak on ocierał moje łzy. Mocno ściskam
jego dłoń. Chcę mu pokazać, jak bardzo w nas wierzę. – Obiecuję, że nigdy od ciebie nie
ucieknę. Obiecuję, że będę przy tobie, nawet gdy wszystko wokół nas legnie w gruzach. Będę cię
wspierać w trudnych chwilach. Przysięgam, że nigdy nie zwątpisz w moją miłość, bo będę ci ją
okazywać na każdym kroku. Jesteś moją drugą połówką. Jesteś moim wybawieniem i bardzo cię
kocham. Oddaję ci swoje serce, swoją duszę i swoje życie.
Wzdycham głęboko i bezskutecznie próbuję powstrzymać płacz. Nicole podaje mi
chusteczkę, ale Eli ociera moje łzy. Wymieniamy uśmiechy, a pastor wskazuje na niego.
– Nie szukałem miłości. Nie wypatrywałem jej, nie miałem też nadziei, że nadejdzie, ale
wtedy cię poznałem. W morzu ludzi wypatrzyłem ciebie. Nagle straciłem oddech. Myślałem
tylko o tym, żeby z tobą porozmawiać, dotknąć cię i poznać. Musiałem dopiąć swego. Nie
sądziłem, że ta jedna chwila zaważy na całym moim życiu. Nie wiedziałem, że spełnią się słowa
piosenki. Jesteś kobietą mojego życia. Skąd miałem wiedzieć, że jedna noc może wszystko
zmienić. Świadomość, że cię mam, to wszystko, czego pragnę. Heather, nie ma ogrodzenia,
którego bym dla ciebie nie przeskoczył. – Śmieję się przez łzy, a Eli uśmiecha się promiennie.
– Nigdy w nas nie zwątpię. Stawię czoło każdej przeszkodzie. Nigdy nie będziesz się czuła
osamotniona, bo zawsze będę przy tobie. W trudnych chwilach obiecuję zwracać się do ciebie
o wsparcie. Gdy ci będzie ciężko, będę twoją ostoją. Będę cię kochał mimo twoich łez, lęków
i zwątpienia. Nawet kiedy będziemy daleko od siebie, będę cię kochał mimo odległości. Od dziś
obiecuję, że będziesz każdym moim dniem i każdą nocą.
Łzy szczęścia płyną mi z oczu i myślę tylko o tym, żeby go pocałować. Eli wsuwa mi na
palec obrączkę i obejmuje dłońmi moją twarz. Zaczyna mnie całować, jeszcze zanim pastor
ogłasza nas mężem i żoną.
Pieczętuje tym samym nasz los.
Scena bonusowa
Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku,
dziękuję za słowa wsparcia i uznania i mam nadzieję, że lektura tej książki sprawiła Wam
przyjemność! Macie ochotę śledzić dalsze losy Eliego Walsha? Jeśli tak, zapiszcie się do mojego
newslettera, a w Wasze ręce trafi wyjątkowy bonusowy rozdział, którego nie przeczytacie
nigdzie indziej!
Zapisz się tu: www.subscribepage.com/BonusWOT
Czasami żartuję, że napiszę zwięzłe podziękowania, ale potem sobie przypominam, że
gdy piszę książki, staję się kompletną wariatką. Wszyscy, którzy mają wówczas ze mną do
czynienia, zasługują na wiele więcej niż kilka słów podziękowań.
Dziękuję:
Mojemu mężowi i dzieciom. Nie wiem, jak ze mną wytrzymujecie, ale brak mi słów,
żeby wyrazić, jak bardzo jestem wam za to wdzięczna. Kocham was całym sercem.
Moim beta czytelniczkom – Katie, Melissie, Clarissie i Sherze. Bardzo wam dziękuję za
miłość i wsparcie podczas pracy nad tą książką. Doskonale się z wami bawiłam! Rozśmieszacie
mnie do łez, ilekroć mam ochotę rzucić to wszystko w diabły.
Moim asystentkom, Melissie i Christy. Jesteście kochane. Choć jestem szalona, zawsze
trwacie przy mnie.
Mojej agentce Danielle. Dziękuję, że znosisz nieskładne wiadomości, które ci wysyłam,
i wyłuskujesz z nich sens. Nie masz pojęcia, jak bardzo jestem ci za to wdzięczna.
Moim Czytelniczkom i Czytelnikom. Naprawdę nie wiem, jak mam wam dziękować.
Nadal nie potrafię pojąć, jak to możliwe, że chcecie mnie czytać. Jesteście dla mnie wszystkim.
Blogerkom i blogerom. Jesteście sercem i duszą tej branży. Dziękuję, że mimo natłoku
zajęć czytacie moje książki. Jestem wam za to ogromnie wdzięczna.
Mojej redaktorce Ashley, która zawsze zachęca mnie do podejmowania ryzyka. Mam
ogromne szczęście, że mogę z tobą pracować. Uwielbiam nasz wspólny proces twórczy.
Sommerowi Steinowi z Perfect Pear Creative za przyjaźń i najpiękniejszą okładkę.
Janice i Karze za korektę i dbałość o najdrobniejsze szczegóły!
Christine z Type A Formatting, twoje wsparcie jest nieocenione. Kocham cię za twoje
piękne serce.
Dziękuję:
Bait, Stabby i Corinne Michaels Books – kocham was nad życie.
Melissie Erickson, jesteś wspaniała. Uwielbiam na ciebie patrzeć.
Zaś Vi, Claire, Mandi, Amy, Kristi, Penelope, Kyla, Rachel, Mia, Tijan, Alessandra,
Syreeta, Meghan, Laurelin, Kristen, Kendall, Kennedy, Ava, Leylah i Lauren sprawiają, że chcę
się doskonalić.
Dziękuję za to i za waszą bezwarunkową miłość.
Ostatnio edytowany przez opowiadacz (2025-02-05 01:10:03)
Offline
Strony: 1